No ale widzę że jak na lekkie uderzenie Tira i niezbyt przyjemne walnięcie w
barierkę i niż poważniejszego...zależy od okoliczności i kąta
uderzenia.Ale jesteś cały i to jest ważne
To i ja coś dorzucę.
W końcu lat 90-tych, gdy był spory boom na DU, niewiele się mówiło o poziomie bezpieczeństwa Tico. No, ale rynek samochodowy w Polsce wyglądał wtedy zupełnie inaczej... Dla mnie (jak również dla wielu innych) liczyło się to, że można było wyjechać z salonu całkiem fajnym autkiem za rozsądne pieniądze.
Z czasem (i w miarę napływu rosnącej ilości sprowadzanych z zagranicy większych aut) coraz więcej rozmawiało się ze znajomymi na temat bezpieczeństwa. Przyznaję, że w pewnym momencie naprawdę miałem niezłego stracha. Ale tak się złożyło, że miałem możliwość obejrzenia kilku tico bezpośrednio "po przejściach" (nie na zdjęciach, lecz w rzeczywistości) i... jakoś nie wyglądało to najgorzej - oczywiście biorąc pod uwagę szansę na przeżycie lub odniesienie obrażeń u ludzi. Moje spostrzeżenia potwierdził kiedyś (w przypadkowej rozmowie) człowiek zajmujący się szacowaniem szkód powypadkowych w PZU; twierdził on, że autko nieraz trudno przywrócić jest do stanu używalności, "powyciągać" itd.; w wypadku gnie się mocno, ale... w miejscach, gdzie przewidział to konstruktor - znaczy: tak ma być. Nadwozie jest skonstruowane w ten sposób, że niszczy się wszystko "dookoła", ale miejsce dla pasażerów - na samym końcu.
Wreszcie naprawdę optymistycznie spojrzałem na sprawę bezpieczeństwa, gdy zobaczyłem zielone tico mojego sąsiada, który (wraz ze swoim kilkuletnim dzieckiem na tylnym siedzeniu) przeżył wypadek w Lublinie. Stanął na skrzyżowaniu za ciężarówką; chwilę potem zobaczył w lusterku wstecznym, że jadący autobus niespodziewanie zmienia pas ruchu, lokując się za tikiem. Niestety, kierowca autobusu jechał dość szybko, zmienił pas sądząc chyba, że stoi tam tylko ciężarówka (może nie zwrócił uwagi na tikulca, może widok zasłaniał jakiś inny poruszający się samochód? <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />). Finał był taki, że hamujący autosan miał ok. 40 km/h na liczniku, kiedy huknął w tył tico; autko "poleciało" do przodu i walnęło swoim przodem w ciężarówkę.
Sąsiadom nic się nie stało - kolega mocno się przestraszył i wnerwił (co nie jest dziwne), a dziecko było jedynie wystraszone zachowaniem ojca. Okazało się, że autko było na chodzie i po załatwieniu oględzin i formalności kolega podwiesił chłodnicę na kawałku sznurka (na szczęście nie rozszczelniła się) i wrócił "o własnych siłach" z powrotem do domu (70 km). Na drugi dzień byłem u niego w garażu i oglądałem uważnie tikulca: przód sprasowany, tył zmiażdżony, ale kabina w idealnym stanie i wymiarze! Wszystko było pogięte na tych śmiesznych przetłoczeniach karoserii - to tutaj auto pochłonęło energię. Przyznaję, że rodzaj uszkodzeń pozwolił mi uwierzyć, że nie jest tak źle z naszym bezpieczeństwem. W razie kolizji trudno, nieraz trzeba się pogodzić z utratą auta, ale nie jest ono najważniejsze. Osobiście uważam, że takie rozwiązanie, jak w Tico, jest o wiele lepsze od przypadku pierwszych polonezów, które były bardzo sztywne i odporne na uszkodzenia, jednak po wypadkach mocno cierpieli ludzie...
Tak jeszcze wtrącę... Hm, to były czasy; pamiętam, że wspomniany kolega dał ogłoszenie o sprzedaży rozbitka; w końcu zgromadziło się przed jego garażem kilku chętnych klientów, którzy wzajemnie podbijali sobie cenę, a kumpel patrzył i uwierzyć nie mógł, co się dzieje <img src="/images/graemlins/szok.gif" alt="" />... Sprzedał samochód za cenę wyższą o 1/4 od kwoty, jaką zamieścił w ogłoszeniu... <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" />
Przyznaję, że osobiście najbardziej obawiam się bocznych uderzeń. Jakoś tak wąsko jest i w ogóle... Zresztą bok auta jest jednym z najczulszych punktów nie tylko Tico. Poza tym wierzę w to, co ktoś już przede mną napisał, że prawdopodobieństwo wystąpienia kolizji zależy w głównej mierze od zdolności przewidywania i rozumowania kierowcy. Tez czasem jeżdżę szybko, jednak ZAWSZE zadaję sobie pytanie, czy panujące warunki (ruch, droga, pogoda) na to pozwalają. W razie obiekcji potrafię zwolnić - IMHO taką umiejętność nabywa się z czasem <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />. Staram się też myśleć trochę więcej od innych kierowców; przede wszystkim dlatego, że to jednak ja jadę "tym mniejszym", a poza tym dlatego, że jakoś sobie bardziej ufam, niż innym na drodze <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />.
Krótko: mam 18 lat czynnej, prawie codziennej praktyki za kierownicą (10 lat tico, pozostałe auta - zawsze większe), mój łączny "przebieg" to ok. 250 kkm i (odpukać) nawet żadnej stłuczki (no, raz matiz puknął w tylny róg, ale u mnie zupełnie nic nie było, a w mietku wgiął się błotnik). Fakt, sporo wyniosłem z kursu na prawo jazdy - 3 razy skasowany duży fiat <img src="/images/graemlins/biglaugh_.gif" alt="" /> - ale nigdy z mojej winy <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" /> : pierwsza jazda, 100 m od ośrodka, trzecie skrzyżowanie i trolejbus cofnął sobie wprost na mój przód; drugim razem poldek wjechał swoim tyłem w drzwi instruktora (szukałem miejsca do zaparkowania, a poldek wyjeżdżał z zaśnieżoną tylną szybą); trzeci raz to urwane koło podczas jazdy... Miałem pecha, i to solidnego <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" /> - na szczęście zaowocowało to chyba w mojej późniejszej "karierze": po prostu wiem, co się może zdarzyć.
Tak więc radzę: myślmy za kierownicą, róbmy użytek z wyobraźni - to potęguje nasze szanse. Bać się nie bójmy (bo zwariować można), ale przewidujmy sytuacje na drodze. <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />