Nigdy tak naprawdę niewiadomo, co się kupi
-
i "trafić" od razu turbosprężarkę, wtryski do tego
dwu-masę i sprzęgło to wydać równowartość pojazdu na naprawęi wlasnie dlatego "gupi niemiec" oddaje "za darmo" te auta
-
i wlasnie dlatego
"gupi niemiec" oddaje "za darmo" te autaa potem "mądry Polak po szkodzie"...
-
i wlasnie dlatego
"gupi niemiec" oddaje "za darmo" te autatą kwestie tłumaczył już kiedyś jeden kolega z DE. Koszt nawet drobnej naprawy + dopłaty do nieekologicznego auta jest wyższy niż wartość za jaką odkupi ją Polak/Ukrainiec etc
-
a potem "mądry Polak po szkodzie"...
Chyba mądry polak po szrocie :D:D:D
-
Nie jestem ekonomistą, ale prosta matematyka chyba tutaj nie przypasuje.
Kiedyś auto było luksusem nie tylko dlatego, że było drogie, było dla nielicznych (aut było mało).
Pensja rośnie wolniej niż ceny, w tym ceny aut. Jeśli nawet nowe samochody tanieją, jest to niezauważalny trend - roczna pensja, kiedy trudno odłożyć choćby 100 złotych (przy tej minimalnej to pewnie nawet stówa nie wchodzi w grę), oznacza tyranie 10 lat na skuter-o-czterech-kołąch.
Może subiektywne, ale mam wrażenie, że im dłużej pracuje, tym na gorsze auto (nowe) byłoby mnie stać.
Zupełnie, ale to zupełnie nie porównywalne z rynkiem wtórnym, gdzie za dwie pensje (czyli pół roku ostrego szczędzania) można kupić paścia co prawda, ale do remontu zdatnego. I nim jeździć.
-
Możesz tak bardziej detalicznie wyjaśnić, co masz na myśli pisząc po raz kolejny o tym "skuterze na czterech kołach"?
-
Kiedyś auto było
luksusem nie tylko dlatego, że było drogie, było dla nielicznych (aut było mało).Jedno się z drugim bardzo mocno wiąże. Jak towaru jest mało jest drogi. Nie wiem czy pamiętasz minione czasy, ale w PRL można było uzyskać auto drogą "oficjalną" (talony, bony, książeczki samochodowe itp.) za cenę oficjalną (czyli stosunkowo niską), albo kupić na rynku wtórnym za dużo większe pieniądze. Doprowadzało to do takiej patologii, że jeśli miałeś "dojście" mogłeś kupić nowy samochód, pojeździć nim kilka lat i sprzedać na giełdzie drożej niż kupiłeś! Na giełdzie mogli kupić wszyscy, ale nie wszystkich było na to stać. A jak jest teraz?
Cytat:
Zupełnie, ale to
zupełnie nie porównywalne z rynkiem wtórnym, gdzie za dwie pensje (czyli pół roku
ostrego szczędzania) można kupić paścia co prawda, ale do remontu zdatnego. I nim
jeździć.Teraz na używkę stać praktycznie każdego. Różnica kilkudziesięciu lat i samochód z "dorobku życia" stał się popularnym towarem, dostępnym z drugiej ręki dla wszystkich. Za kolejnych kilkadziesiąt lat będzie (mam nadzieję) w Polsce podobna relacja ceny nowego samochodu jak obecnie na zachodzie, czyli nowe samochody będą równie dostępne jak obecnie używki.
Pensja rośnie
wolniej niż ceny, w tym ceny aut.Bierzesz pod uwagę zbyt wąski horyzont czasowy. Musisz patrzeć na relację ceny samochodu do pensji w perspektywie co najmniej kilkunastu (lepiej kilkudziesięciu) lat.
-
Możesz tak bardziej
detalicznie wyjaśnić, co masz na myśli pisząc po raz kolejny o tym "skuterze na
czterech kołach"?Sądząc z kontekstu zapewne chodzi o najtańsze wozidełko najniższej klasy bez żadnych "zbędnych" bajerów - bo poduszka powietrzna i abs są już bajerami "niezbędnymi"
-
Sądząc z kontekstu
zapewne chodzi o najtańsze wozidełko najniższej klasy bez żadnych "zbędnych" bajerów- bo poduszka powietrzna i abs są już bajerami "niezbędnymi"
No, na pewno tego nie wiemy. Ale może się dowiemy, co autor miał na myśli.
