wyrządzona szkoda - naprawa na własną rękę.
-
Właśnie dlatego zawsze wzywam policję na miejsce zdarzenia (prawdę mówiąc, to bezwzględnie muszę to zrobić w każdym takim przypadku, bo wynika to z umowy leasingu).
-
Wiecie co? Fajna sprawa. Następnym razem zrobię tak samo. Może mi się uda?
-
Cóż... Podejścia kolegi none nie komentuję... Nie życzę również, by ktoś podobnie wykiwał wątkotwórcę...
-
Wiesz, wykiwał nie wykiwał ale do odpowiedzialności trzeba się przyznać i za nią zapłacić. Też nie mamy zdjęć szkody. Dla jednego to kilka rys dla drugiego błotnik do wymiany. Komu wierzyć?
-
Wiesz, wykiwał nie
wykiwał ale do odpowiedzialności trzeba się przyznać i za nią zapłacić. Też nie mamy
zdjęć szkody. Dla jednego to kilka rys dla drugiego błotnik do wymiany. Komu
wierzyć?Też tak uważam..., zresztą wydaje mi się, że gdyby poszkodowany w kolizji chciał być cwaniakiem, to inaczej by sprawę załatwil i zarządał większej kwoty... A odpowiedzialność to rzecz podstawowa...
-
Uczepiliście się kolegi none'a a gościu wg Was zachował się ok? Skoro umawiali się na telefon w przeciągu tygodnia to gość powinien zadzwonić i się określić co robi, rozumiem mógł potrzebować auto w tym czasie ale co stało na przeszkodzie żeby podjechać do blacharza żeby ocenił za ile to zrobi i albo wziąć pieniądze albo zgłosić szkodę? To nie jest przedszkole tydzień to tydzień a nie pół roku, jak gość nie potrafi dbać o swoje interesy to nikt tego za niego nie będzie robił, życie. Chyba jest dorosły i zdawał sobie z tego sprawę. Nie zadzwonił to teraz niech myśli co zrobić, proste.
-
o to tu własnie w tym wszystkim chodzi. moje podejscie jak podejście - moje sumienie. bardzo to fajnie wyjasniles. dzieki
-
Wiesz co... Skoro nie dotrzymał ustnej umowy i postawił Cię przed faktem dokonanym, to niech idzie do ubezpieczalni. Myślę, że w najgorszym przypadku zabiorą Ci zniżkę 10% na dwa lata. Więc raczej nie stracisz więcej niż 300zł. Nie dość że oszczędzisz, to nauczysz człowieka co to znaczy umowa zawarta ustnie.
-
tak czytam ten temat i jedno co wiem to albo pieniążki do rączki albo misiaki trzeba wołać i wtedy dadzą 6pkt 300zł i pociągnę z czyjegoś OC naprawę z autem zastępczym to zobaczysz jak ci 10% zniżki zabiorą ostatnio też przetarli w rodzinie auto na dwóch elementach to się skończyło na 17tyś w ASO i TU płaci aż miło i nie dyskutuje dlatego staje po stronie poszkodowanego bo jak to zrobił i gdzie to nie ważne,a skoro mu auto uszkodziłeś to powinieneś zrekompensować mu straty
-
Wiecie co? Fajna
sprawa. Następnym razem zrobię tak samo. Może mi się uda?Ja bym dla swojego sumienia, świętego spokoju, obgryzania paznokci i zastanawiania się czy jutro znowu nie zadzwoni, czy nie przyjdzie pismo z ubezpieczalni czy sądu, przyznał się do winy i niech sobie naprawia auto z mojego OC.
I nie chodzi o cwaniakowanie, kombinowanie... ale o spokojną głowę kosztem 10% zwyżki przy następnym OC.
-
a ja, pomijając już kwestie sumienia, poruszyłbym inną kwestię. Skąd masz pewność że skoro zgłosił się po tak długim okresie czasu, że nie zniszczył bardziej tego zderzaka i stąd takie koszty? ja bym probował w ten sposob. Bo masz pewność 100% że facet nigdzie indziej nie przychaczył i nie uczestniczył w żadnym innym zdarzeniu drogowym? sorry, ale jak ktoś sie zgłasza po pół roku to dla mnie jest śmieszny...
Nie namawiam oczywiście do wymiagania się, ale może warto ponegocjować kwotę...
-
Właśnie żeby uniknąć tego typu problemów i dylematów w razie stłuczki (a miałem ich już niestety kilkanaście) nie zgadzam się na żadne "dogadywanie" i dziwaczne rozliczenia (nieważne czy jako poszkodowany czy jako sprawca) tylko likwiduję szkodę z OC. Jeżeli jestem sprawcą to nie mam problemów z wyceną. Unikam zagadnień typu czy koleś będzie jeździł z rysą i schowa kasę czy wymieni zderzak do starego rebła na nowy w ASO bo miał taki kaprys i przyjdzie z fakturą. Nie interesuje mnie czy naprawa wyniosła 500 zł, czy 5 tys. bo po demontażu okazało się że coś jeszcze się posypało. Nie ma dla mnie znaczenia jak, gdzie, kiedy i za ile ktoś to naprawia albo i nie, oszczędzam w ten sposób swój czas, nerwy i także pieniądze, bo nawet sprawa wyglądająca na błahą zazwyczaj kosztuje więcej niż utrata kilkunastu procent zniżki. Jeżeli z kolei jestem poszkodowanym to mogę powalczyć o uczciwą wycenę z TU i zapewnić fachową naprawę, a nie na zasadzie "sklei pan se ten zderzak superglue bo to przecież tylko stare Tico".
