Kupno używanego samochodu
-
Ja również mogę dodać swoje "3 grosze" jeśli chodzi o zakup samochodu używanego.
Od października 2010 poszukiwałem nowego rodzinnego wozidła. Wybór padł na coś z grupy VAG.
Głównie Octavia I lub Toledo (ze wskazaniem na Octavię ze względu na nadwozie hatch/kombi).
Do tego był warunek - auto musi być od pierwszego właściciela, z polskiego salonu (aby
sprzedający nie kręcił, że "tak już było jak kupował samochód"). Przebieg wiadomo - im
mniejszy tym lepszy.Szukałem samochodu przede wszystkim z silnikiem 1.6 SR 100KM, bez gazu. Tak więc był
zawężony obszar poszukiwań. Cena - do 25tyś zł.Interesował mnie tylko samochód z Warszawy i okolic aby nie stracić fortuny na jeżdżenie po Polsce.
Oglądałem najpierw jeden samochód - pełna komunikacja ze sprzedającym, sprawdziłem numer
telefonu gościa w google, okazało się, że nie jest handlarzem tylko ma własną jednoosobową działalność. Rok produkcji - 2001. Przebieg deklarowany - 86 tyś km. Pełen dobrych nadziei pojechałem obejżeć. Na miejscu okazało się, że ten samochód miał przejechane 86 tyś, ale pewnie już ze 3 razy... KIerownica wytarta o granic przyzwoitości, silnik zachlapany olejem a najlepsze było to, że miał wytarty fotel kierowcy na wylot do gąbki. Na pytanie czemu tak to wygląda gościu odpowiedział, że często wsiada i wysiada... Kolor drzwi kierowcy również był inny niż pozostałych elementów. Nawet nie miałem po co jechać z samochodem na przegląd.Cena za ten "cud motoryzacji" - 21tyś zł.
Kolejnym autem był Seat Toledo, rok prod. 2001, przebieg deklarowany - 180tyś, oczywiście
bezwypadkowy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jednak coś musiało być robione z tylną klapą, bo nie do końca była spasowana, kolor też jakby inny. Do tego auto przy
przyspieszaniu ściągało w lewo a przy hamowaniu w prawo. Gwoździem do trumny tego pojazdu
było to, że na dachu przy jednym z drzwi było sporej wielkości wklęśnięcie i zdarty aż do
blachy lakier. Tłumaczeniem sprzedającego było to, że na dach mu się szlaban zamknął...Podziękowałem. Cena to 18tyś zł.
Kolejnym samochodem, który oglądałem była Octavia. Rok produkcji 2000. Przebieg deklarowany - 120tyś km. Na miejscu okazało się, że sprzedającym był handlarz a nie pierwszy właściciel(od pierwszego właściciela to on to auto kupił). Największy szok przeżyłem jak zobaczyłem pod maską silnik zamiast 100KM - 75KM starszej generacji. Wiem, że samochody z tym silnikiem występowały, ale handlarz twierdził, że to na 100% jest ta mocniejsza odmiana z SR na pokrywie silnika. Cena to 20tyś zł.
Następnie postanowiłem poszukać auta z innym silnikiem.
Raz pojechałem obejżeć Octavię z 1.4 16v 75KM. Pomyślałem, że może ten silnik będzie
oszczędniejszy. Przebieg tego samochodu to 96tyś. Oczywiście w opisie wszystko wyglądało
idealnie. Po dojechaniu na miejsce wyszło, że samochód jest w rękach drugiego a nie
pierwszego właściciela i coś w opisie się mu pokręciło... Do tego podczas jazdy próbnej
przestał działać prędkościomierz, a raczej załączał się i wyłączał samoistnie. Właściciel
stwierdził, że tak było od chwili zakupu, jemu to nie przeszkadzało i nie uważa tego za
usterkę... Jedne z drzwi też miały inny odcień od pozostałych.Cena - 22tyś zł.
