Okej, w takim razie
razem z bratem (który też ma Tico) dołączymy do Was
I bardzo dobrze!
Kto jeszcze ma ochotę na spota?
Okej, w takim razie
razem z bratem (który też ma Tico) dołączymy do Was
I bardzo dobrze!
Kto jeszcze ma ochotę na spota?
Ja daję do linki od
ręcznego (na sprężynę) penetrujący smar, a na jakieś sprężynki, gwint samo
regulatora i inne elementy narażone na rdzę, smar do przekładni kątowych, albo do
łożysk. Chodzi tylko o to, żeby sprężynki, blaszki itp. nie zardzewiały, a samo
regulator się nie zapiekł. Jeszcze trochę smaru daję do łożysk i na piastę (tylko
nie za dużo, żeby nie wyciekł). Na koniec śrubę, która trzyma bęben, smaruję, a do
jej pokrywy też daję trochę smaru (żeby się woda nie dostawała). Takim sposobem nie
mam problemu ze zdjęciem bębnów . Tylko nie wolno przesadzić, wiadomo czemu .
Problem ze zdjęciem bębnów najczęściej nie polega na braku smaru w piaście, lecz na
wytartych przez szczęki bębnach - wtedy na ich tylnej części tworzy się rant, który podczas demontażu bębna zaczepia się o szczęki tak, że nie da się go zdjąć. Trzeba się mocno natrudzić, żeby go ściągnąć - najszybciej da się ściągaczem. A gdy już zejdzie, to ze środka wysypuje się wszystko luzem, bo na siłę zdejmowany bęben wyrywa szczęki, a co za tym idzie - całą resztę...
Dlatego warto zaglądać do bębnów raz na jakiś czas, np. co 15 kkm.
Ja zawsze po demontażu likwiduję ten rant (który jest niewielki jeszcze) za pomocą małej ręcznej szlifierki. Raz użyłem szlifierki kątowej ("flexa"), ale porobiłem spore wyrwy. Dzięki takiej stożkowej, zwężającej się ku tyłowi fazce likwiduję rancik i zabezpieczam nieco przed stworzeniem się nowego, gdy szczęki znów powycierają wnętrze bębna.
No właśnie. Ja robię podobnie - lekkie przesmarowanie dwóch miejsc styku szczęki z tarczą, sprężynki, gwint samoregulatora - smarem do łożysk lub grafitowym. Muszę kupić smar miedziany... nigdy o nim nie pamiętam, a gdy przychodzi do pracy przy hamulcach, sklepy już są pozamykane.
Obowiązkowo też smar ŁT4S3 na łożyska - wewnętrzne bieżnie i od czoła z przodu i z tyłu. Do tego wałek piasty. Tutaj nigdy problemu z zapiekaniem się nie było. Przy okazji dostaje się trochę smaru na gwint piasty.
Tak mi się właśnie przypomniała ta sprawa, bo znajomy mechanik, z którym kiedyś rozmawiałem, twierdził, że bebechów hamulca nie należy niczym smarować - jedynie części łożyska. Mówił, że po smarowaniu elementów hamulca pył z okładzin i wszelaki brud będzie przylegał do smaru i będzie się robił większy syf, niż bez smaru.
Dlatego byłem ciekaw, czy ktoś stosuje tę metodę nieładowania smaru na sprężynki i samoregulator i jakie efekty to przynosi.
Tylko proszę - o 13... Dacie radę?
Keszakul, po prostu doszlifujesz do nas - do 13-stej na pewno się nie rozjedziemy. Będzie okazja się spotkać.
Mam pytanie techniczne do kolegów, którzy bawią się w grzebanie przy hamulcach: czy używacie do składania tylnych hamulców bębnowych jakiegoś smaru? Jeśli tak - to jakiego i co smarujecie?
No ale w niedzielę
nie budują chyba więc i ruch normalny. Ostatnio jak byłem spoko się jechało cały
czas.
OK, ale zwężki i ruch puszczony wahadłowo bywa też w weekend...
Tu kiedyś wracałem
z Lublina i powiedziałem że więcej nigdy tędy nie pojadę.
Znam dobrze tę trasę i bardzo mi się ona podoba. Dawno temu często nią jeździłem jednośladem... Lubię tę drogę, ale trzeba mieć na nią czas. I dobre zawieszenie.
Ja u siebie potrafię go odmulić
Wierzę.
Jest to możliwe gdyż jak piszesz jednak tędy będzie najbliżej.
Zatem umawiamy się gdzieś . Mogę podjechać po Ciebie.
Mam nadzieję, że uda mi się usprawnić tikulca, wtedy pojedziemy we dwa, spotykając się w Moszczance. A jeśli nie, zostawię dustera u znajomych w tej wiosce i polecimy razem.
