wyśle na
maila dokładny adres jeśli interesuje Cię ten zakład.
Może wpisz ten adres do wątku "Warsztaty", może kiedyś przyda się innym? <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />
(Linka do wątku znajdziesz w LINKOWNI.)
wyśle na
maila dokładny adres jeśli interesuje Cię ten zakład.
Może wpisz ten adres do wątku "Warsztaty", może kiedyś przyda się innym? <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />
(Linka do wątku znajdziesz w LINKOWNI.)
Co Ty, Leo też bierzesz leki jak Kwaśniewski?
Czasami... <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
Ale staram się wtedy powstrzymać od pisania... <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" /> Zaś to, co wyżej, weszło już na stałe do zwyczajów zlosnikiowych, prawda? <img src="/images/graemlins/skromny.gif" alt="" />
nie no wiadoma sprawa że standardowo odtłuszczenie i zmatowienie i
rozebranie szafek musi nastąpić .. chodzi mi tylko o przody (drzwiczki
i przody szuflad )
Maluje się farbą akrylową - można zlecić nawet wymieszanie specjalnie dobranego koloru (droższa impreza, ale jeśli zależy Ci na specjalnym odcieniu, to polecam).
Ja malowałem szafki kuchenne na wybrany przez małżonkę kolor zielony - wymieszano mi w sklepie taką farbę akrylową. Po przygotowaniu podłoża (zdjęcie frontów, oczyszczenie, zmatowienie, odtłuszczenie) malowałem dwukrotnie wałkiem z gąbki. Z krawędziami zafundowałem sobie sporo pracy - oklejałem taśmą (taką do mocowania na żelazko, którą potem przycina się ostrym nożykiem i dobrze jest wygładzić jej krawędzie drobniutkim papierkiem ściernym, tzn. zrobić maleńką fazkę na krawędzi taśmy - bo taką tylko uciętą można się skaleczyć). Efekt dobry - nawet teraz, po 10 latach.
Do takich robót trzeba mieć jednak fronty szafek w dobrym stanie - bez odłupanych krawędzi. Nawet ładnie pomalowane, ale postrzępione drzwiczki kiepsko wyglądają. Jeśli są one zniszczone, może pomyśl nad zamówieniem i docięciem pod wymiar płyty paździerzowej 18 mm (z okleiną)? Można kazać od razu obrobić krawędzie taśmą na żelazko (chociaż to można śmiało zrobić samemu), albo trwałą okleiną PCV - jest kilka grubości (na pewno 1 i 2 mm) - koszt to max. 2 zł za 1 mb. Jeszcze kwestia zawiasów: zależy, jakie masz - albo wykorzystać stare, albo szarpnąć się i zakupić nowe (mogą być firmy BLUM, dość trwałe), co wiąże się ze zleceniem frezowania otworów pod nie.
Chętnie odpowiem na dalsze pytania. Zachęcam do odnawiania szafek kuchennych (moje mają ok. 30 lat, a nie widać tego po ich wyglądzie... <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" />).
Firmy nie będę polecał ale mało jest dobrych.
Marek, a ja jednak zapytam: jakie firmy Ty poleciłbyś? <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />
Witaj. Ja nigdy nie miałem w Tico nic na dachu ale myślę, że obawy dotyczące
osiągów oraz wrażliwości na boczny wiatr są przesadzone.
Też tak myślę... Chyba to tylko wyobraźnia za dużo podpowiada... <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" />
Jedynym kłopotem może być obciążenie bo zdaje się, że dopuszczalne
obciążenie dachu to 30kg? Normalny rower (nie jakiś superlekki) waży
14-17kg więc już 2 rowery mogą przekroczyć normę.
Zgadza się, 30 kg. IMO jest to jednak bardzo ostrożne oszacowanie dopuszczalnego obciążenia ze strony producenta - woziłem (i to przez setki km) cięższe rzeczy (ok. 40 kg), ulokowane i zabezpieczone po dobrym namyśle - nic złego się nie działo. Mimo tego nie namawiam do przekraczania 30 kg.
Dodatkowo mocowanie
bagażnika w Tico nie jest zbyt pewne (na ścisk) więc zachowywałbym
szczególną ostrożność na zakrętach przy transporcie rowerów ze względu
na wysoko położony środek ciężkości.
