Właśnie dzięki
franszyzie centrala ma spory wpływ, bo w skrajnych przypadkach może zagrozić
cofnięciem autoryzacji.
Tak? Zakład ten nie jest własnością Renault, które dało sam szyld. W związku z tym Renault nie poczuwa się do odpowiedzialności w zasadzie za nic.
Cofnięcie autoryzacji oznacza w tym przypadku wykasowanie jedynego ASO na pół województwa: poza Lublinem jest jeszcze jedno ASO w Zamościu.
Czy firmie francuskiej opłaca się rezygnacja?
Moim zdaniem sprawę zabija brak konkurencji w jednym, choć dużym mieście. Gdyby istniała bodajże jedna firma konkurencyjna, byłoby inaczej. No, kiedyś konkurencja taka była... ale się skończyła.
Oczywiście pojedyncze skargi z błahych powodów będą
zignorowane, bo nigdy nie wiadomo czy dany klient to nie jakiś pieniacz, ale liczne
skargi w poważnych przypadkach jakie opisywał Volcan to co innego.
Z jednej strony - masz rację, z drugiej... W moim przypadku pisałem o Dacii, produkowanej i serwisowanej przez koncern francuski, ale jakby nie patrzeć - marka tańsza. Gdybym kupił nie Dustera, ale trzy razy droższego Koleosa, być może inne byłoby podejście Renault oraz ASO... tak mi się wydaje.
Pamiętam z forum Dacia Klub Polska chociażby wpisy właścicieli zostawiających swoje auto do naprawy w ASO Renault i wychodzących z zakładu o własnych nogach, bo: "użytkownikom Dacii samochód zastępczy się nie należy".
Cały czas mam wrażenie, że firma ma w nosie pojedynczych klientów z autami tańszej "siostry". Dba zaś o floty (z tego są dopiero zyski) oraz o bogatego klienta. I wiedzie jej się nieźle - teraz się mocno rozbudowują...
Myślę, że zależy to od reputacji marki.
Bardzo możliwe. No i na pewno od samego warsztatu, jego właściciela i ludzi tam pracujących.
Tak się składa, że sam zajmowałem się samochodami od dzieciństwa i jakieś pojęcie o nich mam, więc nie dam sobie wcisnąć byle jakiego kitu. To kilkakrotnie powodowało niechęć do mnie panów z ASO.
Gdy w okresie gwarancyjnym nic się w tico nie psuło, należało tylko robić zwykłe przeglądy, było OK. Ale szlag mnie trafił, gdy pewnego razu oddając autko wyraźnie poprosiłem o niewymienianie oleju w skrzyni biegów, bo ten był wymieniony 10 kkm temu (w tym samym ASO, zgodnie z sugestią mechanika), po czym po godzinie przylazł do mnie na poczekalnię "spec" mówiąc, że nie przywiozłem oleju, więc nie ma czego wlać do skrzyni. A "stary" (po 10 kkm) olej już zlał do beczki... Na dodatek w zakładzie (ASO!) nie mieli oleju przekładniowego, więc musiałem okazją wracać do miasta, szukać po sklepach odpowiedniego oleju (dość drogiego) i przywieźć go do warsztatu...
Po 40 kkm kolejny przegląd, tym razem z wymianą płynu chłodniczego. Autko odebrane, przejechałem jeszcze 60 km. Drugiego dnia rano po 2 km dziwny zapach i para spod maski - okazało się, że po spuszczeniu starego płynu nie zakręcono wczoraj opaski na chłodnicy - jakoś to się trzymało jednego dnia, potem wąż spadł i płyn wyleciał. Na szczęście nie zatarłem silnika. Telefon do ASO, chcieli, aby mnie ktoś do nich przyholował - stanowczo zażądałem lawety. No i przyjechała, wioząc moje półtoraroczne autko z powrotem do warsztatu, dzień po przeglądzie...
NIGDY, serwisując sam auta, nie wiozłem samochodu na lawecie ani nie potrzebowałem holowania. Trzeba było nowego autka, gwarancji i opieki "profesjonalnego" ASO, żeby przejechać się lawetą...