Tymczasem umówmy się na godzinę i kto się jeszcze zjawi...
Ja proponuję Olimp o 11-stej. Zejdzie nam ze 3 h, więc o ludzkiej porze się rozjedziemy. Może być?
I. Przez Adamów, Kock i Lubartów masz 94 km, przy czym do Kocka droga taka sobie, potem bardzo dobra, a pod koniec jest słabo (budowa).
II. Przez Adamów, Przytoczno i Krasienin masz 90,5 km - droga cały czas taka sobie (ładna widokowo, ale nie podgonisz, za to nakręcić kierą się trzeba i czasami sporo wybojów).
III. Przez Moszczankę masz 89,5 km - przy czym do Ryk droga taka sobie, dalej bardzo dobra, a (prawie) ostatnie 23 km świetna (i służy odmuleniu silnika ).
Ja, gdybym chciał spiknąć się z Tobą po trasie, miałbym jak wyżej:
I. 93 km
II. 86 km
II. 69 km
Dodam, że znam Lublin (bo to moje miasto jest ), więc przewodnika masz. No i namawiam Cię do przejechania się tym kawałkiem ekspresówki. Zresztą, jak widzisz - to najkrótsza trasa no i warto poznać inną drogę.
Tyle, że jeśli nie wyeliminuję do niedzieli tych hałasów (prawdopodobnie od stabilizatora), to pojechałbym dusterem. Albo może - jeśli chciałbyś - umówilibyśmy się tak, że podjechałbym na miejsce spotkania dustkiem, a potem dosiadłbym się do Twojego...
Jednak mam nadzieję, że kupię te gumy do soboty, wtedy wymienię i nie będę miał obaw przed jazdą.
Jeśli chodzi o 11
maja, to pasuje mi przed południem
Sheeee?
Jaco?
Ktoś jeszcze?
Ja tam nigdy motórem nie jeździłem, więc nie umim...
To proste - chociaż "fizolofia" nieco inna.
W mniejszych motórkach zwykle bywa tak: masz na luzie. Jedynka to raz wajchą w dół. Potem dwójka - wajcha raz w górę. Trójka - znów w górę. Czwórka - znów raz w górę. Chcesz z czwórki na luz - wajchą trzy razy w dół.
Wsteczny - zsiadasz z motóra i pchasz. (Nie dotyczy dużych, cięższych, które mogą mieć wsteczny.)
Ciekawe i wygodne jest to, że luz tak naprawdę znajdziesz między każdymi biegami (popychając wajchę w dół lub w górę z wyczuciem, tak, żeby następny bieg nie zaskoczył). Ale luz właściwy jest między jedynką a dwójką. Nieciekawe zaś to, że dla niewprawnego motórzysty zagadką może być, jaki bieg ma akurat zapięty... Ale to kwestia małej wprawy lub - jeśli jest wypass - wskaźnika biegu na liczniku.
A w Komarku to zmieniało się biegi manetką z lewej strony, taką jakby przerzutką... Były dwa biegi w nim. I okienko z cyferką, który to bieg.
Albo śruby od stabilizatora się poluzowały.
Tak same z siebie?
Musisz dokładnie obejrzeć stabilizator. Spróbuj
zabujać autem na postoju, może będziesz dokładniej słyszał, skąd dźwięk dochodzi.
Bujnąłem - cisza była.
Tak się zastanawiam... jeśli guma stabilizatora byłaby uszkodzona (pęknięta), jazda raczej niczym nie grozi - oprócz nieprzyjemnych dźwięków, mrożących krew w żyłach... Chyba, że rozsypałaby się całkiem - wtedy zbieżność chyba się rozjedzie i grzechot będzie niesamowity.
Nie są to przypadkiem gumy stabilizatora? Kiedy je ostatnio wymieniałeś?
Ostatnio?
Hmm...
Niech pomyślę...
Już wiem: NIGDY!
Ja kiedyś miałem
chyba podobny problem, czasami było słychać skrzypienie - tarcie metalu o gumę gdy
hamowałem, zabujało, przy zmianie biegu. Wymieniłem gumy oryginalne które wytrzymały
16 lat i skrzypienie się skończyło...
A widzisz - mój też skończył 16 lat. Stawiałem na gumy wahacza, który był wymieniony 12 kkm temu (zamiennik firmy NK, ponoć dobry), ew. na górną gumę kolumny McPhersona. Stabilizator nie przyszedł mi do głowy... Ale to może być właściwa diagnoza. Dzięki!
Dlaczego te gumy skrzypiały - dowiedziałeś się po wyjęciu? Pęknięte były, czy coś w tym stylu?
