2019 rok - Roman jedzie do pracy
-
Wklejam cytowany tekst - źródełko - i co Wy na to?
Roman tego dnia zaspał. Zaspał nie dlatego, że zepsuł mu się budzik czy że zachlał ryja. Zaspał dlatego, że aplikacja WakeUp! w jego smartfonie przestała być kompatybilna z najnowszą wersją systemu operacyjnego, która samoczynnie zaktualizowała się przez noc, i żeby zaczęła znowu działać, trzeba było kupić ją na nowo, o czym Roman nie wiedział, smacznie chrapiąc do 7.20. Rzucając słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe wepchnął w siebie suchą bułkę i obrzydliwą ekokawę zbożową i pobiegł na parking do samochodu. Roman był jednym z nielicznych twardzieli, którzy z ohydnego blokowiska "Lazurowa Willa" powstałym na miejscu cmentarza w Palmirach jeździli do Warszawy samochodem. Nie bardzo miał jednak wyjście, gdy w zeszłym roku ZTM, zasłaniając się "optymalizacją polityki transportowej miasta" i "redukcją emisji dwutlenku węgla per capita" skasował jedyną linię autobusową kursującą z osiedla do metra Młociny. Wielu mieszkańców osiedla po prostu dreptało półtora kilometra do głównej trasy i łapało stopa, choć było to surowo zabronione.
Po wciśnięciu przycisku ENGINE START silnik nie zaskoczył od razu. Co do diabła? - zdążył tylko pomyśleć Roman, ale słodki, kojący głos asystenta pokładowego wyjaśnił wszystko: "Za 500 kilometrów. Aktualizacja. Oprogramowania. Opłata. 250 zł. Zostanie pobrana. Z twojego konta". Coroczne, zdalne aktualizacje oprogramowania w samochodach były jednym z najlepszych sposobów na wyduszenie dodatkowej kasy od klientów, a każda aktualizacja była niezwykle ważna, ponieważ bez niej poprzedni system operacyjny po prostu przestawał działać. Nie daj jednak panie borze, żeby ktoś przy nim grzebał - auto nie tylko blokowało się na stałe, ale również wysyłało informację o naruszeniu praw autorskich. Roman westchnął i ruszył, wyboistą drogą dojeżdżając do głównej trasy. Ruch nie był dziś duży, więc przy drodze kręciło się sporo osób wyczekujących na podwózkę. Roman nie miał ochoty na problemy z policją, która polowała na biorących autostopowiczów (traktowano to jako przestępstwo gospodarcze - nielicencjonowany przewóz osób), więc choć twarze sąsiadów stojących przy drodze były mu znane, minął je i pojechał dalej. "Wjechałeś. W strefę. Odcinkowego pomiaru prędkości" - mówił asystent. Spokojnie, myślał Roman, nie dupną mnie tak łatwo, i tak utknę na światłach. Najpierw na tych dla ludzi, potem dla tych na jeży - rozmyślał i bezwiednie przyspieszył do 60 km/h. "Przekroczono. Prędkość. O 10 km/h." - zauważył asystent. "Z twojego konta pobrano. 100 zł. Na rzecz. Straży Drogowo-Mandatowej". KU..A! - krzyknął Roman w samochodzie i natychmiast tego pożałował. "Wykryto. Wściekłość. Nie prowadź. Samochodu. Pod wpływem. Agresji. Zarządzam 10-minutowy. Odpoczynek."
10 minut odpoczynku Roman wykorzystał na szluga. Były wprawdzie limitowane, ale koledzy Romana nie palili i odpalili mu połowę swoich limitów w zamian za kilka innych drobnych przysług. Roman ruszył dalej. Tym razem już się pilnował, ale i tak nie dawało się już jechać szybciej niż 50 km/h ze względu na rowerzystów. Przepis o tym, że wyprzedzając rowerzystę, trzeba jechać maksymalnie 10 km/h szybciej niż on, był jeszcze do zniesienia, ale gorsze były uregulowania, które weszły w życie w styczniu 2019: Unia Europejska zainspirowana przykładem Szwecji, wprowadziła zasadę, że w wypadku kierowcy z rowerzystą zawsze winny jest ten pierwszy, choćby rowerzysta złamał wszystkie przepisy świata. Polska protestowała, zasłaniając się niższą kulturą drogową, ale Unia wydała dyrektywę "ZERO OFIAR" i koniec. Na efekty nie trzeba było długo czekać: na drogach zaroiło się od pijanych rowerzystów jadących pod prąd i wpadających całym rozpędem na samochody w celu uzyskania odszkodowania i stałej renty. Nawet na postoju pod światłami można było zostać uderzonym przez rowerzystę i stać się winnym, absolutnie wszyscy wozili więc filmujące na 4 strony świata kamery. Zmniejszyło to problem o tyle, że teoretyczna wina rowerzysty była widoczna gołym okiem i bezsprzeczna, natomiast przepisy nie pozwalały go ukarać. Policjantowi - jeśli miał dobry dzień i sympatię wobec kierowcy - pozostawało tylko wpisać, że "w rzeczywistości wypadek nie miał miejsca".
