Przy takim podejściu możesz kiedyś się naciąć, bo znak może być rzeczywiście
poprawnie postawiony i informacje na nim mogą być maksymalne.
Prawda. Napiszę więcej: parę razy spotkałem się też z takimi sytuacjami, gdzie ustanowione ograniczenie prędkości było wyższe, niż granica bezpieczeństwa. Np. znak z 70-tką przed ostrym, niewidocznym zakrętem, a już przy 60 km/h wylatywało się na pobocze. Człowiek ma głupią minę, gdy w takiej sytuacji zwolni do tej 70-tki, a w środku zakrętu musi dokonywać szybkiego wyboru: rów czy dachowanie... <img src="/images/graemlins/bzik.gif" alt="" />
Radzę więc nie do końca traktować znaki jako wskazówki pomocnicze, bo
czasami może być naprawdę duży kłopot.
Otóż to. Po kilkunastu latach praktyki każde ograniczenie jest dla mnie nie tylko wskazówką, że coś jest nie tak z drogą przede mną i trzeba uważać, ale też nakazem zastosowania się. Wolę zwolnić i wzmóc czujność - chyba każdy się zgodzi, że większość znaków ma uzasadnienie. Część z nich, owszem, nie ma już racji bytu (np. z powodu zapominalstwa grupy remontującej jezdnię), ale nie chcę tego sprawdzać na sobie. Lepiej już zwolnić, a potem przyspieszyć.
Dodam jeszcze, że płacenie mandatu z powodu jakiegoś durnego olania ograniczenia prędkości jest średnią przyjemnością.