Cholercia mam 3 zmianę. Może bym się odważył i podjechał swoim autkiem
Jeśli się dogadamy i będziesz chciał jechać trasą Garwolin-Lublin, możemy się umówić np. w okolicach Moszczanki i pojedziemy w dwa auta. Zawsze to raźniej.
ja się pisze z lubelaków
to 17-18 maj?
Jeśli post jest z 4-go maja, i napisane w nim jest "za tydzień", to żadną miarą nie może to być 17-18 maja.
Proponuję 11 maja. Miejsce OK. Tylko godzina... Miecho, nie dasz rady przed południem? Powrót w niedzielne późne popołudnie (po 16-stej) lub wieczór wiąże się z dużym ruchem - dla niemieszkających w Lublinie stanowi to pewien problem. Ja mieszkam o godzinę od Lublina (w normalnych warunkach), jazda z kierunku Lublina na W-wę pod koniec niedzieli trwa półtorej-dwie godziny. I do tego nerwówka na drodze... wiadomo, my jesteśmy ci najmniejsi. A Jaco ma jeszcze dalej.
Fakt, nauczyć się
zmieniać biegi w motocyklu jeżdżąc samochodem nie będzie "tak hop". Ale jak to
mawiają Żydzi "nie mecyje"
Nie ma problemu... skoro 16-letnie łebki to kumają...
Jak przeczytałem to
byłem przeszczęśliwy, że sobie wreszcie kupię motorower prawdziwy, albo i wyciągnę z
garażu motor (bo chyba właśnie 125ccm ma), a tu przymus automatu
Też się ucieszyłem, ale ten automat wszystko zepsuł. Z automatem nie biorę.
Ciekawe czy przy pojemności (urwało)
Nie, poniżej 50 cm3 i prędkości ograniczonej konstrukcyjnie do 45 km/h nie ma żadnych innych ograniczeń - zwykła skrzynka lub automat. Musisz być tylko dorosły i mieć dowód osobisty. A jeśli coś się wydarzy złego i się okaże, że masz prawo jazdy z kat. B - zaczynają się schody, bo traktuje się przewinienia tak, jakbyś jechał samochodem... Podobnie jest z rowerami.
Ciekawe, że kiedyś prawo uważało za motorowery wszystko to, co miało pojemność też do 50 cm3 i prędkośc ograniczoną do 50 km/h... aż tu nagle po cichu zmieniono 50 km/h na 45.
Chłopaki, to nie tak.
Fabryczna linka, która się zerwała po 16 latach, również była zalana czarnym plastikiem. Zrobiono tak m.in. chyba po to, aby po ewentualnym urwaniu się włókna stalowego nie haczyła się w pancerzu. Poza tym linki takie są dość oszczędnie, ale jednak powleczone jakimś smarem silikonowym.
Wydaje mi się, że takie rozwiązanie powoduje również to, iż takich linek w osłonie z plastiku nie trzeba smarować - sam plastik i odpowiednio duży luz w pancerzu zastępuje oliwę.
Tak więc nie trzeba się bać takich linek i nie należy ich smarować.
Zresztą... przypatrzcie się lince gazu i lince sprzęgła - jeśli dobrze pamiętam, one też mają taką osłonkę i rzeczywiście - smarować ich nie trzeba. Nie piszą o tym w instrukcji, a wszystko hula przez długie lata.
Linka ręcznego zerwała się w miejscu, gdzie plastikowa osłonka już się skończyła, kilka cm przed zakończeniem. Korozja swoje zrobiła i pękła.
Szarik, prawdopodobnie trafiłeś na felerną linkę, albo popełniłeś gdzieś błąd przy montażu (zbyt mocno ją zaginając), albo po prostu sprężyna nie odbijała. Ja też zauważyłem, że te sprężyny w mojej nowej lince są troszkę jakby przydługie... ale jakoś w bębnie się zmieściły, troszkę wystając nad swoje łoże. Mocowania, jak pisałem, miałem wszystkie... i wszystkie były takie żółte, powlekane - jak w fabrycznej - to uniemożliwia korozję. Podobnie ze śrubami fabrycznymi, też były żółte, nie skorodowały i dały się łatwo odkręcić.
Jedyną rzeczą, którą musiałem dorabiać, była zawleczka (taki pierścień) trzymająca koniec pancerza w tulejce przy tarczy kotwicznej. U mnie tej zawleczki nie było (może gdzieś zgubiłem przez lata, może pękła/skorodowała i odpadła). Dorobiłem podobną ze zbędnej sprężynki trzymającej szczękę.
