Bardzo chętnie przytulę. Pójdzie do tico. :-)
Może niedługo jakiegoś spota umówimy?
Bardzo chętnie przytulę. Pójdzie do tico. :-)
Może niedługo jakiegoś spota umówimy?
@pacior Dziś przeglądając znany portal ogłoszeniowy w poszukiwaniu BMSów natknąłem się na takie coś:
Miernik pojemności ogniw 1-15V 18650
Ciekawe, na ile to skuteczne. A może być ciekawą alternatywą tej funkcji ładowarki.
Trochę uściślę wyjaśnienia Szarika: gdzieś kiedyś czytałem, że jest taki żelazny przepis dla konstruktorów aut, iż po zapaleniu się kontrolki rezerwy ma być w baku jeszcze paliwa na przejechanie minimum 50 km. Zwykle zostawiają oni jednak większy margines - rzeczywiście nieraz wystarcza na 80-100 km.
Tak jest np. w moim Dusterze - wiem, bo kiedyś go dokładnie litrażowałem. Najpierw chciałem sprawdzić, ile faktycznie wejdzie tam benzyny - tak pod korek, żeby widoczne we wlewie lustro paliwa już nie opadało. Instrukcja mówi o 50 litrach - i tyle faktycznie tankuje się na stacji do 2-3 odbicia (bez powolnego dolewania). Wziąłem kiedyś kanistry i kupiłem 60 l. W garażu opróżniłem bak maksymalnie, ile się dało. Wlałem 50 l - bez problemów. No to dalej - następna dycha poszła przez lejek... i dalej nic nie widać. Pojechałem tikiem i dokupiłem następną dychę. I tak, powoli wlewając, weszły w sumie 64 litry... czyli 14 l więcej!
Oczywiście zalałem przy tym całkowicie układ odpowietrzający... Więcej nie robiłem takich numerów. Ale od tej pory wiem, że pozostająca dla bezpieczeństwa przestrzeń jest naprawdę duża.
Do tico wchodzi mniej: nominalnie jest 30 l, dodatkowo wejdzie jeszcze 2 l.
Niektórzy wracając zza wschodniej granicy do PL tankują po tamtej stronie na full, bo jest taniej - podobno na stacjach są nawet przygotowane specjalne podjazdy, żeby można było przechylić auto przy tankowaniu (wtedy jeszcze więcej wchodzi) :-) . Bałbym się jednak zatankować pod korek i odstawić auto - gdy zrobi się cieplej, coś może strzelić. Jeśli tankujesz w Zgorzelcu pod korek i od razu ruszasz w trasę, to jeszcze OK - pewnie zanim dojedziesz do domu, sporo benzyny zdążysz spalić. Ale nie zostawiaj samochodu z wypełnionym pod korek bakiem.
Wracając do wskazań paliwomierza i wyświetleń komputera pokładowego: wedle mojej wiedzy, prawdopodobnie masz tak, jak w większości dzisiejszych samochodów - mianowicie wskaźnik ilości paliwa oraz kontrolka rezerwy sterowane są pływakiem w baku, ale komputer wyświetla zasięg nie opierając się o dane z pływaka, lecz przeliczając czas otwarcia wtryskiwaczy (zliczając dawki benzyny) i przejechany dystans. Czyli są to dwa dość niezależne układy. Współpracują tylko w dwóch momentach:
Dalej: układy oparte na pływaku mierzą ilość paliwa za pomocą rezystora i nie pokazują liniowo na wskaźniku ilości benzyny. Dowód:
Dodatkowo warto wiedzieć, że w nowoczesnych autach i tak elektronika rządzi - zrób eksperyment: podjedź na stację, włącz zapłon i tankuj, spoglądając na wskaźnik paliwa na zegarach - założę się, że choć wlejesz dziesiątki litrów, wskazania się nie zmienią i dalej będzie widoczny stan jak przed tankowaniem. Dopiero gdy wyłączysz zapłon i po chwili znowu włączysz - komp uruchomi procedurę odczytu wysokości pływaka i paliwomierz pokaże pełny zbiornik...