Przygód w komisach aż szkoda opisywać, o samochodach mam średnie pojęcie, ale to co piszą
sprzedawcy mija się w 99% z prawdą zarówno pod względem stanu technicznego jak i blacharki auta.Aż pewnego pięknego dnia nieco zrezygnowany przeglądałem Allegro i znalazłem swojego
"rodzynka".
Auto było zgodnie z moimi wymaganiami, z tym, że silnik to 1.9TDI 90KM. Rok produkcji 2004, przebieg deklarowany - 123tyś km. Cena -25tyś.Opis był bardzo lakoniczny, ale coś mnie przyciągało do tego samochodu, szczególnie, że w
odróżnieniu od reszty było to kombi.
W rozmowie telefonicznej facet powiadał wszystko to, co przyszło mu do głowy co jest obecnie lub było z tym samochodem robione. Nawet to, że lampka podświetlenia tablicy rejestracyjnejz jednej strony się nie świeci. Wspomniał również, że auto miało 3 lata wstecz stłuczkę, ktoś wjechał w tył i następnie auto potoczyło się w kolejne z przodu. Po dojechaniu na miejsce wszystko pokrywało się w 100% z opowieściami właściciela. Każda naprawa, łącznie z tą stłuczką od chwili zakupu robiona była w ASO Skoda. Na wszystko faktury i kwity. Podjechałem z autem do znajomego warsztatu gdzie dokładnie obejżano samochód. Tam mechanik stwierdził, że właściciel nie ma nic na sumieniu, nie ukrył niczego przede mną. Po wszystkim sprzedający bez proszenia sam zapłacił za wykonany przegląd.Miesiąc później hamownia potwierdziła to, że silnik w tym aucie jest bardzo zdrowy i zadbany a pierwszy właściciel umiał jeździć dieslem.
Od tamtej pory cieszę się niemal bezawaryjnie (padło mi raz łożysko przedniego koła)
samochodem, który już zdążył przejechać w moich rękach Polskę od Zakopanego do Helu.Najlepsze było to, że na umowie k/s samochodu facet wypisał wszystkie aktualne usterki pojazdu...
-
Zauważyłem też pewną prawidłowość - auta popularne są częściej picowane jak auta cieszące się mniejszym popytem. Można sobie tu porównać np Fiestę i Siriona.
Nie da się ukryć. Auta niszowe - a do tego z "niesprzedawalnym" wyposażeniem (chyba króluje tutaj automatyczna skrzynia biegów) są nawet w komisach traktowane po macoszemu - stoją gdzieś z boku, pod płotem, praktycznie nieruszane, nikt ich nawet nie poleruje, nie woskuje, sprzątane są na zasadzie "żeby się klient nie przykleił do fotela" - możliwe, że to wszystko dlatego, że sprzedający stwierdza, że auto i tak się dobrze nie sprzeda, więc szkoda w nie dodatkowo inwestować. Automatycznie - zainteresowanie jest jeszcze mniejsze, bo auto wygląda bardzo nieatrakcyjnie - a to już prosta droga do zakupu takiego auta za dobrą cenę
-
Ja również mogę
dodać swoje "3 grosze" jeśli chodzi o zakup samochodu używanego.
...
Od tamtej pory
cieszę się niemal bezawaryjnie (padło mi raz łożysko przedniego koła)
samochodem, który
już zdążył przejechać w moich rękach Polskę od Zakopanego do Helu.
