Tico na złom.
-
Jakim cudem to auto trafia do rozbiórki? Podłoga może się rozleciała ale karoseria jest cała?
Taka wartość auta, że w pewnych okolicznościach nie opłaca się go reanimować. Jeżeli masz auto warte 1500 złotych, remont silnika wyniesie np. 750 złotych i musisz na niego czekać, do tego w kolejce czekają np. hamulce, jakiś luz w zawieszeniu itp., to czasem lepiej wziąć 500 złotych za złomowane auto, dołożyć to do ceny remontów i kupić następne auto na chodzie.
To, co od dawna działo się na bogatym Zachodzie, od kilku lat jest coraz bardziej powszechne i w Polsce (i w sumie dobrze - świadczy o rosnącej zamożności społeczeństwa).
-
To, co od dawna
działo się na bogatym Zachodzie, od kilku lat jest coraz bardziej powszechne i w
PolscePrawda. I okazuje się, że najdroższymi naprawami stają się roboty blacharsko-lakiernicze - tak samo, jak na Zachodzie.
(i w sumie dobrze - świadczy o rosnącej zamożności społeczeństwa).
A, nie do końca się zgodzę - a wręcz przeciwnie. Moim zdaniem jest to wynik coraz większej dostępności samochodów i ogólnie powszechnej motoryzacji.
Porównaj średni wiek aut używanych na Zachodzie i u nas... to mówi wszystko. Większość Niemców kupuje auto w salonie, pozbywając się starego, które trafia na nasz rynek. -
Większość Niemców
kupuje auto w salonie, pozbywając się starego, które trafia na nasz rynek.A u nas zwykłego Kowalskiego nie stać na auto z salonu.
-
A, nie do końca się zgodzę - a wręcz przeciwnie. Moim zdaniem jest to wynik coraz większej dostępności samochodów i ogólnie powszechnej motoryzacji.
Czyli samochód przestał (już dawno temu...) być dobrem luksusowym a stał się sprzętem takim, jak lodówka, czy telewizor. Dostępność dóbr jest chyba wystarczająco dobrym wyznacznikiem zamożności...
Porównaj średni wiek aut używanych na Zachodzie i u nas... to mówi wszystko. Większość Niemców kupuje auto w salonie, pozbywając się starego, które trafia na nasz rynek.
Wbrew pozorom średni wiek aut w Polsce nie różni się znacząco od tego na Zachodzie. Oficjalnie średni wiek aut zarejestrowanych w Polsce, to ponad 17 lat, ale w ewidencji CEPiK-u jest około 6 milionów samochodów nieistniejących de facto, których nikt nigdy nie wyrejestrował.
Średni wiek auta w Polsce (faktyczny) wynosi 11-12 lat. W Niemczech około 9 lat, w Szwecji prawie 10 lat, na Słowacji 11 lat, w Finlandii prawie 12 lat. W Stanach Zjednoczonych średni wiek pojazdu osiągnął 11 lat.
Oficjalnie po naszych drogach jeżdżą "tabuny" Żuków, Syren, Fiatów 125p, Polonezów itp. itd. Tak naprawdę - kiedy ostatnio widziałeś auto tego typu? Ja nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziałem nawet Lublina starszych generacji, nie mówiąc o Żuku, czy Nysie, DF-a widziałem pewnie z miesiąc temu - na żółtych blachach w stanie olśniewającym, Poloneza nie widziałem już dawno. O Syrenie nie będę wspominał, bo to praktycznie biały kruk. Na parkingu mój Matiz jest jednym z najstarszych samochodów (a to rok 2000), starsza jest chyba tylko bardzo ładnie utrzymana Honda Civic 3d.
-
Dziś w wawie widziałem Żuka
To prawda, większość aut istnieje tylko w ewidencji,
u nas pojazdy utylizuje się kupując na podstawione osoby a auto trafia na złom.Trochę wzburzył mnie ostatnio pomysł o tym że auta powyżej któregoś tam roku nie będą mogły wjeżdżać do centrów miast, nie uważam że wiek powinien być wyznacznikiem bo czasem rocznikowo młodsze auta generują większe spaliny (zużyte silniki).
