To Twój punkt widzenia, natomiast warsztat to nie instytucja charytatywna i nie będą się chłopaki
męczyć za 50zł z zapieczonymi śrubami dwie godziny.
1. Nie chodzi o mój punkt widzenia, ale o fakty.
2. Oczywiście, że każdy chce zarobić; niektórzy chcą też przy tym oszwabić klienta, prawda?
3. Bodajże dwa razy byłem przy ustawianiu zbieżności (obciążając auto na fotelu kierowcy, z blokadą kierownicy między nogami i ojcem mechanika w roli "odważnika" po prawej stronie). Pamiętam, że raz z kanału padały narzekania na gwinty. Bój trwał jakieś 15-20 minut. Moim zdaniem świadczy to m.in. o fachowości mechanika: ja (amator) mogę pozwolić sobie zmarnować 2 godziny na odkręcenie dwóch kontr, a jeśli mechanikowi tyle schodzi, to znaczy, że nie zna adekwatnych sposobów na wykonywanie swojej pracy. Mam płacić za to, że jest:
a) niedouczony,
b) ślamazarny,
c) nieporadny,
d) a może po prostu chce mnie oszukać (przebimbał parę godzin niby na pracy)?
To faktycznie wolałbym sam się za tę zbieżność zabrać.
Krótko: albo się umi, albo się nie umi. A frajer niech płaci.
4. Nie wiem, ale zapytam przy okazji (jeśli nie zapomnę): może ten mój macher zabezpiecza czymś te gwinty, żeby następnym razem nie było problemów?
Pamiętajmy, że każdy chce zarobić, musimy zrozumieć drugą stronę.
Macq - ja naprawdę rozumiem. Ale jeśli ktoś chce zarobić, to niech zarabia na swojej fachowości, a nie wyłącznie na tym, że to on ma zakład, więc inni mają bulić.
Odkręcenie kontr, zwłaszcza w samochodach,
które mają drążki w postaci rur może trwać czasem i ze 2h, a jeszcze innym razem
urwiemy drążek i co wtedy?
Mechanik jest zaskoczony? Nie miał bladego pojęcia, że tak się może skończyć jego działanie?
Nie pytaj mnie, co wtedy, bo nie wiem. Nie muszę. Płacę za fachowość, wiedzę, doświadczenie. Macher ogląda, zaczyna pracę i mi mówi, co się może stać i czy się decyduję na dalszy ciąg. Albo (jeśli mnie nie ma) dzwoni (dziś każdy ma komórkę) i informuje, jak się sprawy mają. Albo przerywa pracę (jeśli może zrobić coś innego) i czeka na decyzję. Na pewno nie robi po cichu wymian przeze mnie nieprzewidzianych, a potem wystawia kosmiczny rachunek. I na pewno nie odsyła mnie z kwitkiem, bo sobie nie radzi i boi się pracy / ryzyka, albo nie wie, "co wtedy".
Chociaż... w przypadku pseudofachowca wolałbym to drugie.
O, właśnie w październiku 2011 r. tak było... Nie miałem czasu wyremontować hamulce, umówiłem się i zostawiłem autko w warsztacie. Na drugi dzień dzwoni telefon - niestety, okazuje się, że jest jeszcze wahacz do wymiany. Macher pyta, czy sam kupię i przywiozę, czy on ma zamówić. Informuje o czterech możliwych producentach - i od razu podaje ceny. Sugeruje, co polecałby wybrać (nie, nie najdroższy, lecz drugi w "rankingu" cenowym). Zgadzam się. Skoro tak, jeszcze mówi mi, że wymiana będzie kosztować tyle, a potem zbieżność tyle. I co, można?
I dodam, że przy płaceniu nigdy się nie targuję. Po prostu zadowolony jestem właśnie z fachowości, poważnego traktowania klienta i akceptowalnych cen.
Przez parę lat kilku innych klientów tam przyprowadziłem - korzystają dotychczas. No i gość mający stosunkowo niedługo zakład w 17-tys. miasteczku, gdzie warsztatów jest ok. dziesięciu (tych garażowych nie liczę) ma co robić, trzeba się umawiać parę dni wcześniej.