Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.
Wcale nie - temat: "tico na złom", więc trzeba pomyśleć o czymś następnym...
Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.
Wcale nie - temat: "tico na złom", więc trzeba pomyśleć o czymś następnym...
O takiej premi mogę
zapomnieć. Owszem na początku jak mój państwowy zakład obiął prywatny wlaściciel
który jest do dziś zarabiało się lepsze pieniądze . Ale wówczas nie myślało się o
nowym samochodzie tylko o dachu nad głową.
Ależ oczywiście. W kwestii drogich zakupów obowiązują pewne priorytety...
Człowiek młody, zakładający rodzinę, musi najpierw zatroszczyć się o dom. Gdy ta potrzeba zostanie zaspokojona, może pozwolić sobie na kupno coraz droższych samochodów.
Dodajmy, że często dużą rolę gra wiek kupującego. Na początku kariery zawodowej większość z nas nie zarabia dużo, potem sytuacja z reguły się poprawia. Tak było ze mną: 17 lat wstecz wydałem prawie 25 tys. na nowe tico, teraz - zachowując podobne reguły (czyli oszczędności + uzupełnienie kredytem, ale bez zarzynania się) - mogłem pozwolić sobie na wydanie dwa razy większej kwoty.
Oczywiście wcześniej zadbałem o mieszkanie.
... to z okazji 90-lecia dęblińskiej szkoły wyższej:
MPL 2015 - klik
No, to parę fotek z udanej imprezy:
Jakiś punkt
odniesienia trzeba mieć. Na dobrą sprawę w czasach powszechnej szczęśliwości mało
kogo było stać na zakup jeansów, które normalny świat traktował jak traktuje się
spodnie - kupował, kiedy była taka potrzeba, zużyte wyrzucał... Pieniędzmi często
można było sobie ściany tapetować, bo i tak nie było niczego w sklepach.
Tak właśnie było. Pamiętasz rynek samochodowy chociażby z lat 80-tych? Zgroza w porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy to wszędzie wciskają Ci auta za każdą cenę...
Taki średni wiek
samochodu w Polsce wyliczyła któraś z firm prowadzących badania rynku samochodowego.
Zostały wtedy odrzucone samochody, które przez kilka kolejnych lat nie były
ubezpieczane ani nie przechodziły badania technicznego, czyli samochody po prostu
nieistniejące.
Skoro tak, to nie uwzględniono jeszcze aut nieubezpieczonych i bez przeglądów, którymi porusza się (zapewne do czasu kontroli policyjnej) pewna ilość ryzykantów - zwłaszcza po wisach, ale nie tylko. Nie jest ich zbyt wielu, ale takie kwiatki wciąż się zdarzają.
Pojazdy z żółtymi tablicami... No tak, mają swój wiek, ale nie jest ich aż tak dużo, żeby mieć znaczący wpływ na statystyki.
A to oczywiste,
tyle, że te zachodnie auta to są samochody w większości z końca lat 90-tych, coraz
bardziej przeważają jednak samochody z XXI wieku.
Racja. No cóż, stajemy się bardziej wybredni (i dobrze). Czasem spowodowane jest to zasobnością portfela, a czasem po prostu coraz lepszą dostępnością (także cenową) aut używanych.
zwiększona konkurencja na rynku spowodowała spadek cen dóbr niegdyś luksusowych,
więc i realne zwiększenie siły nabywczej pieniądza. Daleko nam do "cywilizowanego"
Zachodu, ale porównując - coraz bardziej odjeżdżamy też "dzikiemu" Wschodowi...
... i tak należy trzymać.
Z drugiej strony
mam kolegę, który zarabia niewiele ponad najniższą krajową, czasem jakąś premię za
nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...
O, właśnie. Ja również się za takiego uważam.
