Czym walczyć z rdzą w Tico?
-
Dlatego postanowiłem "nie zarabiać" na ubezpieczeniu, ale te pieniądze przeznaczyć na
naprawę i wykonanie kilku spraw w tym samochodzie.Czasem się to jednak nie opłaci. Do dzisiaj żałuję, że nie sprzedałem Matiza po kolizji i nie wziąłem odszkodowania. Zaraz po naprawie blacharskiej posypały się kolejne elementy i musiałem zrobić remont silnika, wymienić przekładnię kierowniczą, naprawić hamulce itp. - a i tak z odszkodowania złotówki nie zobaczyłem, bo w ASO bezgotówkowo auto naprawiałem - nota bene łudząc się, że blacharsko ASO = dobrze
I tak zamiast pozbyć się samochodu przed rozpoczęciem się większych wydatków za ok. 8000 PLN (licząc wartość auta po kolizji oraz wysokość odszkodowania) - włożyłem w nie jakieś 3500 PLN a teraz sprzedam za 4500 PLN jak dobrze pójdzie.
-
Czasem się to
jednak nie opłaci. Do dzisiaj żałuję, że nie sprzedałem Matiza po kolizji i nie
wziąłem odszkodowania. Zaraz po naprawie blacharskiej posypały się kolejne elementy
i musiałem zrobić remont silnika, wymienić przekładnię kierowniczą, naprawić hamulce
itp. - a i tak z odszkodowania złotówki nie zobaczyłem, bo w ASO bezgotówkowo auto
naprawiałem - nota bene łudząc się, że blacharsko ASO = dobrze
I tak zamiast
pozbyć się samochodu przed rozpoczęciem się większych wydatków za ok. 8000 PLN
(licząc wartość auta po kolizji oraz wysokość odszkodowania) - włożyłem w nie jakieś
3500 PLN a teraz sprzedam za 4500 PLN jak dobrze pójdzie.Umarłemu się nie zdarzy ...
Najwyrazniej nie orientowales sie w pewnych sprawach, a nie trafiles tez na osobe co by od serca doradzila, ze lepiej sprzedac.
Chyba kazdy w zyciu nadziewa sie na podobne sprawy. -
Bo takich samochodów nie naprawia się w ASO. Tylko bierze kaskę i znajduje zakład co naprawi i jeszcze kaska zostanie. Często nawet ludzie naprawiający samochody tak "na lewo" robia to lepiej i taniej niż cwaniacy z ASO.Ale nadal ludzie wierzą w miastach, że naprawa jak kosztuje dużo to robią to najlepsi fachowcy co się znają. A potem wychodzą fuszerki bo robił to uczeń na stażu.
-
Czasem się to jednak nie opłaci.
To jasna sprawa, jednak czasami trudno jest wcześniej wszystko przewidzieć.
Czasami wydaje się, że samochód będzie się posiadało rok, góra dwa, a potem okazuje się, że pozostaje na dłuuuugo. Czasami jest odwrotna sprawa, tzn. zakłada się, że auto będzie jeszcze na wiele lat, a tu stosunkowo szybko nadchodzi decyzja o jego sprzedaży -
I to jest słuszna
koncepcja, gdy planuje się posiadać ten samochód jeszcze przez kilka latNie zamierzam sprzedawać za psie pieniądze, a ponieważ na opchnięciu tico majątku się dziś nie zrobi, wolę zostawić najtańsze w kosztach utrzymania autko u siebie jako drugie.
Jeżeli ktoś ma
tylko dostęp do dobrego fachowca, który sobie dorabia takimi naprawami w "garażu" za
przyzwoite pieniądze, to w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać.Blacharza-lakiernika "garażowego" miałem z polecenia. Miał być tani, ale w sumie tani nie był, bo mnie po prostu naciągnął na większą kasę, niż się umówiliśmy - a wszystko poprzez swoją nieuwagę (boję się to nazwać brakiem fachowości ). Ale trudno, dziś wiem, że więcej z niego nie skorzystam (do tego on więcej stracił, niż zyskał - mogłem mu zrobić poważną życiową przysługę i teraz mam go w nosie; trudno, pazerność mu tutaj nie pomogła).
Mam jednak nadzieję, że naprawione drzwi długo wytrzymają.Niedawno pojechałem
do jednego zakładu blacharsko-lakierniczego i zapytałem się o wspawanie reparaturek,
to otrzymałem odpowiedź, że szkoda się w to bawić. Najlepiej wstawić nową lub
używaną, ale zdrową część.Ja planowałem kupić nowe drzwi (ceny na Allegro nie są wysokie), dać do lakierowania i takie wstawić. Blacharz nie chciał - twierdził, że większość takich drzwi nie pasuje do auta i są potem problemy.