Teraz mam inny problem... zauważyłem, że podczas hamowania albo wysprzęglania albo szybkiego kręcenia kierownicą coś trzeszczy / piszczy z okolic lewego przedniego koła. Jakby guma o metal... Zjawisko występuje okresowo - dziś przejechałem 30 km po równej drodze i nic, potem trochę nierówności i następne 20 km trzeszczy na każdej "hopce", na każdym zakręcie, przy zmianie biegu, jakby coś miało się rozlecieć... Postawiłem samochód na godzinę, potem znowu jazda - i cisza. Jeszcze nie wiem, co to jest.
Dalsza część dyskusji na ten temat została przeniesiona tutaj:
KLIK
mylisz sie
kazda jedna firma
produkujaca moto ma w swej ofercie skuterki z automatem
Serio? No, to się pozmieniało trochę.
Jednak co do tego przymusowego automatu, ponoć wytłumaczenie pomysłodawców było takie, że jadąc automatem kierowiec będzie się bardziej koncentrował na jeździe...
a sam pomysl 125 potrafi sie rozpedzic spokojnie do 100km/h
zatrzymanie moto
ze 100kmph to troche inna sytuacja niz zatrzymanie auta
A i owszem, tego trzeba się nauczyć. Ale nie ma co demonizować... Kat. B daje uprawnienia zarówno na malucha, jak i na lambo, które rozpędza się grubo ponad 300 kmph... Zatrzymanie auta z tej prędkości też wymaga specjalnych umiejętności.
:gdziejestikonkadeath/czacha?:
Ja niedawno kupiłem oryginalną linkę hamulca ręcznego
Ja również taką zanabyłem. Są duże szanse, że to oryginał... Na pewno koreańska. Była w opakowaniu z odpowiednią naklejką, niestety - otwartym. Na lince symbol "typu koreańskiego", wygląd samej linki i kolor mocowań - jak w fabrycznej. Zresztą wszystko pasowało, jak należy.
Tak w ogóle to biłem się z myślami, czy nie zastosować sposobu kol. Su2 i xTomaszax, czyli kupno linki na metry i zarobienie końcówek. Można byłoby spróbować - na pewno odpadłoby mnóstwo roboty. Ale że nie miałem czasu szukać linki po sklepach, a na "znanym portalu aukcyjnym o popularnej nazwie" można było kupić całą, oryginalną, to tak zrobiłem - skutkiem czego wymieniałem linkę wraz z pancerzem.
Dziś skończyłem. Był problem znowu z oddzieleniem starej linki od tulejki, nawet grzanie nie pomagało... zresztą pancerz zaraz się ukręcił, z tulejki wystawał 1 cm reszty... Rozwiercałem więc powolutku od strony tarczy kotwicznej, aż usunąłem wszystko.
Już mam nową linkę, wszystko działa (w garażu, bo na próbę nie jeździłem).
Przy okazji tych robót wymieniłem samoregulatory na nowe, oryginalne, które przeleżały kilka lat u mnie na półce, i kilka sprężynek. I mam nadzieję, że z tylnymi hamulcami znowu będzie spokój na jakieś dwa-trzy lata.
Ja jestem za. Tylko
kiedy? Pogoda nie dopisuje, a galerie mnie nie zachęcają Pisze się ktoś z
lubelaków?
Może za tydzień w niedzielę?
Ta niedziela odpada, jeśli chodzi o mnie, bo będę w Ułężu:
http://bezpiecznewyscigi.pl/
(Prawie) wymieniłem linkę ręcznego. Zrobiony środek, wszystkie mocowania i lewe koło. Jutro prawe koło i koniec.
Rzeczywiście, trochę nakombinować trzeba. Śrubki mocujące puściły po kilku uderzeniach młoteczka, odkręcałem dobrymi kluczami, sześciokątnym płaskim i nasadowym. Stara linka oczywiście zapieczona w tulejce przy tarczy kotwicznej - chwilka grzania palnikiem i poszło. Nawet w środku było co robić... urwałem i musiałem lutować kabelek do krańcówki kontrolki ręcznego.
Z kronikarskiego obowiązku : fabryczna linka wytrzymała ponad 16 lat, ponad 180 kkm. Urwała się w lewym kole, kilka cm przed zakończeniem - tutaj (w tę sprężynę) dostawała się wilgoć i linka podrdzewiała, osłabiła się i powoli pękła.
Fabryczna linka była bardzo dobrym produktem. Przyjrzałem się jej - tak naprawdę to są dwie linki koncentrycznie ułożone (jedna w drugiej). Nigdy nie sprawiała problemu, nie zamarzła ani razu w zimie... Tyle, że kilka lat temu skończyła się możliwość regulacji - wyciągnęła się po prostu.