Nigdy tak naprawdę niewiadomo, co się kupi
-
To nie jest jednak
reguła. Napewno trzeba "trochę" dołożyć, a ile, to zależy od egzemplarza, który sie
trafi.Pisałem już kiedyś na zlosnikiu jak kilka lat temu kupiłem używaną "legendarnie bezawaryjną" Corollę, sprawdzoną w ASO przed zakupem, do której po kupieniu w ciągu roku na naprawy dołożyłem 15 tys. i nadal mam dwunastoletnie auto żłopiące olej i zapalające "check engine" co kilka tys. km. I tak jestem zadowolony bo mogłem trafić dużo gorzej - auto jeździ dobrze i nigdy awaria nie unieruchomiła samochodu na trasie (co jest dla mnie najważniejsze), ale kolejny raz nie będę ryzykował z używką.
Znacznie łatwiej kupić używane auto w bardziej przyzwoitym stanie z niższego
segmentu.Bo ja wiem... Spróbuj kupić takie np. Tico w naprawdę dobrym stanie.
Zgadzam się z którąś z opinii wyżej, że mając budżet 30 tyś. zł wolę kupić
bardziej bezpieczny, używany samochód, niż nowe clio/pande/aveo itp.To zależy co kupisz. Jeśli trafisz na powypadkową "limuzynę" spawaną w stodole z dwóch połówek i z rezystorami zamiast poduszek to nie będzie bezpieczniejsze niż nowy "maluch" ze sprawnymi zabezpieczeniami. Początkiem roku po wypadku w którym straciłem Tico miałem właśnie taki budżet na zakup - w grę wchodziły wyłącznie nówki, ostatecznie kupiłem Suzuki Alto. Inna sprawa, że interesowały mnie wyłącznie małe miejskie auta, większego nie chciałem.
-
U mnie sytuacja
wyglądała podobnie. Tata po kilku/kilkunastu starych samochodach doszedł do wniosku:
dość, kupuję nowe. I niestety - to był najgorszy wybór w jego życiu.A co kupił?
Teść kupił
fabrycznie nowe Polo Classic.
Po 8 latach używania
samochodu sporadycznie padł w tym samochodzie silnik, (...) w okresie gwarancyjnym
wszystkie awarie były stwierdzone, że winny użytkownik.
(...)
Natomiast mam
przypadek również mojego dziadka - kupił w 2000 roku Suzuki Swift 1.0L (niestety nie
pamiętam za jaką kwotę). Przebieg w chwili obecnej to 75gyś km, garażowany "pod
chmurką" ale za to nie dzieje się z tym samochodem nic złego.Jak widać ważne jeszcze co się kupuje Inna sprawa, że przy takich awariach jak piałeś w nowych samochodach to walczyłbym z ASO na noże o naprawę, a jakby się nie udało to sprzedałbym taki samochód jak najszybciej żeby jak najmniej stracić i więcej na tą markę bym nie spojrzał.
Ja też kupując w
zeszłym roku samochód rodzinny miałem do wyboru: 6 letnią Octavię lub fabrycznie
nową Pandę. Zgadnijcie co wybrałem i dlaczego...Ja bym wziął nowe Suzuki Alto... Wszystko zależy do czego potrzebowałeś samochodu i czy to miał być jedyny samochód czy drugi do miasta.
-
Pisałem już kiedyś
na zlosnikiu jak kilka lat temu kupiłem używaną "legendarnie bezawaryjną" Corollę,
sprawdzoną w ASO przed zakupem, do której po kupieniu w ciągu roku na naprawy
dołożyłem 15 tys.Wierzę, czasami jest ciężko. Chociaż ja kupiłem 1,5 roku temu Passata, dość ładny ale nie cukierek - auto napewno było po przejsciach z kręconym licznikiem jak 99% tych aut. W aucie zrobiłem kilka drobnych rzeczy - włożyłem moze 600-700zł. Pojeździłem rok, zwróciła się instalacja gazowa, którą założyłem. Sprzedałem auto wychodząc na zero z kosztami(magia Passata w Polsce ;])
Spróbuj kupić takie np. Tico w naprawdę dobrym stanie.