Poza tym wskaźnik na zegarach ma swoją całkiem sporą bezwładność (elektronika go trochę blokuje), inaczej miałbyś na zegarach ciągle skaczącą wskazówkę paliwomierza (lub dyskotekę światełek) podczas jazdy. Zwykle jest tak, że gdy poziom paliwa opadnie, a wskaźnik będzie pokazywał już tą niższą wartość, nawet gdy pływak na nierównościach podskoczy na chwilę do góry - wskazówka nie pójdzie wyżej.
No i warto wiedzieć, że w związku z tym, wcześniejsze niż zwykle zapalenie się kontrolki rezerwy (a co za tym idzie - brak wskazań zasięgu), MOŻE wprowadzić Cię w błąd. Prosta sprawa, sprawdzona przeze mnie: normalnie, podczas spokojnej jazdy po równej drodze, kontrolka rezerwy zapala się przy np. 6 litrach, co gwarantuje Ci spokojny dystans 80 km. Ale jedziesz pod górę (lub w dół, zależy od umiejscowienia pływaka w zbiorniku), albo ostro zahamujesz - paliwo się przelewa w baku, pływak znajdujący się w okolicach "rezerwy" opadnie na chwilkę w dół - wcześniej zapali się kontrolka, elektronika na pewno jej już nie wyłączy (aż do zatankowania) i zaraz stracisz wskazania zasięgu - a w rzeczywistości jest w baku jeszcze 10 litrów, na których zrobisz spokojnie np. 140 km... Tak też bywa. Na szczęście, w drugą stronę to nie zadziała - tzn. kontrolka nigdy nie zapali się później, niż trzeba, żeby po 20 km było całkiem sucho w baku. :-) Te 50 km masz gwarantowane, często więcej, a przez nagłe zmiany położenia pływaka - może kontrolka zapalić się wcześniej, paliwa masz więcej i pojedziesz dalej.
No chyba, że coś się popsuło. ;-)
PS. Nie ma sensu polegać na fabrycznych wskaźnikach, bo one nie są dokładne. O dokładne informacje musiałem postarać się sam, montując własnoręcznie UKP (Uniwersalny Komputer Pokładowy), który po skalibrowaniu daje mi więcej precyzyjnych informacji.
EDIT: Współczesne auta lepiej tankować wcześniej. Popatrz, jak straszą konsekwencjami:
https://moto.wp.pl/co-sie-stanie-gdy-skonczy-sie-paliwo-w-baku-6068432137733249a
@tom83ek napisał w Blackout - czy jesteśmy gotowi:
Ostatnio obiło mi się gdzieś o uszy, że zaczęły znikać agregaty prądotwórcze ze sklepów.
No i dobrze słyszałeś.
Jeszcze miesiąc temu w Liroyu widziałem mnóstwo agregatów - do wyboru, do koloru, różne marki, różne moce i możliwości, różne ceny. Parę dni po Twoim poście znów byłem w sklepie - poszły wszystkie agregaty, został na półce jeden, najdroższy... Myślę sobie - pewnie będzie dostawa niedługo, Ale byłem dziś i... nie ma żadnego. Ludzie wykupili dosłownie wszystkie.
Ja po przemyśleniach zaopatrzyłem się w lampę naftową i piecyk naftowy do ogrzewania. Nieźle trafiłem, akurat był ostatni i obniżyli cenę, żeby się pozbyć. Dobry jest o tyle, że można go używać w zamkniętym pomieszczeniu; lejąc dobrą naftę ponoć nie ma żadnych zapachów. Z promiennika gazowego zrezygnowałem ze względu na to, że nie lubię smrodu z ogrzewania butlą gazową, do tego jest to straszny generator wilgoci. Poza tym zakup dużej butli gazowej i trzymanie jej przez nie wiadomo jaki czas wydaje mi się ryzykownym przedsięwzięciem. A naftę można kupić i trzymać latami, nic się nie stanie.
Tymczasem mam zamiar używać tego piecyka w garażu zimową porą.
Jeszcze tylko trzeba kupić naftę odpowiedniej jakości...
Strzelam: filtr powietrza? :-)
EDIT - dobra, sprawdziłem - nie filtr. :-)
Googlowa grafika wywala popielniczkę w rzeszowskim Foxie :-) - ale to też nie to.
