Rozpętam piekło
-
Podaj właściwą (wg siebie) odpowiedź i uzasadnij.
Gdy mamy działającą sygnalizację świetlną to ona jest ważna, a nie znaki drogowe.
-
Wiem jak sprawdzić kto ma racje.
Trzeba po prostu zrobić "dzwona" na skrzyżowaniu. Przyjedzie policja, coś tam stwierdzi a uznany przez policję
sprawca nie przyzna się do winy. Sąd Grodzki ustanowi precedens i już będziemy wiedzieli kto ma rację. Tylko
kto się podstawi i kto będzie śledził całość postępowaniaJako pomyslodawca kolega sie moze poodstawic <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
-
Gdy mamy działającą sygnalizację świetlną to ona jest
ważna, a nie znaki drogowe.Otóż takiego zapisu nie ma. Przeczytaj dokładnie PoRD i odpiwednie zarządzenie dotyczące znaków - zapis ustala pierwszeństwo interpretacji (w przypadku konfliktów).
-
Jako pomyslodawca kolega sie moze poodstawic
Nie mogę <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" />
W Gdańsku nie ma takich skrzyżowań <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" /> -
Otóż takiego zapisu nie ma. Przeczytaj dokładnie PoRD i
odpiwednie zarządzenie dotyczące znaków - zapis
ustala pierwszeństwo interpretacji (w przypadku
konfliktów)."Sygnały świetlne mają pierwszeństwo przez znakami drogowymi regulującymi pierwszeństwo przejazdu". Wiemy, że musimy przepuścić tych z naprzeciwka przy sygnalizacji świetlnej. Koniec kropka. Dopiero gdy sygnalizacja świetlna w jakiś sposób nie odpowiada na twoje pytanie "jak mam postąpić" powinieneś kierować się znakami. Jest to mój wywód logiczny, ze zdania które zacytowałem po tobie. <img src="/images/graemlins/waytogo.gif" alt="" />
-
"Sygnały świetlne mają pierwszeństwo przez znakami drogowymi regulującymi pierwszeństwo
przejazdu".Tym bardziej, ze sygnaly swietlne rowniez anuluja pierwszenstwo tramwaju, ktory np. skreca w lewo. Tak bylo na moich testach na prawo jazdy (na egzaminie).
-
Nie mogę
W Gdańsku nie ma takich skrzyżowańA u mnie w mieście nie ma "bezkolizyjnych" skrzyżowań.
Na każdym, choć mam zielone światło, muszę przepuścić tych jadących na wprost, jeśli chcę skręcić w lewo. -
"Sygnały świetlne mają pierwszeństwo przez znakami
drogowymi regulującymi pierwszeństwo przejazdu".
Wiemy, że musimy przepuścić tych z naprzeciwka przy
sygnalizacji świetlnej. Koniec kropka. Dopiero gdy
sygnalizacja świetlna w jakiś sposób nie odpowiada
na twoje pytanie "jak mam postąpić" powinieneś
kierować się znakami. Jest to mój wywód logiczny,
ze zdania które zacytowałem po tobie.Dobrze. Analiza literalna dokładnie tego przepisu:
- sygnał S1 daje wjazd na skrzyżowanie i nic więcej,
- jeśli ci z naprzeciwka też mają zielony S-1, to jest problem, bo S-1 NIE DAJE pierwszeństwa (ani do jazdy na wprost, ani do skrętu).
Wiemy, że musimy przepuścić tych z naprzeciwka przy
sygnalizacji świetlnej
To jest nadinterpretacja przepisu. Nie ma takiego zapisu w PoRD ani w żadnym rozporządzeniu.Cały dowcip polega na tym, że takie oznakowanie nie powinno mieć miejsca (chyba, że drogowcy coś popier... - co nie jest niemożliwe).
Nie wiem dlaczego w tym przypadku chcesz ominąć znaki, ale zastosować regułę dającą pierwszeństwo z prawej strony? Jest to nielogiczne.
-
A u mnie w mieście nie ma "bezkolizyjnych" skrzyżowań.