Najlepsze było to,
że na umowie k/s samochodu facet wypisał wszystkie aktualne usterki pojazdu...I ja jestem nauczony podobnej sprzedaży auta przez mojego tatę. Zawsze jak sprzedawał( nie jest handlarzem ani nic takiego - po prostu sprzedawał auto, które dobrze nam służyło i przymierzał się do innego) ani go nie picował (owszem odkurzył i umył, bo nikt nie chce brudasa kupować, ale nie było "plakowane" ani nic z tych klimatów) ani nic nie ukrywał czy coś. Podczas jazd próbnych sam proponował wyłączenie radia i posłuchanie zawieszenia itp. I praktycznie zawsze było tak, że już 1 kupujący sie decydował. Owszem, tata sobie liczył trochę więcej niż średnia rynkowa, ale moim zdaniem to jest cena zadbanego auta. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Ja, sprzedając póżniej tico również tak zrobiłem. Na wszystkie naprawy mam faktury, które zawsze pokazuję, mówię szczerze co i jak - za tico dostałem więcej niż kwota za jaką go wystawiłem... Facet później jeszcze przez miesiąc dzwonił zadowolony i opowiadał jak mu się fajnie jeździ i jaki jest zadowolony z zakupu
-
Niestety taka jest rzeczywistość rynku samochodów używanych. Jeden chce dobrze sprzedać truchło - drugi kupić góra 4 letnią "igłę". Stąd bierze się "picowanie" aut.
Z moich obserwacji auto kilkuletnie, które od nowości nie sprawia kłopotów i jest wystarczajace dla właściciela, rzadko idzie do sprzedaży a już zupełnie wyjątkowo do komisu.
Kupując używane auto trzeba się liczyć, że to niestety potrwa, znać historę modelu, silniki, słabe punkty itp. Mi na to zabrakło chęci i cierpliwości.
-
Wydaje mi się że trzeba śledzić fora jeśli mamy już coś upatrzonego.
Sprawa wygląda tak że rzadko które auto jest traktowane delikatnie i każde nawet zadbane może się zepsuć.
Trzeba zdać się na ekspertyzę jeśli auto jest warte dużą kasę, ale mówię tu o samochodzie powyżej 10 tyś zł, akurat w moim przypadku jest to już duża kasa. -
Sprzedał auto jak cofnął licznik do 180kkm
Ale chyba przyznasz, że jako kupujący mogę dać warunek np. określony przebieg auta
Skoro dane auto tego warunku nie spełnia, to nie znaczy, że należy mnie oszukiwać i na pewno nie jest to powód do cofania licznika -
Twoja historia jest jak wiele innych. Sąsiad chciał kupić auto do 8 tyś. Kupno zajęło nam (pomagałem aktywnie) trzy miesiące - Astra G 98r z pogniecioną klapą i próbie włamania do auta (drzwi kierowcy przy dachu odchylone łomem). Po obejrzeniu wielu aut stwierdziliśmy że lepsza ta Astra niż każda inna - bezwypadek itp. jakich na portalach ogłoszeniowych masa.
Najgorsze w tym jest to, że samochody w dobrym stanie i bezwypadkowe są również sprzedawane. Niestety w gąszczu picowanych samochodów ciężko to wyłowić i cały czas sami doświadczamy lub od znajomych słyszymy, jak to tak naprawdę wyglądają auta w stanie igła, bezwypadkowe, garażowane od pierwszego właściciela z maleńkim przebiegiem
Podam ciekawostkę, dosłownie wczorajszej nocy miałem propozycję kupna Citroena C3, 2,5-letniego, diesel 1.4 z przebiegiem 20kkm absolutnie w idealnym stanie i bezwypadkowy za 20kzł.
Niestety odmówiłem, bo poszukuję auta rodzinnego, a ta oferta była od znajomych, którzy kupowali Berlingo i w salonie w ramach rozliczenia proponowano właśnie taką kwotę.Szkoda, że mam zbyt mało znajomych chcących sprzedać takie fajne okazje
PS.
Co do propozycji Fiata Stilo, to miałem okazję kilka razy nim jeździć i jakoś nie przekonałem się do tego auta -
Rok produkcji - 2001. Przebieg deklarowany - 86 tyś km. Pełen dobrych nadziei pojechałem obejżeć. Na miejscu okazało się, że ten samochód miał przejechane 86 tyś, ale pewnie już ze 3 razy... KIerownica wytarta o granic przyzwoitości, silnik zachlapany olejem a najlepsze było to, że miał wytarty fotel kierowcy na wylot do gąbki......