"Pochłaniacz pyłu" jest częścią układu zasysania powietrza, ale innego systemu, niestosowanego u nas:
Nie odpowiem, bo nie wiem. Nie oglądam TV.
Duster doczekał się większego serwisu. Po 10 latach i prawie 100 kkm przebiegu. :-) Do tej pory wymieniałem tylko kilkakrotnie olej co ok. 15 kkm (choć książka mówi o 30 kkm), dwukrotnie filtr powietrza książka: co 90 kkm) i przeciwpyłkowy, raz płyn hamulcowy i raz świece (książka: po 60 kkm, ja to zrobiłem po 82).
A dziś zostało zrobione:
Staram się zostać przy oryginalnych częściach. Nie kupowałem w ASO (bo drogo), lecz poszukałem w necie i znalazłem sklep w Sulejówku, który wysłał mi części oryginalne w dobrych cenach, z rabatem i darmową przesyłką. Za cały zestaw rozrządu (pasek, rolka, napinacz, zaślepki wałów, śruba koła pasowego), zestaw paska osprzętu (pasek, rolka, napinacz), oryginalną pompę GMB z logo Renault (z uszczelką), komplet filtrów (powietrza, przeciwpyłkowy, oleju + podkładka), a na zapas klocki i szczęki hamulcowe TRW (fabryczne kiedyś się skończą - pewnie w przyszłym roku zajrzę do hamulców) - zapłaciłem w sumie 960 zł. Da się przeżyć, jak na taki serwis po 10 latach, w trakcie których inwestowałem właściwie tylko w olej (raz płyn hamulcowy i oryginalne świece, dwa razy filtry to groszowe sprawy).
Jestem szczerze zdziwiony wytrzymałością francuskiej myśli technicznej, już dojrzałej (przecież dusterowa mechanika 1,6 16V to stara, sprawdzona konstrukcja), do tego składanej w Rumunii. Długie interwały wymian trochę mnie zastanawiały, ale doskonały stan wymienionych części po 100 kkm i 10 latach świadczy o dobrej jakości i wykonaniu silnika. Dlatego IMHO warto trzymać się oryginałów.
Jeszcze jedna ciekawostka: francuski płyn chłodzący Glaceol RX o żółtej barwie - nie jest tani w porównaniu do popularnych np. Petrygo, Borygo czy K2. Kupowałem go w zeszłym roku - sprzedawca się dziwił, proponował coś tańszego i uniwersalnego - ale się uparłem na oryginał. Dostałem 4 litry, mogło być mało, sprowadzili mi więc koncentrat do rozrobienia; dodałem odpowiednio wody destylowanej (ma wytrzymać -32 st.) i wymieszałem.
No i dziś po 100 kkm miałem okazję obejrzeć cały spuszczony płyn oraz wnętrze paru fragmentów układu (pompa wodna, termostat i obudowa, węże). I co? Płyn był czyściutki, bez żadnych glutów, odbarwień itp. A układ w środku? Czysto w wężach, zaś metal mający kontakt z płynem był jedynie lekko ciemniej zabarwiony - ale jednolicie, bez jakichś smug czy różnych odcieni.
To mnie zastanawia mocno. Po Petrygo w SXie zostawał w układzie niebieski i biały osad, po paru wymianach trzeba było robić płukankę. Po K2 w PMie (i kilku kkm) spuszczony płyn był czarny, robiłem bardzo solidne płukanie układu. Chyba pomyślę o zastosowaniu tego francuskiego płynu w tikach. Warto trochę więcej zapłacić, ale nie zasyfiać układu i nawet wydłużyć resurs płynu.
@tom83ek Rozglądałem się w puławskim Brico-Depot (tańsza odmiana Castoramy) i Leroy-Merlin. W BD był tylko model Kasai 2,4 kW za 518 zł, w LM trzy - ten sam model za 499 zł (swoją drogą dziwne, bo BD reklamuje się jako najtańszy sklep, kiedyś nawet pisali, że jeśli gdzieś indziej kupisz coś taniej, to oddadzą różnicę w cenie - czyżby coś się zmieniło? :-) ); poza tym w LM był drugi model Kasai 3,6 kW (znaczy większy) i jakiś Zibro.