Też wiem że jest ciężko. Akurat sam mam takie, ale zdaję sobie sprawe ze to powoli unikat.
Inna sprawa, że interesowały mnie wyłącznie małe miejskie auta,
większego nie chciałem.Własnie i tu jest problem. Ja potrzebuję auta na dłuższe trasy. Gdyby śmigał 90% tylko po mieście, to pewnie by mi wystarczyło moje Tico. W Twoim przypadku nie krytykuję wyboru.
-
A co kupił?
Samochodem mojego taty, który okazał się tak niemiłosiernie awaryjnym było Daewoo Tico noszące dumnie naklejkę "SX".
(...)
Jak widać ważne
jeszcze co się kupuje Inna sprawa, że przy takich awariach jak piałeś w nowych
samochodach to walczyłbym z ASO na noże o naprawę, a jakby się nie udało to
sprzedałbym taki samochód jak najszybciej żeby jak najmniej stracić i więcej na tą
markę bym nie spojrzał.Co do aut - teść przed VW Polo miał Poloneza 1.6, nie działo się w nim nic przez 4 lata użytkowania, następnie sprzedał to auto i kupił Polówkę, bo myślał, że zamieni na auto w nowszej technologii, jeszcze lepsze itp. Niestety, zawiódł się strasznie. A co do silników to awaria ta, która przytrafiła się teściowi występowała w bardzo dużej ilości samochodów z grupy VAG z silnikiem 1.4 16v.
Ja bym wziął nowe
Suzuki Alto... Wszystko zależy do czego potrzebowałeś samochodu i czy
to miał być jedyny samochód czy drugi do miasta.Auto jako drugie do miasta to mam Peugeot 205.
Natomiast potrzebny był samochód w miarę bezawaryjny, kombi, dość przestronny, dla mnie, żony i 2 letniego dziecka, z wózkiem itp. Kwotą graniczną było 25tyś zł. Wtedy akurat Pandy po zniżkach "chodziły: bodajże po 24.400zł w wersji "full bieda".Ja natomiast za Octavię zapłaciłem 24tyś. Samochód w wersji "pełna opcja" z salonu w Polsce w tym silniku (TDI ALH kombi), czyli Tour Business i z przebiegiem 125tyś km.
Do tego w ciągu roku eksploatacji doszedł mnie koszt wymiany jednego łożyska przedniego koła (z tym już kupiłem samochód) za 179zł z wymianą (na SKF) oraz ostatnio wymiana elektrozaworu klapy gaszącej silnika za 95zł (flaszka za pomoc dla mechanika 40zł + 50zł elektrozawór + 5zł kawałek gumowego wężyka i wymiana samodzielnie). Do tego wymiana filtrów i oleju, bodajże 300zł, ale to rzecz eksploatacyjna, więc w każdym aucie należy to robić. -
Tata po kilku/kilkunastu starych samochodach doszedł do wniosku:
dość, kupuję nowe. I niestety - to był najgorszy wybór w jego życiu. W tym
samochodzie, fabrycznie nowym przez 6 lat użytkowania psuło się wszystko, co zepsuć
się mogło oczywiście pomijając rzeczy eksploatacyjne. A wyłożył na samochód 22tyś zł
w 1999 roku (auto lepiej wyposażone od serii, z tym, że z poprzedniego roku
produkcji).Ja pomyślałem podobnie, i po kolejnych, różnych używkach kupiłem nowe tico. I skończyło się ciągłe naprawianie, płacenie za części i niepewność, czy auto nie "klęknie" w drodze. Wystarczyła odrobina dbałości o samochód (przeglądy gwarancyjne, potem serwis we własnym zakresie, ale wg tabeli z książki obsługi), żebym był spokojny o to, czy wyjadę rano z garażu i wieczorem doń wrócę. Z braku wydatków na naprawy montowałem różne cuda, doposażając autko. Po 12 latach użytkowania tico (od nowości) wolałem poczekać trochę, dozbierać trochę kasy, wydać oszczędności i jeszcze się nieco zapożyczyć - ale kupić kolejny nowy wóz. Po prostu tico mnie rozpieściło, stałem się mocno wygodny, jeśli chodzi o eksploatację . Ale nie powiem, rozglądałem się za używanymi - i to, co widziałem, coraz bardziej utwierdzało mnie w decyzji kupna nówki.