I to mnie wnerwia niesamowicie
Rozmawiam telefonicznie ze sprzedającym, wielokrotnie upewniam się, że auto jest w określonym stanie, po czym na miejscu okazuje się, że facet kłamał jak najęty, a na pytanie, że przecież w rozmowie ze mną mówił co innego oświadcza, że jak chcę dobry stan to niech kupię sobie nówkę z salonu, a to co widać to, cyt. "normalne ślady użytkowania"Dlatego też widząc na fotkach super samochód w miejscowości odległej powyżej 100km nawet nie mam zamiaru tam pojechać, aby przekonać się na własne oczy, że to wszystko wygląda fajnie, ale tylko na fotkach
-
No wiesz, warunek by spełniony. Licznik wskazywał 180kkm. Jeżeli nie ma fizycznej możliwości sprawdzenia stanu przejechanych kilometrów (nie stanu licznika) to nie ma sensu wymagać "stanu licznika".
-
Jeżeli nie ma fizycznej możliwości sprawdzenia stanu przejechanych kilometrów (nie stanu licznika) to nie ma sensu wymagać "stanu licznika".
Ale ja jako kupujący mogę mieć kaprys, że np. przebieg auta ma być mniejszy niż 50kkm i tylko dlatego nie oznacza to, że trzeba mnie oszukiwać. Wystarczy powiedzieć, że taki samochód jest niesamowicie ciężko "upolować", a właśnie oferowany egzemplarz tego warunku nie spełnia.
Mówiąc o konkretnym przebiegu nie mam oczywiście na myśli cyferek pokazywanych na tablicy wskaźników, ale jego rzeczywisty przejechany dystans.Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że przebieg nie jest ważny, bo liczy się tylko stan danego samochodu.
Powstaje pytanie, a jak ja mam podczas zakupu stwierdzić dokładnie stan samochodu?
Można powiedzieć, że wystarczy pojechać na stację diagnostyczną. Niby tak, ale tam nie stwierdzą, że skrzynia biegów niedługo padnie, że w silniku są dolane jakieś specyfiki uszczelniające itp.
Z drugiej strony większe przebiegi oznaczają też, że np. sprzęgło trzeba będzie niedługo wymieniać, być może elementy zawieszenia itp.
Nie czarujmy się, że jeżeli coś w danym samochodzie jest sprawne, to właściciel będzie to wymieniał profilaktycznie.
Podam przykład mojej Astry, ma faktyczny przebieg 190kkm i nigdy nie wymieniałem sprzęgła, przegubów, amortyzatorów tylnych, nic nie dłubałem przy silniku itp.
Ewentualny kupujący wiedząc to i znając ogólną żywotność poszczególnych podzespołów już na etapie kupna wie, ile i kiedy (szacunkowo oczywiście) będzie musiał do tego samochodu dołożyć.
Niestety, samochód z przebiegiem 2 razy większym prawdopodobnie będzie wymagał większych nakładów finansowych, jeżeli niewiele elementów tam się wymieniło.Tak więc rzeczywisty przebieg ma ogromne znaczenie, nie wspominając oczywiście o stylu jazdy kierowcy.
-
Oczywiście masz rację. Tylko w większości przypadków nie ma "fizycznej" możliwości sprawdzenia ilości przejechanych kilometrów. Można by oczywiście, jadąc na stację serwisową rozebrać samochód i sprawdzić, czy elementy samochodu pochodzą z tzw. "pierwszego montażu". Ja kupując swoją Subarynę, na liczniku widziałem stan 64kkm. Po kilkuset kilometrach okazało się, że do wymiany jest sprzęgło. Sprzęgło było z "pierwszego montażu" czyli? ale ja nie kupowałem samochodu z założeniem iluś tam kilometrów. Widziały gały co brały, a widziały dość dobrze, bo reszta elementów samochodu jest równoletnia ze sprzęgłem, czyli około 170kkm. Aha! Sprzedawca (komisant) ani razu nie wspomniał o rzeczywistym stanie licznika.