Owszem, Zibro jest producentem wielu piecyków naftowych, niestety, ich ceny są dużo wyższe od "chińszczyzny" Kasai (a swoją drogą... nie spojrzałem na kraj producenta Zibro - kto wie, może też ChRL...). Faktem jest, że Zibro kosztują dużo więcej. Ja zaś, biorąc pod uwagę stopień skomplikowania konstrukcji (jak pan na filmie stwierdził) - "jak konstrukcja cepa", zdecydowałem się od razu na produkt chiński. Miałem wziąć mniejszy model, bo nieco tańszy i na garaż oraz awaryjnie w mieszkaniu by wystarczył, ale okazało się, że w sklepie jest akurat ostatni model większego i zrobiono promocję - wystawili z ceną o stówę niższą, więc za 467 zł (zamiast 569) wziąłem większy, zamiast mniejszego za 499 zł. Poza tym ten większy jest brązowy (nie biały), więc pasuje mi kolorem w garażu. :-D
Niestety, te tańsze i prostsze modele knotowe Kasai właśnie się kończą, wchodzą teraz jakieś laserowe za wyższe ceny, więc chyba warto się pospieszyć.
KLIK do LM
Niestety, jeszcze go nie odpalałem, bo specjalnej nafty bezzapachowej "Kasai" lub "Toyotomi" nie było akurat w Puławach, zaś nie chcę lać jakiejś zwykłej, żeby nie śmierdziało później.
@smisnykolo - dzięki za filmik, ciekawy. Większość omawianych kwestii już znałem z łażenia po internetach, ale chętnie popatrzyłem na inne rozwiązania w innym modelu chińczyka (za nieco wyższą cenę).
I tak porównując: pewnym "minusem" dla mojego jest to, że nie ma opcji grzania garnków, bo górna pokrywa jest chłodna - po to, żeby się nie poparzyć. Jednak dla innych może to być zaletą, jeśli ktoś tego nie potrzebuje lub ma np. w domu dzieci. Ja do gotowania mam gaz w butlach turystycznych 2 kG.
W moim nie ma specjalnego wyjmowanego pojemnika na naftę, jest tylko jeden zasobnik, zintegrowany z komorą spalania. Uważam to za "plus" - nalewanie z kanistra za pomocą specjalnej pompki trwa pewnie nieco dłużej, za to eliminuje się ryzyko rozlania paliwa oraz utraty szczelności pojemnik-zasobnik.
Zapalanie: nie wiem, jak w tym modelu z filmu, ale w moim też wkłada się baterie i odpala prądem (jak na filmie), jednak można także zapalać zwykłymi zapałkami, jeśli np. baterie się "skończą". I tym jestem zainteresowany, bo do mojego wchodzą 4 baterie R14 (dość drogie), a z dostępnością baterii w czasie ewentualnego "blackoutu" będzie nieciekawie.
Jeszcze dwie sprawy: faktycznie, w internetach ludzie pisali (instrukcja potwierdza), że przejściowy zapach nafty może być wyczuwalny tylko przy odpalaniu i gaszeniu piecyka. Oczywiście w przypadku używania bezzapachowej nafty do piecyków, a nie takiej, jaka pod rękę wpadnie. Film to potwierdza. Zaś to, że pan nie mógł przez godzinę uruchomić sprzętu, świadczy tylko o tym, że nie doczytał instrukcji; otóż nowy knot, po wlaniu paliwa, musi pół godziny "naciągnąć" naftę - tak samo, jak w zwykłej lampie naftowej. Czyli trzeba było odczekać, a nie próbować uruchamiać przy suchym jeszcze knocie.
Przy okazji wziąłem zwykłą lampę naftową za 24 zł ( KLIK-takie są ) wraz z zapasowymi knotami, bo moja stara lampka jest dość mała.
Teraz rozejrzę się za zapasowym knotem i zapasem nafty bezzapachowej, która ostatnio podrożała. Z moich wyliczeń wynika, że w przypadku mojego piecyka intensywne grzanie nie powinno przekroczyć 2,50-3 zł za godzinę (film potwierdza), więc nie jest źle.