Wspólnie z żoną wcale nie zarabiamy bajońskich sum, też musimy utrzymać siebie i dzieci. Jednak po kilku latach odkładania oraz dzięki niewątpliwym oszczędnościom, jakie mogłem zrobić jeżdżąc niezawodnym i ekonomicznym tico, a także po zasileniu konta preferencyjnym kredytem, który byłem w stanie spokojnie spłacić w ciągu dwóch lat bez robienia wyrwy w comiesięcznym budżecie domowym - mogłem wydać te 53 tys. na nowy samochód. Przyzwoicie wyposażony (ale bez szału). Taki, jaki mi się podobał - choć bez pięknego znaczka. Taki, który zaspokaja moje potrzeby transportowe i daje komfort w postaci gwarancji, potem względnej "nowości", no i docierania przeze mnie - ale nie taki, który wzbudzałby zawiść w oczach sąsiadów i kolegów z pracy.
Powyższa kwota wcale nie jest niska, jeśli chodzi o ceny wielu nowych aut. Spokojnie można kupić inne, mniejsze, poniżej 40 oraz 30 tys. zł. Ba, namówiłem koleżankę z pracy do zrezygnowania z poszukiwań używki; zamieniła sypiącego się malucha na nowe suzuki alto, z upustami za poprzedni rocznik i czymś tam jeszcze. Sama go wyszukała, kierując się podanym przeze mnie modelem i... kolorem. Podobnie, jak ja oszczędzała na używkę, w końcu dobrała trochę kredytu i kupiła nowy. Po jakichś dwóch latach wciąż mówi, że jest zadowolona i że była to jedna z jej lepszych decyzji życiowych.
Z ręką na sercu -
stać mnie na zakup nowego samochodu w salonie, ale w cenie, którą bym zaakceptował
bez żalu, niestety - nie do końca takiego, jaki potrzebuję - a taki, jaki potrzebuję
jako nowy kosztuje tyle, że też mnie stać, ale wolę te pieniądze wydać na coś innego
(albo wcale ich nie wydawać...).
Taka postawa jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała.
Czyli samochód
przestał (już dawno temu...) być dobrem luksusowym a stał się sprzętem takim, jak
lodówka, czy telewizor. Dostępność dóbr jest chyba wystarczająco dobrym
wyznacznikiem zamożności...
Ja myślę, że niekoniecznie. Jest to wynik postępu technologicznego, przemysłowego, cywilizacyjnego. Większość produktów stała się po prostu powszechna, a co za tym idzie - są o wiele tańsze, niż wcześniej. To wcale nie oznacza wzrastającej zamożności.
W pierwszej połowie ubiegłego wieku cała rodzina na wsi popylała na co dzień na bosaka, zakładając buty jedynie w niedzielę, do kościoła. Z jednej strony... na upartego można byłoby stwierdzić, że nie stać ich było na częstszy zakup obuwia. Ale popatrz: gdyby ówczesny rynek był zalany tanimi wyrobami np. z Chin, nikt już pięt by nie zdzierał. I wcale nie dlatego, że chłopi byliby bogatsi - po prostu powszechna dostępność butów, pociągająca za sobą konkurencyjność firm, spowodowałaby natychmiast spadek cen i umożliwiła zakup butów przez każdego.
Wbrew pozorom
średni wiek aut w Polsce nie różni się znacząco od tego na Zachodzie. Oficjalnie
średni wiek aut zarejestrowanych w Polsce, to ponad 17 lat, ale w ewidencji CEPiK-u
jest około 6 milionów samochodów nieistniejących de facto, których nikt nigdy nie
wyrejestrował.
Średni wiek auta w
Polsce (faktyczny) wynosi 11-12 lat.
Owszem, też ostatnio zauważyłem, że pojawiły się takie wieści o CEPiKu. Ale... skąd masz te nowe dane o 11-12 latach?
Oficjalnie po
naszych drogach jeżdżą "tabuny" Żuków, Syren, Fiatów 125p, Polonezów itp. itd. Tak
naprawdę - kiedy ostatnio widziałeś auto tego typu?
Czasem widuję, rzadko. Jednak nie chodzi mi o stare samochody rodem z PRLu; miałem na myśli kupę jeżdżącego po polskich drogach złomu ze znaczkami "renomowanych" firm (najczęściej zachodnich), które wciąż istnieją.
Ale fakt - ostatnio kupujemy coraz młodsze auta (choć wcale nie najnowsze). I myślę, że bierze się to stąd, iż niektórzy rzeczywiście lepiej zarabiają. Jednak w większej części przypadków chodzi o to, że samochody używane (i wcale nie najstarsze) po prostu są coraz tańsze.
