Chciałem podregulować ręczny, bo brał zbyt wysoko i nierówno. Nie udało się: lewe koło trudno zmusić do hamowania, prawe da się podciągnąć - ale po kilku zaciągnięciach ręcznego - grzeje się. Na regulacji obie śruby nie leżały równo.
Pacior mówił, że trzeba zajrzeć do tylnych hamulców. I że zakładał niedawno rzemieślniczą linkę, ale nie miał do niej przekonania, bo chyba szybko się "wyciągnęła". Na szczęście wraz z samochodem dostałem nową oryginalną, więc zabrałem się za te hamulce i wymianę linki.
Na początek poszło prawe koło. W środku było wszystko OK - tylko trudno było zdjąć bęben, bo już się rancik zrobił i w końcu wytargałem go razem z bebechami.
Tak wyglądała tarcza kotwiczna po zgrubnym oczyszczeniu - chyba zabezpieczona kiedyś tylko podkładem reaktywnym:
Od razu wziąłem szlifierkę kątową i dokonałem "usprawnień".
Zrobiłem fazkę na wewnętrznym obrzeżu bębna, co zlikwiduje problem rantu i bęben przy ponownym demontażu będzie schodził bezproblemowo:
Wyciąłem szczelinę na samym dole tarczy kotwicznej - tędy będzie spływała woda, która dostanie się do wnętrza bębna:
Przy tej okazji postanowiłem sam przetestować różne preparaty na rdzę. Prawą tarczę kotwiczną oczyściłem, pomalowałem "Brunoxem" 2 razy...
... potem dwukrotnie farbą "Cynkal":
Na koniec prysnąłem bęben czarną farbą żaroodporną i złożyłem wszystko do kupy. Potem zabrałem się za lewe koło - tutaj bęben sam prawie spadł po odkręceniu nakrętki. A pod nim ukazało się...
Jak widać, nie było szans na dobre działanie tego hamulca. Rurka samoregulatora leżała sobie swobodnie na osi bębna (nawet wgłębienie od tarcia się zrobiło na rurce), pałąk jakoś dziwnie wygięty (jakby dorobiony z innego drutu), blaszka samoregulatora osłabiona od rdzy i pogięta w paragraf (za mocna sprężyna?). Czyli szczęki były wciąż odsunięte od bębna i nie dawały rady dobrze hamować, o jakiejkolwiek regulacji ręcznego też można było zapomnieć. Więc to nie była wina rzemieślniczej "rozciągniętej" linki. Pacior złożył hamulce i one działały, ale miał rację, że trzeba zająć się nimi - a ja myślałem, że wystarczy tylko wyregulować ręczny.
Porównanie prawego samoregulatora do lewego, który się rozleciał w bębnie:
Podobnie, jak przy prawym kole: wszystko rozebrałem, oczyściłem obustronnie tarczę z rdzy (szczoteczka druciana, papier ścierny), wyciąłem szczelinę w tarczy na odpływ wilgoci. Na bębnie zlikwidowałem rancik i sfazowałem, wyczyściłem, pomalowałem od zewnątrz farbą żarodoporną. Wyjąłem popychacze z cylinderka (nie ruszając samych tłoczków), wymyłem spirytusem z brudu i odrobiny korozji, podobnie jak dostępne powierzchnie wewnętrzne cylinderka, przesmarowałem pastą do hamulców. Tarczę kotwiczną w ramach testów :-) wymalowałem dwukrotnie od środka: prawą połowę od razu "Rust Controlem", a lewą od razu "Cynkalem". Po wyschnięciu złożyłem wszystko, wykorzystując w miejsce zniszczonych elementów samoregulatora (pałąk, blaszka i niektóre sprężynki) stare części hamulca z mojego "srebrniaka". Jednak jakoś dziwnie się to składało: bębny niewiele zużyte, szczęki grube, a zębatkę samoregulatora podczas jego rozkręcania (celem zbliżenia szczęk do bębna) musiałem wykręcić bardzo daleko, aż doszła do końca blaszki działającej na zębatkę. Znaczy w dalszej eksploatacji zębatka zaraz sama spadnie z tej blaszki i całość znów się rozleci. Przyjrzałem się: ktoś kiedyś spiłował połowę zębatki - całą tulejkowatą część dystansującą zębatkę od rurki samoregulatora (widać na zdjęciu wyżej). Ciekawe, dlaczego? Czyżby przy wkładaniu nowych szczęk i bębna, nawet skręcony maksymalnie samoregulator nie pozwalał na włożenie bębna? Nie wiem. W każdym razie - po wstępnej regulacji samoregulatorów (tak, jak robiłem to w moim "srebrniaku") hamulce są bardzo słabe, a pedał głęboki. Linki ręcznego też nie dało się dobrze wyregulować tak, żeby gwinty leżały obok siebie. Po prostu samoregulatory nie pracują właściwie. Zakupię i założę nowe.
Niestety, podczas demontażu lewego hamulca linka nie dała się wysunąć z tulejki - już po 2 latach rdza zrobiła swoje. Tulejka wyszła wraz z linką z tarczy kotwicznej i udało mi się ją oswobodzić dopiero w imadle. Nie lubię "druciarstwa" - został tylko fragment kołnierza tulejki, czyli nie udałoby się jej pewnie zamocować w tarczy, więc postanowiłem dorobić coś w zamian - o czym dalej.