-
Za kolejnych
kilkadziesiąt lat będzie (mam nadzieję) w Polsce podobna relacja ceny nowego
samochodu jak obecnie na zachodzie, czyli nowe samochody będą równie dostępne
jak obecnie używki.Aż się rozmarzyłem. Sam szukam samochodu używanego klasy średniej/wyższej i jestem załamany, po obejrzeniu kilkunastu egzemplarzy danego modelu zaczynam dawać sobie spokój. Jakby to było pięknie kupić sobie nowe Volvo, jak w najnowszej reklamie - XC60, już od 142 900zł (w kredycie 50/50, po kursie dolara 2,3 zł ;])
-
Coś w tym jest. Znajomi Niemcy przyjmują zasadę, że jak auto (nowe) kosztuje więcej niż 6 ich miesięcznych pensji netto, to ich na nie nie stać, bo utrzymanie kosztuje i to sporo (u nich naprawy są znacznie droższe niż u nas)...
-
Coś w tym jest.
Znajomi Niemcy przyjmują zasadę, że jak auto (nowe) kosztuje więcej niż 6 ich
miesięcznych pensji netto, to ich na nie nie stać, bo utrzymanie kosztuje i to sporo
(u nich naprawy są znacznie droższe niż u nas)...Jeśli średnia pensja w Polsce wynosi 3300zł netto to za 6 pensji ciężko kupić chociażby najtańsze nowe auto...
Z resztą - kiedyś już poruszałem ten temat. Ilu Waszych znajomych w ostatnich 10-ciu latach kupiło nowy samochód? U mnie ani jedna, w garażu ani na parkingu przed blokiem też nie pojawiło się ani jedno nowe auto przez tyle lat... Za to rotacja używanych jest całkiem spora.
-
Z resztą - kiedyś
już poruszałem ten temat. Ilu Waszych znajomych w ostatnich 10-ciu latach kupiło
nowy samochód? U mnie ani jedna, w garażu ani na parkingu przed blokiem też nie
pojawiło się ani jedno nowe auto przez tyle lat... Za to rotacja używanych jest
całkiem spora.Kiedyś uważałem, że nie stać mnie na nowe i kupowałem używki. Niestety, przekonałem się, że nie stać mnie na używki i od tej pory będę kupował wyłącznie nowe (ostatnie auto tak właśnie kupiłem). Kupując używane kupujesz minę z opóźnionym zapłonem i w ciągu kliku lat sporo dokładasz w eksploatacje, kupując nowe płacisz więcej na początku, ale kupujesz spokój bezawaryjnej jazdy. W używane kasę pakujesz non stop, a po stłuczce ubezpieczyciel wypłaca grosze jak za starego gruchota.
-
Kiedyś uważałem, że
nie stać mnie na nowe i kupowałem używki. Niestety, przekonałem się, że nie stać
mnie na używki i od tej pory będę kupował wyłącznie nowe (ostatnie auto tak właśnie
kupiłem). Kupując używane kupujesz minę z opóźnionym zapłonem i w ciągu kliku lat
sporo dokładasz w eksploatacje, kupując nowe płacisz więcej na początku, ale
kupujesz spokój bezawaryjnej jazdy. W używane kasę pakujesz non stop, a po stłuczce
ubezpieczyciel wypłaca grosze jak za starego gruchota.U mnie sytuacja wyglądała podobnie. Tata po kilku/kilkunastu starych samochodach doszedł do wniosku: dość, kupuję nowe. I niestety - to był najgorszy wybór w jego życiu. W tym samochodzie, fabrycznie nowym przez 6 lat użytkowania psuło się wszystko, co zepsuć się mogło oczywiście pomijając rzeczy eksploatacyjne. A wyłożył na samochód 22tyś zł w 1999 roku (auto lepiej wyposażone od serii, z tym, że z poprzedniego roku produkcji).
Teść kupił fabrycznie nowe Polo Classic. W 2000 roku kosztowało 54tyś zł. Po 8 latach używania samochodu sporadycznie (przebieg ok. 54tyś km. padł w tym samochodzie silnik, stwierdzona wada fabryczna). Do tego notorycznie źle (nie równo) działające hamulce, awaria braku możliwości otworzenia drzwi pasażera od nowości itp. Ciągle dzieje się "coś", oczywiście w okresie gwarancyjnym wszystkie awarie były stwierdzone, że winny użytkownik.