ASO Renault widziało mojego dustera tylko 3 razy podczas obowiązkowych przeglądów gwarancyjnych. Gdy zgłosiłem niewielki problem (drganie drążka skrzyni biegów przy hamowaniu silnikiem na dwóch biegach - pierdoła, ale dla mnie słyszalna i nieco denerwująca), dwóch mechaników zmagało się z usterką przez dwie godziny - bez efektów. Gdy sam poszukałem w necie informacji na ten temat (sprawa regulacji linek wybierających biegi), usłyszałem, że niemożliwe, bo linek się nie reguluje. Dopiero gdy wskazałem im konkretne ASO w Warszawie, gdzie potrafią te linki regulować i usunąć usterkę, obiecali się skontaktować... Następnym razem okazało się, że jednak regulować się da - i zrobili. Ale czy to ja mam wskazywać specjalistom, mechanikom autoryzowanego warsztatu tej marki, co, gdzie i jak?
Samochód ma ponad 4 lata, gwarancja się skończyła. W lutym byłem akurat w Lublinie, gdy w trakcie jazdy zaświeciła się kontrolka CHECK ENGINE i nie gasła. Silnik pracował normalnie, nie zauważyłem jakichś anomalii. Szybka decyzja: pojechałem do ASO, gdzie podpięto auto pod komputer i zdiagnozowano usterkę pierwszej sondy lambda - pracowała normalnie, ale potrafiła się "zawiesić", podając ciągle jedną wartość napięcia. Wymieniono sondę na nową: 730 zł (130 zł za podpięcie do kompa - wg mnie skandal; 50 zł robocizna - 10 min. pracy; 550 zł nowa sonda - potem sprawdziłem, w IC taka sama kosztuje 380 zł). Wszystko było w porządku przez 2 tygodnie i 400 km, potem kontrolka ta znowu się zaświeciła i nie gasła; silnik pracował dobrze, ale żółta kontrolka wkurza. Oczywiście postanowiłem wrócić do ASO, skoro zostawiłem tam sporo kasy, a po 400 km problem powrócił. Istnieje możliwość, że miałem po prostu pecha - fabryczna sonda padła, a druga jest po prostu usterkowa od nowości - jednak jest na nią gwarancja, więc niech kombinują. Postanowiłem, że na pewno jednak nie zapłacę tam ani złotówki więcej, jeśli będą chcieli wymieniać na "widzimisię" pół silnika. Pojechałem; panowie zdziwieni, twierdzą, że przed 3-ma tygodniami koniecznie trzeba było wymienić górną sondę - bo taki błąd się wyświetlił. Teraz błąd był ten sam, jednak nie byli skorzy do ponownej wymiany... a sonda oczywiście pracowała sobie radośnie i jak najbardziej prawidłowo, co było widoczne po podpięciu CLIP-a. Nie wiedzą, co się dzieje. Krótka piłka: "winna jest pewnie instalacja LPG" (no, na pewno, bo nie montowana fabrycznie ani przez zakład powiązany z ASO ). Nic nie dało tłumaczenie, że od listopada, gdy ceny benzyny spadły, jeżdżę wyłącznie na benzynie, mierząc spalanie i kalibrując zamontowany własnoręcznie dodatkowy komputer. Na LPG kłopotów z kontrolką nie było, pojawiły się dopiero przy noPb. Polecenie: "pozbyć się wpływu instalki gazowej - wywalić wszystko z samochodu, bo pewnie wtryskiwacz leje gazem, to wtedy się samo naprawi albo będą szukać". Moje sugestie dotyczące ewentualnego "lania" przez wtryskiwacz benzynowy nie znalazły uznania. Żadnych pomysłów, co może być przyczyną - ani nie wspomnieli o możliwej nieszczelności kolektora wydechowego, nie wpadli też na to, że może po prostu brak jest gdzieś kontaktu elektrycznego. Odniosłem wrażenie, że chętnie pozbyliby się mnie wreszcie. Wykasowano błąd i na moją prośbę zaimplementowano nowszy, nieco poprawiony soft komputera wtrysku. I tak właśnie zakończyłem moją przygodę z tym zakładem. Wszystko było grzecznie, kulturalnie, bez wykłócania się, jednak nie podoba mi się to, co widzę (co się dzieje względem organizacji pracy) w warsztacie - ogólnie potwierdza się to wszystko, co pisali na forum DKP inni użytkownicy Dacii (dzięki tym wpisom nie spuszczałem tam nigdy oka z własnego samochodu, gdy dotykał go "specjalista", nie mówiąc o zostawieniu auta); nie akceptuję też zdzierstwa, podobnie, jak niekompetencji. Liczyłem na doświadczenie i związaną z nim refleksję, jeśli coś idzie "nie tak", a spotkałem się z najprostszym działaniem: wymienić część, za którą klient zapłaci, a jeśli problem nie zniknął - to nie wiadomo, co jest, niech spada. Więcej tam nie pojadę, bo nie ma po co. Zresztą... przyznaję szczerze, że nawet nie kupiłbym tam auta przed czterema laty, gdyby nie sama osoba pewnego sprzedawcy, człowieka miłego, fachowego, kontaktowego i przychylnego klientowi. Już tam nie pracuje. Jakoś się nie dziwię.