-
PS.
Co do propozycji Fiata Stilo, to miałem okazję kilka razy nim jeździć i jakoś nie przekonałem się do tego autaJa jak i Jule5150 mamy MultiWagony - kombi. Wielki bagażnik to niewątpliwy atut. Ja kupiłem Stilo eliminując Focusy, Astry, Golfy. Bo to auto jest mało Fiatowskie. Jednak z każdym dniem go doceniam bardziej, pomimo że diesel nie jest dla mnie (tasy po 4km) ale to mój błąd zakupowy.
-
Kiedy ludzie się
nauczą, że auto bezwypadkowe a bezkolizyjne (stłuczkowe) to nie to samo
wypadek =A kiedy ludzie naucza sie ze jadac po "bezwypadkowe " auto 500 kilometrow nie mam zamiaru wstawiac go do blacharza ani odbierac laweta
-
A lubią, lubią
wręcz się tego domagają!
[/b]
Znajomy syna chciał
sprzedać Forda Mondeo TD. W opisie podał rzeczywisty stan licznika (był pierwszym
właścicielem) cos koło 380kkm. Kupujący chodzili, kręcili nosami, że duzy przebieg.
On zadał jedno pytanie: ile ma na liczniku roczny samochód? Czy po to ludzie kupują
TD żeby jeździć po bułki do sklepu i raz na tydzień do kościoła?Zony fiat 2008 ma przeechane 35 000 wiec cos moze jest na rzeczy z tymi bulkami
co do ludzi lubiacych byc oszukiwanymi to 100 % racja
kiedys prubowalem sprzedac traka z delikatnie skorodowanymi progami i dolem drzwi
pomyslalem ze taniej sprzedam , ktos sobie porzadnie naprawi i bedzie jezdzil , niestety klijenci nawet nie chcieli wysiadac z samochoduuczciwosc sie skonczyla
kolega podmalowal samochod do listew mowiac "tylko szybko sprzedajbo za miesiac dwa wszystko wyjdzie"
samochod sprzedany od reki pomimo ze kupujacy zauwazyl malunki , ja na to przeciez to 8 letni polonez widzial pan nie malowanego .....
-
Parę lat temu
kupowałem kilkuletnią Toyotę Corollę. Szukałem parę miesięcy, odrzuciłem kilka
"okazji". W okolicznych komisach co jakiś czas pojawiały się "nowe" oferty które
dziwnym trafem parę tygodni wcześniej widziałem w innym komisie Ostatecznie
trafiłem na samochód wart zakupu. Toyota od początku jeździła w kraju, przebieg
miała rozsądny jak na swój wiek i wpisy w książce serwisowej do momentu zakończenia
gwarancji, nie wyglądała na powypadkową. Sprawdzenie w ASO przeszła wzorowo,
historia serwisowa w ASO również nie pokazała niepokojących rzeczy, zgadzała się z
historią w książce. Cena była wysoka, ale w normie. Kupiłem. Pierwszych parę
miesięcy - miód, malina. Stopniowo pojawiło się coraz głośniejsze brzęczenie spod
maski. Diagnoza w ASO - rozszczelnienie układu wydechowego i zdziwienie mechaników -
kto i po co to porozkręcał? Po uszczelnieniu w ciągu paru dni "check engine" -
katalizator do wymiany. Auto ma dwie sondy lambda więc w grę wchodził tylko
katalizator oryginalny (lub magik który oszuka komputer - ale takiego nie
znalazłem). Wymieniłem katalizator (2,5 k PLN) . Przy wymianie poszła
jedna sonda lambda, druga niedługo później. Po jakimś czasie poszły
jeszcze dwie cewki zapłonowe (tam jest osobna cewka na każdy cylinder). O rzeczach
eksploatacyjnych (szczęki, tarcze, klocki, pasek osprzętu, amortyzatory, akumulator)
nie wspominam bo to jest oczywiste. Dalej zaczęło się pojawiać "check engine" -
diagnoza do wymiany łańcuch rozrządu, napinacz, koło pasowe, kosz zmiennych faz