-
To prawda, większość aut istnieje tylko w ewidencji,
Bo sporo ludzi woli sprzedać na złom samochód gdzie płacą od kilograma z umową na jakiegoś pijaczka niż oddać do pięknej stacji demontażu za unijne pieniądza ale za free a do tego jeszcze z warunkiem jego kompletności bo inaczej dopałata za każdy kilogram 2zł
Pewnie jak Unia zorientuje się, że w Polsce jest 2mln wirtualnych aut i rośnie to przyłozy karę. -
Ale przecież większość stacji demontażu płaci za samochód (jeżeli jest w miarę kompletny). Można spokojnie wyrwać 500-600 złotych (przynajmniej opłata recyklingowa się zwraca...)
-
A u nas zwykłego Kowalskiego nie stać na auto z salonu.
Wiesz, ja to bym się wstrzymał z określeniem "zwykły Kowalski". Czy potrafisz w miarę precyzyjnie określić jego cechy? Kim on jest, jakie ma dochody?
Poza tym... Wielu Kowalskich stać na nowe auto, ale to dla niego nie jest ważne. Najważniejsze - musi być "markowe". A na "markowe" z salonu rzeczywiście niewielu stać.
Za to mogą sobie pozwolić na nowe bez "prestiżowego" znaczka na masce. Owszem, łatwo nie jest, ale da się. -
Czyli samochód
przestał (już dawno temu...) być dobrem luksusowym a stał się sprzętem takim, jak
lodówka, czy telewizor. Dostępność dóbr jest chyba wystarczająco dobrym
wyznacznikiem zamożności...Ja myślę, że niekoniecznie. Jest to wynik postępu technologicznego, przemysłowego, cywilizacyjnego. Większość produktów stała się po prostu powszechna, a co za tym idzie - są o wiele tańsze, niż wcześniej. To wcale nie oznacza wzrastającej zamożności.
W pierwszej połowie ubiegłego wieku cała rodzina na wsi popylała na co dzień na bosaka, zakładając buty jedynie w niedzielę, do kościoła. Z jednej strony... na upartego można byłoby stwierdzić, że nie stać ich było na częstszy zakup obuwia. Ale popatrz: gdyby ówczesny rynek był zalany tanimi wyrobami np. z Chin, nikt już pięt by nie zdzierał. I wcale nie dlatego, że chłopi byliby bogatsi - po prostu powszechna dostępność butów, pociągająca za sobą konkurencyjność firm, spowodowałaby natychmiast spadek cen i umożliwiła zakup butów przez każdego.Wbrew pozorom
średni wiek aut w Polsce nie różni się znacząco od tego na Zachodzie. Oficjalnie
średni wiek aut zarejestrowanych w Polsce, to ponad 17 lat, ale w ewidencji CEPiK-u
jest około 6 milionów samochodów nieistniejących de facto, których nikt nigdy nie
wyrejestrował.
Średni wiek auta w
Polsce (faktyczny) wynosi 11-12 lat.Owszem, też ostatnio zauważyłem, że pojawiły się takie wieści o CEPiKu. Ale... skąd masz te nowe dane o 11-12 latach?
Oficjalnie po
naszych drogach jeżdżą "tabuny" Żuków, Syren, Fiatów 125p, Polonezów itp. itd. Tak
naprawdę - kiedy ostatnio widziałeś auto tego typu?Czasem widuję, rzadko. Jednak nie chodzi mi o stare samochody rodem z PRLu; miałem na myśli kupę jeżdżącego po polskich drogach złomu ze znaczkami "renomowanych" firm (najczęściej zachodnich), które wciąż istnieją.
Ale fakt - ostatnio kupujemy coraz młodsze auta (choć wcale nie najnowsze). I myślę, że bierze się to stąd, iż niektórzy rzeczywiście lepiej zarabiają. Jednak w większej części przypadków chodzi o to, że samochody używane (i wcale nie najstarsze) po prostu są coraz tańsze. -
Wiesz, ja to bym
się wstrzymał z określeniem "zwykły Kowalski". Czy potrafisz w miarę precyzyjnie
określić jego cechy? Kim on jest, jakie ma dochody?Ja dla przykładu jestem zwykłym ,,Kolwalskim,,. Nie zarabiam dużo i mam na utrzymaniu rodzinę .
Mnie nie stać na kupno nowego samochodu.
-
Ja dla przykładu jestem zwykłym ,,Kolwalskim,,. Nie zarabiam dużo i mam na utrzymaniu rodzinę .
Mnie nie stać na kupno nowego samochodu.Z drugiej strony mam kolegę, który zarabia niewiele ponad najniższą krajową, czasem jakąś premię za nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...