IMHO pecha miał i Twój Tata, i Teść... albo nie do końca potrafili zadbać o samochód. Ja po przygodach z poprzednimi samochodami, które sam naprawiałem, nabrałem doświadczenia i niew zarzynałem autka, które miałem od nowości.
BTW trochę dziwna ta cena , mój SX, też z 1998 r., kosztował 20.600 zł - i to na początku 1998 r., a więc nie "zeszłoroczniak". -
Tylko, ze jak
patrze na cene przegladow gwarancyjnych to dochodze do wniosku, ze wszystkie awarie
w 16 letnim audi kosztowaly mniej niz jeden przeglad gwarancyjny takiego hyundaia
i30.Nie ma sensu generalizować.
W październiku pojechałem na pierwszy przegląd dustera po 15 kkm. Cena przeglądu: 94,99 zł. Na pewno przegląd po 30 kkm będzie droższy (bo np. dojdzie wymiana oleju), ale nie sądzę, żeby przekroczył 500 zł.
Wszystko zależy od znaczka. Mnie tam otwieracz do butelek na grillu nie przeszkadza...Nowy samochod tez nie jest tani, aczkolwiek przy budzecie 80 tys zl juz bym
szukal nowego.... można sporo taniej. Znowu: zależnie od znaczka. A niezależnie od jakości, osiągów i bezawaryjności.
-
Kiedyś uważałem, że
nie stać mnie na nowe i kupowałem używki. Niestety, przekonałem się, że nie stać
mnie na używki i od tej pory będę kupował wyłącznie nowe (ostatnie auto tak właśnie
kupiłem). Kupując używane kupujesz minę z opóźnionym zapłonem i w ciągu kliku lat
sporo dokładasz w eksploatacje, kupując nowe płacisz więcej na początku, ale
kupujesz spokój bezawaryjnej jazdy. W używane kasę pakujesz non stop, a po stłuczce
ubezpieczyciel wypłaca grosze jak za starego gruchota.Skoro Cię stać, to kupuj - Twoje prawo. W sumie każdy chciałby mieć auto od nowości.
Ale z tą awaryjnością to przesada - zależy co się kupi i ile ma się szczęścia. Dotyczy to używanych ale też niestety i nowych aut - dowód? Np. program "Turbo kamera"...
No i jak w Swifcie za 3000 zł zepsuje się silnik to trudno, a jak w aucie na gwarancji kosztującym jako nowe ok. 80 tys. zł po 30 kkm psuje się rozrząd napędzany teoretycznie bezobsługowym łańcuchem to można sobie włosy z głowy wyrwać
A jak jeszcze to auto było kupione na raty i w chwili opuszczenia salonu straciło na dzień dobry kilka tysięcy złotych wartości, to tylko się powiesić
-
Masz Dustera? Podoba mi się to autko
Daj jakąś fotkę
Jak się jeździ?
-
Masz Dustera? Podoba mi się to autko
Mnie też. Od roku tak samo.
Daj jakąś fotkę
O, tu było parę fotek zaraz po zakupie, w drodze do domu:
klikJak się jeździ?
Całkiem nieźle i sympatycznie. Spore auto, ale nie nazbyt krowiaste. Wsiada się wygodnie, siedzi się wysoko, dynamika wystarczająca, prowadzenie lekkie, delikatne. Wygodny samochód, dobry na trasę, a i w terenie sobie poradził parokrotnie. Spala obecnie 7-8, trochę trasa, trochę miasto - a nie oszczędzam, lubię przyspieszyć. W zasadzie jedyny "minus" to ten znaczek na masce... w połączeniu z polskimi stereotypami.
