Witajcie,
Dziś dojechałem bez problemu na Pocztę, wysłałem paczki, chcę odpalać Swifcika 1.0 i...
... kręcę, kręcę i nic. Po dość długim kręceniu w końcu zaczął przez chwilkę strzelać w wydech, silnik strasznie się trząsł i zdechł. Po dodawaniu gazu tylko bardziej pierdział w wydech i po chwili także zdychał. W końcu po 15 minutach przy gazie całkowicie w podłodze odpalił, powolutku wkręcił się na bardzo wysokie obroty, pokręciłem go tak z pół minuty (po puszczeniu nogi z gazu zaczynał znów zdychać) i mogłem jechać. Na wolnych obrotach w ogóle nie ma mocy, na wyższych także sporo stracił.
Takie sytuacje zdarzały mi się od około tygodnia (bez jakiejś wyraźnej przyczyny - potrafiłęm bez problemu dojechać do Gliwic, wrócić do domu, a potem były problemy)- zawsze jednak po odpaleniu chwilkę postrzelał w wydech i w końcu wszedł na obroty, można było jechać normalnie. Dziś już niestety sytuacja była jak powyżej, o normalnej jeździe nie ma mowy (poniżej 2000RPM jest tylko pierdzenie w wydech, więc nawet czekając na światłach muszę kręcić Świstaka w okolicach 3000RPM).
Autko chodzi na wszystkie cylindry, kable zapłonowe są OK. Jakieś pomysły?
Wydech jest maksymalnie dziurawy - ale to chyba nie może być powodem takiej sytuacji? I jeszcze jedna pomocna informacja - przy puszczeniu gazu na wysokich obrotach samochód zawsze strzela z rury wydechowej, czasem nawet kilka razy (jest tak od czasu, jak mam rozwalony wydech).
Myślę troszkę o tym, czy to zapłon się czasem nie przestawił?
Pozdr.