@leo
I ja widzę dobre rozwiązania dla nas - takie, o jakich piszą koledzy z DE i UK. Trzeba byłoby zacząć od:
- zmiany infrastruktury na sensowną - zlikwidowanie niepotrzebnych ograniczeń prędkości i postawienie ich tam, gdzie naprawdę są potrzebne, zgodnie z realnymi potrzebami; zlikwidowanie lasów znaków drogowych; dokładne przemyślenie sensu istnienia niejednej zebry;
Ja uważam, że należy rozpocząć nie tylko od oznakowania, przejść dla pieszych itp. ale przede wszystkim od analizy, gdzie i dlaczego dochodzi do wypadków.
Wiadomym jest, że policjanci na miejscu za powód zdarzenia drogowego wpisują: "niedostosowanie prędkości do panujących warunków". To jest taki slogan, ale w statystykach figuruje, że powodem była zbyt szybka jazda.
Moim zdaniem przede wszystkim należy zacząć od zbadania rzeczywistych powodów wypadków w danym miejscu i zacząć od ich usunięcia.
Podam przykład, w pewnym miejscu mojego miasta jest 3-pasmowa droga wlotowa i wylotowa do centrum miasta. Przeciwne pasy ruchy oddzielone są szerokim pasem zieleni, a na tej drodze jest ograniczenie prędkości do 70km/h. Jest też pewien zakręt niezbyt "ostry", gdzie na poboczu stoi filar wiaduktu. W tym miejscu średnio raz na kwartał dochodziło do poważnego wypadku, w tym kilka śmiertelnych. Po prostu samochody wypadały z zakrętu lądując na filarze wiaduktu.
Co więc zrobiono, ograniczono znakami prędkość do 50km/h. Przypominam, że jest to 3-pasmowa droga wylotowa z miasta. To ograniczenie niewiele dało, bo znów było kilka wypadków śmiertelnych. Przystąpiono do kolejnych działań, co jakiś czas stała tam policja z radarem lub straż miejska z fotoradarem. I co, efekt żaden, robiły się tylko korki, ruch był utrudniony, a jeszcze parę pojazdów znów wylądowało na filarze.
Dodam od siebie, że za każdym razem rozbite samochody były totalnie zniszczone, co świadczy o tym, że kierowcy musieli tam jechać grubo ponad 100km/h. Sam pokonywałem wielokrotnie ten zakręt z prędkościami 90-100km/h i nie była to wcale prędkość ryzykowna na tym zakręcie. Sprawa tego zakrętu była mocno medialna. Wielokrotnie w tych mediach pojawiały się zarzuty, że zakręt jest po prostu źle wyprofilowany. Miasto postawiło jednak na ograniczenie prędkości i akcje z policją i fotoradarami. Na szczęście, niestety po latach, zrobiono korektę wyprofilowania tego zakrętu.
Wiecie co, problem zniknął, nie ma już znaku ograniczenia do 50km/h, nie stoi tam policja, ani fotoradary. Nie słyszałem też, aby doszło tam do wypadku. Czyli co, wystarczyła lekka przebudowa zakrętu (miejsce na to było) aby poprawić bezpieczeństwo bez uciekania się tylko do ograniczeń i sankcji.
Dlatego uważam, że należy zacząć od prawdziwych powodów zdarzeń drogowych i przede wszystkim zacząć od poprawy infrastruktury drogowej.
Jeżeli z określonych powodów jest to niemożliwe, to dopiero wtedy należy stosować dalsze rozwiązania.
Przypomina mi się słynny Biały Bór, gdzie miasto zainstalowało fotoradary i do kasy gminnej wpływały miliony złotych z mandatów. Jeden fotoradar stał na długiej prostej pochylonej pod sporym kątem. Tak się złożyło, że w pobliżu była szkoła, więc gmina znalazła dobre źródło zarobków. Postawili specjalnie fotoradar, który robił setki zdjęć dziennie.
Wydaje się, że kierowcy są sami sobie winni, bo jechali za szybko. Był nawet reportaż w TV z burmistrzem Białego Boru, który tłumaczył, że bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze i fotoradar musi tam stać, szczególnie że nieopodal jest przejście dla pieszych. Reporter zapytał się, dlaczego dla poprawy bezpieczeństwa przy tym przejściu nie zamontują świateł "na przycisk". Pieniądze z mandatów mają być przecież przeznaczone również na poprawę bezpieczeństwa.
Burmistrz strasznie się wzburzył, zwyzywał reportera, że ma krew na rękach i wyrzucił go ze swojego gabinetu.