Ogólnie uważam, że w dzisiejszej sytuacji na rynku jest wart swojej ceny. Obawiałem się trochę "chorób wieku niemowlęcego" - szczególnie, że to nowy projekt - ale ponieważ bazuje na starych, sprawdzonych rozwiązaniach, nic złego się nie dzieje i (wg ASO) nie ma jakichś powtarzających się tych samych usterek; czasem gdzieś u kogoś jakiś drobiazg.
Chciałem mieć spore, proste w budowie, sprawne auto - i takie znalazłem. Dziś kupiłbym dusty'ego jeszcze raz. -
BTW trochę dziwna
ta cena , mój SX, też z 1998 r., kosztował 20.600 zł - i to na początku
1998 r., a więc nie "zeszłoroczniak".Kurcze, a ja kupiłem w styczniu 1998 za 19.200 zł z poprzedniego rocznika i wmówili mi wtedy w ASO, że to upust 3000zł. Już wtedy widać była taktyka ala media markt tniemy VAT. Podwyższa się cenę i od podwyższonej liczy się upust
-
Wszystko zależy od
znaczka. Mnie tam otwieracz do butelek na grillu nie przeszkadza...Ale hyundai chyba nie jest jakas droga marka? Chyba, ze cene za samochod odbijaja pozniej na przegladach.
... można sporo
taniej. Znowu: zależnie od znaczka. A niezależnie od jakości, osiągów i
bezawaryjności.Po 2 tys km w 2 dni nowym (1300km przebiegu) samochodem za 50 tys zl tylko sie utwierdzilem w przekonaniu, ze wole kupic uzywany. Regulacja fotela na wysokosc - brak, regulacja odcinka ledzwiowego - brak, podlokietnik - brak, tempomat - brak, climatronic - brak. Chyba, ze mozna znalezc za 50 tys samochod ktore takie rzeczy ma, to zwracam honor
-
Ale hyundai chyba
nie jest jakas droga marka? Chyba, ze cene za samochod odbijaja pozniej na
przegladach.dobrze napisane Do i10 filtr kabinowy kosztował 130 zł, przednie tarcze do i30 w dieslu to był koszt 500 zł/ szt
Po 2 tys km w 2 dni
nowym (1300km przebiegu) samochodem za 50 tys zl tylko sie utwierdzilem w
przekonaniu, ze wole kupic uzywany. Regulacja fotela na wysokosc - brak, regulacja
odcinka ledzwiowego - brak, podlokietnik - brak, tempomat - brak, climatronic -
brak. Chyba, ze mozna znalezc za 50 tys samochod ktore takie rzeczy ma, to zwracam
honorwszystko zależy od marki, modelu jaki wybierzesz. Ja bym wolał fabrycznie nowe auto.... ale ze starymi długowiecznymi prostymi rozwiązaniami
-
Po 2 tys km w 2 dni
nowym (1300km przebiegu) samochodem za 50 tys zl tylko sie utwierdzilem w
przekonaniu, ze wole kupic uzywany. Regulacja fotela na wysokosc - brak, regulacja
odcinka ledzwiowego - brak, podlokietnik - brak, tempomat - brak, climatronic -
brak. Chyba, ze mozna znalezc za 50 tys samochod ktore takie rzeczy ma, to zwracam
honorW Polsce jakoś tak dziwnie się kupuje samochody, że najpierw określa się budżet, a potem kupuje największe pudło jakie się zmieści w budżecie. Powinno się zacząć od wymagań, a następnie określić ile to kosztuje. Skoro potrzebujesz samochodu na trasy rzędu 1000 km dziennie i konieczne Ci są opisane udogodnienia to powinieneś dysponować budżetem przynajmniej rzędu 70 tys. Jeśli masz tylko 50 tys. i ani grosza więcej, to trzeba pogodzić się z tym, że Ciebie na takie auto nie stać. Czy możesz kupić samochód używany wyższej klasy w tej cenie? Możesz, ale przy sztywnym budżecie ryzykujesz, że w razie poważniejszej awarii nie będzie Cie stać na naprawę, a przy takich dziennych przebiegach to podzespoły szybko się zużywają. Koszty związane z samochodem to nie tylko zakup, ale przede wszystkim eksploatacja, biorąc pod uwagę czas bezawaryjnej jazdy zakupionym samochodem i koszty serwisu nowy samochód nie jest wcale taki drogi. W Polsce póki co jeszcze nie jest to tak widoczne z uwagi na bardzo tanie warsztaty, niestety często odstawiające prowizoryczne druciarstwo zamiast fachowej naprawy, ale spójrz na bogatsze kraje, gdzie ceny usług są znacznie wyższe (mimo podobnej relacji do zarobków co u nas). Gdy poziom relacji zarobków co cen towarów w Polsce zbliży się do tego który jest na zachodzie ceny nowych samochodów będą dla nas realnie niższe, natomiast koszt serwisu (usług) realnie znacznie wzrośnie. Wówczas zakup starego samochodu będzie nieopłacalny.
