Kupno używanego samochodu
-
No tak to jest przeważnie. Ja dwa tygodnie temu postanowiłem zamienić moją leciwą MX-3 na coś młodszego. Budżet miałem podobny i również myślałem nad Focusem. Jednak kilka egzemplarzy z rdzą na nadkolach skutecznie mnie zniechęciło do tego modelu (szukałem roczników 2000-2001). W końcu padło na Leona/Toledo. Chciałem w miarę dobrze wyposażone i silne autko. Zdecydowałem się na Toledo V5. Auta szukałem ze trzy tygodnie po przeróżnych źródłach. W końcu pojawiło się ciekawe ogłoszenie, które jako jedyne po rozmowie telefonicznej i obejrzeniu zdjęć nie budziło większych zastrzeżeń. Auto od handlarza, sprowadzone więc bardzo się bałem. No ale zrobiłem 500km w jedną stronę i na miejscu nieco się rozczarowałem. Auto miało być bezwypadkowe, a nie było. W prawdzie stłuczka nie mogła być mocna bo uległa uszkodzeniu tylko lampa i lekko maska. No ale mimo wszystko w opisie aukcji było napisane inaczej... Ogólnie jednak auto w porównaniu z tym co oglądałem wczesniej było nieźle utrzymane. W końcu to 2000r więc nie nowy wóz. Zdecydowałem się na zakup. Po tygodniu (ok 800km przejechane) padła skrzynia biegów No cóż zdarza się... podczas oględzin do silnika i skrzyni się nie wejdzie. Na razie brak innych problemów. Ścieżka diagnostyczna przeleciała pomyślnie. Mam nadzieje, że to koniec kłopotów.
Tak... używane auto to ogromna loteria
-
Parę lat temu kupowałem kilkuletnią Toyotę Corollę. Szukałem parę miesięcy, odrzuciłem kilka "okazji". W okolicznych komisach co jakiś czas pojawiały się "nowe" oferty które dziwnym trafem parę tygodni wcześniej widziałem w innym komisie Ostatecznie trafiłem na samochód wart zakupu. Toyota od początku jeździła w kraju, przebieg miała rozsądny jak na swój wiek i wpisy w książce serwisowej do momentu zakończenia gwarancji, nie wyglądała na powypadkową. Sprawdzenie w ASO przeszła wzorowo, historia serwisowa w ASO również nie pokazała niepokojących rzeczy, zgadzała się z historią w książce. Cena była wysoka, ale w normie. Kupiłem. Pierwszych parę miesięcy - miód, malina. Stopniowo pojawiło się coraz głośniejsze brzęczenie spod maski. Diagnoza w ASO - rozszczelnienie układu wydechowego i zdziwienie mechaników - kto i po co to porozkręcał? Po uszczelnieniu w ciągu paru dni "check engine" - katalizator do wymiany. Auto ma dwie sondy lambda więc w grę wchodził tylko katalizator oryginalny (lub magik który oszuka komputer - ale takiego nie znalazłem). Wymieniłem katalizator (2,5 k PLN) . Przy wymianie poszła jedna sonda lambda, druga niedługo później. Po jakimś czasie poszły jeszcze dwie cewki zapłonowe (tam jest osobna cewka na każdy cylinder). O rzeczach eksploatacyjnych (szczęki, tarcze, klocki, pasek osprzętu, amortyzatory, akumulator) nie wspominam bo to jest oczywiste. Dalej zaczęło się pojawiać "check engine" - diagnoza do wymiany łańcuch rozrządu, napinacz, koło pasowe, kosz zmiennych faz rozrządu. Koszt większy niż zakup używanego silnika i przekładka, więc doradzono mi jeździć tak jak jest póki nie padnie i kasować okresowo błędy. Kupiłem urządzonko i kasuję, o dziwo z samochodem nie dzieje się nic złego, osiągi ma ok, tylko jak pojawi się błąd to silnik przechodzi w tryb awaryjny. Po wykasowaniu błędu chodzi nadal idealnie. W międzyczasie wyszło że silnik bierze około litr oleju na 1000 km - wg forum Corolli w tym silniku to normalne, nie należy się tym przejmować tylko dolewać. Pilnuję poziomu i dolewam, ale z jakim stanem oleju jeździł poprzedni właściciel to nie wiem. Podsumowując - jestem wbrew pozorom zadowolony z Corolli bo jeździ naprawdę fajnie, ale jakby podliczyć wszystko co w nią włożyłem to trochę mnie kosztowało, a nadal mam stare auto z dużym przebiegiem, katalogowo o znikomej wartości. Podkreślam - cieszę się, mogłem trafić dużo gorzej.