Znaleźć dobre używane drzwi nie jest łatwo (przynajmniej w moich okolicach). Dlatego stanęło na reparaturkach, które sam blacharz zamówił i ktoś je wykonał. -
Nie zamierzam sprzedawać za psie pieniądze, a ponieważ na opchnięciu tico majątku się dziś nie zrobi, wolę zostawić najtańsze w kosztach utrzymania autko u siebie jako drugie.
I to jest właśnie dobre podejście. Szkoda pozbywać się naprawdę dobrego i taniego w utrzymaniu samochodu, szczególnie że cena jest już raczej niska.
Ale trudno, dziś wiem, że więcej z niego nie skorzystam (do tego on więcej stracił, niż zyskał - mogłem mu zrobić poważną życiową przysługę i teraz mam go w nosie; trudno, pazerność mu tutaj nie pomogła).
A wiesz, że dochodzę do podobnego wniosku, tzn. warsztaty często tracą klientów przez swoją pazerność. Dla przykładu ja też zrezygnowałem już definitywnie z usług dwóch warsztatów, bo dla nich liczyło się tylko, aby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej pieniędzy. Chyba nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że nie stracili tylko mnie jako klienta, ale również ja ich nikomu nie polecę.
Mam jednak nadzieję, że naprawione drzwi długo wytrzymają.
Rozmawiałem z tym fachowcem, który u mnie też będzie naprawiał drzwi na temat reparaturek.
Powiedział, że z tym jest naprawdę kłopot, bo aby to solidnie zrobić trzeba mocno się nagimnastykować. Mówił mi, że kilka razy miał już samochody z reparaturkami zrobionymi "na szybko" i potrafiły się odginać lub wręcz odlatywały.PS.
Jeśli to nie tajemnica, to ile kosztowała Cię ta cała impreza u fachowca? -
I to jest właśnie
dobre podejście. Szkoda pozbywać się naprawdę dobrego i taniego w utrzymaniu
samochodu, szczególnie że cena jest już raczej niska.Otóż to.
A wiesz, że
dochodzę do podobnego wniosku, tzn. warsztaty często tracą klientów przez swoją
pazerność. Dla przykładu ja też zrezygnowałem już definitywnie z usług dwóch
warsztatów, bo dla nich liczyło się tylko, aby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej
pieniędzy. Chyba nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że nie stracili tylko mnie
jako klienta, ale również ja ich nikomu nie polecę.Podobno istnieje teza, że zadowolony klient przyprowadzi jednego następnego; niezadowolony zniechęci dziesięciu innych...
Ten "mój" blacharz wzbogacił się o 5 stów moim kosztem, za to stracił o wiele więcej. Gdyby zachował się w porządku... nie musiałby dziś klepać samochodów, pracowałby w zupełnie innym fachu, czystymi rękami - byłem w stanie (i chciałem) mu pomóc. Ale jego wybór.Rozmawiałem z tym
fachowcem, który u mnie też będzie naprawiał drzwi na temat reparaturek.
Powiedział, że z
tym jest naprawdę kłopot, bo aby to solidnie zrobić trzeba mocno się
nagimnastykować. Mówił mi, że kilka razy miał już samochody z reparaturkami
zrobionymi "na szybko" i potrafiły się odginać lub wręcz odlatywały.Hmm, "na szybko"... Mam nadzieję, że u mnie szybko robione nie były. Auto odebrałem po 1,5 tygodnia.
Odginać lub odlatywać... to wskazywałoby na złe połączenie z resztą płata drzwi (złe spawanie). Pewnie nie można wykluczyć. Ale na szczęście po roku od naprawy nie widzę niczego złego - a piszemy tu o drzwiach, którymi ciągle się kłapie.Jeśli to nie
tajemnica, to ile kosztowała Cię ta cała impreza u fachowca?Nie tajemnica, chociaż... sprawa jest bardziej skomplikowana.
Zacznę od tego, że kilka lat wstecz został mi polecony przez znajomego pewien chłopak; zobaczywszy próchniejące przednie drzwi kierowcy, sam zaproponował wizytę u siebie twierdząc, że pomaluje za 50 zł (taką kwotę rzucił).