-
Kurcze, a ja
kupiłem w styczniu 1998 za 19.200 zł z poprzedniego rocznika i wmówili mi wtedy w
ASO, że to upust 3000zł. Już wtedy widać była taktyka ala media markt tniemy VAT.
Podwyższa się cenę i od podwyższonej liczy się upustLuty 1998 r. - to było tak: oficjalna cena 22.600 zł (za już noworoczne autko), przy czym fabryka "na dzień dobry" dawała upust 2.000. Promocja marki? Sztucznie zawyżona cena oficjalna? Nie wiem. Tak więc za 20.600 brało się nowe tico. Można jeszcze było coś indywidualnie wytargać od dealera (ja wynegocjowałem dywaniki i radio, co w tamtych latach było niezłym wynikiem).
Co prawda ja zostawiłem w salonie 24.500 zł, bo dokupiłem to i owo, kazałem zrobić konserwację - ale to temat na inną bajkę.Mogło być jeszcze tak, że wyprzedawali poprzedni rocznik po 19.200, mówiąc o upuście 3.000, po czym, gdy skończyły się zapasy, sprzedawali nowe za 20.600 - z 2.000-cznym upustem...
-
Ale hyundai chyba
nie jest jakas droga marka?Powiedziałbym - średnio droga. Zawsze była droższa od np. DU.
Po 2 tys km w 2 dni
nowym (1300km przebiegu) samochodem za 50 tys zl tylko sie utwierdzilem w
przekonaniu, ze wole kupic uzywany.No cóż, zależnie od priorytetów. Czytając Twoją listę wydaje mi się, że chciałeś kupić fajny fotel, nie samochód... Oczywiście wygodne siedzenie też jest ważne, ale...
Ale przyjrzyjmy się, patrząc na takiego dustera, jak mój - wersja Laureate, silnik benz., napęd tylko na przód; zmieścić się można poniżej 50.000 zł:
Regulacja fotela na wysokosc - brak,
Jest.
regulacja odcinka ledzwiowego - brak,
Hmm, dziwna polityka firmy, bo wycofała niedawno fotele z tą regulacją... gdyby poszukać i dokupić siedzenie z Logana - będzie. (Chociaż nie widzę potrzeby w tym przypadku.)
podlokietnik - brak,
Jest.
tempomat - brak,
Nie ma. Ale... jeżdżę po PL - czy u nas jest potrzebny, daje się go normalnie używać?
climatronic - brak.
Jest manualna klima. Jeśli komuś zależy, powstał już "patent" dołączenia do klimy układu z termometrem tak, aby działał jak climatronic. Widziałem to rozwiązanie w necie.
Chyba, ze mozna znalezc za 50 tys samochod ktore takie rzeczy ma, to zwracam
honorPowyższe Cię nie zadowolą? Za poniżej 50 tys.
(Chyba, że brak tego tempomatu będzie czynnikiem decydującym). -
W Polsce jakoś tak
dziwnie się kupuje samochody, że najpierw określa się budżet, a potem kupuje
największe pudło jakie się zmieści w budżecie. Powinno się zacząć od wymagań, a
następnie określić ile to kosztuje.
(...)Święta racja. Podpisuję się.