Z ręką na sercu - stać mnie na zakup nowego samochodu w salonie, ale w cenie, którą bym zaakceptował bez żalu, niestety - nie do końca takiego, jaki potrzebuję - a taki, jaki potrzebuję jako nowy kosztuje tyle, że też mnie stać, ale wolę te pieniądze wydać na coś innego (albo wcale ich nie wydawać...).
-
Jest to wynik postępu technologicznego, przemysłowego, cywilizacyjnego. Większość produktów stała się po prostu powszechna, a co za tym idzie - są o wiele tańsze, niż wcześniej. To wcale nie oznacza wzrastającej zamożności.
Jakiś punkt odniesienia trzeba mieć. Na dobrą sprawę w czasach powszechnej szczęśliwości mało kogo było stać na zakup jeansów, które normalny świat traktował jak traktuje się spodnie - kupował, kiedy była taka potrzeba, zużyte wyrzucał... Pieniędzmi często można było sobie ściany tapetować, bo i tak nie było niczego w sklepach.
Owszem, też ostatnio zauważyłem, że pojawiły się takie wieści o CEPiKu. Ale... skąd masz te nowe dane o 11-12 latach?
Taki średni wiek samochodu w Polsce wyliczyła któraś z firm prowadzących badania rynku samochodowego. Zostały wtedy odrzucone samochody, które przez kilka kolejnych lat nie były ubezpieczane ani nie przechodziły badania technicznego, czyli samochody po prostu nieistniejące. Wydaje mi się (nie pamiętam dokładnie), że nie były tu uwzględniane samochody z żółtymi tablicami (tj. były wliczane w średni wiek pojazdów poruszających się po naszych drogach).
Czasem widuję, rzadko. Jednak nie chodzi mi o stare samochody rodem z PRLu; miałem na myśli kupę jeżdżącego po polskich drogach złomu ze znaczkami "renomowanych" firm (najczęściej zachodnich), które wciąż istnieją.
A to oczywiste, tyle, że te zachodnie auta to są samochody w większości z końca lat 90-tych, coraz bardziej przeważają jednak samochody z XXI wieku. Biorąc pod uwagę, że rocznie na naszych drogach przybywa ponad 300 tysięcy nowych samochodów (z polskich salonów), w ciągu trzech lat mamy odmłodzenie miliona samochodów jeżdżących po naszych drogach. Żeby uzyskać średnią z tego miliona i tak musimy mieć milion aut ponad 20-letnich (i to jest właśnie połowa lat 90-tych), potem kolejna grupa nowych aut - też około miliona w wieku 3-6 lat - musi być równoważona przez milion samochodów z początku XXI wieku itd. Tak naprawdę tych "staruszków" - wyeksploatowanych i tak naprawdę niemożliwych do doprowadzenia do normalnego stanu technicznego nie ma tak dużo.
Ale fakt - ostatnio kupujemy coraz młodsze auta (choć wcale nie najnowsze). I myślę, że bierze się to stąd, iż niektórzy rzeczywiście lepiej zarabiają. Jednak w większej części przypadków chodzi o to, że samochody używane (i wcale nie najstarsze) po prostu są coraz tańsze.
Na pewno są stosunkowo tańsze - chociaż ceny bezwzględne raczej nie spadają. Nadal 5-6 latek kosztuje tyle samo, ile kosztował jego poprzednik kilka lat temu. Jednak jakby nie patrzeć - więcej zarabiamy, niż choćby 10 lat temu, do tego tak, jak piszesz - zwiększona konkurencja na rynku spowodowała spadek cen dóbr niegdyś luksusowych, więc i realne zwiększenie siły nabywczej pieniądza. Daleko nam do "cywilizowanego" Zachodu, ale porównując - coraz bardziej odjeżdżamy też "dzikiemu" Wschodowi...
-
Z drugiej strony
mam kolegę, który zarabia niewiele ponad najniższą krajową, czasem jakąś premię za
nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...O, właśnie. Ja również się za takiego uważam.
Wspólnie z żoną wcale nie zarabiamy bajońskich sum, też musimy utrzymać siebie i dzieci. Jednak po kilku latach odkładania oraz dzięki niewątpliwym oszczędnościom, jakie mogłem zrobić jeżdżąc niezawodnym i ekonomicznym tico, a także po zasileniu konta preferencyjnym kredytem, który byłem w stanie spokojnie spłacić w ciągu dwóch lat bez robienia wyrwy w comiesięcznym budżecie domowym - mogłem wydać te 53 tys. na nowy samochód. Przyzwoicie wyposażony (ale bez szału). Taki, jaki mi się podobał - choć bez pięknego znaczka. Taki, który zaspokaja moje potrzeby transportowe i daje komfort w postaci gwarancji, potem względnej "nowości", no i docierania przeze mnie - ale nie taki, który wzbudzałby zawiść w oczach sąsiadów i kolegów z pracy.
