Telewizyjne reklamy Tico
-
Pamiętacie to jeszcze? Ambitny typ.
https://www.youtube.com/watch?v=ocqdZHorJTg
https://www.youtube.com/watch?v=J_LAe8EPrtY -
Miło powspominać. W czasie gdy leciały te reklamy jeździłem jeszcze maluchem - niestety nie stać mnie było na zakup nowego Tico. Marzenia spełniły sie dopiero w 2003 r kiedy kupiłem pierwsze używane sześciolentnie Tico za 9300 zł.
-
To podobnie jak ja. Ja za swojego dałem 10 tys., było to chyba w 2002 r.
-
Moje było od nowości w domu :)
A tu reklama z Korei:
https://www.youtube.com/watch?v=du46KLWOFdw -
Jak kupiłem pierwsze Tico i okazało się później w trakcie prac konserwacyjnych, że miało małą stłuczkę i było całe lakierowane to żałowałem, że nie kupiłem wcześniej nowego auta na kredyt. Mając nowe można byłoby bardzo dobrze zabezpieczyć bo te używane pierwsze dwa jakie kupilem były nie zabezpieczone i częściowo już skorodowane. Trzecie kupilem już zakonserwowane w środku i od zewnątrz ale gdybym sam wykonywał konserwację zrobiłbym to we wszystkich miejscach i lepiej.
-
@miechomiecho powiedział w Telewizyjne reklamy Tico:
Moje było od nowości w domu :)
Moje też.
Po kilku "przygodach" z używanymi autami, postanowiłem sprzedać 11-letnią samarę, którą jeździłem od 3 lat: auto-zagadkę-niespodziankę (bo nigdy nie wiedziałem idąc rano do garażu, co dziś nawali), nieźle już rdzewiejącą, palącą na potęgę olej i cieknącą nim (przez 3 lata nie udało mi się całkowicie uszczelnić zespołu napędowego). Sprzedałem też simsona, którym jeździłem już rzadko. Dołożyłem trochę oszczędności i wziąłem kilka tysięcy kredytu, mając perspektywę spłacenia go w ciągu najbliższych paru miesięcy. I tak postanowiłem nabyć pierwsze nowe auto.
Wahałem się między cinquecento, uno a tico. Z pierwszego zrezygnowałem po przejrzeniu pożyczonej od znajomego książki napraw (nabrałem wtedy przeświadczenia, że "cienias" to po prostu maluch w nowszej budzie). Z uno zrezygnowałem też szybko, gdy okazało się, że za przeznaczone na zakup 24 tys. dostanę zwykłego golasa z najmniejszym silnikiem. Tyle samo zapłaciłem za tico - ale już z pełną konserwacją, alarmem, blokadą skrzyni biegów, radiem, dywanikami i pełnym ubezpieczeniem na rok. Do tico przekonał mnie wcześniej znajomy z pracy, który jeździł "koreańczykiem" od kilku lat (miał jeden z pierwszych egzemplarzy w PL): stwierdził, że nic się nie psuje, zaś sam nie widzi różnicy w zachowaniu auta wtedy, gdy było nowe, jak i teraz, po przejechanych 60 kkm.
Znajoma mojej mamy dała mi się przejechać swoim tikiem - zrobiłem nim kilkadziesiąt km i byłem pozytywnie zaskoczony jego możliwościami (na tamte lata - ho, ho... :-) ). Kobieta nabyła autko w systemie Autotak; miałem i ja to zrobić, lecz gdy opowiedziała mi o swoich perypetiach... dałem sobie spokój. Wolałem za gotówkę, od razu.
No i do dziś nie żałuję, choć minęło już 19 lat. -
Ja swoje pierwsze Tico kupiłem chyba w 2005r, za 10 tyś. Kupowałem z komisu i oddałem wówczas malucha w rozliczeniu. Tico było z 2000r. Myślę że przepłaciłem bo musiałem dołożyć 7tyś i malucha. Maluch był z 1995r. i kupiłem go jako 5 latka za 5,9 tys.
-
@ryszard powiedział w Telewizyjne reklamy Tico:
Jak kupiłem pierwsze Tico i okazało się później w trakcie prac konserwacyjnych, że miało małą stłuczkę i było całe lakierowane to żałowałem, że nie kupiłem wcześniej nowego auta na kredyt.
Jasne, jak się kupi nowe to wiadomo co się ma i jak się zadba od początku to jest ok. Ja też się nadziałem przy kupnie używanego samochodu, nie przy Tico, ale przy Corolli.
@leo powiedział w Telewizyjne reklamy Tico:
Do tico przekonał mnie wcześniej znajomy z pracy, który jeździł "koreańczykiem" od kilku lat (miał jeden z pierwszych egzemplarzy w PL): stwierdził, że nic się nie psuje, zaś sam nie widzi różnicy w zachowaniu auta wtedy, gdy było nowe, jak i teraz, po przejechanych 60 kkm.
A on jak w jaki sposób trafił na Tico, gdy było jeszcze tak mało popularne?
Znajoma mojej mamy dała mi się przejechać swoim tikiem - zrobiłem nim kilkadziesiąt km i byłem pozytywnie zaskoczony jego możliwościami (na tamte lata - ho, ho... :-) ). Kobieta nabyła autko w systemie Autotak; miałem i ja to zrobić, lecz gdy opowiedziała mi o swoich perypetiach... dałem sobie spokój. Wolałem za gotówkę, od razu.
Na czym polegał ten system? Jakie były problemy?