Chodzi tylko o współosiowość? Jeśli tak, to nie ma problemu - wystarczy kawałek drewnianego wałka o dopasowanej średnicy. Dawno temu z ojcem wymienialiśmy jakąś część sprzęgła w wartburgu (chyba łożysko wyciskowe właśnie), do wycentrowania użyliśmy kawałka kija od szczotki.
@Jaco Masz farta. Sprzęt za darmo, naprawiona tanim kosztem, tylko trochę własnej roboty... Funkcjonalna - bo pralka z suszarką, do tego wodooszczędna... Pozazdrościć. :-)
Przyznam się, że obecnie największe szanse widzę w tym projekcie i będę trzymał kciuki za sukces:
Izera
@pacior Na pewno nie jest to zła inwestycja, jeśli od czasu do czasu się przyda - w garażu, warsztacie, na działce...
A ja dziś, mając dzień wolny, pojechałem do Radomia po naftę. Chciałem kupić celem porównania trochę nafty firmy Toyotomi oraz innej, Kasai. W najbliższym puławskim LM nie mają żadnej, w Lublinie musiałbym jedną kupić w jednym miejscu i pojechać do innego sklepu po drugą - a w Radomiu mieli obie w jednym punkcie.
Od razu napiszę: jeśli ktoś planuje podobne zakupy, niech się pospieszy i weźmie większą ilość. Zaczyna się problem też z tym paliwem. W Puławach nie wiedzą, kiedy będzie dostawa... Po drugie, nafta jest zaczęła mocno drożeć. I trzecia sprawa - zdziwiłem się mocno, bo to nie jest zwykły zakup, że jedziesz do sklepu, zdejmujesz z półki, idziesz do kasy i masz. Na półce wcale nafty nie ma. Trzeba się zgłosić do pracownika, który pobiera kupę danych - włącznie z adresem zamieszkania, peselem i numerem dowodu. Wprowadza to w system i drukuje 5 kartek, z których 4 to jednobrzmiące oświadczenia, które klient musi podpisać. A są to oświadczenia podatkowe, że paliwo zostanie przeznaczone do celów opałowych (zwolnienie z akcyzy). Potem leci się z tym na magazyn, gdzie dopiero wydają i można zapłacić... Tak więc lepiej od razu wziąć więcej, jeśli finanse pozwalają.
Jeszcze co do samych firm: wyszukiwarka w internetach mówi, że obie powyższe firmy pochodzą z Japonii. Czyżbym więc nabył piecyk japoński, nie chiński (jak na wstępie podejrzewałem, biorąc pod uwagę różnice w cenach)? Muszę go dokładnie obejrzeć.
@bartex94 napisał w Opony 12 cali - 2018 r.:
Czy te opony będą pasować do tico?
Opony zimowe do tico 155/80 R12
Trochę za szerokie. Jeździć będą OK, ale przy maksymalnych skrętach na 90% będą ocierały o błotnik. A jeśli masz założone plastikowe nadkola, to już na 100%.
Ja mam letnie o centymetr węższe, bo 145/80 R12 i prawe koło ociera o nadkole przy skrętach. Może udałoby się temu zapobiec, dając dodatkowe wkręty i napinając plastik, ale nie chcę wiercić dodatkowych otworów.
@pacior Jednak lepiej samemu :-). Mniejsze ryzyko uszkodzenia gwintu, poza tym lepiej być świadomym, co tam się przy kołach dzieje... ;-)
Czytając Twój opis - dałbym sobie spokój z ładowaniem akumulatora. Gdybyś miał prąd w garażu, to jeszcze można byłoby się pokusić o podłączenie od czasu do czasu - ale wyciągać i tachać go do domu... nie ma sensu. Jeżeli używasz auta często, a raz na tydzień / dwa przeciągniesz go dłużej - powinno wystarczyć.
Za to namawiałbym Cię do regularnego zaglądania pod maskę (poziom oleju, płynu chłodzącego i hamulcowego plus rzut oka na silnik - czy nic nie cieknie, przewody nie trą o coś), a także sprawdzania ciśnienia w oponach (nie wiem, czy masz czujniki w kołach). To nie zajmuje dużo czasu, nie potrzeba specjalnych narzędzi czy prądu, a może przyczynić się do uniknięcia kłopotów. Raz na dwa tygodnie poświęcisz 2-3 minuty - i spokój.
