Chcesz mieć auto z gwarancją, że awaria nie nadszarpnie
Twojego budżetu? Proszę bardzo: śmigaj do salonu i
kup nowy samochód. Przez parę lat będziesz miał "z
głowy" poważniejsze wydatki. Stać Cię?
Koszt zakupu, to jedno - drugie, to koszt "darmowych" napraw. Kilku kolegów po zakupie nowych aut serwisowało samochody w ASO przez kilka miesięcy - potem zaczęli jeździć do innych, mniejszych warsztatów (oczywiście przegląd był wykonywany według checklisty z książki - a często pełniejszy, wbijali pieczątki do książki serwisowej itp. itd.) - takich, gdzie wymiana oleju kosztuje mniej niż np. 550 złotych (prawdziwy koszt przeglądu Pandy - podałem prawdziwy faktyczny zakres wykonanego przeglądu).
A co do tego, że do auta (każdego) trzeba czasem dołożyć kilka groszy nie ma na pewno wątpliwości.
Według mojej skromnej oceny często znacznie korzystniej jest dołożyć raz, a dobrze większą kwotę i naprawić coś kompleksowo (np. te nieszczęsne hamulce), niż co kilka/kilkanaście tygodni grzebać przy aucie. W moim Matizie stosowałem przez pewien czas regułę naprawiania tylko tego, co się zepsuje, lub zużyje (oczywiście nie na zasadzie aż się urwie - ale np. zużyły się szczęki a cylinderki były <img src="/images/graemlins/waytogo.gif" alt="" /> - wymieniałem same szczęki). Tak radził mi mechanik - nota bene chyba w swoim partykularnym interesie - po prostu przyjeżdżałem bez przerwy z jakimiś głupotami. Potem przeliczyłem sobie na spokojnie wszystko i zrobiłem remont auta wykonując go po kolei - poszczególnymi układami.
I tak - w momencie, gdy zaczął lać jeden przedni amortyzator - ponieważ pozostałe miały też niezbyt budującą skuteczność (nie mam na myśli cyferek ze stacji diagnostycznej, tylko po prostu auto się nieprzyjemnie prowadziło) wymieniłem komplet i to nie na najtańsze (ani nie najdroższe) - Monroe Reflex. Zaletą poza tym, że to gazówki była trzyletnia gwarancja. Razem z amortyzatorami poszły do wymiany oba przednie wahacze (jeden miał mały luz na sworzniu), tylne po dokładnym sprawdzeniu nie wykazywały oznak zużycia, więc zostały.
Kolejnym etapem był układ hamulcowy - wymienione zostały kompletne tarcze kotwiczne z tyłu, linka ręcznego, z przodu nowe tarcze (Mikoda nacinane i nawiercane), nowe klocki (Ferodo Premier), zregenerowane zostały zaciski, wymieniony płyn w układzie.
Podobnie było w przypadku wydechu (ale to akurat wymusiło zdarzenie losowe i nie dołożyłem do tej wymiany zbyt wielu pieniążków) - został wymieniony kompletny - od pierwszej rury z plecionką przykręcanej do kolektora do tłumika końcowego.
Wymieniona została także przekładnia kierownicza (stukała).
Auto dostało też komplet felg z nowymi oponami letnimi (Marangoni Trio 165/65R13) i nowe felgi do także nowych opon zimowych (Firestone Winterhawk 155/70R13).
Wszystko to brzmi groźnie i nasuwa się pytanie "nie lepiej było to auto sprzedać i kupić nowsze - z mniejszym przebiegiem?" Otóż nie - auto w takim stanie, jak obecnie jest de facto lepsze, niż wyjechało z fabryki (nie mam tutaj na myśli "uzupełnienia" wyposażenia fabrycznego - bo to też miało miejsce). Wymiana wszystkich podzespołów zapewniła praktycznie stan fabryczny samochodu - co za tym idzie na pewno dłuższą bezproblemową eksploatację. Nie da się uniknąć drobnych napraw (np. w sobotę wymieniałem przerdzewiałe opaski zbiornika paliwa, w piątek poduszkę skrzyni biegów i linkę sprzęgła) - ale pewne rzeczy robi się raz (np. te opaski baku - stare wytrzymały 8 lat i około 320 kkm).
Kończąc ten przydługi wywód proponuję Kolegom i Koleżankom przeliczyć sobie na spokojnie koszt naprawy "po kawałeczku" (szczególnie, gdy doliczamy robociznę mechaników) i naprawy kompleksowej <img src="/images/graemlins/waytogo.gif" alt="" />