Rozważania nad zakupem Suzuki Alto i takie tam (temat z ypsa)
-
960 km lub okrągłe 600 mil
-
Gratuluję udanego i chyba słusznego zakupu
-
Po tej
inwestycji nadal mam samochód żłopiący sporo oleju z powodu wady konstrukcyjnej
silnika (niektórzy na gwarancji mieli wymieniane shortblocki)podjedz do toyota bo ztcw to oni wciaz wymieniaja te bloki
-
960 km lub okrągłe 600 mil
Oczywiście, jednak tłumacząc instrukcję na jęz. polski mogliby dostosować się do naszego systemu i dodać te 40 km.
-
Gratuluję udanego i
chyba słusznego zakupuDzięki, przekażę koleżance.
-
podjedz do toyota
bo ztcw to oni wciaz wymieniaja te blokiPewnie jak zapłacę to mi wymienią, ale to chyba mało opłacalne.
-
Pewnie jak zapłacę
to mi wymienią, ale to chyba mało opłacalne.Akcja serwisowa była/jest... W swiftach na przykład mocowania amortyzatorów wymieniali lub sprawdzali bodaj... Rzecz ma miejsce cały czas...
-
Oczywiście, jednak
tłumacząc instrukcję na jęz. polski mogliby dostosować się do naszego systemu i
dodać te 40 km.Tłumaczenie musi być toczka w toczkę i nie może przekłamywać
-
Tłumaczenie musi
być toczka w toczkę i nie może przekłamywaćTo ja jeżdżę gorszym samochodem, musiałem go docierać przez 1000 km.
-
Hmm Mówicie że jest na to akcja serwisowa? Byłem przekonany że wymieniali tylko jak ktoś na gwarancji zdążył zauważyć, że olej żłopie i się wykłócił. W instrukcji umieścili zapis, że zużycie oleju poniżej 1 litra na 1000 km jest w normie (!), więc są kryci. W ASO sporo rzeczy robiłem, o olej też pytałem i żadnej wymiany shortblocka mi nie zaproponowali - będę musiał się przejechać i zapytać wprost.
-
I tak zrób, nic przecież nie stracisz. A nuż (widelec)...
-
Akcja serwisowa
była/jest... W swiftach na przykład mocowania amortyzatorów wymieniali lub
sprawdzali bodaj... Rzecz ma miejsce cały czas...w starym ... nie w nowym ...
-
W instrukcji umieścili
zapis, że zużycie oleju poniżej 1 litra na 1000 km jest w normie (!), więc są kryci.
W ASO sporo rzeczy robiłem, o olej też pytałem i żadnej wymiany shortblocka mi nie
zaproponowali - będę musiał się przejechać i zapytać wprost.To powiedz jak coś, że zużycie oleju się waha, raz potrafi chapnąć litr raz mniej
-
Pewnie jak zapłacę
to mi wymienią, ale to chyba mało opłacalne.ztcw to akcja serwisowa o ktora sie trzeba bylo upomniec
-
w starym ... nie w
nowym ...Tak miałem na myśli stary, nie uściśliłem...
-
Też już nie wierzę w markę w czasach globalizacji, dlatego patrzę przede wszystkim na ceny części, które mogą wymagać wymiany i bliskość do serwisu. Żona ma trzynastoletniego Matiza, którego naprawy są śmiesznie tanie, ale za to niezbyt śmiesznie częste (ja po ośmiu miesiącach nadgorliwie, po 15kkm, wymieniłem olej w C4 i wraz z filtrem zapłaciłem w ASO 350PLN), za to żona w tym czasie miała kilka napraw związanych z wymianą butli gazowej, zaworu, wymianę rozrządu, naprawę hamulców, rurek z układu chłodzenia, wywalony kolektor i takie tam - średnio wychodzi 200-300 PLN miesięcznie na tego typu niespodzianki. Także pewnie trzeba będzie się zebrać i kupić jej jakieś małe nowe toczydełko: Sparka, nową Pandę, nową Picanto, albo któreś z trojaczków z Kolina (z jej warunków: ma mieć wspomaganie, z moich: klimatyzację i radio)... Najlepiej, by było mało chodliwe wśród złodziei...
-
Tradycyjnie polecam Alto Klimę, wspomaganie i radio oczywiście ma, a ukraść tego nikt nie ukradnie bo i po co? Przecież nie na części, bo jest to nowy model, więc jak ktoś nie kupił sprowadzanego to ma jeszcze na gwarancji, co za tym idzie części nie potrzebuje. Nie mówiąc już o tym, że na Allegro części z kilku sprowadzonych rozbitków zalegają od dłuższego czasu i zbytu nie ma. Na handel też nie, bo Alto sprzedaje się rocznie w Polsce w ilości kilkuset sztuk, więc jest to model na tyle nietypowy że nie zniknie w tłumie i ciężko go upłynnić.