Rada do autora wątku - oświadczenie jest spisane, niech delikwent idzie do TU. Jeżeli TU poprosi Ciebie o potwierdzenie, to potwierdź. Utrata zniżek nie powinna Cię kosztować więcej niż kasa dla gościa, w dodatku nie wykładasz tej sumy od razu, tylko sukcesywnie płacąc nieco więcej za ubezpieczenie. -
Właśnie żeby
uniknąć tego typu problemów...Podejście słuszne, ale w tym konkretnym przypadku jest mały problem. Niby oświadczenie jest, ale naprawa została wykonana - a wyceny przed nie było. Pytanie, jak do tego podejdzie ubezpieczyciel - zakładam, że stanie okoniem. Druga sprawa - wcale nie jest powiedziane, że utrata zniżki wyniesie jedynie 10% - w zależności od OWU może być to np. 20%. Ja bym dogadał się z gościem, zapłacił mu nawet te 500 zł, wziął oświadczenie, zniszczył i zapomniał - sprawy nie było.
-
co do uszkodzenia... ja zdjęcia mam, nawet wyraźne... bo moj telefon flesza miał. facet tak naprawdę nie ma zdjęć bo ma 2 w dodatku rozmazane jak cholera. mielismy się w ciągu tygodnia spotkać i zdecydować co i jak.
ja na pewno nie mam zamiaru wypierać sie otarcia po prostu nie mam ochoty mu teraz płacić po fakcie po połowie roku. zadzwoniłem sobie wczoraj do ubezpieczyciela mojego i sobie z panem pogadałem. sądzę że najlepszym rozwiązaniem jest nie zapłacenie facetowi i niech zgłasza się do TU.
-
Podejście słuszne,
ale w tym konkretnym przypadku jest mały problem.Ten problem poszkodowany zrobił sobie sam. Jeśli nie miał wyceny, to po prostu utrudni mu uzyskanie pieniędzy za oc. Ale jeżeli wszystkie trzy strony będą współpracować, to rzeczoznawca może (choć to będzie tylko jego dobra wola) zrobić wycenę na podstawie zdjęć.
O ile nie stwierdzi, że to próba wyłudzenia ubezpieczenia.wziął oświadczenie, zniszczył i zapomniał - sprawy nie było.
A w życiu. W takim wypadku spisać oświadczenie, ze szkoda zrekompensowana w taki a taki sposób.
-
Kwestia uszkodzeń jest bardzo ważna... Patrząc z drugiej strony, skłonił bym się ku wersji pt: " Niech sobie to poszkodowany z ubezpieczalnią załatwia", a kolega none będzie mieć spokój... To, że naprawa została wykonana "na własną rękę" to już problem, który nie powinien sprawcę interesować...
Moja rada: Płacić z OC... Ubezpieczyciela można zawsze zmienić...
-
co do
uszkodzenia... ja zdjęcia mam, nawet wyraźne... bo moj telefon flesza miał. facet
tak naprawdę nie ma zdjęć bo ma 2 w dodatku rozmazane jak cholera. mielismy się w
ciągu tygodnia spotkać i zdecydować co i jak.
ja na pewno nie mam
zamiaru wypierać sie otarcia po prostu nie mam ochoty mu teraz płacić po fakcie
po połowie roku. zadzwoniłem sobie wczoraj do ubezpieczyciela mojego i sobie z panem
pogadałem. sądzę że najlepszym rozwiązaniem jest nie zapłacenie facetowi i niech
zgłasza się do TU.wyślij mu smsa ze masz problemy rodzinne i nie masz dla niego kasy, niech zglosi do TU, a Ty sie przyznasz. Mniej stracisz, on nic nie straci i bedziesz mial czyste sumienie.
-
kulturalnie chcialem zadzwonic kilka razy. brak odp. sprawe olewam, niech rb co chce.
-
O ile nie stwierdzi, że to próba wyłudzenia ubezpieczenia.
Jeżeli nie ma zdjęć identyfikujących jednoznacznie pojazd - z numerami rejestracyjnymi, miejscem kolizji itp. - poszkodowany po prostu strzelił sobie w stopę. Odszkodowania nie dostanie w żadnym wypadku ze względu na brak dowodów zaistnienia szkody i jej wymiaru. Automatycznie sprawca nie straci zniżek (brak wypłaty odszkodowania = brak utraty zniżek), poszkodowanemu (wydaje mi się - patrząc na kwotę - "sprytnemu") pozostanie droga sądowa - tutaj stroną jest ubezpieczyciel - i sprawa raczej nie do wygrania.
-
kulturalnie chcialem zadzwonic kilka razy. brak odp. sprawe olewam, niech rb co chce.
Oczywiście - chce - niech zgłasza z OC - skoro sprytnie auto naprawił - i tak grosza nie dostanie. W zabawy "daj pan 5 stówek" się nie baw - nie ma to sensu ekonomicznego.