Też byłem zaskoczony sposobem montażu, ale po przetestowaniu bagażnika dachowego z różnymi ładunkami zmieniłem zdanie. IMHO nie jest ono (mimo pozorów) gorsze od tradycyjnego rozwiązania, znanego ze starszych samochodów (uniwersalne bagażniki na rynienki dachowe).
Podstawa to jednak troskliwe i uważne zamocowanie łap belek w specjalnych wycięciach. Jeśli zrobi się to prawidłowo (kwestia pomyślunku i doświadczenia <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />), można śmiało jechać nawet w dalekie trasy. <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" /> Przypominam - ważne jest też pewne przymocowanie klamotów i uważniejsza jazda (ze świadomością, że coś tam na dachu leży). I proponuję też nie przekraczać owych 30 kg (a jeśli już, to nie przesadzać).
Jak ktoś
juz póbował tak jeździć to prosiłbym o podzielenie sie wiedzą i
odczuciami
Osobiście nie próbowałem, ale sądzę, że nie masz się czym przejmować <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />. Wiele razy wiozłem (również tico) bagaże na dachu (belki + kosz bagażowy) i nic się nie działo złego <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />. Moje wrażenia: czasem nieco zwiększony hałas podczas jazdy z pewnymi prędkościami (o dziwo, występowało to szczególnie wtedy, gdy na dachu były same belki); gdy powierzchnia ładunku jest duża, zwiększa się trochę wrażliwość na podmuchy wiatru (ale nieznacznie - albo to tylko takie wrażenie <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />). Ogólnie jeździ się normalnie, trzeba jednak zważać na masę ładunku (w instrukcji piszą o 30 kg, większość - przynajmniej starszych aut - tolerowała masę do 50 kg), troskliwie mocować bagaż, no i oczywiście jeździć ostrożniej (ograniczyć odpowiednio prędkość, unikać nagłych przyspieszeń i hamowań, a przede wszystkim - pamiętać o zwiększonej wysokości auta (szczególnie z rowerami) <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />; ważne np. przy wjeździe do garażu czy przejeżdżania pod gałęziami.
BTW - akurat wczoraj zafundowałem sobie box dachowy. Jak go przetestuję, podzielę się wrażeniami. <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
Nie ma za co <img src="/images/graemlins/waytogo.gif" alt="" />
Leo <img src="/images/graemlins/hahaha.gif" alt="" /> <img src="/images/graemlins/hahaha.gif" alt="" />
<img src="/images/graemlins/confused.gif" alt="" /> Nie wiem, o sso chozi jahby, ale cieszę się, że się dobrze bawisz. <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />
Dziekuje leo za wskazowki ktore mi przekazales jest to dla mnie wazne i
postaram sie do nich zastosowac!
Nie ma sprawy.
Aha - nie musisz już kopiować treści zapytania, wątek został przesunięty tutaj i już go "wyczyściłem". <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" /> Jest tutaj: KLIK .
Mam nadzieje ze moge liczyc w dalszym
ciagu na Twoja pomoc!
<img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />
A zastanawiałeś się kiedyś co się dzieje wokół takich miejsc, gdzie lądują
śmieci, gdzie załatwiane są potrzeby fizjologiczne? Jakoś mi nie
pasowałoby takie sąsiedztwo.
Nie zastanawiałem się nigdy, bowiem Barteq nic nie napisał o tym <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" />. Za to napisał:
Cytat:
Tyle że auto jest tyle o ile "zadbane" i nie wygląda jak wrak.
Stąd można byłoby wnosić, że nie ma tego problemu na tym parkingu, zaś
Cytat:
Jak auto stoi za długo w jednym miejscu to zapewne są skargi
stąd wynika, że problemem nie są śmieci ani nic podobnego. <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />
Odpowiadałem Barteq'owi w związku z tym jednym, szczególnym przypadkiem, z opisu którego wynika, że raczej nie ma problemów wymienionych przez Ciebie <img src="/images/graemlins/smirk.gif" alt="" /> (a może są, tylko Barteq nie zauważył <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />). Również nie akceptuję wraków na ulicach, jak także urządzania sobie w nich noclegowni. <img src="/images/graemlins/bzik.gif" alt="" />
BTW u mnie na osiedlu bezdomni kupili sobie w 4 nyskę. Jak auto stoi za
długo w jednym miejscu to zapewne są skargi, ale ci ludzie siłą
własnych rąk przepychają nyskę na inny parking i dalej tak mieszkają.