Minęło parę lat, korozja się posunęła i wyszła na każdych drzwiach. Pojawiło się też w kilku innych miejscach. Pojechałem do niego i powiedziałem, na czym mi zależy:- gruntowna naprawa wszystkich drzwi (wymiana na nowe z lakierowaniem lub reparaturki, bo łatać starych nie chciałem)
- oczyszczenie i zabezpieczenie progów na zewnątrz (zero dziur, ale było po kamieniach kilka odprysków)
- oczyszczenie z rdzy i lakierowanie małych fragmentów przednich błotników (krawędzie błotników przy progach i drzwiach)
- załatanie dwóch dziur w podłodze (pod lewą stopą kierowcy i w prawym rogu przy tylnej kanapie)
- przy okazji: powtórzenie konserwacji wewnętrznej drzwi i progów oraz całego spodu (nie mam sprężarki)
- ewentualne naprawy blacharskie tego, co "wyjdzie w praniu" przy powyższych robotach (mogłem coś przeoczyć) - wielokrotnie mówiłem, że zależy mi na staranności i dokładności.
Autko dostarczyłem rozebrane do tych robót - wyjęte fotele, plastiki, wykładzina, rozebrane z boczków drzwi (nie chciałem, żeby coś pobrudził ), porozpinana i zabezpieczona elektryka (lusterka, centralny zamek, krańcówki i in.). Z moich materiałów dałem tylko preparaty do konserwacji wewnętrznych profili i podwozia, deklarowałem zakup drzwi. Liczyłem na koszt ok. 700 zł.
Okazało się, że ten chłopak robi wszystko z sąsiadem i u niego (znaczy w zasadzie pomaga mu w naprawach). Po konsultacjach ustaliliśmy, że wspawają reparaturki (sami zamawiali i płacili, podobnie z lakierem - zostawiałem zadatek) i zrobią resztę. Nie wiedzieli, jaką kwotę rzucić - żeby się nie targować, powiedziałem, że przeznaczyłem na wszystko 1000 zł; zgodzili się. Obiecałem jeszcze zorientować się, czy będę w stanie pomóc chłopakowi w pewnej bardzo ważnej dla niego sprawie.
Zostawiłem samochód i umówiłem się na telefon za 5 dni; wtedy usłyszałem, że jeszcze nie zrobiony. Po kolejnych 2 dniach chłopak zadzwonił do mnie, że jest problem i ma pytanie... Stwierdził, że po wspawaniu reparaturek drzwi się nieco pofalowały nad listwą i trzeba byłoby je wyrównać (szpachlować) i lakierować w całości... więc będzie drożej o 500 zł; albo jak chcę, zapłacę umówione 1000 zł i będzie brzydko. Szlag mnie trafił, ale nie zamierzałem odbierać jakiejś kaszany, więc z zaciśniętymi zębami zgodziłem się na tę dopłatę. Warunkiem było to, że auto nie będzie miało nigdzie grama rdzy.
Auto przy odbiorze rzeczywiście wyglądało dobrze i dobrze wygląda po roku (koledzy obecni na spocie lubelskim mogą potwierdzić). Reparaturki zostały wspawane (zabrałem od nich stare doły) i wyglądają na dobrze wstawione i zabezpieczone jakąś mastyką; na progach delikatny baranek, na nim lakier; całość polakierowana dobrze. Zapłaciłem 1500 zł (już nawet nie chciałem żadnego "upustu") - co widocznie ucieszyło właściciela warsztatu - i już nie podejmowałem rozmów dot. mojej pomocy w sprawie nurtującej polecanego mi chłopaka-pomagiera.
W domu, składając i dalej konserwując autko, zauważyłem, że fuszerkę odwalili łatając dwie dziury w podłodze - przyspawali po prostu punktowo kawałek gołej blachy i całość zalali preparatem do dachów, który po stwardnieniu przypomina czarną gumę. Musiałem to poprawiać po zdjęciu tej gumy (żywicą i farbami).
To mnie wkurzyło, podobnie jak sytuacja, gdy wydarli 50% umówionej kwoty z powodu własnej nieudolności - bo tylko tak można nazwać to, że (moim zdaniem) nie zwracając uwagi na delikatną blachę w tico, przywalili spawarką te reparaturki, powodując odkształcenie oryginalnych drzwi nad listwą. Jeżeli sami schrzanili sprawę, uczciwie byłoby to naprawić w ramach ustalonej zapłaty, a nie stawiać mnie pod ścianą - "auto stoi u nas i będzie brzydko zrobione, jeśli nie dopłacisz". Możliwe też, że był to blef i chcieli po prostu "skroić" mnie na większą kasę (nie wykluczam tego).
