Pozwolą koledzy, że przedstawię moją opinię na ten temat.
Zacznę od tego, że jestem zagorzałym przeciwnikiem jazdy z włączonymi światłami. Pomijam tutaj arugumenty typu: "większe zużycie paliwa", "efekt cieplarniany", czy wyładowujący się akumulator" itp; bo co do paliwa w samochodzie jest o wiele więcej urządzeń, które potrzebują więcej paliwa, a akumulator potrzebny jest jedynie do rozruchu, resztę prądu daje nam alternator. Chciałem zauważyć, że samochody, które są przeznaczone na rynek skandynawski wyposażone są w instalację elektryczną, która powoduje świecenie tylko świateł mijania z przodu, nic poza tym się nie świeci, bo po co. Nie świeci się podświetlenie cyferblatów liczników i wskaźników, tylne światła pozycyjne i oświetlenie tablicy rejestracyjnej. Bo po co te elementy mają być podświetlane w dzień. Gdyby instalacje wszystkich samochodów były wyposażóne w taki obwód to nie miałbym nic przeciwko jazdy na światłach w dzień.
Podczas gdy samochód nie jest wyposażony w tego typu instalację elektryczną, wówczas świeci się wszystko.
Efektem tego jest szybsze zużycie żarówek nie tylko w oświetleniu zewnętrznym lecz także w oświetleniu tablicy wskaźników.
Czy ktoś pomyślał o tym ile trzeba wydać kasy by wymienić małe żaróweczki podświetlające liczniki, mam na myśli osoby, które nie są w stanie same tego zrobić.
Czy ktoś wymieniał żarówki reflektorów np w nowym Renault Megane lub w tylnych lampach Fiata Panda?
Jeżeli komuś się to udało zrobić szybko i bez najmniejszych kłopotów to gratuluję.
W Renault wymieniałem kiedyś taką żarówkę w reflektorze i zajęło mi to pół godziny, trzeba naodkręcać trochę osłon, a i tak by włożyć rękę w okolice lampy to trzeba być człowiekiem-gumą. Oczywiści mi to się udało ale jakaś paniusia nigdy tego nie zrobi i dopiero jak policja ją złapie to zobaczy, że ma przepalne żarówki.
A serwisy tylko zacierają rączki.
Pomyślał ktoś o tym ile kasy zbiją firmy motoryzacyjne na przedaży dodatkowych świateł, żarówek, bezpieczników, montażu instalacji powodujących samoczynne włączanie śię świateł itp. A to wszystko z naszej kieszeni.
Czy ktoś pomyślał o wypalających się elementach oprawek żarówek w reflektorach i żaróweczkach?
Tak, tak, niszczą się i to mocno.
Załączam zdjęcie fragnentu obrotomierza ze Skody Felicii, która wciąż jeździła na światłach. Widać nadtopiony fragment. Wszystkie żaróweczki w licznikach były do wymiany, miały pokruszone plastikowe oprawki, a żaróweczki, które nawet jeszcze świeciły były już przydymione od temperatury i nie dawały tyle światła ile maja dawać. Wydawało by się, że to zaledwie 2 waty, a jednak robi temperaturkę.
Musiałem kupić 20 małych żaróweczek, z czego jedna kosztuje 3zł. Rachunek prosty.
Nikt na to nie patrzy. Ktoś może powiedzieć, że woli zapłacić za wymianę żarówek niż mieć na sumieniu czyjeś życie, a ja mówię, że gdyby wszyscy jeździli przepisowo to ofiar wypadków było by jeszcze mniej niż byśmy jeździli na światłach.
Według mnie ten przepis to i tak totalna bzdura tak jak wożenie gaśnic, które nic nie ugaszą, a nawet jak taka gaśnica zadziała to nikt nie potrafi jej poprawnie użyć.
Owszem, jeżeli jest pochmurno, pada deszcz, śnieg, jest mgła itp to włączam światła, bo zdrowy rozsądek nakazuje to zrobić. Ale w słoneczny dzień? Po co?
Na kogoś kto mi mruga światłami wogóle nie reaguję, niech sobie mruga. Jeżdżę sporo i w niektórych sytuacjach nawet gdybyśmy mieli włączone wszystkie światła łącznie ze wstecznym to nic by nam to nie dało.
Jednym słowem idiotyczny przepis, który spowoduje więcej kłopotów i problemów.
![](//files.zlosniki.pl/764952-764291-Obrotomierz.jpg)