-
... i słowo ciałem się stało.
W dniu dzisiejszym nastąpiło przyprowadzenie nowego alto. Ale po kolei.6.00 - pobudka.
7.00 - koleżanka podjeżdża maluchem pod mój dom. Widzę nowe "blachy" wystające z jej torby.
7.06 - jesteśmy w centrum miasta, maluch zostaje na parkingu, a my na przystanku.
7.25 - przyjeżdża mały, prywatny "bus". Wsiadamy (2x10 zł) i okrężną nieco drogą docieramy do Lublina (o rrrany, już nawet nie pamiętam, kiedy podróżowałem środkiem komunikacji publicznej... ).
8.45 - wysiadamy na dworcu z busika. Prostuję kości, wypalam papierosa.
8.50 - wsiadamy do taksówki, starego focusa. Jedziemy, wymieniając z kierowcą opinie nt. pogody, ustawodawstwa i polityki. Taxiarz = pisowiec. Odpuszczam, dziś wojny nie będzie. Nie chce mi się walczyć.
9.00 - wysiadamy (11 zł) pod salonem Suzuki. Wchodzimy i czekamy na sympatycznego pana P. (ma fajne okulary), z którym negocjowaliśmy przed tygodniem cenę i konfigurację. Polecam człowieka, w porządku gość.
9.04 - wydanie i podpisanie papierów. Ktoś montuje blachy.
9.10 - idziemy oglądać autko. Instruktaż dealera. Oczywiście muszę wyciągnąć bagnet i sprawdzić poziom oleju - w salonach wszędzie i zawsze lali oleju ponad miarę; tutaj poziom sięga do górnego punktu na bagnecie.
9.25 - siadam za kierownicą, ustawiam wszystko, co trzeba. Wyjeżdżamy.
9.28 - pierwsza prosta na asfalcie. Coś mi nie pasi. Słyszę delikatny stukot z prawego tyłu. Koleżanka siedzi obok i nie słyszy nic. Przyspieszam, zwalniam... no nie może tak być. Albo coś zahacza o koło, albo koło niedokręcone, albo... już nic nie mówię: czyżby taki peszek?
9.30 - zjeżdżam na stację Orlenu, hamuję na parkingu i wysiadam. Oglądam koło... no tak, oczywiście... -
9.31 - zawracam na skrzyżowaniu i wracamy do salonu. Bez tankowania... może dojedziemy.
9.35 - zdziwieni panowie. Wyłuszczam problem. Wjazd na warsztat. Delikatnie sugeruję wymianę koła na nowe - bo bez sensu wyjeżdżać z salonu z oponą już naprawianą. Tym bardziej, że na miejscu nie ma wulkanizatora... Pan P. staje na wysokości zadania i nie robi problemów - za chwilę mamy kółko z autka demonstracyjnego (przebieg 100 km). Aha, przy okazji: pozostałych dwóch (jakby nieco starszych) panów nie polecam, są troszkę nadęci, niby OK, ale trochę gorzej się z nimi rozmawia. A jeden - to się wyczuwa - już chyba bliski był stwierdzenia, że skoro wyjechałem z salonu, to już mój problem. Jeśli więc ktoś chce robić zakupy w salonie na Mełgiewskiej, niech kieruje się od razu do pana P. w okularach. On naprawdę zorientowany jest na klienta i gdy się z nim poważnie rozmawia, można z powodzeniem się porozumieć.
9.50 - wyjeżdżamy ponownie z salonu. Już wszystko OK, wszystko nowe, słychać, jak się dociera. Hamulce trą niemiłosiernie głośno, ale po kilku delikatnych przyhamowaniach cichną. Jadę ostrożnie, autko bardzo dobrze i przyjemnie się prowadzi. Operuję delikatnie gazem, ale czuję, że samochodzik ma niezły wykop (przynajmniej w zakresie okołomiejskich prędkości). Silnik wyraźnie preferuje wysokie obroty. Jest bardzo zwrotny. W środku pasażerowie mają sporo miejsca, jest naprawdę wygodnie. Przejeżdżam całe miasto i specjalnie kieruję się na Kraśnik, aby wyjechać na boczne dróżki.
10.15 - zjeżdżam na rzadko uczęszczaną drogę wśród pól i wiosek. Z żalem opuszczam lewy fotel i obserwuję, jak koleżanka siada na miejscu kierowcy. Jedziemy do domu. Najpierw powoli, potem trochę bardziej śmiało. Koleżance jedzie się dobrze, ze zdumieniem odkrywa, że to zupełnie co innego, niż maluch...
Po drodze zatrzymujemy się na obiad. Krótka, obiecana kolegom sesja zdjęciowa. A potem znowu do autka i... koniec przygody. -
Drzonca!
Tak wygląda schowek. A poniżej jeszcze raz listwy klejone wg mojego widzimisię.