W domu zdjąłem jeszcze zderzak tylny i okazało się, że trzeba konserwować cały pas tylny ze wspornikami (tam nawet nie zajrzeli). Poszedłem dalej - na nowo zdjąłem nadkola i znalazłem kilka niewielkich purchli w rantach błotników. Składając drzwi stwierdziłem też kilka rys na szybach (od przesuwania po czymś twardym i po szlifierce, jak również trochę wtopionych opiłków) - na szczęście udało mi się to wypolerować. Oczywiście połamali mnóstwo zaczepów przy listwach okiennych.
W sumie zrobili tylko to, co sam pokazałem, i ładnie zrobili tylko to, co widać na wierzchu. W rezultacie przez ponad tydzień wakacji jeszcze sam konserwowałem auto, poprawiałem niedoróbki i ich zaniedbania.
Ot i cała historia. Jak widzisz, zakres był spory i umówiona cena w zasadzie niewygórowana, szczególnie w stosunku do cen "miejskich". Czułem się jednak oszukany zaistniałą sytuacją z poprawianiem i malowaniem całych drzwi za dużą dopłatą, oraz pozostawieniem drobnych uszkodzeń, które musiałem potem robić sam. Oczywiście dałem sobie spokój z załatwieniem jego ważnej sprawy i nie polecę nikomu jego usług. Powiedziałem też znajomemu, który mi go polecił, co o tym myślę... wyszło na to, że w jego przypadku chłopaczek się postarał, bo... po prostu w tamtej chwili był bardzo od niego zależny.
A ja jestem 0 1,5 kzł lżejszy (a co, na tico nie żałuję ), ale dalej nie mam dobrego, zaufanego i taniego blacharza...
-
Podobno istnieje teza, że zadowolony klient przyprowadzi jednego następnego; niezadowolony zniechęci dziesięciu innych...
I coś w tym jest, bo jeżeli ktoś mnie pyta o warsztat samochodowy to od razu odradzam podając mój przykład.
Może podam i tu, tzn. umówiłem się na wymianę paska rozrządu w Astrze na kwotę ok. 200-250zł robocizna + ok. 50zł pasek. Pojechałem odebrać samochód i zostałem postawiony "pod ścianą" - do zapłaty 850zł
Bez konsultacji ze mną mechanik wymienił pompę wody twierdząc, że moja już ciekła (jakoś w garażu nigdy nawet kropla nie była na podłodze). Dodatkowo przedłożył mi niby fakturę za kupione elementy, tylko że to był wydruk podobny do faktury, coś w stylu szacunków cenowych bez uwzględnienia rabatów (nie wiem już, jak to się nazywa).
Wnerwiony zapłaciłem i sądziłem, że przynajmniej mam solidnie wykonaną pracę. Kilka miesięcy później wymieniałem filtr powietrza oraz pasek wspomagania kierownicy i zobaczyłem ułamane mocowanie plastikowej puszki filtru oraz ukręconą jedną śrubę w kole pasowym pompy wspomagania. Te elementy po prostu były demontowane przy wymianie paska rozrządu. Oprócz tego od opierania się nogami o błotnik podczas prac powgniatał mi go w górnej części oraz trochę porysował (prawdopodobnie w wyniku ocierania spodniami o lakier). Dodatkowo wspomniał, że przednie hamulce wymagają wymiany, bo jest z nimi już źle. Nie wziął jednak tego pod uwagę, że hamulce przednie wymieniałem dosłownie dwa tygodnie wcześniej, a na przeglądzie rejestracyjnym, który robiłem po miesiącu wyniki były wręcz rewelacyjne.
Naciągacz i tyle - stracił klienta i kilku, których mogłem polecić.Nie tajemnica, chociaż... sprawa jest bardziej skomplikowana.
No to współczuję, bo od razu przypomniała mi się moja historia opisana wyżej.
Czasami skłonni jesteśmy nawet zapłacić więcej, ale pod warunkiem, że całość prac będzie wykonana naprawdę solidnie. Jeżeli jednak tylko to co widać jest zrobione nawet znośnie, natomiast resztę prac wykonanych na zasadzie, że tego nie widać lub nikt tego nie sprawdzi itp. to dosłownie człowieka krew zalewa, bo nie o to chodziło w tej całej imprezie.
Nie ma się też co oszukiwać, zapłaciłeś sporą kasę, gdzie tak naprawdę większość to robocizna. Jeżeli tylko facet ma odrobinę wprawy w tych pracach, to naprawdę w krótkim czasie, często bez wielkiego przemęczania się zarobił sporą kasę.