-
Ja sobie najpierw trochę pofantazjowałem, porozglądałem się za autami, założyłem budżet ok. 100kPLN. Potem przejechałem się kilkoma crossoverami (ix35, nowym sportagem - było fajnie, ale chyba trochę niewarte ceny, szczególnie, że samo utrzymanie też kosztuje ok. 50-100% drożej od kompakta: 20-30% więcej na paliwo plus droższe opony i serwis, ASXa odpuściłem ze względu na ceny części zamiennych). Potem skończyłem bujać w obłokach i zrobiłem listę:
- ma przewieźć czteroosobową rodzinę (w tym na wakacje), nie używam już wózków, więc bagażnik tak minimum 350litrów,
- ma wozić mój zad ok.80-100km dziennie do klienta (koszty, koszty, koszty - głównie paliwa),
- ma być wygodny i wyciszony oraz nie japoński (po do Liany części były horendalnie drogie i do większości nie było zamienników, a jak się posypały łozyska w skrzyni biegów i zęby w dyfrze i to raptem po 100kkm, to wyskoczyłem z ponad trzech klocków...). Fajnie jakby miał automatyczną klimatyzację...
- ma być benzyna, bo koszty potencjalnej awarii współczesnych silników wysokoprężych są mało pocieszne...
Potem odwiedziłem salony Renault:
- na dustera (który całkiem mi się podobał, chociaż z wyposażeniem to marnie) czas oczekiwania: 9 miesięcy - hej ja nie chciałem ręcznie klepanego auta sportowego(!) tylko zwykłego kompakta,
- scenika żona odrzuciła po pierszym posadzeniu zadka na tylnej kanapie - wygodna, ale tylko dla dzieci.
Obejrzałem też Hyundaie: i30 (trochę podstarzała już konstrukcja, wnętrze nie przypadło żonie do gustu) oraz ix20 - całkiem przyzwoite autko, ale w interesującej mnie konfiguracji i po upustach kosztowało prawie 60kPLN...
Potem przyjrzałem się C4 Picasso - miałem poczucie dystansu do szyby i drogi, jak kapitan statku (nie przypadło mi do gustu), no i spalanie jednostki benzynowej raczej spore (ciężkie i wysokie auto)...
Po czym wzrok mój padł na nową C4 - usiadłem i spodobało mi się - wygodnie i te ciekawe zegary (w wersji Exclusive), potem się przejechałem: wrażenie - ciuchutko (w porównaniu z Lianą, to prawie każdy samochód jest cichy). Na koniec cena: 63kPLN brutto (minus 6kPLN VAT, minus PIT ) plus koszt trzyletniego leasingu (jakieś 7kPLN łącznie z dodatkowymi ubezpieczeniami).
Wyposażenie obejmowało dwustrefową klimatyzację, elektryczną regulację odcinka lędźwiowego u kierowcy i pasażera (w tym masaż :D), elektrycznie składane lusterka - wcześniej o tej pierdółce nie myślałem, ale teraz idealnie się sprawdza przy wjeździe do garażu (gdzie mam jakieś 2-3cm zapasu z każdej strony, więc mogę trochę zwiększyć niedokładność wjazdu), oba podłokietniki (w tym jeden wyposażony w gniazdko 230V), tempomat, zestaw głośnomówiący (świetnie działający) oraz nawigację (też jako ekran do czujników parkowania z przodu i z tyłu), lusterko elektrochromatyczne i kilka innych pierdół (w tym, fuj, felgi 17" z oponami 225x45 na których jeździ się po prostu źle na dolnośląskich pseudo drogach - poza obwodnicą Wrocławia - po przesiadce na 16" 205x55 od razu ulga)... Auto dostępne od razu (ale tylko salonowe, bo na realizację zamówienia trzeba by poczekać ok. pół roku) i w kolorze białym.Pomyślałem i stwierdziłem, że przy tym upuście to mogę jeździć i białym autem (a kilkanaście tysięcy zostanie na paliwo)...