Na każdym, choć mam zielone światło, muszę przepuścić
tych jadących na wprost, jeśli chcę skręcić w lewo.Tyle, że chyba nie ma tam drogi z "łamanym pierwszeństwem"?
-
Tym bardziej, ze sygnaly swietlne rowniez anuluja
pierwszenstwo tramwaju, ktory np. skreca w lewo.
Tak bylo na moich testach na prawo jazdy (na
egzaminie).Zły przykład. Akurat pojazd szynowy ma zawsze pierwszeństwo, chyba, że sygnały świetlne, bądź znaki wskazują inaczej (osobny przepis).
-
Tyle, że chyba nie ma tam drogi z "łamanym pierwszeństwem"?
Nie ma.
Wszytko jest jasne.
Jedziesz i wiesz od razu, że skręcając w lewo musisz przepuścić tych z przeciwka.
Ale jest to też nie takie znów najgorsze rozwiązanie.
Światło zielone pali się długo, bo ma mniejszą ilość obcji do "obskoczenia".
Światło zielone na skrzyżowaniach kierunkowych, bezkolizyjnych, świeci się znacznie krócej, za to czerwone strasznie długo.
Można na czerwonym czytać gazetę jednym okiem, co nie raz robię w Legnicy. -
A ja zapytam inaczej: czy były tam "dzwony" <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" /> a jak tak to kto był winny <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />
A może jest to tylko założenie <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />
Ja gdybym obsługiwał taką kolizję, typował bym winę skręcającego w lewo <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" /> -
A ja zapytam inaczej: czy były tam "dzwony" a jak tak
to kto był winny
A może jest to tylko założenie
Ja gdybym obsługiwał taką kolizję, typował bym winę
skręcającego w lewoTakie dywagacje wynikły akurat z zupełnie innego problemu pewnego skrzyżowania w Krakowie, gdzie jest zwykłe (prawie) skrzyżowanie, bez łamanego pierwszeństwa, w którym jadący w lewo nie ustępują tym z naprzeciwka skręcającym w prawo (w obie strony jest to droga podporządkowana). Pytanie: dlaczego? "Bo jedna jezdnia jest SZERSZA" <img src="/images/graemlins/zakrecony.gif" alt="" />
A swoją drogą: było takie skrzyżowanie we Wrocku (króciutko, bo najpierw drogowcy zmienili pierwszeństwo, a potem dopiero dzień później zamknęli ruch na wprost. Sygnalizatory S-1 pozostały...
P.S.
Najwięcej "dzwonów" widziałem zaraz po zmianie pierwszeństwa na jakiejś ulicy, gdzie ludzie jeździli na pamięć (np. pod prąd) i jeszcze się potem awanturowali... -
nie wiem jak innych ale mnie przekonales <img src="/images/graemlins/myjzeby.gif" alt="" />
-
Ja w takich przypadkach typowałem winę osoby nieustępującej pierwszeństwa, ponieważ znak "ustąp
pierwszeństwa" dotyczy drogi a nie pasa ruchu. W 100 procentach przechodziło - jeszcze
wtedy w Kolegium d/s Wykroczeń.Nie do końca się z tym zgadzam. Czy to znaczy, że wjeżdżając na drogę jednokierunkową mam obowiązek sprawdzenia czy wszyscy jadą we właściwą stronę <img src="/images/graemlins/niewiem.gif" alt="" />. Fakt, ja zawsze sprawdzam, niedawno w Kościanie ustąpiłem jakiejś babci prującej pod prąd rowerem <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" />. Z drugiej strony... zawsze może ktoś zgodnie z przepisami cofać <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />. W opisanej sytuacji ja bym obstawiał winę po połowie.
-
Nie do końca się z tym zgadzam. Czy to znaczy, że
wjeżdżając na drogę jednokierunkową mam obowiązek
sprawdzenia czy wszyscy jadą we właściwą stronę .
Fakt, ja zawsze sprawdzam, niedawno w Kościanie
ustąpiłem jakiejś babci prującej pod prąd rowerem .