Cóż, na własną prośbę stracił klienta i wielu, których mógłby mieć "z polecenia". -
Leo wg mnie sam sie wkopales, za same cztery drzwi Ci powinien powiedziec 700-1000zl jezeli chlop faktycznie zna sie na robocie i zrobi to profesjonalnie, mysle ze reszta to taka sama kwota, wiec porzadny lakiernik moglby Ci spokojnie wycenic na 1500-2000zl, mialbys to porzadnie zrobione. Wg mnie sie nie oplaca juz w takie auto takiej kasy pakowac, jedna dziure zalatasz obok wyjdzie druga, a szukanie taniej po pionkach to sam widzisz jaki efekt. Ja sie na szczescie na taka kwote nigdy nie przejechalem, ale jak mnie ktos rąbie na 20 czy 50 zlotych to juz mu dziekuje. Od dawna wiem, ze chytry dwa razy traci i lepiej dac komus 50zl wiecej i niech zrobi porzadnie niz uchciwic sie ze ma byc tanio i dac 20zl za fuszerke, ktora wytrzyma miesiac a nie rok. Facet powiedzial Ci cene jak chinczyk za budowe autostrady w polsce i juz powinienes wiedziec, ze cos tu jest nie tak.
Ja mechanik nie jestem, ale co moge to sam sie staram robic bo auto juz drugiej mlodosci miec nie bedzie, kase zaoszczedze a przy okazji sam sie czegos naucze poprzez te naprawy. -
Leo wg mnie sam sie wkopales, za same cztery drzwi Ci powinien powiedziec 700-1000zl jezeli
chlop faktycznie zna sie na robocie i zrobi to profesjonalnie, mysle ze reszta to taka sama kwota, wiec porzadny lakiernik moglby Ci
spokojnie wycenic na 1500-2000zl, mialbys to porzadnie zrobione.Po pierwsze: nie wkopałem się sam, tylko gość schrzanił robotę (jeżeli faktycznie pofalował drzwi przy spawaniu) i nie był na tyle uczciwy, aby wziąć to na własną klatę (znaczy naprawić bez żadnych dopłat). Ja rozumiem - błędy i wpadki zdarzają się najlepszym, ale nie w porządku jest kazać płacić klientowi za to.
Po drugie: nie ja "uchciwiłem się" (jak piszesz dalej), tylko on - co wynika z powyższego. Z tym, że (tu masz rację) - chciwość się nie opłaca, bo ja natychmiast zrezygnowałem chęci pomocy jemu w ważniejszej sprawie.
Po trzecie: kwestia ustalonej ceny - gdybyśmy na początku ustalili nawet wyższą kwotę, to byłbym w stanie ją zapłacić (co zresztą zrobiłem, znaczy stać mnie było i nie żałowałem; nadal nie żałuję ). Znowu powtarzam: jego zagrywka była nie w porządku. Wobec tego nie zgodzę się z Twoją zawartą między wierszami sugestią, jakobym kombinował i poprzez własną chciwość (?) za grosze chciał nie wiadomo czego. Byłem skłonny sporo zapłacić za dobrze zrobioną robotę. Gdyby facet na początku powiedział 1500, zostawiłbym samochód. Po prostu zależało mi na zrobieniu porządnym, a nie na zapłaceniu 20 czy 50 zł mniej. Dlatego pojechałem do poleconego gościa, a nie do pierwszego lepszego zakładu z szyldem, gdzie zapłaciłbym pewnie tyle samo.
I po czwarte - nie pisz, że mam źle zrobione, bo tego nie wiesz. Jak pisałem, nie podobało mi się tylko załatanie dziury w podłodze, drzwi wyglądają OK. Nie tylko po miesiącu, lecz po roku nadal jest dobrze.Wg mnie sie nie oplaca juz w takie auto takiej kasy
pakowac, jedna dziure zalatasz obok wyjdzie druga,Umówmy się, że to jest Twoje zdanie, ja zaś będę miał odmienne.
Wiem, co mam, bo mam ten samochód od nowości i znam od podszewki. Mnie się jakoś opłacało zapłacić "taką kasę" (chociaż oczywiście 5.000 bym nie dał).a szukanie taniej po pionkach to
sam widzisz jaki efekt. Ja sie na szczescie na taka kwote nigdy nie przejechalem,
ale jak mnie ktos rąbie na 20 czy 50 zlotych to juz mu dziekuje. Od dawna wiem, ze
chytry dwa razy traci i lepiej dac komus 50zl wiecej i niech zrobi porzadnie niz
uchciwic sie ze ma byc tanio i dac 20zl za fuszerke, ktora wytrzyma miesiac a nie
rok.Wychodzi na to, że sam sobie przeczysz; nie chcesz inwestować, a sam czegoś oczekujesz.
Powtórzę: nie szukałem "taniej po pionkach". Zależało mi na jakości.