Resztę kasy przeznaczę na ewentualne naprawy (chociaż odkąd Francuzi zdecydowali się na używanie elektroniki japońskiej, zamiast niemieckiej, to i awarie się zmniejszyły, silnik jest z BMW 1, na który użytkownicy nie narzekają, jedynie nawigacja lubi się zresetować raz dziennie po uruchomieniu silnika)... Pojeżdżę trzy lata, wykupię po leasingu i sprzedam - będzie na sporą wpłatę wstępną na kolejne auto (przy autach trzy lub czteroletnich jeszcze nie powinno być problemu z sypaniem się)...
Oczywiście można było pomyśleć o C5 (dokładając 10-20kPLN), ale to:
- gorsze wyposażenie w tej cenie,
- wyższe koszty paliwa i przeglądów,
- nieco niższa szansa na zaparkowanie w ciasnych uliczkach (ze względu na długość)...
Skoro C4 spełniał moje założenia, to po co przeplacać?
Co do ceny serwisu w DE: tam się po prostu nie opłaca ratować rozbitka, tylko lepiej go tanio spławić do Polski, gdzie mistrzowie szpachli zrobią go na bóstwo. Natomiast zadbane auta (regularnie serwisowane, bez historii stłuczkowej, ze stosunkowo niewielkim przebiegiem) mają sporo wyższą cenę niż u nas średnia za dany model - Niemcy doskonale znają wartość swoich aut...
-
U mnie po utracie Tico w wypadku wymagania do zakupu wyglądały tak:
- Auto nowe, po pierwsze miałem już dość ciągłego dokładania kasy na drobiazgi, w dodatku wiedziałem że urok dbania o starszy samochód polega na tym, że ubezpieczyciel wypłaci mi za szkodę całkowitą grosze w porównaniu do tego co włożyłem w Tico w ostatnim czasie (za konserwację parę miesięcy wcześniej zapłaciłem niewiele mniej niż potem dostałem za cały samochód), po drugie potrzebowałem samochodu szybko. Nie pamiętam dokładnie ile dni mi zakup ostatecznie zajął, ale chyba sporo poniżej tygodnia od utraty Tico. W międzyczasie użytkowałem z żoną Corollę na zmianę, co było męczące, ale pozwoliło mi przetrwać te kilka dni bez własnego auta. Z zakupem używki w dobrym stanie mógłbym się bujać kilka tygodni (choć przy poprzedniej stłuczce która unieruchomiła Tico kupiłem drugie Tico w ten sam dzień, ale wtedy wiedziałem że kupuję auto tylko na parę tygodni i wziąłem pierwszą z brzegu padakę).
- Auto do użytku miejskiego, więc jak najmniejsze (parkowanie w dziurze w którą się nie wcisnął kompakt przede mną!), w środku ma być wystarczająca ilość miejsca dla dwóch dorosłych osób i fotelika dla dziecka z tyłu (80% czasu jeżdżę sam, 19% z żoną i dzieckiem, sporadycznie w 3-4 dorosłe osoby), bagażnik może być wielkości siatki na zakupy, to wcale nie jest tak że świeżo upieczony ojciec potrzebuje kombi z przyczepką jak niektórzy twierdzą.
- Ekonomiczne, czyli spalanie jak najniższe przy eksploatacji na bardzo krótkich dystansach i w korkach, silnik benzyna, najlepiej wolnossąca, im mniejsza pojemność tym lepiej (OC).
- Poduchy przynajmniej przednie i boczne z obu stron (świeży dzwon w Tico pozostawił nieprzyjemne wspomnienia).
- Isofix - po pierwsze bezpieczeństwo po drugie wygoda użytkowania zwłaszcza na krótkich miejskich przejazdach, już nie jest tak że przypięcie fotelika zajmuje tyle samo czasu co dojazd do przychodni.
- Pięciodrzwiowy - w aucie miejskim ewentualny pasażer potrzebuje wygody wsiadania, kompakt na dalsze trasy wystarcza mi trzydrzwiowy.