Jak pamiętam to już 2 czy 3 lata tak z tym sobie radzą... Tyle że auto
jest tyle o ile "zadbane" i nie wygląda jak wrak.
O, to mogliby przecież interes zrobić - pilnować Waszych aut <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />. Wystarczy, że jeden z nich (na zmianę) miałby oko na parking; w nocy w razie draki byłaby ich siła - 4 facetów <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />. Zarobić parę groszy mogliby, mieszkańców pewnie niewiele to by kosztowało, a na pewno byliby zadowoleni... I nikt raczej by się nie skarżył, więc bezdomni mieszkaliby w jednym miejscu. <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" /> <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
WTRĘT- dodany lub wstawiony element jakiejś wypowiedzi lub jakiegoś utworu
wyodrębniający się z jednolitej całości
Żródło: Słownik Języka Polskiego (PWN)
Podziękował Wasylkowi. <img src="/images/graemlins/uklon.gif" alt="" />
<img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
Dobrze, że udało Ci się uporać z problemem, ale co do powyższej teorii, to
mam pewne wątpliwości. Nie sądzę, żeby zanieczyszczony filtr paliwa
miał wpływ na opóźnienie reakcji po wciśnięciu gazu. Przecież benzyna
zasilająca silnik pobierana jest z komory pływakowej gaźnika, a nie
bezpośrednio z baku. Objaw ten - moim zdaniem - wyeliminowany został
przez wymianę któregoś z pozostałych elementów.
Mam takie samo zdanie, co Leszczugd - IMHO w tym wypadku winy poszukać trzeba byłoby gdzie indziej, nie w filtrze paliwa. <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />
Ta wiadomość się przyda gdyż muszę wezwać fachowców (ze spółdzielni) do
wymiany zaworu gazowego. Sam bym to załatwił, ale nie mam możliwości
odcięcia gazu na czas wymiany. Zapytam przy okazji ile by wzięli za
podłączenie. Jak mniej, to też im to zlecę i nie będę fatygował Stacha,
jak więcej, to go trochę wykorzystam.
Ja też potem (po podłączeniu kuchenki) zatrudniałem fachmanów do zmiany i przeniesienia zaworu <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />. Nie byli to ludzie ze spółdzielni, lecz znajomi mojej sąsiadki, która poprosiła ich o to samo - więc ja też się "podpiąłem" i mieli dwie "fuchy" za jednym zamachem <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />. W moim przypadku nie było kłopotu z zakręceniem dopływu gazu - tuż przed gazomierzem jest zawór na kwadrat (przypuszczam, że u Ciebie powinno być tak samo; chyba, że gaz jest rozliczany ryczałtem na blok i nie posiadasz własnego licznika <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />).
Przyszło dwóch gazowników; wykręcili stary zawór, ucięli i nagwintowali rurkę, założyli nowy zawór (wyżej). Nie było żadnych papierów, pieczątek (robota prywatna); nie pamiętam już dziś, ale wzięli 40 albo 60 zł (z ich nowym zaworem kulowym, nic nie kupowałem).
Podłączałem już trzy kuchenki i jeden junkers, i to nie przy pomocy węża,
tylko na sztywno. Zawsze przy sprawdzaniu instalacja była szczelna. Po
prostu trzeba to robić trochę uważniej niż w przypadku instalacji
wodnej i oczywiście sprawdzić szczelność.
Jasne. Kiedyś moi rodzice zamieszkali na wsi w domu jednorodzinnym, gdzie nie było gazociągu, trzeba było korzystać z butli. Wówczas też sam przeprowadzałem naprawy i remonty leciwej kuchenki. No, ale to inna sytuacja była - własny dom, określona ilość gazu, która mogła się ewentualnie wydobyć... W bloku, gdzie teraz mieszkam, ryzyko jest inne; ewentualne błędy mogą zaszkodzić nie tylko mnie, więc zostawiam takie prace ludziom z większym doświadczeniem. Jakoś tak uspokajam sumienie... <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />
Gwoli scislosci to byl dwusuw smarowany mieszanka. W czterosuwie smarowanie
masz caly czas kompletne.
Oczywiście, wcale nie twierdziłem inaczej. <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
<img src="/images/graemlins/20.gif" alt="" />
Lampki byjamniej na zdjęciach wyglądają całkiem .
"Przynajmniej", nie "bynajmniej" (u Ciebie "byjamniej" <img src="/images/graemlins/bzik.gif" alt="" />), drogi Chrisie.