Piszesz wyżej, że "porządny lakiernik zrobiłby mi dobrze" . Otóż najgorsze jest to, że porządny lakiernik nie ma wypisanego na czole, że robi dobrze, czy źle, i jakość roboty nie zależy od ceny. To nie jest tak, że w ASO (gdzie ceny są kosmiczne) zatrudniają samych fachowców po kilku fakultetach politechnicznych i z 80-letnią praktyką, a drobni dłubacze-amatorzy (biorący niskie kwoty) nie potrafią trzymać pistoletu z farbą.Facet powiedzial Ci cene jak chinczyk za budowe autostrady w polsce i juz
powinienes wiedziec, ze cos tu jest nie tak.Ale o co chodzi - o te 50 zł za pomalowanie dołu jednych drzwi?
Spójrz - napisałem, że:- było to parę lat temu
- mowa była tylko o malowaniu fragmentu drzwi (do listwy pewnie)
- za lakier musiałbym zapewne zapłacić sam
Przecież to nie to samo, co: - wyjęcie drzwi
- odcięcie dołu
- zamówienie reparaturek (za które już nie płaciłem)
- wspawanie ich
- polakierowanie (nie dopłacam za farbę)
- założenie drzwi
Za taką robotę wychodzi ok. 200-250 zł w przypadku jednych drzwi. Czy to dużo? Czy mało? Jak sądzisz?
Bo jeżeli chcesz mnie przekonywać, że jeśli pojechałbym do jakiegokolwiek warsztatu z szyldem, zapłaciłbym z 600-700 zł za taką robotę i na 100% byłoby całkowicie profesjonalnie... to wybacz, ale mnie nie przekonasz.
Jeszcze raz: cena jest kwestią umowną. Kwoty żądane w większości zakładów są mocno przesadzone i moim zdaniem jest to zdzierstwo niewspółmierne do nakładu pracy (a jeśli do tego często dochodzi do partactwa, to wtedy można mówić o "wkopaniu się"). Nie jestem też zdania, że fachowiec ma robić za grosze. Uważam, że umówiona kwota 1000 zł za określony zakres prac była uczciwą ceną za dobrze zrobioną robotę przez "garażowicza" - ani to mało, ani dużo, IMHO w sam raz. Co więc nie wypaliło? Zachowanie gościa, który postawił mnie pod ścianą w sensie "schrzaniłem robotę, dopłać pan jeszcze połowę".
Dlatego proszę: nie rób ze mnie ofiary, który "żydując" (ładne określenie? ), bo szukał jak najtaniej "po pionkach", przejechał się na kasie, za którą mógłby żyć do końca swych dni... Ani ten tysiąc, ani dodatkowe 500 zł specjalnego wrażenia na mnie nie zrobiło - wiem, że takie roboty są drogie, poza tym skoro zdecydowałem się na auto, godzę się z jego utrzymaniem. A co to jest 500 zł dzisiaj? 95 litrów paliwa, czyli trzy pełne tankowania, czyli jakieś 1500-1800 km. Stać mnie. Chodzi tylko o zasady.
Ja mechanik nie
jestem, ale co moge to sam sie staram robic bo auto juz drugiej mlodosci miec nie
bedzie, kase zaoszczedze a przy okazji sam sie czegos naucze poprzez te naprawy.I chwała Ci . Trzeba dodać tylko, że autko to da się naprawić samemu we własnym garażu, z prawie wszystkimi innymi samochodami to Ci się nie uda. Może dlatego mechanikowi-amatorowi warto zadbać, żeby jeździło jak najdłużej? Tym bardziej, że zaoszczędzoną na naprawach mechanicznych kasę można przeznaczyć na porządną reperację blacharki - bo w wielu innych samochodach musiałbyś wydać pieniądze na jedno i drugie...
-
Nie określiłem Cie chciwcem ale kimś kto dopiero pierwszy raz się na czymś przejechał, a jak wiadomo najwięcej uczy nasz życie. Sam mam doswiadczenia z mechanikami i pewnych bledow juz nie popelnie.
Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak są wyceniane najróżniejsze roboty. Koleś Ci policzy nawet za odklejenie i przyklejenie listwy bocznej, i nie koniecznie 2zl, może sobie policzyć 10zł, przypuszczam, że tak robią, na przykładzie troche innej branzy, nikt nic nikomu za darmo nie zrobi. Nie ważne czy do malowania sa cale drzwi czy pasek do listwy, zeby to dokladnie zrobic trzeba sie postarac, obkleic pewnie, podczyścić, odtluscic, drzwi musza wyschnac, nie mysl sobie, ze ktos to zrobi za piwko, a moze i zrobi ale byle jak. Licznik bije!
