wyrządzona szkoda - naprawa na własną rękę.
-
Wcale mu nie plać bo pewnie chce cię zrobić na szaro bo i fakturkę można załatwić na malowanie jak potrzeba.Bratu w PZU za malowanie elementu wyliczyli 350zł a spokojnie można pomalowac w dobrej jakości za 250zł.
Jeśli gościu szkody nie zgłosił od razu to i twoje oświadczenie musi być poparte twoim słowem. Pewnie każą się zgłosić i przyznać do winy. A jeśli odmówisz gościu może się bujać bo ubezpieczyciel podejrzewając wałek odmówi wypłaty. Dlatego teraz wszyscy wzywają policję bo winny już nie zmieni zdania i nie powie że to wina był kogoś innego. Do tego dochodzą słabe zdjęcia. Przecież mógł naprawiać coś innego a teraz wołać kaskę. -
a czy przypadkiem nie istnieje taki przepis, że szkode trzeba zgłosić w przeciągu tygodnia od jej powstania?
-
Fakt, powinien odezwać się wcześniej ale...
500 złotych to roczna stawka OC za spore auto (przy zniżkach oczywiście). Nie bawiłbym się w wypłacenie gotówki - niech zgłasza szkodę i tyle.
-
a czy przypadkiem nie istnieje taki przepis, że szkode trzeba zgłosić w przeciągu tygodnia od jej powstania?
Istnieje przepis (Ustawa nawet). Tyle, że na zgłoszenie szkody z OC sprawcy są 2 lata.
-
moja kalkulacja podpowiada ze chyba gościa oleję i niech robi co chce.
Słuszna kalkulacja. Sam się w konia zrobił - zlikwidował szkodę na własną rękę, więc rzeczoznawca nie będzie w stanie dokonać wyceny. A za 500 złotych można zlikwidować co najmniej kilka "małych rys".
-
n mnie teraz 1.6 kosztowało 450 zł z nnw na 10 tyś i oraz assistance. teoretycznie są 3 lata na zgłoszenie szkody. oleje gościa bo nie ma co juz i tak przez te poł roku psychicznie byłem nastawiony ze mi podniosą. a przez tel coś tam o moim sumieniu mówił... wiec pewnie nawet tego nie zgłosi juz
-
Raczej za grosze pomalował lub spolerował rysy a teraz wpadł na pomysł by kaskę wyciągnąć od ciebie.Bo żaden ubezpieczyciel teraz mu już nie wypłaci odszkodowania bez twojej wydatnej pomocy. Nieraz piszą o tym jak bez policji sprawca wycofuje swoje przyznanie do winy. Wtedy poszkodowany może tylko w sądzie dochodzić praw. Bez pisemka od policji gostek nic nie może zrobic.
-
Właśnie dlatego zawsze wzywam policję na miejsce zdarzenia (prawdę mówiąc, to bezwzględnie muszę to zrobić w każdym takim przypadku, bo wynika to z umowy leasingu).
-
Wiecie co? Fajna sprawa. Następnym razem zrobię tak samo. Może mi się uda?
-
Cóż... Podejścia kolegi none nie komentuję... Nie życzę również, by ktoś podobnie wykiwał wątkotwórcę...
-
Wiesz, wykiwał nie wykiwał ale do odpowiedzialności trzeba się przyznać i za nią zapłacić. Też nie mamy zdjęć szkody. Dla jednego to kilka rys dla drugiego błotnik do wymiany. Komu wierzyć?
-
Wiesz, wykiwał nie
wykiwał ale do odpowiedzialności trzeba się przyznać i za nią zapłacić. Też nie mamy
zdjęć szkody. Dla jednego to kilka rys dla drugiego błotnik do wymiany. Komu
wierzyć?Też tak uważam..., zresztą wydaje mi się, że gdyby poszkodowany w kolizji chciał być cwaniakiem, to inaczej by sprawę załatwil i zarządał większej kwoty... A odpowiedzialność to rzecz podstawowa...
-
Uczepiliście się kolegi none'a a gościu wg Was zachował się ok? Skoro umawiali się na telefon w przeciągu tygodnia to gość powinien zadzwonić i się określić co robi, rozumiem mógł potrzebować auto w tym czasie ale co stało na przeszkodzie żeby podjechać do blacharza żeby ocenił za ile to zrobi i albo wziąć pieniądze albo zgłosić szkodę? To nie jest przedszkole tydzień to tydzień a nie pół roku, jak gość nie potrafi dbać o swoje interesy to nikt tego za niego nie będzie robił, życie. Chyba jest dorosły i zdawał sobie z tego sprawę. Nie zadzwonił to teraz niech myśli co zrobić, proste.