Zwróć na to uwagę i nie powielaj często pojawiającego się błędu, wynikającego z nieznajomości tego słowa i jego podobieństwa do innego... <img src="/images/graemlins/skromny.gif" alt="" />
Słownik Języka Polskiego on-line: bynajmniej (jest to słowo przeczące lub wzmacniające przeczenie, IMHO odpowiednik np. "całkiem nie", "ależ skąd") i przynajmniej (które można byłoby użyć w Twoim zdaniu). Chodzi po prostu o to, że "bynajmniej" jest zaprzeczeniem ("by najmniej" coś się wydarzyło, czyli życzymy sobie, aby to coś nie wystąpiło albo występowało jak najmniej / najrzadziej).
Przepraszam za wtręt, ale IMO należy przeciwdziałać używaniu tego słowa w sposób mylny, sprowadzający wypowiedź do bezsensu (sprzeczności) - z zacytowanego zdania wynika bowiem, że lampki na zdjęciu wyglądają bardzo niekorzystnie, a Ty chyba miałeś co innego na myśli..
<img src="/images/graemlins/20.gif" alt="" />
Ja długo nie wiedziałem że to mam w wartburgu
A potem i tak się okazało że nie działa tak jak powinno - chyba nie chciało
się rozłączać / złączać o ile pamiętam...
Być może coś było nie teges ze stalową linką w pancerzu, prowadzącą od wajchy do skrzyni biegów. <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />
Bo jeśli chodzi o samą wajchę, to pamiętam, że w pozycji pionowej blokowało się ją o taki ząbek, zrobiony w blaszce przeznaczonej do tego celu - trzeba było przesunąć wajchę w dół i lekko w bok, aż do zablokowania; w pozycji poziomej leżała ona sobie swobodnie <img src="/images/graemlins/skromny.gif" alt="" />.
oj zgasł jechałem niedawno A2 za Łodzią i mi się benzyna skończyła. Akurat
na horyzonzie był znak MOP i tam sobie "pożyczyłem benzynę od kogoś.
I tak ze 190km/h musiałem na luzie dojechać, przychamować przez wjazdem na
parking, potem przed zakrętem i jeszcze na końcu by się zatrzymać.
.
Z takim prędkościami jeździsz, Sławku, po polskich autostradach? W dodatku wiedząc, że za chwilę zgaśnie silnik (czyli zmienią się radykalnie warunki prowadzenia / opanowania pojazdu)? <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />
IMO nie jest to dobry przykład. Ryzykant z Ciebie. <img src="/images/graemlins/zolta.gif" alt="" />
Dawało się wyłączać w naszej poczciwej Syrenie.
W Trabancie było niewyłączalne, ale za to działało tylko na 4 biegu.
W Wartburgu nie wiem, czy było je można wyłączyć, bo miałem tylko Syrenę i
Trabanta.
W Wartburgu można było wyłączyć "wolne koło" - pod kierownicą była mała wajcha, którą przestawiało się do dołu lub poziomo. <img src="/images/graemlins/OK.GIF" alt="" />
Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie wyłączał "wolnobieżki" do zwykłej jazdy; ja np. blokowałem je tylko w zimie do jazdy na śliskich nawierzchniach, aby mieć pożytek z hamowania silnikiem. Przy tym trzeba było się pilnować i nie korzystać zbyt długo (i niepotrzebnie) z jazdy na biegu bez wciśniętego pedału gazu - szkoda silnika, który był w tym przypadku niedostatecznie smarowany.
Samochód to nie motocykl żużlowy, który to nawet nie ma wcale hamulców i
biegów.
Hamuje się na takim motocyklu, po prostu przymykając przepustnicę gazu i to
wystarcza.
... i w fazie końcowej hamuje się nogami... <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
No, ale nie ma co porównywać takiej maszyny (stworzonej do określonego celu) z innymi pojazdami. Motocykla żużlowego nie używa się przecież do jazdy po szosie (chociaż... pamiętam z lat dzieciństwa historię pewnego żużlowca, mieszkającego w sąsiedniej kamienicy, który daaawno temu uciekał przed milicją po ulicach Lublina; dopadli go dopiero wówczas, gdy mu się benzyna skończyła - bardzo malutki bak tam jest, bodajże ok. 1 litra mieści <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />). No, ale to nie ten wątek. <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />
Psze panów, starczy już tego nabijania sobie licznika. <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" />
Zamykam wątka.