Cos pisales też, ze jeszcze tydzien musiales dłubac przy tym samochodzie bo cos zle zrobili czy niedokladnie, no to sobie policz ile czasu poswieciles za ten tydzien, przelicz na godziny, i ile Ty bys sobie za to zazyczyl pieniedzy, a ile powinien fachowiec?
Napisales ze jest niezle zrobione, tylko Cie wkurzyl tymi piecioma stowami.
Podtrzymam teze z pierwszego zdania w tym poscie, ze po prostu nie wiedziales o pewnych rzeczach, a wiekszosc typow wykorzystuje takich ludzi, no i z niczego podal Ci taka cene, a nie inna, jakbys byl w temacie to od razu postukal bys sie w czolo, ze za taka kase prace ktore zleciles sa nie realne do wykonania albo robota zostanie totalnie spieprzona.
W tym przypadku nie ma nic do rzeczy ze robota Ci sie podoba, BO facet mial to zrobic za 1000zl, wyludzil jeszcze 500, a na koncu okazalo sie, ze sam musiales tydzien nad pewnymi rzeczami siedziec, bo nie zrobili albo nie chcialo im sie jeszcze jednej srubki odkrecic zeby cos wyczyscic.
Oczywiscie pewne rzeczy to KWESTIA umowna, zgadzam sie z Toba, chocby dla jednego 500zl to dniowka, a dla innego tygodniowka wiec jest roznica. -
Nie określiłem Cie chciwcem ale kimś kto dopiero pierwszy raz się na czymś przejechał,
Niestety, takie odniosłem wrażenie po dwukrotnym przeczytaniu Twojego postu.
"Przejechałem się", owszem, ale raz jeszcze powtórzę: nie dlatego, że oczekiwałem zrobienia czegokolwiek za darmo lub chciałem wykorzystać blacharza. Z owego tysiąca, po odliczeniu reparaturek i lakieru, zarobiłby (załóżmy) przynajmniej 700 zł. Czas poświęcony na robociznę nie przekroczyłby w sumie dwóch, no już maksymalnie trzech dniówek - tyle, że potrzebne byłyby przerwy (ale auto więcej by stało, niż byłoby naprawiane). Czy 700 zł za 2-3 dniówki jest skandalicznie niska czy wysoka? Uważam, ze kwota za naprawę garażową u kogoś znajomego, kto zresztą został polecony, była w miarę słuszna, nie przesadzona i nie krzywdząca. Aha: piszemy o głębokiej ścianie wschodniej, nie Wawie.Tydzień trwało wykańczanie, to prawda - ale tyle przede wszystkim z powodu tzw. przerw technologicznych. Znaczy najpierw odczyszczenie tego i tamtego, potem jakiś podkład - czekamy do następnego dnia na wyschnięcie; pierwsza warstwa farby - czekamy; nazajutrz druga warstwa - czekamy; czwarty dzień - zabezpieczenie Bitgumem czy innym środkiem (po raz pierwszy stosowałem miejscowo jakiś środek do konserwacji dachów). Na takich przestojach tydzień zszedł.
-
Leo, moim zdaniem podjąłeś słuszną decyzję, tzn. oddanie samochodu do wymiany korodujących elementów.
Masz samochód od nowości, znasz go na wylot, a ze względu na wręcz idealny stan aż się prosiło o taką inwestycję, szczególnie, że w ciągu dotychczasowego życia nakłady były naprawdę małe.
Dlatego uważam, że szkoda pozbywać się takiego auta i pierwotna planowana kwota 1kzł była warta wydania na Tico. Niestety, cenowo wyszło, jak wyszło, ale przynajmniej z końcowego efektu jesteś zadowolony i masz świadomość, że ten samochodzik jeszcze długo pojeździ -
Panowie, jaka jest grubość blachy w drzwiach i jaka maxymalnie gruba blachę można tam wsadzić, bo mam ochotę i pomysł na małe spawanko, może mi się uda ..
-
Nie wiele grubsza od kartki papieru
-
Leo, moim zdaniem
podjąłeś słuszną decyzję, tzn. oddanie samochodu do wymiany korodujących elementów.
(...)
Niestety, cenowo wyszło, jak wyszło, ale przynajmniej z końcowego efektu
jesteś zadowolony i masz świadomość, że ten samochodzik jeszcze długo pojeździDzięki, utwierdzasz mnie w przekonaniu, że warto było.