Trochę się rozpisałem, ale wydaje się, że fotoradar jest tam naprawdę uzasadniony, bo przecież zależy nam na bezpieczeństwie dzieci. Jak wiemy, od paru lat fotoradary zostały zdemontowane. Jak sądzicie, ile tam było potrąceń lub wypadków (w tym śmiertelnych) bez fotoradarów? Odpowiem - ani jednego! Informacje mam od komendanta powiatowego policji, z którym miałem okazję jakiś czas temu rozmawiać.
Po co te moje wywody, ano po to, że rzeczywiste zagrożenia wcale nie muszą wynikać tylko z prędkości, ale są też inne uwarunkowania, które należy uwzględnić.
- zmiany sposobu myślenia kierowców - także względem pieszych (potrzebne akcje edukacyjne zakrojone na szeroką skalę i długofalowo);
Wiesz co, ale to postępuje, powoli bo powoli, ale postępuje.
Sam zauważam i do tego się stosuję, że widząc osobę chcącą wejść na przejście dla pieszych, po prostu jej to umożliwiam. Widzę, że naprawdę sporo kierowców też do tego się stosuje i jest to wręcz naturalne i oczywiste. Sam trochę chodzę na pieszo po mieście i widzę, że jestem wpuszczany na przejście, nikt mi po stopach nie przejeżdża, ani nie muszę specjalnie długo czekać. To samo widzę przy "wpuszczaniu" autobusów, dla mnie i widzę, że naprawdę wielu kierowców nie jest to coś niezwykłego.
Czasami zdarzy się samochód, który nie wpuści pieszego na przejście, ale to niestety są w większości pojazdy z rejestracjami innych miast - być może u nich takiego zwyczaju jeszcze nie ma.
Myślę więc, że poprawa postępuje i z czasem będzie naprawdę dobrze i to bez odgórnych nakazów, czy też rygorystycznych ograniczeń i zakazów.
- niepodwyższanie wysokości mandatów, lecz doprowadzenie do ich skutecznego egzekwowania.
Też jestem tego zdania - przede wszystkim skuteczność egzekwowania nałożonych mandatów.
Co z tego, że mandaty podrożeją, skoro ci, którzy nie płacili nadal tego nie robią. Dla nich to bez znaczenia.
To nawet w kryminalistyce jest znane od dziesięcioleci powiedzenie, że przestępcę nie odstrasza specjalnie wymiar kary, ale jego nieuchronność wymierzenia.
Sam mandat przy dzisiejszym taryfikatorze, to nic przyjemnego.
Sam niestety miałem "przyjemność" załapać się na fotoradar SM i dostać mandat 200zł.
Oczywiście SM stanęła z fotoradarem w miejscu, gdzie nigdy nie dochodziło do zdarzeń drogowych, na drodze 2-pasmowej oddzielonej od przeciwnego pasa szerokim pasem zieleni, na zupełnym uboczu, gdzie w pobliżu nie było żadnego urzędu, szkoły sklepu itp. No ale ograniczenie było do 50km/h, a ja jechałem 12km/h szybciej.
Podobnie na identycznej drodze (2-pasmowej) w innym miejscu postanowiłem wyprzedzić poprzedzający mnie autobus i ciężarówkę, a to tylko dlatego, że za kilkaset metrów było rondo i wolałem znaleźć się przed nimi. Spokojnie lewym pasem wyprzedziłem z zawrotną prędkością 65km/h. Pojazdy ciężarowe jechały ok. 40-45km/h. Po wyprzedzeniu zjechałem spokojnie na prawy pas i jechałem już spokojnie, gdy nagle wyłonił się policjant z "suszarką" i nakazał mi zjechać. Po prostu dokonał mojego pomiaru podczas manewru wyprzedzania, stąd ta prędkość.
Skończyło się na mandacie 200zł. Dodam jeszcze, że wspomniane rondo w godzinach szczytu jest stale zakorkowane, gdyż krzyżują się tam dwie ważne drogi, stąd moja decyzja, aby wyprzedzić te dwa pojazdy i przed nimi dojechać do tego ronda.
A teraz meritum, te dwa mandaty, nie dość, że dla mnie sporej wysokości, to jeszcze sprawiły, że przez jeszcze wiele dni czułem się fatalnie. Tu zadziałał na moją psychikę sam fakt ukarania mnie. Oczywiście, te mandaty po 200zł można było przeliczyć na dobra, które mógłbym mieć itp. jednak najważniejszy dla mnie był sam fakt ukarania.
Stąd też popieram przedmówcę - najważniejsze jest wyegzekwowanie nałożonych już mandatów karnych.