Gdy w tym roku Tico zostało skasowane wiedziałem że nie stać mnie na zakup kolejnej używki. Dzieląc cenę zakupu i dodatkowe pieniądze które trzeba włożyć przez liczbę lat eksploatacji to nowe samochody wcale nie wychodzą tak źle. Gdy do tego policzyłem jakie jest ryzyko wdepnięcia na minę, a także ile czasu i pieniędzy będzie mnie kosztować poszukiwanie wartego zakupu samochodu, jazda po komisach i ogłoszeniach w celu obejrzenia, "flaszki" dla znajomych mechaników za oglądnięcie i odradzenie zakupu, oraz to ile przez te kilka miesięcy bez samochodu wydam na taksówki to wybór był już całkiem prosty. -
...Auto miało być bezwypadkowe, a nie było. W prawdzie stłuczka nie mogła być mocna bo uległa uszkodzeniu tylko lampa i lekko maska. No ale mimo wszystko w opisie aukcji było napisane inaczej...
Kiedy ludzie się nauczą, że auto bezwypadkowe a bezkolizyjne (stłuczkowe) to nie to samo
wypadek => zdarzenie gdzie były ofiary -
Pisałem już w innym
wątku o moich poszukiwaniach używanego samochodu...No cóż... Doznałeś objawienia - polski rynek aut używanych tak właśnie wygląda i nic nie wskazuje na to, żeby było lepiej. Moja rada - nie kupować na siłę - jeśli cokolwiek Ci się nie podoba, wygląda podejrzanie - odpuść.
-
Kiedy ludzie się
nauczą, że auto bezwypadkowe a bezkolizyjne (stłuczkowe) to nie to samo
wypadek =I kiedy się nauczą, że prawie wszystkie samochody wystawione do sprzedaży maja na liczniku 120kkm
-
I kiedy się nauczą,
że prawie wszystkie samochody wystawione do sprzedaży maja na liczniku 120kkmNo max 180k - ale to już te co były kręcone z 300k+
-
Kiedy ludzie się nauczą, że auto bezwypadkowe a bezkolizyjne (stłuczkowe) to nie to samo skromny
wypadek => zdarzenie gdzie były ofiaryPamiętaj, że rozmawiamy o potocznym znaczeniu zwrotu "samochód bezwypadkowy", a nie literalnym jego znaczeniu.
Nie musimy się oszukiwać, że każdy dokładnie wie, co kryje się pod zwrotem "samochód bezwypadkowy", tylko najczęściej sprzedający (handlarze) podają Twoją definicję.
Kolega z pracy umawiał się na obejrzenie 3-latka. Sam przy mnie dzwonił i nauczony doświadczeniem dopytywał się, czy samochód miał kolizję (nie wypadek) i otrzymał odpowiedź, że jak najbardziej - stan jest idealny, bez przeszłości kolizyjnej.
Po przyjeździe na miejsce od razu zobaczył, że samochód był naprawiany blacharsko.
Wytknął to mówiąc, że przecież auto nie miało być po kolizji.
Podobnie, jak Ty tłumaczysz, co to jest samochód "bezwypadkowy" otrzymał odpowiedź, że o kolizji można mówić dopiero wtedy, gdy wystrzeliły poduszki powietrzne, a tu była zaledwie stłuczkaTak więc każdy dobrze wie, o co chodzi, tylko w razie wykrycia przekrętu podaje pokrętne definicje.