Myślałem o tym, żeby na tico nauczyć jazdy mojego syna, a za parę lat mógłby on go użytkować... ale na razie mam opory... -
a jeśli chodzi o tytuł postu czym zabezpieczyć rdzę to ja polecam specyfik do konserwacji lin maszyn wyciągowych i nie tylko to jest rodzaj smaru nazywa się to NYROSTEN niesamowita rzecz tego nawet żaden rozpuszczalnik nie rozpuści a i po 10 latach nie wyschnie ,nadal jest niezwykle lepki ,znam gościa co tym konserwował ładę i teraz ta łada ma chyba z 30 lat i nadal świetnie wygląda
-
czym zabezpieczyć rdzę to ja polecam specyfik do konserwacji lin maszyn
wyciągowych i nie tylko to jest rodzaj smaru nazywa się to NYROSTENCenna informacja - ale małe sprostowanie - tytuł wątka nie dotyczy bynajmniej zabezpieczania rdzy, ale walki z nią. Innymi słowy sposobu ochrony blachy przed korozją :-)
Masz może informacje gdzie można to kupić i w jakiej cenie? Na allegro tego nie ma, znalazłem jedynie stronę dystrybutora na Polskę ale nic nie pisze o cenie.
tego nawet żaden rozpuszczalnik nie rozpuści a i po 10 latach nie wyschnie
,nadal jest niezwykle lepkiW specyfikacji nic nie piszą o reakcji z blachą - może więc faktycznie było by to dobre - o ile da się to czasem zdrapać - bo jeśli ktoś napsika to na rdzę lub ognisko którego nie zauważył wcześniej to lipa (biorę pod uwagę zapis że jest to produkt palny w kat B, więc nie wiem czy szlifowanie po tym wchodzi w grę :> )
-
Bez przesady hehehe.
A co do walki z rdzą to baardzo dobrym sposobem po oczyszczeniu jest potraktowanie miejsca tzw "zingą" Jest to ocynk w płynie.
Dokładny opis i pytania wraz z odpowiedziami jest tu:
http://www.zingametall.and.pl/1_7_pytania.htm
Pkt 7 jest zadowalający.
Jest to dobry specyfik i wiem o tym bo pracujemy przy tych specyfikach, tzn stosujemy je.
-
Czytałem na kilku
forach motoryzacyjnych, że Brunox długo schnie, chyba że zastosowało się go na rdzę.
Niby więc warto tak zrobić, choć jeden magik napisał, cyt. "Czyszczę z luźnej
rdzy, maluję i trzyma się nieziemsko, nawet problem to przeszlifować jest. Jednak
kiedy wjadę szczotka druciana to po chwili dojeżdżam do rdzy która wcale się nie
związała."Jako, że czeka mnie zrobienie paru zaprawek, dokonałem pewnego eksperymentu
z Brunoxem, aby ustalić najlepszą metodę dla tego specyfiku.Przygotowałem kawalek blachy, który pordzewiłem w przyspieszony sposób.
Potem przygotowałem 3 pasma w nastepujący sposób:
- jedno odczyszczone mechanicznie do świecącej blachy
- drugie z usuniętą luźną rdzą
- trzecie z usuniętą rdzą i wytrawioną odrdzewiaczem.
Teraz malowanie (pasma prostopadle do pierwszych):
- brunox raz
- brunox dwa razy
- brunox dwa razy + poklad
- brunox dwa razy + poklad + baza (klaru nie dawałem)
I tak: tam gdzie Brunox był położony na gołą czysta blachę zrobił się
ciemno-fioletowy, gdzie na rdzę - czarny, na część czyszczoną chemicznie
poł na pół. W każdym przypadku warstwa trzymała dość mocno z podłożem.Całość po wyschnieciu załadowałem do zamykanego plastikowego pojemnika.
Na dnie nalałem nieco lekko osolonej wody i wystawiłem na parapet okna.Pole kontrolne - odsłonięta blacha zardzewiało po kilku godzinach.
Obserwacje po 3-4 tyg "dojrzewania" w słonym tropiku:- blacha pod samym brunox'em zardzewiała (wolniej gdzie było x2 malowane)
- tam gdzie byl pas oczyszczony z luźnej rdzy - zardzewiało pod brunoxem,
podkładem i bazą - powierznia spuchła i wypchnęła wszystkie warstwy. - powierzchnia czyszczona chemicznie i czyszczona mechanicznie do gołej blachy -
korozja się jeszcze nie pojawiła nawet gdzie byl sam podklad (za wyjatkiem miejsc gdzie był sam brunox)
Wnioski:
- brunox niestety trzeba dać na, maksymalnie jak sie da, oczyszczoną blachę
- brunox MUSI być przykryty warstwą ochronną (im bardziej wilgocioodporną tym lepiej)
jak najszybciej po całkowitym wyschnięciu (w/g producenta)