Natomiast mam przypadek również mojego dziadka - kupił w 2000 roku Suzuki Swift 1.0L (niestety nie pamiętam za jaką kwotę). Przebieg w chwili obecnej to 75gyś km, garażowany "pod chmurką" ale za to nie dzieje się z tym samochodem nic złego. Jeździ, hamuje, skręca, wszystko idealnie. Oprócz lakieru, który wypłowiał na słońcu, ale to drobnostka.
Podaję przykłady "z życia wzięte" od najbliższych a nie "kolega kolegi powiedział..."
Ja też kupując w zeszłym roku samochód rodzinny miałem do wyboru: 6 letnią Octavię lub fabrycznie nową Pandę. Zgadnijcie co wybrałem i dlaczego...
-
Kupując używane kupujesz minę z opóźnionym zapłonem i w ciągu kliku lat
sporo dokładasz w eksploatacje, kupując nowe płacisz więcej na początku, ale
kupujesz spokój bezawaryjnej jazdy.To nie jest jednak reguła. Napewno trzeba "trochę" dołożyć, a ile, to zależy od egzemplarza, który sie trafi. Znacznie łatwiej kupić używane auto w bardziej przyzwoitym stanie z niższego segmentu. Zgadzam się z którąś z opinii wyżej, że mając budżet 30 tyś. zł wolę kupić bardziej bezpieczny, używany samochód, niż nowe clio/pande/aveo itp. Gdyby budżet był dwa razy większy, pewnie zastanawiałbym się mocniej nad nowych samochodem.
-
Tylko, ze jak patrze na cene przegladow gwarancyjnych to dochodze do wniosku, ze wszystkie awarie w 16 letnim audi kosztowaly mniej niz jeden przeglad gwarancyjny takiego hyundaia i30. Nowy samochod tez nie jest tani, aczkolwiek przy budzecie 80 tys zl juz bym szukal nowego.
-
To nie jest jednak
reguła. Napewno trzeba "trochę" dołożyć, a ile, to zależy od egzemplarza, który sie
trafi.Pisałem już kiedyś na zlosnikiu jak kilka lat temu kupiłem używaną "legendarnie bezawaryjną" Corollę, sprawdzoną w ASO przed zakupem, do której po kupieniu w ciągu roku na naprawy dołożyłem 15 tys. i nadal mam dwunastoletnie auto żłopiące olej i zapalające "check engine" co kilka tys. km. I tak jestem zadowolony bo mogłem trafić dużo gorzej - auto jeździ dobrze i nigdy awaria nie unieruchomiła samochodu na trasie (co jest dla mnie najważniejsze), ale kolejny raz nie będę ryzykował z używką.
Znacznie łatwiej kupić używane auto w bardziej przyzwoitym stanie z niższego
segmentu.Bo ja wiem... Spróbuj kupić takie np. Tico w naprawdę dobrym stanie.
Zgadzam się z którąś z opinii wyżej, że mając budżet 30 tyś. zł wolę kupić
bardziej bezpieczny, używany samochód, niż nowe clio/pande/aveo itp.To zależy co kupisz. Jeśli trafisz na powypadkową "limuzynę" spawaną w stodole z dwóch połówek i z rezystorami zamiast poduszek to nie będzie bezpieczniejsze niż nowy "maluch" ze sprawnymi zabezpieczeniami. Początkiem roku po wypadku w którym straciłem Tico miałem właśnie taki budżet na zakup - w grę wchodziły wyłącznie nówki, ostatecznie kupiłem Suzuki Alto. Inna sprawa, że interesowały mnie wyłącznie małe miejskie auta, większego nie chciałem.
-
U mnie sytuacja
wyglądała podobnie. Tata po kilku/kilkunastu starych samochodach doszedł do wniosku:
dość, kupuję nowe. I niestety - to był najgorszy wybór w jego życiu.A co kupił?
Teść kupił
fabrycznie nowe Polo Classic.
Po 8 latach używania
samochodu sporadycznie padł w tym samochodzie silnik, (...) w okresie gwarancyjnym
wszystkie awarie były stwierdzone, że winny użytkownik.
(...)