We wtorek zalałem 2 l nafty do piecyka i zostawiłem, żeby knot naciągnął. Włożyłem baterie. Wczoraj uruchomiłem na próbę - odpalił jak Tico (tzn. "od pierwszego strzała" :-) ). Przez 1,5 godziny minimalnego grzania temperatura w garażu 20 m kw. (wyziębionym i dość przewiewnym) podniosła się z 8 do 12 stopni. Piecyk działa, grzeje. Rzeczywiście, lekki zapach nafty był przy odpaleniu, a potem po zgaszeniu; w trakcie pracy urządzenia nic nie czułem.
Sądzę, że do ewentualnego ogrzewania mieszkania najlepiej byłoby uruchamiać i gasić piecyk np. na balkonie, wtedy byłby zachowany maksymalny komfort co do jakości powietrza wewnątrz domu.
Kupiłem jeszcze na wszelki wypadek czujnik CO. Nie mam jeszcze doświadczenia w użytkowaniu takiego piecyka, więc strzeżonego...
Chociaż dałem tej zimy ticowi odpocząć, dziś podłubałem.
Dlaczego odpocząć? Bo szkoda mi go na solone drogi. Jeżdżę niewiele, krótkie trasy, więc większość czasu i tak spędziłby w garażu. Nie dostaje wilgoci z solą, więc przynajmniej go korozja nie żre. Po pierwszych opadach śniegu zacząłem jeździć wyłącznie dusterem, który jest lepiej zabezpieczony. Gdy będzie sucho, pojeżdżę tico.
Wczoraj wyczyściłem układ odpowietrzania skrzyni korbowej z zaworkiem PVC, mając na uwadze zapobieżenie ewentualnemu wypchnięciu simmeringu wałka rozrządu przy uruchamianiu na mrozie. No, trochę "masełka" tam już było - rozebrałem, przepchałem, przedmuchałem i wypłukałem benzyną ekstrakcyjną. Przy okazji popisałem się głupotą: chcąc przeczyścić króciec w pokrywie zaworów, nawinąłem na drut kawałek papierowego ręcznika i włożyłem do króćca. Od znajdującego się tam "masełka" papier rozmiękł i... urwał się. Nie chciałem go tam zostawiać, bo poleciałby do filtra oleju i zapchałby go, więc odkręciłem pokrywę zaworów celem usunięcia resztek papieru. Nie było to łatwe, bo wlot króćca jest zasłonięty blachą zamontowaną na stałe w pokrywie... Na szczęście blacha ma 3 małe otworki - grzebiąc drutem włożonym w króciec i manewrując pęsetą w otworkach, po kawałeczku wygrzebałem śmieci. Więcej takiego numeru nie zrobię... :-)
Wymieniłem olej w silniku. Przy okazji: kiedyś pisałem o tym, że otwór spustowy jest umieszczony ponad dnem miski, więc nie wszystek olej da się spuścić. W dusterze jest inaczej - korek jest w samym dnie, a że część miski nagwintowana pod korek jest grubsza (żeby było więcej gwintu), to nawet jest ten gwint z jednej strony nacięty tak, że olej spłynie do ostatniej kropli. Wspominałem kiedyś, że aby w tico pozbyć się całego oleju z miski (a na dnie jest przecież największy syf), zrobiłem sobie specjalną strzykawkę z wygiętą rurką - po spłynięciu oleju wkładam kilkanaście razy tę strzykawkę, ustawiam wlot rurki przy samym dnie i odciągam resztki oleju. Za każdym razem wyciągam w ten sposób prawie 200 ml najgorszych pozostałości. Wczoraj, podczas wymiany oleju, cyknąłem fotkę tego wynalazku - może komuś się przyda.
Jest to strzykawka 10 ml z kawałkiem elastycznego wężyka. Żeby nadać wężykowi pożądany kształt, wygiąłem i przyłożyłem kawałek drutu, po czym owinąłem wężyk tym drutem. Na koniec ściąłem końcówkę wężyka pod pewny kątem. Wężyk wkładam w otwór spustowy, przechylam strzykawkę tak, żeby wężyk dotknął dna miski i wyciągam resztę oleju.
@pacior Niestety, moja Contessa takiego bajeru nie miała...