Po wyjeździe z hali od razu zadzwoniłem do mojego "gazownika", który stwierdził, że po wymianie sondy i zmianie softu powinienem pojawić się u niego. Po godzinie zjawiłem się - instalator obejrzał silnik, podpiął komputer i przejechał się samochodem. Stwierdził, że nie ma żadnego problemu z instalacją gazową i nie widzi jej wpływu na pojawiającą się kontrolkę CHECK ENGINE. Powiedział, że sugerowany przez mechanika z ASO niekontrolowany wypływ LPG przez wtryskiwacz gazowy nie powodowałby takiego efektu, za to miałbym problemy z rozruchem silnika (których nie mam). Instalacja jest nowa, ma "przebieg" 10 kkm. Zalecił jazdę na gazie , na którym silnik bardziej miękko i elastycznie pracuje (racja).
Po zdarciu przez ASO dużej kwoty za podpięcie do kompa, idąc za radami kolegów z innego forum nabyłem drogą kupna wtyczkę Vgate na bluetootha do gniazda OBD. Za całe 80 zł - nieco więcej niż połowa jednego podpięcia kompa w ASO Renault... Teraz mogę zrobić to samo, co oni - podejrzeć błąd, parametry pracy silnika, wykasować błędy... tym razem za darmo. No i już się sprzęt przydał; po kolejnych 400 km jazdy na benzynie było to samo. Błąd skasowałem, na razie jeżdżę, w chwili wolnej sam dobiorę się do kolektora - wtyczki już sprawdziłem, wyglądają dobrze.
Swoją przygodę z
motoryzacją zacząłem od Fiata 126p. Jak to nastoletni maluch psuł się na potęgę i
odwiedziłem większość mechaników w okolicy. Problemy z traktowaniem klienta były
notoryczne.
No, tutaj nie mam do świadczenia - jak pisałem, sam naprawiałem swoje samochody. Trochę z zamiłowania, trochę z oszczędności, a trochę... kierując się opiniami innych ludzi o niesolidności większości mechaników.
Dwa razy korzystałem, mając samarę, z dobrego, polecanego, ale i drogiego zakładu. Potem trafiłem na mechanika z ASO DU w mojej miejscowości - solidnego, znającego specyfikę autka i niedrogiego. Przez parę lat miał kolejki chętnych, trzeba było czekać nawet tydzień na możliwość odstawienia auta do niego. Robił dobrze, nie oszukiwał, sam ściągał części, konsultując wcześniej ze mną telefonicznie ich ceny (co i za ile ma zamówić). Ale ostatnio coś mu odbiło na punkcie cen za robociznę; zrobił spółkę, powiększył zakład, zatrudnił ludzi... i plac opustoszał - zrobiło się po prostu drogo. W związku z tym postanowiłem, że mając dwa samochody mogę sobie pozwolić na czasowy przestój jednego, więc jednak sam będę grzebał przy ticu - pojadę do mechanika tylko na regulacje LPG, gdzie jest potrzebny analizator.
Tak więc szczęśliwie udało mi się uniknąć pseudomechaników prywatnych. Za to takich w ASO - nie...
O moim ASO Suzuki
też mam równie dobre zdanie, jak o ASO Toyoty. Może kwestia marek, może konkretnych
zakładów na jakie trafiłem. Dzięki temu wiem jednak, że kolejne samochody jakie
kupię to przypuszczalnie będzie właśnie Toyota albo Suzuki.
Rozumiem i popieram.