PS.
Z allegro prowadziłem korespondencję w sprawie oferty sprzedaży samochodu. Wszystko było pięknie i ładnie, bo samochód był bezwypadkowy itp. Korespondencja urwała się, gdy zadałem pytanie - Czy samochód miał jakiekolwiek naprawy blacharsko-lakiernicze, a jeżeli tak, to jakie i w jakim zakresie .
Jak widać, sprzedający chyba nie znalazł definicji na "naprawy blacharsko-lakiernicze" -
No cóż... Doznałeś objawienia - polski rynek aut używanych tak właśnie wygląda i nic nie wskazuje na to, żeby było lepiej. Moja rada - nie kupować na siłę - jeśli cokolwiek Ci się nie podoba, wygląda podejrzanie - odpuść.
I tak właśnie robię.
Wiadomo, na początku się trochę nakręcę, jednak później, ale jeszcze przed obejrzeniem auta, sam się uspokajam i ugruntowuję w tym, że nie warto nic robić na siłę.
Dzięki temu rozczarowanie znoszę zdecydowanie lepiej i utwierdzam się w tym, że nie warto się przedwcześnie napalać na dany samochód. -
Pamiętaj, że
rozmawiamy o potocznym znaczeniu zwrotu "samochód bezwypadkowy", a nie literalnym
jego znaczeniu.
Nie musimy się
oszukiwać, że każdy dokładnie wie, co kryje się pod zwrotem "samochód bezwypadkowy",
tylko najczęściej sprzedający (handlarze) podają Twoją definicję.No i dlatego należy ludzi na to uczulać - nie należy patrzeć na zwrot "bezwypadkowy" (bo z 80% szrotów pod to podchodzi) a dopytywać się o kolizje, etc.
Kolega z pracy
umawiał się na obejrzenie 3-latka. Sam przy mnie dzwonił i nauczony doświadczeniem
dopytywał się, czy samochód miał kolizję (nie wypadek) i otrzymał odpowiedź, że jak
najbardziej - stan jest idealny, bez przeszłości kolizyjnej.
Po przyjeździe na
miejsce od razu zobaczył, że samochód był naprawiany blacharsko.
Wytknął to mówiąc,
że przecież auto nie miało być po kolizji.
Podobnie, jak Ty
tłumaczysz, co to jest samochód "bezwypadkowy" otrzymał odpowiedź, że o kolizji
można mówić dopiero wtedy, gdy wystrzeliły poduszki powietrzne, a tu była zaledwie
stłuczkaa to nowość - pierwszy raz słyszę taką głupotę Na miejscu twojego kolegi, słysząc taką bzdurę, chyba bym zrobił wypadek temu gościowi
btw. czytając o takich przypadkach, coraz częściej dochodzę do wniosku, że pierw należy poprosić gościa o pisemne (choćby w postaci maila) oświadczenie, że auto nigdy nie było robione, a potem ew. jechać.Tak więc każdy
dobrze wie, o co chodzi, tylko w razie wykrycia przekrętu podaje pokrętne definicje.Ale właśnie te definicje są wyraźnie opisane
Choć w razie czego zawsze może się wyprzeć, że on go kupował w takim stanie i o niczym nie wiePS.
Z allegro
prowadziłem korespondencję w sprawie oferty sprzedaży samochodu. Wszystko było
pięknie i ładnie, bo samochód był bezwypadkowy itp. Korespondencja urwała się, gdy
zadałem pytanie - Czy samochód miał jakiekolwiek naprawy
blacharsko-lakiernicze, a jeżeli tak, to jakie i w jakim zakresie .
Jak widać,
sprzedający chyba nie znalazł definicji na "naprawy blacharsko-lakiernicze" -
Niestety 90% aut sprowadzonych do Polski na handel to auta powypadkowe/pokolizyjne. Innych po prostu nie opłaca się sprowadzać - zobaczcie ceny np. na mobile.de i porównajcie z cenami w Polsce. Kwestią dyskusyjną jest jedynie czy to był wypadek czy stłuczka, jak bardzo rozbite było auto i jaką partaninę odstawiono przy "naprawie" a raczej maskowaniu uszkodzeń.
