No, nie!
"Pełna załamka, koleś!"
W dzisiejszych czasach trzeba mieć znajomego diagnostę
samochodowego!
Gdy przychodzisz, czy przyjeżdżasz do niego z dowodem
rejestracyjnym w celu przystawienia pieczątki, to
rozmawiasz z nim o tym i o owym, ale broń Boże nie
o samochodach i motoryzacji!
Może być, na przykład o kobietach, piłce nożnej, czy
żeńskiej siatkówce.
Usterki i wymianę części w samochodzie, sprawdza się nie
na stacji diagnostycznej, ale u znajomego
mechanika, jeśli nie masz sam smykałki do
techniki.
W latach 80 - siątych ubiegłego wieku, też miałem
podobne problemy jak Ty..., ale to już się
zmieniło.
<img src="/images/graemlins/uklon.gif" alt="" /> Im więcej ludzi z takim podejściem, tym lepiej <img src="/images/graemlins/sciana.gif" alt="" />
Ja jeździłem i szukałem stacji diagnostycznej, na której zrobią mi porządny przegląd techniczny samochodu. A diagnosta wcale nie okazał się idiotą - bo brakowało mi żarówki oświetlenia tablicy rejestracyjnej i jednego światła pozycyjnego z przodu - żarówkę pozycyjnych wymieniłem od razu, oświetlenie tablicy puścił mi warunkowo chwaląc ogólny stan samochodu. A przeszedłem dokładną ścieżkę diagnostyczną - test spalin na jałowych i podwyższonych obrotach silnika, test amortyzatorów (który zaskoczył diagnostę - pytał jakie mam amortyzatory, bo nie miał wcześniej Matiza z taką sprawnością amorków), szarpaki z przodu i tyłu (dodatkowo poparte naciąganiem elementów metalową brechą), test hamulców - trzykrotny, bo auto wyrzucało z rolek za każdym naciśnięciem hamulca i diagnosta dwukrotnie jeszcze sprawdzał, czy nie ma różnicy siły hamowania bardzo delikatnie hamując, sprawdzał także zbieżność, ustawienie reflektorów (korygował je minimalnie).
Takiej kontroli boją się zazwyczaj ludzie, którzy o samochód nie dbają (nie mam tutaj na myśli mycia i woskowania auta 3 razy w tygodniu) albo uważają, że "to tylko Tico, Matiz, maluch itp.".
A zakładanie, że każdy diagnosta to pijak, który szuka dziury w cały, bo chce leczyć kaca to grube nieporozumienie - bo ja ich dzielę na dokładnych (i takiego szukałem) oraz takich, którzy puszczają wszystko jak leci. Trzecia grupa - coraz mniejsza na szczęście - to łapownicy - dla niektórych to wymarzona grupa, bo za 5 dych dodatkowe nie trzeba auta doprowadzać do porządnego stanu technicznego, inni (jak ja) takich omijają szerokim łukiem.
BTW Włożyłem teraz w auto około 1000 PLN w częściach + jeszcze koszt serwisu - w większości dla podniesienia poziomu bezpieczeństwa. Wymieniłem przekładnię (której lekki, ale nie dyskwalifikujący auta luz znalazł właśnie diagnosta na BT), łożyska przednie firmy Koyo, tarcze nacinane i nawiercane Mikoda, klocki hamulcowe Ferodo Premier, dodatkowo alternator (bo regeneracja zbliżyła się niebezpiecznie do ceny nowego alternatora) i nie uważam ani jednej złotówki za straconą. I po odebraniu auta od mechanika pojadę do tej samej stacji diagnostycznej, żeby mi porządnie auto sprawdzili <img src="/images/graemlins/waytogo.gif" alt="" />