rozrządu. Koszt większy niż zakup używanego silnika i przekładka, więc doradzono mi
jeździć tak jak jest póki nie padnie i kasować okresowo błędy. Kupiłem urządzonko i
kasuję, o dziwo z samochodem nie dzieje się nic złego, osiągi ma ok, tylko jak
pojawi się błąd to silnik przechodzi w tryb awaryjny. Po wykasowaniu błędu chodzi
nadal idealnie. W międzyczasie wyszło że silnik bierze około litr oleju na 1000 km -
wg forum Corolli w tym silniku to normalne, nie należy się tym przejmować tylko
dolewać. Pilnuję poziomu i dolewam, ale z jakim stanem oleju jeździł poprzedni
właściciel to nie wiem. Podsumowując - jestem wbrew pozorom zadowolony z Corolli bo
jeździ naprawdę fajnie, ale jakby podliczyć wszystko co w nią włożyłem to trochę
mnie kosztowało, a nadal mam stare auto z dużym przebiegiem, katalogowo o znikomej
wartości. Podkreślam - cieszę się, mogłem trafić dużo gorzej.
Gdy w tym roku Tico
zostało skasowane wiedziałem że nie stać mnie na zakup kolejnej używki. Dzieląc cenę
zakupu i dodatkowe pieniądze które trzeba włożyć przez liczbę lat eksploatacji to
nowe samochody wcale nie wychodzą tak źle. Gdy do tego policzyłem jakie jest ryzyko
wdepnięcia na minę, a także ile czasu i pieniędzy będzie mnie kosztować poszukiwanie
wartego zakupu samochodu, jazda po komisach i ogłoszeniach w celu obejrzenia,
"flaszki" dla znajomych mechaników za oglądnięcie i odradzenie zakupu, oraz to ile
przez te kilka miesięcy bez samochodu wydam na taksówki to wybór był już całkiem
prosty.Psst nie mow nikomu ale te nowe tez sie psuja i to zreguly po gwarancjii
poczytaj naprzyklad o sprzegle z kolem dwumasowymdodaj do tego utrate wartosci w pierwszych latach ,koszt obowiazkowego serwisowania , wcale tak slodko nie jest
spokojniej tak lepiej -
Ja
jak i Jule5150 mamy MultiWagony - kombi. Wielki bagażnik to niewątpliwy atut. Ja
kupiłem Stilo eliminując Focusy, Astry, Golfy. Bo to auto jest mało Fiatowskie.
Jednak z każdym dniem go doceniam bardziej, pomimo że diesel nie jest dla mnie (tasy
po 4km) ale to mój błąd zakupowy.ludzie kupujac samochod kieruja sie tym co powie sasiad , ja uwazam ze samochod ma byc maksymalnie uzytkowy , potem brane sa pod lupe osiagi , na koncu jest wyglad
dlatego w naszej rodzinie pojawil sie fiat doblo
w bagazniku miesci sie paleta cementu wysokie wygodne siedzenia umilaja dlugie trasy , a odsowane tylne dzrzwi zakonczyly wieczne stresy pt. dziecko uwazaj na drzwi , silnik 1,9 105 koni pozwala calkiem dynamicznie sie przemieszczacno i zawieszenie jest wyzsze niz w niektorych pseudo terenowkach co pozwala sprawnie poruszac sie po miejskiej czesto nie odsniezonej dzungli
Moze naprawde warto docenic mniej wystrzalowe auta
-
Z moich obserwacji
auto kilkuletnie, które od nowości nie sprawia kłopotów i jest wystarczajace dla
właściciela, rzadko idzie do sprzedaży a już zupełnie wyjątkowo do komisu.Odemnie wyszedl escort 8 letni i fiat palio wekend 5 letni z przebiegiem 75 tys
Stan idealny sprzedane z celem zakupu innego samochodu , ktory bedzie sie amortyzowal i generowal koszty w firmie -
Parę lat temu kupowałem kilkuletnią Toyotę Corollę....