Powyższa kwota wcale nie jest niska, jeśli chodzi o ceny wielu nowych aut. Spokojnie można kupić inne, mniejsze, poniżej 40 oraz 30 tys. zł. Ba, namówiłem koleżankę z pracy do zrezygnowania z poszukiwań używki; zamieniła sypiącego się malucha na nowe suzuki alto, z upustami za poprzedni rocznik i czymś tam jeszcze. Sama go wyszukała, kierując się podanym przeze mnie modelem i... kolorem. Podobnie, jak ja oszczędzała na używkę, w końcu dobrała trochę kredytu i kupiła nowy. Po jakichś dwóch latach wciąż mówi, że jest zadowolona i że była to jedna z jej lepszych decyzji życiowych.Z ręką na sercu -
stać mnie na zakup nowego samochodu w salonie, ale w cenie, którą bym zaakceptował
bez żalu, niestety - nie do końca takiego, jaki potrzebuję - a taki, jaki potrzebuję
jako nowy kosztuje tyle, że też mnie stać, ale wolę te pieniądze wydać na coś innego
(albo wcale ich nie wydawać...).Taka postawa jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała.
-
Jakiś punkt
odniesienia trzeba mieć. Na dobrą sprawę w czasach powszechnej szczęśliwości mało
kogo było stać na zakup jeansów, które normalny świat traktował jak traktuje się
spodnie - kupował, kiedy była taka potrzeba, zużyte wyrzucał... Pieniędzmi często
można było sobie ściany tapetować, bo i tak nie było niczego w sklepach.Tak właśnie było. Pamiętasz rynek samochodowy chociażby z lat 80-tych? Zgroza w porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy to wszędzie wciskają Ci auta za każdą cenę...
Taki średni wiek
samochodu w Polsce wyliczyła któraś z firm prowadzących badania rynku samochodowego.
Zostały wtedy odrzucone samochody, które przez kilka kolejnych lat nie były
ubezpieczane ani nie przechodziły badania technicznego, czyli samochody po prostu
nieistniejące.Skoro tak, to nie uwzględniono jeszcze aut nieubezpieczonych i bez przeglądów, którymi porusza się (zapewne do czasu kontroli policyjnej) pewna ilość ryzykantów - zwłaszcza po wisach, ale nie tylko. Nie jest ich zbyt wielu, ale takie kwiatki wciąż się zdarzają.
Pojazdy z żółtymi tablicami... No tak, mają swój wiek, ale nie jest ich aż tak dużo, żeby mieć znaczący wpływ na statystyki.A to oczywiste,
tyle, że te zachodnie auta to są samochody w większości z końca lat 90-tych, coraz
bardziej przeważają jednak samochody z XXI wieku.Racja. No cóż, stajemy się bardziej wybredni (i dobrze). Czasem spowodowane jest to zasobnością portfela, a czasem po prostu coraz lepszą dostępnością (także cenową) aut używanych.
zwiększona konkurencja na rynku spowodowała spadek cen dóbr niegdyś luksusowych,
więc i realne zwiększenie siły nabywczej pieniądza. Daleko nam do "cywilizowanego"
Zachodu, ale porównując - coraz bardziej odjeżdżamy też "dzikiemu" Wschodowi...... i tak należy trzymać.
-
Tak właśnie było.
Pamiętasz rynek samochodowy chociażby z lat 80-tych? Zgroza w porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy to wszędzie wciskają Ci auta za każdą cenę...Nawet nie trzeba tak daleko sięgać (chociaż pamiętam pierwsze auto Rodziców - malucha z 1981 roku kupionego w 1988 roku mniej więcej 3 razy drożej, niż sprzedająca zapłaciła za nowego - ale ona była "z układu", miała talony itp. itd.)