Natomiast mam
przypadek również mojego dziadka - kupił w 2000 roku Suzuki Swift 1.0L (niestety nie
pamiętam za jaką kwotę). Przebieg w chwili obecnej to 75gyś km, garażowany "pod
chmurką" ale za to nie dzieje się z tym samochodem nic złego.Jak widać ważne jeszcze co się kupuje Inna sprawa, że przy takich awariach jak piałeś w nowych samochodach to walczyłbym z ASO na noże o naprawę, a jakby się nie udało to sprzedałbym taki samochód jak najszybciej żeby jak najmniej stracić i więcej na tą markę bym nie spojrzał.
Ja też kupując w
zeszłym roku samochód rodzinny miałem do wyboru: 6 letnią Octavię lub fabrycznie
nową Pandę. Zgadnijcie co wybrałem i dlaczego...Ja bym wziął nowe Suzuki Alto... Wszystko zależy do czego potrzebowałeś samochodu i czy to miał być jedyny samochód czy drugi do miasta.
-
Pisałem już kiedyś
na zlosnikiu jak kilka lat temu kupiłem używaną "legendarnie bezawaryjną" Corollę,
sprawdzoną w ASO przed zakupem, do której po kupieniu w ciągu roku na naprawy
dołożyłem 15 tys.Wierzę, czasami jest ciężko. Chociaż ja kupiłem 1,5 roku temu Passata, dość ładny ale nie cukierek - auto napewno było po przejsciach z kręconym licznikiem jak 99% tych aut. W aucie zrobiłem kilka drobnych rzeczy - włożyłem moze 600-700zł. Pojeździłem rok, zwróciła się instalacja gazowa, którą założyłem. Sprzedałem auto wychodząc na zero z kosztami(magia Passata w Polsce ;])
Spróbuj kupić takie np. Tico w naprawdę dobrym stanie.
Też wiem że jest ciężko. Akurat sam mam takie, ale zdaję sobie sprawe ze to powoli unikat.
Inna sprawa, że interesowały mnie wyłącznie małe miejskie auta,
większego nie chciałem.Własnie i tu jest problem. Ja potrzebuję auta na dłuższe trasy. Gdyby śmigał 90% tylko po mieście, to pewnie by mi wystarczyło moje Tico. W Twoim przypadku nie krytykuję wyboru.
-
A co kupił?
Samochodem mojego taty, który okazał się tak niemiłosiernie awaryjnym było Daewoo Tico noszące dumnie naklejkę "SX".
(...)
Jak widać ważne
jeszcze co się kupuje Inna sprawa, że przy takich awariach jak piałeś w nowych
samochodach to walczyłbym z ASO na noże o naprawę, a jakby się nie udało to
sprzedałbym taki samochód jak najszybciej żeby jak najmniej stracić i więcej na tą
markę bym nie spojrzał.Co do aut - teść przed VW Polo miał Poloneza 1.6, nie działo się w nim nic przez 4 lata użytkowania, następnie sprzedał to auto i kupił Polówkę, bo myślał, że zamieni na auto w nowszej technologii, jeszcze lepsze itp. Niestety, zawiódł się strasznie. A co do silników to awaria ta, która przytrafiła się teściowi występowała w bardzo dużej ilości samochodów z grupy VAG z silnikiem 1.4 16v.
Ja bym wziął nowe
Suzuki Alto... Wszystko zależy do czego potrzebowałeś samochodu i czy
to miał być jedyny samochód czy drugi do miasta.Auto jako drugie do miasta to mam Peugeot 205.
Natomiast potrzebny był samochód w miarę bezawaryjny, kombi, dość przestronny, dla mnie, żony i 2 letniego dziecka, z wózkiem itp. Kwotą graniczną było 25tyś zł. Wtedy akurat Pandy po zniżkach "chodziły: bodajże po 24.400zł w wersji "full bieda".Ja natomiast za Octavię zapłaciłem 24tyś. Samochód w wersji "pełna opcja" z salonu w Polsce w tym silniku (TDI ALH kombi), czyli Tour Business i z przebiegiem 125tyś km.
Do tego w ciągu roku eksploatacji doszedł mnie koszt wymiany jednego łożyska przedniego koła (z tym już kupiłem samochód) za 179zł z wymianą (na SKF) oraz ostatnio wymiana elektrozaworu klapy gaszącej silnika za 95zł (flaszka za pomoc dla mechanika 40zł + 50zł elektrozawór + 5zł kawałek gumowego wężyka i wymiana samodzielnie). Do tego wymiana filtrów i oleju, bodajże 300zł, ale to rzecz eksploatacyjna, więc w każdym aucie należy to robić.