Tak Roman dojechał do granicy miasta. Nie dało się tego nie zauważyć. "Przekroczyłeś. Strefę 1. Rozpoczynam. Pobór opłat" - informował asystent głosem Krzysztofa Ibisza. Pech Romana polegał na tym, że pracował w strefie 2., gdzie opłaty były już dość wysokie, a samochody wjeżdżające tam musiały spełniać normę Euro 7, stąd Roman musiał wziąć kolejny kredyt na Renault Clio VI w bazowej wersji 0.6 biturbo+hybryda. Przesuwając się w żółwim tempie po lewym pasie (środkowy był dla autobusów i taksówek, a prawy - dla rowerów), Roman zdążył już sprawdzić tweety i statusy wszystkich znajomych na fejsie, przeczytać wszystkie niusy na ponecie (oficjalny portal informacyjny PO), sprawdzić prognozę wzrostu cen benzyny, dowiedzieć się o pogodę na jutro i przepisy kulinarne na wczoraj. Co ciekawe, choć w samochodzie nie wolno było już jeść (od 2015) i palić (od 2014), to nadal można było podczas jazdy swobodnie surfować po sieci i nikt się nie czepiał.
Roman wjechał na najprzyjemniejszy odcinek: strefę 2. Tu już było więcej normalnych, jednopasmowych ulic, i choć prędkość na nich była ograniczona do 30 km/h, dawało się jechać płynnie. DawałoBY się jechać płynnie, gdyby nie stale aktywująca się funkcja Pre-Safe, która hamowała auto do zera. Ktoś wyjeżdżał z bocznej ulicy podporządkowanej - Pre-Safe i hebel w podłogę, bo przecież mógłby wyjechać, nie ustępując pierwszeństwa. Pieszy stoi na chodniku? Pre-Safe, przecież może wbiec. Jedzie rowerzysta? Tu akurat Pre-Safe się przydawało, bo taki dany rowerzysta najczęściej zajeżdżał drogę i wciskał klamki hamulców ile sił w dłoniach - a nuż dziś się uda. Roman czasem liczył, ile razy Pre-Safe włączy się na ostatnim odcinku drogi. Dziś wystarczyło 11. Z daleka zauważył miejsce do parkowania - podjechał do niego i włączył Park Assist. Samochód nie tylko sam płynnie wjechał w lukę, ale też aksamitnym głosem poinformował: "Rozpoczęto. Parkowanie w strefie płatnej. Pobieram opłatę z konta".
-
. a co mozna o tym myslec? ktos mial olbrzymia wyobraznie i tylko usmiechnac sie z politowaniem na tego typu teksty mozna. Artykul mi idealnie pasuje do debilnej gazety FAKT
-
To nie jest artykuł z "Faktu" - nie to forum.
Zaś co do wyobraźni... nie wiem, jak Ty, ale ja coraz częściej zauważam, jak wszystko dookoła przyśpiesza - nie tylko technika, ale też prawodawcy się prześcigują w pomysłach.PS. Nie wiem, czemu wziąłeś powyższą historyjkę na poważnie; to miała być tylko ilustracja, przyczynek do refleksji, ku czemu zmierzamy.
PS.2. Co z tym obiecanym filmikiem na sąsiednim kąciku - będzie?
-
W moim obecnym aucie muszę pamiętać o tym, by prowadzić (kręcenie kierownicą, obsługa gazu/sprzęgła/hamulca i zmieniać biegi - cała reszta to automaty), można to bez problemu zredukować w seryjnie produkowanych autach wybierając automatyczną skrzynię biegów i aktywny tempomat. Prace nad automatycznym kierowaniem samochodem są już na tyle zaawansowane, że w ciągu kilku (pewnie poniżej 10) lat pierwsze takie auta wejdą do seryjnej produkcji. W sumie nie byłoby to takie złe: codziennie marnuję 2 godziny na dojazdy do pracy - mógłbym w tym czasie się przespać, poczytać książkę, czy rozpocząć pracę...
-
2 godziny? To dużo. W takim przypadku całkowite zautomatyzowanie miałoby sens.
Gdzie jednak pozostaje przyjemność z jazdy? Wiem - zostaje przeniesiona z dnia codziennego na dni wolne od pracy, i pewnie w miejsca specjalnie do tego sportu przeznaczone.