Nie będzie łatwo znaleźć tych modeli. Może spróbuj poszukać samego silniczka według jego oznaczeń? Na jakichś oeliksach i innych portalach... Albo zapytać w jakimś starym zakładzie naprawczym, który jeszcze się gdzieś ostał...
@tom83ek napisał w Rozładowalnica - elektroniczne obciążenie ATORCH:
Aerometr posiadam i gdyby była tylko taka możliwość to bym sprawdził gęstość :)
👍
Pytanie, czy rozładowywałeś rzeczywiście całkowicie naładowany akumulator?
Rozładowałem akumulator tyle co wyciągnięty z samochodu którym dzień wcześniej zrobiłem 100km bez gaszenia silnika.
Zdaję sobie sprawę, że pewnie nie był w pełni naładowany ale mimo wszystko ta pojemność strasznie mała wyszła... jak na akumulator 61Ah
To prawda, mógł nie być naładowany stuprocentowo - to jedno.
Drugie - tak sobie teraz jeszcze pomyślałem, że jeśli ustawiłeś koniec rozładowywania na bezpieczne dla akumulatora 10,5 V (co zrozumiałe, też bym tak zrobił), to tak naprawdę wcale nie wyciągnąłeś z niego całej pojemności, jaką jeszcze dysponował. Gdyby to było "w warunkach bojowych", on jeszcze miałby siłę zakręcić trochę silnikiem, nawet przy takim napięciu.
Tak więc myślę, że owo wyliczone 17 Ah jest jednak zaniżoną wartością. Na pewno jest trochę więcej.
Ja na Twoim miejscu jeszcze bym z niego nie rezygnował; zobacz, zbliża się lato, te pół roku powinien jeszcze pośmigać. A na jesieni zdecydujesz...
Potem ładowałem akumulator kulonem 405 ustawiając napięcie na 16V i 5A. Kulon tak rozładowany akumulator naładował w 8h. Już po 3 godzinach ładowania prąd spadł do 4A a potem napięcie bardzo szybko zaczęło rosnąć. Po 5 godzinach napięcie wynosiło już 15,5V i prąd na poziomie 0,8A.
Jak rozumiem, to Kulon zdecydował o końcu ładowania, a nie Ty ustawiłeś z góry te 8 godzin? Skoro tak, to być może rzeczywiście mało energii wyciągnęła ta rozładowalnica, dlatego akumulator szybko dał się naładować do końca swoich możliwości. To znów przemawiałoby o tym, żeby go jeszcze na ciepłą porę roku zostawić w aucie, skoro po tak krótkim czasie dał się naładować.
A ja dziś trzeci dzień męczyłem tę moją Centrę Kulonem - napięcie ciągle wisiało na 15,8 V, natężenie wciąż na 1 A (Kulon nastawiony na maxa: 16 V, 5 A, 48 h). Akumulator troszeczkę cieplejszy, gazowanie lekkie było, gęstość delikatnie się poprawiła. Ale w końcu zdecydowałem się na rozwiązanie bardziej siłowe: wieczorem podłączyłem go do starego prostownika-samoróbki, gdzie nie ma automatyki. Co godzinę sprawdzam parametry: od 5 godzin napięcie wisi na 15,7 V, prąd leci 2,2-2,3 A, mocniejsze gazowanie, temperatura trochę wyższa niż przedtem, gęstość wyraźnie się poprawia. Na noc wyłączę, jutro sprawdzę gęstość i pewnie trochę go pomęczę jeszcze starym prostownikiem, a na koniec dam Kulona, niech automatyka dokończy sprawę.
W Tico od 2 lat użytkuję akumulator Asset wyprodukowany przez AutoPart z Mielca, który puki co nie sprawia problemów.
Nie znam, nie miałem doświadczeń. Widzę, że do Tico proponują 40 Ah. Czy bieguny ma normalne, czy na wąskie, dalekowschodnie klemy (fabryczne w Tico)?
Ponadto akumulatory z firmy AutoPart mają dostęp do korków i można bez problemu sprawdzać stan elektrolitu.
Tak jest, dla mnie dostęp do elektrolitu to podstawa. Bez tego zabawa z akumulatorem to wróżenie z fusów.