Szukając samochodu widziałem kilka ciekawych przypadków i wiem że im bardziej auto się świeci tym większa szansa że ktoś próbował coś zatuszować. Błyszczący lakier - świeżo malowane po dzwonie lub spawaniu z dwóch połówek. Czyściutki silnik - wyszorowany żeby ukryć wycieki. Świeża konserwacja - trzeba było zakryć przerdzewiałe dziury w podłodze na wylot, albo ślady po spawaniu przedniej grodzi przy przekładce z anglika. Pachnąca tapicerka - usuwano zacieki popowodziowe. -
Ojej, Amerykę odkryłeś
Bezwypadkowy, stan idealny... Zapewniano mnie również, że nic nie było malowane. Niestety za długo posiedziałem przy lakiernikach by dać się nabrać. I o to mi chodziło... To, że stłuczka nie jest wypadkiem to doskonale wiem. Chodzi mi o mydlenie oczu ludziom. Mnie to nie przeszkadza, że auto jest puknięte. Jeżeli jest dobrze zrobione co to ma mi to przeszkadzać? Za to można z ceny zbić
Różnie też mozna interpretować "stan idealny" w 11 letnim samochodzie. Wiedziałem po co jadę i zawsze podchodzę do takich zapewnień z wielkim dystansem. Igły są w salonie i to nie zawsze
Deklaracje na piśmie? Fajnie by było... Ale choćby nawet dostaniesz taką deklaracje, przyjedziesz na miejsce będzie inaczej niz w deklaracji i co zrobisz? Machniesz ręką i pojedziesz dalej... Sam mam wielki dystans do handlarzy. Pierwszy i raczej ostatni raz zakupiłem od takiego samochód. Po prostu się napaliłem na ten konkretny model, a to była jedyna ciekawa oferta w kraju... Może nie będę żałował
Ludzie lubią być oszukiwani. Ja miałem poważne problemy jak sprzedawałem tico. Opisałem aukcje na dobre 5 min czytania. Wstawiłem link do zdjęć z usuwania korozji, z napraw itd. No i auto sprzedało się po miesiącu...
Teraz z MX-3 będzie podobnie. Mam zamiar pokazać profil auta z klubu MS gdzie opisane jest wszystko. Może społeczeństwo lekko zmądrzało i doceni szczerość.
-
Ludzie lubią być
oszukiwani.A lubią, lubią wręcz się tego domagają!
Mam zamiar pokazać profil auta z klubu MS gdzie opisane jest wszystko.
Może społeczeństwo lekko zmądrzało i doceni szczerość.Znajomy syna chciał sprzedać Forda Mondeo TD. W opisie podał rzeczywisty stan licznika (był pierwszym właścicielem) cos koło 380kkm. Kupujący chodzili, kręcili nosami, że duzy przebieg. On zadał jedno pytanie: ile ma na liczniku roczny samochód? Czy po to ludzie kupują TD żeby jeździć po bułki do sklepu i raz na tydzień do kościoła? Akurat ten znajomy syna codziennie dojeżdżał do pracy z Tczewa do Gdańska. W jedną stronę około 35km.
Sprzedał auto jak cofnął licznik do 180kkm -
Twoja historia jest jak wiele innych. Sąsiad chciał kupić auto do 8 tyś. Kupno zajęło nam (pomagałem aktywnie) trzy miesiące - Astra G 98r z pogniecioną klapą i próbie włamania do auta (drzwi kierowcy przy dachu odchylone łomem). Po obejrzeniu wielu aut stwierdziliśmy że lepsza ta Astra niż każda inna - bezwypadek itp. jakich na portalach ogłoszeniowych masa.