Ojciec kupował drugie nowe auto (Citroena Berlingo) w 2004 roku. Szczerze mówiąc - zapłacił za ten samochód chore pieniądze - ponad 45 tysięcy za pięcioosobowy kratkowóz z silnikiem 2.0 HDi z manualną klimatyzacją i dwiema poduszkami powietrznymi... Tyle, że było to przed integracją z EU, były jakieś tam kontyngenty aut bez cła itp. itd. - generalnie sytuacja na rynku samochodów używanych była jeszcze całkowicie chora. W 2010 roku Ojciec kupił kolejne Berlingo i nie miało ono już tak szokującej ceny (bezwzględnie trochę więcej, niż pierwsze Berlingo, ale jednak względnie było znacznie tańsze), chociaż wyposażenie ma o niebo lepsze - 4 poduszki, dwustrefową klimatyzację, ABS i kontrolę trakcji, fabryczne (przyzwoite) audio, komputer pokładowy itp. itd.
Skoro tak, to nie uwzględniono jeszcze aut nieubezpieczonych i bez przeglądów, którymi porusza się (zapewne do czasu kontroli policyjnej) pewna ilość ryzykantów - zwłaszcza po wisach, ale nie tylko. Nie jest ich zbyt wielu, ale takie kwiatki wciąż się zdarzają.
Na pewno są takie przypadki, ale mimo wszystko to jest ograniczone do lokalnego przemieszczania się i jak piszesz - pierwsza kontrola i papa autko...
Pojazdy z żółtymi tablicami... No tak, mają swój wiek, ale nie jest ich aż tak dużo, żeby mieć znaczący wpływ na statystyki.
Na pewno mają co najwyżej kosmetyczny wpływ.
Racja. No cóż, stajemy się bardziej wybredni (i dobrze). Czasem spowodowane jest to zasobnością portfela, a czasem po prostu coraz lepszą dostępnością (także cenową) aut używanych.
Dokładnie - aut jest znacznie więcej, niż rynek jest w stanie wchłonąć, stąd rosnący reeksport przez "Pribałtykę" do krajów Unii Celnej.
-
, czasem jakąś premię za
nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...O takiej premi mogę zapomnieć. Owszem na początku jak mój państwowy zakład obiął prywatny wlaściciel który jest do dziś zarabiało się lepsze pieniądze . Ale wówczas nie myślało się o nowym samochodzie tylko o dachu nad głową.
-
Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.Szkoda że w pobliżu mojej miejscowości nie ma takowej stacji rozbiórki bo miałbym dostęp do części z pierwszej prawie ręki. Tak to jest mieszkać na wschodzie kraju.
-
Ja dla przykładu jestem zwykłym ,,Kolwalskim,,. Nie zarabiam dużo i mam na utrzymaniu
rodzinę .Może w Warszawie zarobki poszybowały w górę i zwykły Kowalski kupuje sobie co kilka lat nowe auto. U nas nie tylko nie zarabia się więcej ale i mniej. Co śmieszniejsze w małym mieście jakim mieszkam 8zł to standard a do tego większość zatrudniają na czarno lub by uniknąć jakiś kłopotów piszą umowy na 1/4 etatu.
To że ludzie mają nieraz ładne furki to dzięki pomocy dziadków czy rodziców i zalewu aut z Zachodu. Po prostu w Polsce auto musi być nawet na pokaz.
Mój brat cioteczy kupował nówki fiata 126P, Matiza a potem fabie. Teraz kupił sobie używaną dobrze wyposażoną octawie zamiast znów nowej gołej fabii. -
O takiej premi mogę
zapomnieć. Owszem na początku jak mój państwowy zakład obiął prywatny wlaściciel
który jest do dziś zarabiało się lepsze pieniądze . Ale wówczas nie myślało się o
nowym samochodzie tylko o dachu nad głową.Ależ oczywiście. W kwestii drogich zakupów obowiązują pewne priorytety...
Człowiek młody, zakładający rodzinę, musi najpierw zatroszczyć się o dom. Gdy ta potrzeba zostanie zaspokojona, może pozwolić sobie na kupno coraz droższych samochodów.
Dodajmy, że często dużą rolę gra wiek kupującego. Na początku kariery zawodowej większość z nas nie zarabia dużo, potem sytuacja z reguły się poprawia. Tak było ze mną: 17 lat wstecz wydałem prawie 25 tys. na nowe tico, teraz - zachowując podobne reguły (czyli oszczędności + uzupełnienie kredytem, ale bez zarzynania się) - mogłem pozwolić sobie na wydanie dwa razy większej kwoty.
Oczywiście wcześniej zadbałem o mieszkanie. -
Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.Wcale nie - temat: "tico na złom", więc trzeba pomyśleć o czymś następnym...