Jednak pełna automatyzacja - na pewno już niedługo możliwa - wymagałaby całkowitej zmiany infrastruktury drogowej. Moim zdaniem nieprędko to nastąpi, szczególnie w PL.
W tekście wskazuje autor na totalne ubezwłasnowolnienie kierowcy, ustawicznie kontrolowanego przez swoją własność - czyli pojazd. Własność ta, odpowiednio zaprogramowana, sama wyciąga z kieszeni właściciela kasę za opłaty oraz karze go za wykroczenia (wygodne i bolesne), uniemożliwia jazdę w stanie wzburzenia... Niby wszystko OK, logiczne i warte pochwały. Jednak sami, na własne życzenie, za pomocą tworzonych przepisów i konstruowanych maszyn, stajemy się niewolnikami. -
Niektóre przykłady jakże bliskie obecnej sytuacji, kto wie jaka wróżka to pisała
-
Pre-Safe i inne takie , jakie to prawdopodobne niestety , ehhh , zycie nie zapowiada sie ciekawie
-
Z drugiej strony mógłbym naciaprany po imprezie wsiąść na miejsce pasażera, wybełkotać "dom" i by mnie podwiózł - a automatykę zawsze (?) będzie chyba można wyłączyć...
-
Z drugiej strony
mógłbym naciaprany po imprezie wsiąść na miejsce pasażera, wybełkotać "dom" i by
mnie podwiózłNiby tak, ale równie dobrze wystarczyłaby taksówka.
- a automatykę zawsze (?) będzie chyba można wyłączyć...
Oj, nie wiem. Zobacz - nie wszystko producenci pozwalają wyłączyć.
(Ja nieraz mam ochotę na wyłączenie ABSu i robiłbym to w pewnych okolicznościach, gdyby nie konieczność barbarzyńskiego odłączania czujnika. ) -
Niby tak, ale
równie dobrze wystarczyłaby taksówka.
Oj, nie wiem.
Zobacz - nie wszystko producenci pozwalają wyłączyć.
(Ja nieraz mam
ochotę na wyłączenie ABSu i robiłbym to w pewnych okolicznościach, gdyby nie
konieczność barbarzyńskiego odłączania czujnika. )A sam bezpiecznik nie wystarczy?
-
Nie wiem, pewnie tak... Nie sprawdzałem jeszcze. Ale po gwarancji, gdy zacznę grzebać, sprawdzę.
-
Nie wiem, pewnie
tak... Nie sprawdzałem jeszcze. Ale po gwarancji, gdy zacznę grzebać, sprawdzę.Znajomemu jak siadła pompa ABS w Passacie B4 to po prostu odłączył układ wyjmując bezpiecznik. Widocznie jest jeden bezpiecznik. który odpowiada tylko za to i innych urządzeń się nie unieruchomi
-
Wystarcza, tylko po co? Chociaż w sumie w Lianie ABS był zaimplementowany do de, bo szybko się załączał, przez co raz, czy dwa miałem prawie pełne gacie, bo na śliskiej nawierzchni powolutku sunąłem z terkoczącym ABSem w kierunku zderzaka auta przede mną, więc wtedy lepiej by jednak nie działał, bo szybciej bym się zatrzymał (na szczęście nie doszło do kolizji) - cytryna ma mniej inwazyjny ABS (na początku myślałem, że jest uwalony, ale nie: działa, tylko robi to w dużo gorszych warunkach niż w Lianie), za to całkiem nieźle działa ESP z ASRem, bo ładnie tłumi poślizg przy ruszaniu i delikatnie zmniejsza go w zakrętach - ale z kolei ESP można wyłączyć do 60km/h (aby na przykład ruszyć na lodzie).
-
To Leo czasem chce wyłączyć ABS, a nie ja
U mnie nie ma co wyłączać
Szwagrzu jak Leganzę kupił, to też do ABS-u musiał się przyzwyczaić
-
U mnie nie ma co
wyłączaćI wadzi Ci to tak bardzo?
-
I wadzi Ci to tak
bardzo?Absolutnie - im mniej gratów i systemów tym lepiej
Tylko wspomę bym chciał
-
Myślę że tekst jest bardzo prawdopodobny ale w 2050.
A to tak na pocieszenie 1997 rok:
-
Myślę że tekst jest
bardzo prawdopodobny ale w 2050.
A to tak na
pocieszenie 1997 rok:
Do pełna za 65,7 ehh...
-
Do pełna za 65,7
ehh...A nie, bo 58,40 zł... No i koszt przejechania 100 km - 8,76 zł.
-
Zaś wcześniej w maju 2006r była benzynka jeszcze taniej bo po 1,38. Pełne tankowanie malucha wynosiło 38zł i zrobiłem na tym prawe 380km na trasie do Wrocławia. We Wrocławiu było drożej bo do pełna już kosztowało 41zł.