Zauważyłem też pewną prawidłowość - auta popularne są częściej picowane jak auta cieszące się mniejszym popytem. Można sobie tu porównać np Fiestę i Siriona.
Przymierzam się teraz do kupna Fiata Idea, z moich obserwacji wynika że większość aut nawet nie jest naprawiana po sprowadzeniu by kupujący widział co bierze i ewentualnie naprawił sobie sam, wówczas widziały gały co brały i albo to akceptujesz albo nie.
Może w ramach sportu zobaczysz coś innego , ja i mój brat chwalimy sobie do tego user Julek5150 również zadowolony. -
Ja również mogę dodać swoje "3 grosze" jeśli chodzi o zakup samochodu używanego.
Od października 2010 poszukiwałem nowego rodzinnego wozidła. Wybór padł na coś z grupy VAG.
Głównie Octavia I lub Toledo (ze wskazaniem na Octavię ze względu na nadwozie hatch/kombi).
Do tego był warunek - auto musi być od pierwszego właściciela, z polskiego salonu (aby
sprzedający nie kręcił, że "tak już było jak kupował samochód"). Przebieg wiadomo - im
mniejszy tym lepszy.Szukałem samochodu przede wszystkim z silnikiem 1.6 SR 100KM, bez gazu. Tak więc był
zawężony obszar poszukiwań. Cena - do 25tyś zł.Interesował mnie tylko samochód z Warszawy i okolic aby nie stracić fortuny na jeżdżenie po Polsce.
Oglądałem najpierw jeden samochód - pełna komunikacja ze sprzedającym, sprawdziłem numer
telefonu gościa w google, okazało się, że nie jest handlarzem tylko ma własną jednoosobową działalność. Rok produkcji - 2001. Przebieg deklarowany - 86 tyś km. Pełen dobrych nadziei pojechałem obejżeć. Na miejscu okazało się, że ten samochód miał przejechane 86 tyś, ale pewnie już ze 3 razy... KIerownica wytarta o granic przyzwoitości, silnik zachlapany olejem a najlepsze było to, że miał wytarty fotel kierowcy na wylot do gąbki. Na pytanie czemu tak to wygląda gościu odpowiedział, że często wsiada i wysiada... Kolor drzwi kierowcy również był inny niż pozostałych elementów. Nawet nie miałem po co jechać z samochodem na przegląd.Cena za ten "cud motoryzacji" - 21tyś zł.
Kolejnym autem był Seat Toledo, rok prod. 2001, przebieg deklarowany - 180tyś, oczywiście
bezwypadkowy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jednak coś musiało być robione z tylną klapą, bo nie do końca była spasowana, kolor też jakby inny. Do tego auto przy
przyspieszaniu ściągało w lewo a przy hamowaniu w prawo. Gwoździem do trumny tego pojazdu
było to, że na dachu przy jednym z drzwi było sporej wielkości wklęśnięcie i zdarty aż do
blachy lakier. Tłumaczeniem sprzedającego było to, że na dach mu się szlaban zamknął...Podziękowałem. Cena to 18tyś zł.
Kolejnym samochodem, który oglądałem była Octavia. Rok produkcji 2000. Przebieg deklarowany - 120tyś km. Na miejscu okazało się, że sprzedającym był handlarz a nie pierwszy właściciel(od pierwszego właściciela to on to auto kupił). Największy szok przeżyłem jak zobaczyłem pod maską silnik zamiast 100KM - 75KM starszej generacji. Wiem, że samochody z tym silnikiem występowały, ale handlarz twierdził, że to na 100% jest ta mocniejsza odmiana z SR na pokrywie silnika. Cena to 20tyś zł.
Następnie postanowiłem poszukać auta z innym silnikiem.