-
-
@drzonca powiedział w Telewizyjne reklamy Tico:
@leo powiedział w Telewizyjne reklamy Tico:
Do tico przekonał mnie wcześniej znajomy z pracy, który jeździł "koreańczykiem" od kilku lat (miał jeden z pierwszych egzemplarzy w PL): stwierdził, że nic się nie psuje, zaś sam nie widzi różnicy w zachowaniu auta wtedy, gdy było nowe, jak i teraz, po przejechanych 60 kkm.
A on jak w jaki sposób trafił na Tico, gdy było jeszcze tak mało popularne?
Tego nie wiem. I już się nie dowiem; pracowałem z tym starszym człowiekiem przez 2 lata, po czym definitywnie odszedł na emeryturę i przeprowadził się na Mazury. Nie mam z nim kontaktu.
Znajoma mojej mamy dała mi się przejechać swoim tikiem - zrobiłem nim kilkadziesiąt km i byłem pozytywnie zaskoczony jego możliwościami (na tamte lata - ho, ho... :-) ). Kobieta nabyła autko w systemie Autotak; miałem i ja to zrobić, lecz gdy opowiedziała mi o swoich perypetiach... dałem sobie spokój. Wolałem za gotówkę, od razu.
Na czym polegał ten system? Jakie były problemy?
Szczegółów nie pamiętam (w końcu 20 lat minęło), ale to działało jak swoista "piramida". W tamtym czasie było mocno rozreklamowane, w każdym miasteczku średniej wielkości miało swoje filie, gdzie mamiło możliwością stania się w szybkim czasie właścicielem jakiegoś fiata lub daewoo (różne modele).
W systemie chodziło o to, aby dać określoną kwotę "wpisowego", a potem regularnie wpłacać składki, które szły na poczet zakupu samochodu. Czyli takie niby "oszczędzanie" na samochód. Pewną ilość uczestników programu łączono w grupy. Raz na jakiś czas (bodajże co miesiąc) odbywało się losowanie jednego samochodu wśród uczestników jednej grupy. Szczęśliwcy mogli odebrać auto, po czym dalej mieli wpłacać regularnie pieniądze, aż do zapłacenia całej kwoty.
I w teorii miało to sens, bo raty nie były zabójcze dla kieszeni przeciętnych obywateli, a całkowita suma wpłaconych rat i "wpisowego" była wprawdzie wyższa od ceny samochodu, ale na pewno lepiej się ten system kalkulował niż branie kredytu w banku.
Zaś w praktyce była to samofinansująca się karuzela: w całej grupie raz na miesiąc losowano auto (lub licytowano - o czym niżej), które odbierały nieliczne osoby, zaś pozostali uczestnicy musieli czekać, w istocie kredytując zakup aut przez kilku szczęśliwców. Czekać z nadzieją, że następne losowanie będzie dla nich szczęśliwe...Znajoma mojej mamy, która dała się wpuścić w ten system, zaczęła opłacać te raty, ale do wylosowania samochodu było ciągle jakoś daleko. Po prostu było zbyt dużo chętnych "oszczędzających", a mało aut do wydania. Można więc było całymi latami wpłacać i ciągle czekać na samochód. Ale była jeszcze inna droga, która umożliwiała szybszy odbiór: "licytacje". Raz na miesiąc zainteresowani uczestnicy, którzy dysponowali większą gotówką, jechali do Warszawy, gdzie mogli "wylicytować" auto z przeznaczonej do tego celu puli samochodów. Najczęściej trzeba było zadeklarować wpłacenie od razu takiej kwoty, która po zsumowaniu ze zgromadzonym w systemie wkładem równała się mniej więcej całej sumie, na którą opiewał program... Znajoma kobieta odbyła dwie takie wycieczki do Warszawy - za drugim razem udało jej się "wylicytować" autko, na które czekała jakiś rok.
Czyli: wchodzisz w program = dajesz wpisowe i wpłacasz regularnie składki/raty. Czekasz na wylosowanie auta - jeśli Ci się uda, dalej wpłacasz, aż do spłacenia programu (kwota wyższa niż cena auta, ale nieco niższa od kredytu bankowego). Cierpliwie czekasz, zwykle latami. :-) A czas płynie. Chcesz przyśpieszyć odbiór auta - sam "organizujesz" pieniądze w kwocie podobnej do tego, co przyszłoby Ci jeszcze zapłacić do końca programu i jedziesz do Wawy bić się o odbiór autka.
Znaczy, lekki przekręcik typu "system argentyński" (wtedy nowość), ale dużo ludzi się nabrało. Problemem wówczas był nie brak samochodów w salonach, ale brak pieniędzy u klientów na zakup za gotówkę. Kredyty były drogie, zaś Autotak wydawał się dobrym rozwiązaniem - zwłaszcza, że każdy wierzył, iż szybko wylosuje samochód. A tutaj okazywało się, że w grupie do wylosowania co miesiąc jest jedno auto, zaś chętnych członków grupy - kilkudziesięciu. Więc albo czekasz latami, aż opłacisz cały program (co trwa długo, zresztą chyba nikomu się to nie udało - o ile dobrze pamiętam, system zlikwidowano wcześniej :-) ), albo uzbierasz własnym sumptem resztę kasy i pojeździsz na "licytacje". Nie wiem, czy wszyscy uczestnicy odebrali wówczas swoje samochody, ale były potem problemy: system zamknięto, ludzie chodzili do sądów...
Dlatego już lepiej było zgromadzić samemu gotówkę i kupić auto bezpośrednio w salonie. W system mógł się bawić ktoś, komu zupełnie nie zależało na czasie i mógł sobie odkładać raty, latami czekając na samochód. Zaś czy to się opłacało w takim rozwiązaniu? Trzeba samemu sobie odpowiedzieć. :-)