- Klimatyzacja - to już nie jest bajer, a element poprawiający bezpieczeństwo, jazda z zaparowanymi szybami lub z potem zalewającym oczy jest nie tylko nieprzyjemna, ale niebezpieczna.
Wstępna selekcja wyłoniła kilka typów, potem poprosiłem o radę na zlosnikiu żeby upewnić się że nic ciekawego nie przeoczyłem, wycieczka do dealerów, jazdy testowe, sprawdzenie budżetu (dopiero w tym momencie!) i zakup. Z kupionego Suzuki Alto jestem zadowolony, całkowicie spełnia moje wymagania.
Gdybym zaczął "po polsku" od budżetu i kupił największy kombiwagon jaki znajdę w tych pieniądzach (bo jak inaczej z dzieckiem!) to wylądowałbym pewnie w starym passacie jakich pełno na naszych drogach, jego zalet w mieście i tak bym nie wykorzystał, za to dobiłoby mnie spalanie i naprawy, bo kupując na chybcika pewnie trafiłbym na jakieś odpicowane truchło.
-
Można jeszcze było coś
indywidualnie wytargać od dealera (ja wynegocjowałem dywaniki i radio, co w tamtych
latach było niezłym wynikiem).No to rzeczywiście niezły wynik, ja wynegocjowałem tylko dywaniki
Mogło być jeszcze
tak, że wyprzedawali poprzedni rocznik po 19.200, mówiąc o upuście 3.000, po czym,
gdy skończyły się zapasy, sprzedawali nowe za 20.600 - z 2.000-cznym upustem...Pewnie tak. Mogłem poczekać, ale to już historia
-
Co do budżetu - zauważyłem, że w naszym kraju samochód traktowany jest jako spełnienie marzeń - chuchany i dmuchany (a i tak w końcu mu się przydarzy przycierka - jak pewnie 90% aut, które jeżdżą na drogach, albo chociaż puknięcie drzwiami auta obok na parkingu - bo było ciasno - auto to często synonim luksusu i rodziny maksymalnie napinają budżet, by kupić auto... które tak naprawdę nie jest im konieczne. Szwagier wydał w zeszłym roku prawie 130kPLN za auto, w tym 30kPLN kredytu (wbrew pozorom, jest to jednak coś innego niż leasing) i... stoi ono głównie w garażu, bo:
- jeszcze, nie daj dowolnie wybrane bóstwo, ktoś je przytrze na parkingu, albo jakiś zawistnik gwoździem przejedzie,
- pali jak smok, bo to dwulitrowa 150 konna benzyna a i samo auto ciężkie, także wychodzi mu koło 9 litrów na 100km przy lekkiej nodze i to na trasie, w korkach lepiej nie mówić.
W ten sposób przez rok przejechał niecałe 10kkm (które ja wykręcilem w niecałe pięć miesięcy) tracąc lekko 20% na wartości (bo w cenę wliczone było ubezpieczenie i felgi, jak się okazało: krzywe, z oponami zimowymi)...
Najgorsze jest to, że ludzie widząc cenę auta (ha, stać mnie!) nie liczą tego, że aby je utrzymać przez najbliższe pięć lat pewnie włożą w nie prawie drugie tyle, ile kosztowało: paliwo, ubezpieczenie (pewnie sensowny pakiet "od wszystkiego" kosztuje ponad 5kPLN dla auta wartego ok. 100kPLN), opony (im większe koła i niższy profil, tym bardziej cena szybuje w kosmos - dlatego mi opłacało się bardziej kupić drugie alufelgi o mniejszym rozmiarze z oponami zimowymi, niż same opony), ceny serwisu, ceny części (już w trzyletnim aucie coś potrafi szwankować, a w pięcioletnim niektóre naprawy zawieszenia przyprawiają o palpitacje serca).
Dla mnie najważniejsze jest jedno: auto ma jeździć, mogą się przydarzać drobiazgi, ale nie powinno się rozkraczyć na drodze. Jeśli podejrzewam, że tak się może stać, to wolę się pozbyć takiego auta i dopłacić do nowego (bo każda godzina, kiedy nie mogę pracować, może mnie zbyt drogo kosztować)...