Historia rozpoczyna się około trzech tygodni temu.
Od tego momentu zaczęły się przypadłości.
Wygląda to tak, wsiadam do auta, wkładam kluczyk, przekręcam, kontrolki się zapalają, dmuchawa dmucha, radio gra, to odpalam. Noi klops, mam do wyboru dwa rozwiązania albo słychać tylko cyk, albo słychać chłe chłe tak jakby nie miał siły ruszyć - wtedy kontrolki przygasają ponad normę.
Wtedy odpuszczam kluczyk i powtarzam przekręcanie jeszcze raz i oto bez zająknięcia rozrusznik zakręca, silnik odpala.
Niestety dziś po dwu dniowym postoju wsiadłem do auta przekręciłem kluczyk ale jedyny dźwięk jaki wydobywał się z pod maski to chłe chłe oraz kontrolki gasły ponad normę. Spróbowałem z 50 razy, i odpaliłem na popych. Dojechałem na miejsce, zgasiłem i zapaliłem to złapał od razu, potem po jakichś 15 minutach też złapał.
Później po dwóch godzinach już nie mogłem odpalić bo albo cyk albo chłe chłe. Także znowu na popych.
Noi teraz pytanie czy akumulator się kończy czy w rozruszniku jakieś uszkodzenie czy przebicie?
Przed chwilą zszedłem do auta odpalić, stał dwie godziny, sprawdziłem napięcie 10,5V, niestety tylko chłe chłe. Wziąłem akumulator na górę podłączyłem pod prostownik, wskoczył na 4A, ale po chwili spadł na 3A, napięcie na 14.8V i zaczął się gotować więc odłączyłem.
Okej jest już z pół godziny od ładowania, czekałem aż napięcie się ustabilizuje, spadło do 10.5V.