Raz pojechałem obejżeć Octavię z 1.4 16v 75KM. Pomyślałem, że może ten silnik będzie
oszczędniejszy. Przebieg tego samochodu to 96tyś. Oczywiście w opisie wszystko wyglądało
idealnie. Po dojechaniu na miejsce wyszło, że samochód jest w rękach drugiego a nie
pierwszego właściciela i coś w opisie się mu pokręciło... Do tego podczas jazdy próbnej
przestał działać prędkościomierz, a raczej załączał się i wyłączał samoistnie. Właściciel
stwierdził, że tak było od chwili zakupu, jemu to nie przeszkadzało i nie uważa tego za
usterkę... Jedne z drzwi też miały inny odcień od pozostałych.Cena - 22tyś zł.
Przygód w komisach aż szkoda opisywać, o samochodach mam średnie pojęcie, ale to co piszą
sprzedawcy mija się w 99% z prawdą zarówno pod względem stanu technicznego jak i blacharki auta.Aż pewnego pięknego dnia nieco zrezygnowany przeglądałem Allegro i znalazłem swojego
"rodzynka".
Auto było zgodnie z moimi wymaganiami, z tym, że silnik to 1.9TDI 90KM. Rok produkcji 2004, przebieg deklarowany - 123tyś km. Cena -25tyś.Opis był bardzo lakoniczny, ale coś mnie przyciągało do tego samochodu, szczególnie, że w
odróżnieniu od reszty było to kombi.
W rozmowie telefonicznej facet powiadał wszystko to, co przyszło mu do głowy co jest obecnie lub było z tym samochodem robione. Nawet to, że lampka podświetlenia tablicy rejestracyjnejz jednej strony się nie świeci. Wspomniał również, że auto miało 3 lata wstecz stłuczkę, ktoś wjechał w tył i następnie auto potoczyło się w kolejne z przodu. Po dojechaniu na miejsce wszystko pokrywało się w 100% z opowieściami właściciela. Każda naprawa, łącznie z tą stłuczką od chwili zakupu robiona była w ASO Skoda. Na wszystko faktury i kwity. Podjechałem z autem do znajomego warsztatu gdzie dokładnie obejżano samochód. Tam mechanik stwierdził, że właściciel nie ma nic na sumieniu, nie ukrył niczego przede mną. Po wszystkim sprzedający bez proszenia sam zapłacił za wykonany przegląd.Miesiąc później hamownia potwierdziła to, że silnik w tym aucie jest bardzo zdrowy i zadbany a pierwszy właściciel umiał jeździć dieslem.
Od tamtej pory cieszę się niemal bezawaryjnie (padło mi raz łożysko przedniego koła)
samochodem, który już zdążył przejechać w moich rękach Polskę od Zakopanego do Helu.Najlepsze było to, że na umowie k/s samochodu facet wypisał wszystkie aktualne usterki pojazdu...
-
Zauważyłem też pewną prawidłowość - auta popularne są częściej picowane jak auta cieszące się mniejszym popytem. Można sobie tu porównać np Fiestę i Siriona.
Nie da się ukryć. Auta niszowe - a do tego z "niesprzedawalnym" wyposażeniem (chyba króluje tutaj automatyczna skrzynia biegów) są nawet w komisach traktowane po macoszemu - stoją gdzieś z boku, pod płotem, praktycznie nieruszane, nikt ich nawet nie poleruje, nie woskuje, sprzątane są na zasadzie "żeby się klient nie przykleił do fotela" - możliwe, że to wszystko dlatego, że sprzedający stwierdza, że auto i tak się dobrze nie sprzeda, więc szkoda w nie dodatkowo inwestować. Automatycznie - zainteresowanie jest jeszcze mniejsze, bo auto wygląda bardzo nieatrakcyjnie - a to już prosta droga do zakupu takiego auta za dobrą cenę
-
Ja również mogę
dodać swoje "3 grosze" jeśli chodzi o zakup samochodu używanego.
...
Od tamtej pory
cieszę się niemal bezawaryjnie (padło mi raz łożysko przedniego koła)
samochodem, który
już zdążył przejechać w moich rękach Polskę od Zakopanego do Helu.