A u nas zwykłego Kowalskiego nie stać na auto z salonu.
Wiesz, ja to bym się wstrzymał z określeniem "zwykły Kowalski". Czy potrafisz w miarę precyzyjnie określić jego cechy? Kim on jest, jakie ma dochody?
Poza tym... Wielu Kowalskich stać na nowe auto, ale to dla niego nie jest ważne. Najważniejsze - musi być "markowe". A na "markowe" z salonu rzeczywiście niewielu stać.
Za to mogą sobie pozwolić na nowe bez "prestiżowego" znaczka na masce. Owszem, łatwo nie jest, ale da się.
To, co od dawna
działo się na bogatym Zachodzie, od kilku lat jest coraz bardziej powszechne i w
Polsce
Prawda. I okazuje się, że najdroższymi naprawami stają się roboty blacharsko-lakiernicze - tak samo, jak na Zachodzie.
(i w sumie dobrze - świadczy o rosnącej zamożności społeczeństwa).
A, nie do końca się zgodzę - a wręcz przeciwnie. Moim zdaniem jest to wynik coraz większej dostępności samochodów i ogólnie powszechnej motoryzacji.
Porównaj średni wiek aut używanych na Zachodzie i u nas... to mówi wszystko. Większość Niemców kupuje auto w salonie, pozbywając się starego, które trafia na nasz rynek.
Masz nową robótkę - trzeba odświeżyć felgi.
No, to chyba mamy pierwsze "zablosowane" tico.
Miałem kiedyś taki. Sprzedałem czym prędzej z dwóch powodów:
1. Trzeba dysponować wydajnym kompresorem (mój ma 50l i jest jednotłokowy)
To taka machina nie dawała rady??
Do piaskowania to potrzebny już dosyć konkretny kompresor.
Aha... Czyli duża butla i duże ciśnienie, tak?
Nie jest, ale
przynajmniej wykorzystasz cały towar Z puszki dedykowanej nie da się wydobyć
całości - zawsze coś zostaje na dnie. Trzeba więc obciąć górną część pojemnika i
wyciągnąć resztę
No dobra, ale ta reszta to max. jakieś 10% może... Za to 90% zawartości wyplujesz wygodnie.
Muszę sobie jeszcze kiedyś sprawić pistolet do piaskowania. Zdaje się, że do tego typu robót stosuje się specjalny piasek...? Nie da się skombinować samemu, prawda?
Może być - ale wygodnie chyba nie jest.
A no faktycznie,
kiedyś tam pisałem. Nawet na fachowym forum nie byli mi w stanie pomóc. Pomijam, że
pewnie nikt nie miał do czynienia z blosem przy tak małej pojemności, ale nawet nie
odpowiedzieli na różne pytania.
Kiedyś kol. Tomash kombinował z blosem, ale nie pamiętam, czy w końcu zamontował go przed zmianą auta. Może spróbuj go dorwać mailem?
Kojarzę też, że jakieś doświadczenia z blosami mieli na Swifcie. Spróbuj zapytać po sąsiedzku.
BTW - można jeszcze gdzieś dostać osłony przegubów w oryginale?
Kupowałem kiedyś coś innego (już nie pamiętam, co), i przy okazji wychapałem ostatnią osłonę, która jakimś cudem uchowała się w sklepie. Niestety, była ostatnia...
Kiedyś kupiłem osłonę firmy Maxis. Śpieszyło mi się, chciałem mieć zapas w garażu. Ciekawy jestem jej trwałości - czy montował ktoś z Was gumę z tej firmy?
Kosztowała 22 zł, łącznie ze smarem i opaskami. Nie ma żadnych oznaczeń na osłonie.
Kolejna wymiana - "puściła" druga osłona z wytłoczeniem "BT 1334".
Aktualizacja mojego przypadku:
Miałem dwie osłony - założyłem oryginalną DAC z zielonym smarem. Jest z grubej gumy, opaski są tak samo rozwiązane, jak w fabrycznych (brak ząbków). Myślę, że będzie na dłuuugo spokój.