Przedwczorajsze zdarzenie zmusiło mnie do przemyślenia pewnej sprawy. Zacznę od przyczyn: pięć razy w życiu moje tica nie odpaliły "same z siebie"; ale nie udało mi się pojechać tylko jeden raz.
Rocznik 1998: dwa razy pozostawione na postoju światła rozładowały akumulator. Ale wystarczyło lekkie rozpędzenie autka, szybko wskoczyłem do środka, wbiłem dwójkę i puściłem sprzęgło - wystarczył metr i silnik zaskoczył. Raz nie odpalił w ogóle z powodu awarii modułu zapłonowego (o czym dawał znać dużo wcześniej) - jasna sprawa, trzeba było go wymienić, auto jeden jedyny raz odmówiło współpracy.
Rocznik 1993: w październiku, po tygodniowym postoju, silnik nie chciał odpalić; był słaby akumulator (auto niedawno kupione, historia akumulatora nieznana), kilka razy zakręcił i zdechł. Dla mnie było to dziwne - zawsze odpalał szybko, starczały 1-2 obroty, teraz bateria obróciła wałem kilkakrotnie, zanim padła... i nic. Podejrzewałem zalanie świec (ale... zawsze 3 razy depnę pedałem przed zimnym startem i nigdy to nie szkodziło, a pomagało), padnięty moduł (ale... wcześniej nie dawał oznak awarii), zawilgoconą kopułkę lub kable (ale... autko stało w suchym garażu) lub przegryziony przez mysz jakiś przewód. Trochę się zmartwiłem, bo nie wiedziałem, co oprócz baterii zawiodło. Nie chciało mi się wyciągać auta z garażu i próbować odpalać na pych. Przez noc ładowałem akumulator, który nazajutrz po włożeniu do auta uruchomił silnik "od strzału".
Przedwczoraj znów rocznik 1998: samochód stał 3-4 tygodnie. wcześniej jeździł na krótkich dystansach, akumulator dopiero 5-letni, ale nie jestem go całkowicie pewien (bo trzy lata temu miał przygodę z całkowitym rozładowaniem pozostawionymi światłami). Próbowałem uruchomić - akumulator okazał się słabiutki, kilka razy zakręcił wałem i padł. Też dziwne - "srebrniak" zawsze palił natychmiastowo, dosłownie "na widok kluczyka", a teraz nie chciał. Przyniosłem drugi akumulator - też okazał się słaby, szybko się wyładował, zdołał parę razy obrócić wał - i nic. Znów pomyślałem, że coś padło, ale nie próbowałem odpalać na pych. Podładowałem w nocy akumulator, włożyłem - odpalił "z półobrotu".
Z tych akumulatorowych historii wysnułem taki wniosek - DO PRZEDYSKUTOWANIA: wydaje mi się, że układ zapłonowy stosowany w Tico jest bardzo czuły na spadek napięcia akumulatora. Jeżeli jest on rozładowany (np. przez pozostawione światła), ale posiada jeszcze jakieś w miarę przyzwoite napięcie (wg mojej oceny ok. 10 V i więcej), sam układ zapłonowy zadziała - świadczy o tym możliwość uruchomienia silnika poprzez pchanie, gdy akumulatora (i jego resztek prądu) użyjemy TYLKO do zasilenia zapłonu. Jeżeli zaś słaby akumulator obciążymy rozrusznikiem, napięcie w momencie rozruchu spadnie zapewne do ok. 9 V i niżej - wtedy nie wystarcza go już do wygenerowania iskry.
Ewentualną opcję uzyskania prądu z alternatora podczas pchania pomijam - wg mnie altek nie wygeneruje go z powodu zbyt niskich obrotów przy pchaniu.
Można byłoby pobawić się i zrobić pomiary napięcia (ja spróbuję, gdy znowu przytrafi mi się rozładowanie akumulatora), które mogłyby potwierdzić, obalić lub doprecyzować moją teorię. Sam jestem ciekaw spadku napięcia na akumulatorze naładowanym i wyładowanym. Dodam, że podana w książkach moc znamionowa rozrusznika to 800 W (czyli teoretycznie obciąża baterię prądem ok. 67 A), zaś moc elektronicznego układu zapłonowego (na jałowych obrotach) mogę tylko oszacować na ok. 18 W (co przekłada się na obciążenie ok. 1,5 A).
Co o tym myślicie?