Najlepsze było to,
że na umowie k/s samochodu facet wypisał wszystkie aktualne usterki pojazdu...I ja jestem nauczony podobnej sprzedaży auta przez mojego tatę. Zawsze jak sprzedawał( nie jest handlarzem ani nic takiego - po prostu sprzedawał auto, które dobrze nam służyło i przymierzał się do innego) ani go nie picował (owszem odkurzył i umył, bo nikt nie chce brudasa kupować, ale nie było "plakowane" ani nic z tych klimatów) ani nic nie ukrywał czy coś. Podczas jazd próbnych sam proponował wyłączenie radia i posłuchanie zawieszenia itp. I praktycznie zawsze było tak, że już 1 kupujący sie decydował. Owszem, tata sobie liczył trochę więcej niż średnia rynkowa, ale moim zdaniem to jest cena zadbanego auta. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Ja, sprzedając póżniej tico również tak zrobiłem. Na wszystkie naprawy mam faktury, które zawsze pokazuję, mówię szczerze co i jak - za tico dostałem więcej niż kwota za jaką go wystawiłem... Facet później jeszcze przez miesiąc dzwonił zadowolony i opowiadał jak mu się fajnie jeździ i jaki jest zadowolony z zakupu
-
Niestety taka jest rzeczywistość rynku samochodów używanych. Jeden chce dobrze sprzedać truchło - drugi kupić góra 4 letnią "igłę". Stąd bierze się "picowanie" aut.
Z moich obserwacji auto kilkuletnie, które od nowości nie sprawia kłopotów i jest wystarczajace dla właściciela, rzadko idzie do sprzedaży a już zupełnie wyjątkowo do komisu.
Kupując używane auto trzeba się liczyć, że to niestety potrwa, znać historę modelu, silniki, słabe punkty itp. Mi na to zabrakło chęci i cierpliwości.
-
Wydaje mi się że trzeba śledzić fora jeśli mamy już coś upatrzonego.
Sprawa wygląda tak że rzadko które auto jest traktowane delikatnie i każde nawet zadbane może się zepsuć.
Trzeba zdać się na ekspertyzę jeśli auto jest warte dużą kasę, ale mówię tu o samochodzie powyżej 10 tyś zł, akurat w moim przypadku jest to już duża kasa. -
Sprzedał auto jak cofnął licznik do 180kkm
Ale chyba przyznasz, że jako kupujący mogę dać warunek np. określony przebieg auta
Skoro dane auto tego warunku nie spełnia, to nie znaczy, że należy mnie oszukiwać i na pewno nie jest to powód do cofania licznika -
Twoja historia jest jak wiele innych. Sąsiad chciał kupić auto do 8 tyś. Kupno zajęło nam (pomagałem aktywnie) trzy miesiące - Astra G 98r z pogniecioną klapą i próbie włamania do auta (drzwi kierowcy przy dachu odchylone łomem). Po obejrzeniu wielu aut stwierdziliśmy że lepsza ta Astra niż każda inna - bezwypadek itp. jakich na portalach ogłoszeniowych masa.
Najgorsze w tym jest to, że samochody w dobrym stanie i bezwypadkowe są również sprzedawane. Niestety w gąszczu picowanych samochodów ciężko to wyłowić i cały czas sami doświadczamy lub od znajomych słyszymy, jak to tak naprawdę wyglądają auta w stanie igła, bezwypadkowe, garażowane od pierwszego właściciela z maleńkim przebiegiem
Podam ciekawostkę, dosłownie wczorajszej nocy miałem propozycję kupna Citroena C3, 2,5-letniego, diesel 1.4 z przebiegiem 20kkm absolutnie w idealnym stanie i bezwypadkowy za 20kzł.
Niestety odmówiłem, bo poszukuję auta rodzinnego, a ta oferta była od znajomych, którzy kupowali Berlingo i w salonie w ramach rozliczenia proponowano właśnie taką kwotę.Szkoda, że mam zbyt mało znajomych chcących sprzedać takie fajne okazje
PS.
Co do propozycji Fiata Stilo, to miałem okazję kilka razy nim jeździć i jakoś nie przekonałem się do tego auta