-
o to tu własnie w tym wszystkim chodzi. moje podejscie jak podejście - moje sumienie. bardzo to fajnie wyjasniles. dzieki
-
Wiesz co... Skoro nie dotrzymał ustnej umowy i postawił Cię przed faktem dokonanym, to niech idzie do ubezpieczalni. Myślę, że w najgorszym przypadku zabiorą Ci zniżkę 10% na dwa lata. Więc raczej nie stracisz więcej niż 300zł. Nie dość że oszczędzisz, to nauczysz człowieka co to znaczy umowa zawarta ustnie.
-
tak czytam ten temat i jedno co wiem to albo pieniążki do rączki albo misiaki trzeba wołać i wtedy dadzą 6pkt 300zł i pociągnę z czyjegoś OC naprawę z autem zastępczym to zobaczysz jak ci 10% zniżki zabiorą ostatnio też przetarli w rodzinie auto na dwóch elementach to się skończyło na 17tyś w ASO i TU płaci aż miło i nie dyskutuje dlatego staje po stronie poszkodowanego bo jak to zrobił i gdzie to nie ważne,a skoro mu auto uszkodziłeś to powinieneś zrekompensować mu straty
-
Wiecie co? Fajna
sprawa. Następnym razem zrobię tak samo. Może mi się uda?Ja bym dla swojego sumienia, świętego spokoju, obgryzania paznokci i zastanawiania się czy jutro znowu nie zadzwoni, czy nie przyjdzie pismo z ubezpieczalni czy sądu, przyznał się do winy i niech sobie naprawia auto z mojego OC.
I nie chodzi o cwaniakowanie, kombinowanie... ale o spokojną głowę kosztem 10% zwyżki przy następnym OC.
-
a ja, pomijając już kwestie sumienia, poruszyłbym inną kwestię. Skąd masz pewność że skoro zgłosił się po tak długim okresie czasu, że nie zniszczył bardziej tego zderzaka i stąd takie koszty? ja bym probował w ten sposob. Bo masz pewność 100% że facet nigdzie indziej nie przychaczył i nie uczestniczył w żadnym innym zdarzeniu drogowym? sorry, ale jak ktoś sie zgłasza po pół roku to dla mnie jest śmieszny...
Nie namawiam oczywiście do wymiagania się, ale może warto ponegocjować kwotę...
-
Właśnie żeby uniknąć tego typu problemów i dylematów w razie stłuczki (a miałem ich już niestety kilkanaście) nie zgadzam się na żadne "dogadywanie" i dziwaczne rozliczenia (nieważne czy jako poszkodowany czy jako sprawca) tylko likwiduję szkodę z OC. Jeżeli jestem sprawcą to nie mam problemów z wyceną. Unikam zagadnień typu czy koleś będzie jeździł z rysą i schowa kasę czy wymieni zderzak do starego rebła na nowy w ASO bo miał taki kaprys i przyjdzie z fakturą. Nie interesuje mnie czy naprawa wyniosła 500 zł, czy 5 tys. bo po demontażu okazało się że coś jeszcze się posypało. Nie ma dla mnie znaczenia jak, gdzie, kiedy i za ile ktoś to naprawia albo i nie, oszczędzam w ten sposób swój czas, nerwy i także pieniądze, bo nawet sprawa wyglądająca na błahą zazwyczaj kosztuje więcej niż utrata kilkunastu procent zniżki. Jeżeli z kolei jestem poszkodowanym to mogę powalczyć o uczciwą wycenę z TU i zapewnić fachową naprawę, a nie na zasadzie "sklei pan se ten zderzak superglue bo to przecież tylko stare Tico".
Rada do autora wątku - oświadczenie jest spisane, niech delikwent idzie do TU. Jeżeli TU poprosi Ciebie o potwierdzenie, to potwierdź. Utrata zniżek nie powinna Cię kosztować więcej niż kasa dla gościa, w dodatku nie wykładasz tej sumy od razu, tylko sukcesywnie płacąc nieco więcej za ubezpieczenie. -
Właśnie żeby
uniknąć tego typu problemów...Podejście słuszne, ale w tym konkretnym przypadku jest mały problem. Niby oświadczenie jest, ale naprawa została wykonana - a wyceny przed nie było. Pytanie, jak do tego podejdzie ubezpieczyciel - zakładam, że stanie okoniem. Druga sprawa - wcale nie jest powiedziane, że utrata zniżki wyniesie jedynie 10% - w zależności od OWU może być to np. 20%. Ja bym dogadał się z gościem, zapłacił mu nawet te 500 zł, wziął oświadczenie, zniszczył i zapomniał - sprawy nie było.