Hmm czytając to aż sie przestraszyłem. Zresztą opiszę mój przypadek. Jakieś 2.5roku temu kupiliśmy popularnego VW Golfa 3 generacji w TDI (90KM) rok 97. Z zewnątrz super wyglądał odpicowany na maksa sprawia wrażenie ideału... mówie sprawiał bo nim nie był. Po 200km przejechanym odczułem spadek mocy (ledwo 140km/h) wydusiłem z niego. Myślałem ze turbo powiedziało "cześć" winowajcą był zawór sterujący turbiną. Czyszczenie wraz z montażem i demontażem kosztowało 100zl. Później amortyzatory przód i gumowe łączniki do wymiany wraz z rozrządem, napinaczem paska wielorowkowego oraz akumulatorem, 1200zl. Po tych wszystkich naprawach golfik jeżdzi dobrze ostatnio wymieniłem tylko łożysko w tylnym kole koszt 35zl. Dwumasy nie ma tak wiec nie mam sie o co martwić. Faktyczny przebieg różni się od tego co wskazuje licznik a owy wskaźnik obecnie pokazuje 202kkm (faktycznie jest 302kkm).
Diagnostyka niedawno robiona nie wykazała żadnych nieprawidłowości, wszelkie awarie są łatwe i tanie do usunięcia. Oleju nie ubywa. Wszelkie usterki wynikają moim zdaniem z zaniedbania poprzedniego właściciela, który widać kupił to auto by na potęgę tłuc km.
Ktoś powie ze vw, czy audi to szajs jakich mało, a to wynika z tego ze mamy do dyspozycji najczęściej auta z 2giej czy nawet 3ręki z powypadkową przeszłością oraz kosmicznym przebiegiem. Kupienie auta z małym przebiegiem graniczy z cudem jednakże sie zdarzają takie auta. W mojej firmie pracuje gość który jeżdzi golfina 3 z 1993 r. Golfika kupił w 2000r. z przebiegiem 98kkm. Obecnie ma 174kkm i gdy przejechałem sie jego autem to aż sie zdziwiłem ze takie stare auto może być w tak dobrej kondycji. Obecnie nowsze autka są coraz to bardziej dobite, oglądając autka grupy VAG z 2002,03 roku spotykałem sie z przebiegami powyżej 300 nawet 400kkm, i posadzonymi turbinami czy odstajacymi plastikami. teraz gdybym miał zmieniać swoje tico na coś innego to by był problem ze znalezieniem autka które by pare lat pojeżdziło. Tak wiec będe jeżdzil moim tico aż sie rozpadnie
-
Moze naprawde warto docenic mniej wystrzalowe auta
Z tych właśnie powodów jestem fanem motoryzacji koreańskiej, francuskiej i włoskiej
-
Nachyliłem się i zwróciła na siebie uwagę rura wydechowa. Tzn. wyglądała jak nowa, jednak w okolicy tylnego lewego wahacza była ona założona na kompletnie przerdzewiałą rurę idącą od przerdzewiałego tłumika ...
Trochę przeglądałem wyposażenie Focusów, w tym tłumików i stwierdziłem, że w opisywanym egzemplarzu ta nowa rura, która łączyła się przerdzewiałą idącą do tłumika tak naprawdę zastępowała tłumik końcowy, po prostu ten kawałek nowej rury łączył się z przerdzewiałą idącą do skorodowanego tłumika środkowego
I jak tu wierzyć handlarzom z autokomisów