Z drugiej strony... zawsze może ktoś zgodnie z
przepisami cofać . W opisanej sytuacji ja bym
obstawiał winę po połowie.Tak masz. Wystarczy, że pewnego dnia (objazd, wypadek, cokolwiek) zmieni się organizacja ruchu i będzie po ptokach. A i policjanci zwykle obstawiają winę tego, kto nie ustępuje pierwszeństwa (w zeszłym roku "potrąciłem" jadąc drogą rowerową kobietę w Mondeo, bo włączała się do ruchu na drogę jednokierunkową i nie wpadło jej do głowy spojrzeć w prawo, a w czasie opadów deszczu droga hamowania rowerem jest naprawdę dłuuuuga)... W sądzie może być różnie (ale raczej nigdy nie zostanie uniewinniony ten z podporządkowanej)...
P.S.
Cofanie na drodze jednokierunkowej to sytuacja wyjątkowa i kierowca MUSI się upewnić, że nie utrudni ruchu żadnemu jej użytkownikowi... -
Tak masz. Wystarczy, że pewnego dnia (objazd, wypadek,
cokolwiek) zmieni się organizacja ruchu i będzie po
ptokach. A i policjanci zwykle obstawiają winę
tego, kto nie ustępuje pierwszeństwa (w zeszłym
roku "potrąciłem" jadąc drogą rowerową kobietę w
Mondeo, bo włączała się do ruchu na drogę
jednokierunkową i nie wpadło jej do głowy spojrzeć
w prawo, a w czasie opadów deszczu droga hamowania
rowerem jest naprawdę dłuuuuga)... W sądzie może
być różnie (ale raczej nigdy nie zostanie
uniewinniony ten z podporządkowanej)...
P.S.
Cofanie na drodze jednokierunkowej to sytuacja wyjątkowa
i kierowca MUSI się upewnić, że nie utrudni ruchu
żadnemu jej użytkownikowi...Dokładnie to tak jak przerysujesz komuś auto które stało na zakazie bo coś z przeciwka jechało i nie zdążyłeś wyhamować.
Winni jesteśmy My że zrobiliśmy szkodę, druga strona może dostać co najwyżej mandat za złe parkowanie ale to nie anuluje naszej winy.
Jak ktoś jedzie pod prąd to cóż - mandacik, ale winny jest ten kto "walnął" bo gdzie miał oczy.W wielu przypadkach jest to chore powinno być inaczej - osoba poprzez swoje niebezpieczne zachowanie na drodze doprowadzila do kolizji czy też uszkodzenia swojego pojazdu przez inny pojazd.
Jakby była taka zasada to możnaby śmiało walić czołówkę w auta bez świateł na koszt właścicieli cichociemnego pojazdu - on złamał przepisy i doprowadził do kolizji. Nie miał świateł - miałem prawo go nie widzieć.
W dzień bzdura - ale w nocy wydaje się być to oczywiste - wyprzedzamy i nagle w lesie okazuje się że jedzie zdezelowany malacz bez światełek którego rozwalamy (lub jest sobie beztrosko zostawiony na naszym pasie bez oświetlenia na zakazie) - i okazuje się że to My jesteśmy winni <img src="/images/graemlins/sciana.gif" alt="" />Powinna być zasada - kto pierwszy złamał przepisy jest winny.
Co prawda w kwestii skrzyżowania nie rozwiązuje to sprawy ale w wielu innych wyczuliłoby kierowców na to co robią.PS: Ja bym na omawianym skrzyżowaniu stał aż by mi się zrobiło wolne lub by mi ktoś ustąpił pierwszeństwa. Postoję chwilkę ale przynajmniej blachy mam całe <img src="/images/graemlins/hmm.gif" alt="" />
-
PS: Ja bym na omawianym skrzyżowaniu stał aż by mi się
zrobiło wolne lub by mi ktoś ustąpił pierwszeństwa.
Postoję chwilkę ale przynajmniej blachy mam całeDobry tok myślenia. Też tak robię - przecież się nie podstawię gościowi, nawet jak mam ewidentne pierwszeństwo (puknięcie może kosztować nie tylko blachy, ale też i życie)...