Ja również mogę dodać swoje "3 grosze" jeśli chodzi o zakup samochodu używanego.
Od października 2010 poszukiwałem nowego rodzinnego wozidła. Wybór padł na coś z grupy VAG.
Głównie Octavia I lub Toledo (ze wskazaniem na Octavię ze względu na nadwozie hatch/kombi).
Do tego był warunek - auto musi być od pierwszego właściciela, z polskiego salonu (aby
sprzedający nie kręcił, że "tak już było jak kupował samochód"). Przebieg wiadomo - im
mniejszy tym lepszy.
Szukałem samochodu przede wszystkim z silnikiem 1.6 SR 100KM, bez gazu. Tak więc był
zawężony obszar poszukiwań. Cena - do 25tyś zł.
Interesował mnie tylko samochód z Warszawy i okolic aby nie stracić fortuny na jeżdżenie po Polsce.
Oglądałem najpierw jeden samochód - pełna komunikacja ze sprzedającym, sprawdziłem numer
telefonu gościa w google, okazało się, że nie jest handlarzem tylko ma własną jednoosobową działalność. Rok produkcji - 2001. Przebieg deklarowany - 86 tyś km. Pełen dobrych nadziei pojechałem obejżeć. Na miejscu okazało się, że ten samochód miał przejechane 86 tyś, ale pewnie już ze 3 razy... KIerownica wytarta o granic przyzwoitości, silnik zachlapany olejem a najlepsze było to, że miał wytarty fotel kierowcy na wylot do gąbki. Na pytanie czemu tak to wygląda gościu odpowiedział, że często wsiada i wysiada... Kolor drzwi kierowcy również był inny niż pozostałych elementów. Nawet nie miałem po co jechać z samochodem na przegląd.
Cena za ten "cud motoryzacji" - 21tyś zł.
Kolejnym autem był Seat Toledo, rok prod. 2001, przebieg deklarowany - 180tyś, oczywiście
bezwypadkowy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jednak coś musiało być robione z tylną klapą, bo nie do końca była spasowana, kolor też jakby inny. Do tego auto przy
przyspieszaniu ściągało w lewo a przy hamowaniu w prawo. Gwoździem do trumny tego pojazdu
było to, że na dachu przy jednym z drzwi było sporej wielkości wklęśnięcie i zdarty aż do
blachy lakier. Tłumaczeniem sprzedającego było to, że na dach mu się szlaban zamknął...
Podziękowałem. Cena to 18tyś zł.
Kolejnym samochodem, który oglądałem była Octavia. Rok produkcji 2000. Przebieg deklarowany - 120tyś km. Na miejscu okazało się, że sprzedającym był handlarz a nie pierwszy właściciel(od pierwszego właściciela to on to auto kupił). Największy szok przeżyłem jak zobaczyłem pod maską silnik zamiast 100KM - 75KM starszej generacji. Wiem, że samochody z tym silnikiem występowały, ale handlarz twierdził, że to na 100% jest ta mocniejsza odmiana z SR na pokrywie silnika. Cena to 20tyś zł.
Następnie postanowiłem poszukać auta z innym silnikiem.
Raz pojechałem obejżeć Octavię z 1.4 16v 75KM. Pomyślałem, że może ten silnik będzie
oszczędniejszy. Przebieg tego samochodu to 96tyś. Oczywiście w opisie wszystko wyglądało
idealnie. Po dojechaniu na miejsce wyszło, że samochód jest w rękach drugiego a nie
pierwszego właściciela i coś w opisie się mu pokręciło... Do tego podczas jazdy próbnej
przestał działać prędkościomierz, a raczej załączał się i wyłączał samoistnie. Właściciel
stwierdził, że tak było od chwili zakupu, jemu to nie przeszkadzało i nie uważa tego za
usterkę... Jedne z drzwi też miały inny odcień od pozostałych.
Cena - 22tyś zł.
Przygód w komisach aż szkoda opisywać, o samochodach mam średnie pojęcie, ale to co piszą
sprzedawcy mija się w 99% z prawdą zarówno pod względem stanu technicznego jak i blacharki auta.
Aż pewnego pięknego dnia nieco zrezygnowany przeglądałem Allegro i znalazłem swojego
"rodzynka".
Auto było zgodnie z moimi wymaganiami, z tym, że silnik to 1.9TDI 90KM. Rok produkcji 2004, przebieg deklarowany - 123tyś km. Cena -25tyś.
Opis był bardzo lakoniczny, ale coś mnie przyciągało do tego samochodu, szczególnie, że w
odróżnieniu od reszty było to kombi.
W rozmowie telefonicznej facet powiadał wszystko to, co przyszło mu do głowy co jest obecnie lub było z tym samochodem robione. Nawet to, że lampka podświetlenia tablicy rejestracyjnejz jednej strony się nie świeci. Wspomniał również, że auto miało 3 lata wstecz stłuczkę, ktoś wjechał w tył i następnie auto potoczyło się w kolejne z przodu. Po dojechaniu na miejsce wszystko pokrywało się w 100% z opowieściami właściciela. Każda naprawa, łącznie z tą stłuczką od chwili zakupu robiona była w ASO Skoda. Na wszystko faktury i kwity. Podjechałem z autem do znajomego warsztatu gdzie dokładnie obejżano samochód. Tam mechanik stwierdził, że właściciel nie ma nic na sumieniu, nie ukrył niczego przede mną. Po wszystkim sprzedający bez proszenia sam zapłacił za wykonany przegląd.
Miesiąc później hamownia potwierdziła to, że silnik w tym aucie jest bardzo zdrowy i zadbany a pierwszy właściciel umiał jeździć dieslem.
Od tamtej pory cieszę się niemal bezawaryjnie (padło mi raz łożysko przedniego koła)
samochodem, który już zdążył przejechać w moich rękach Polskę od Zakopanego do Helu.
Najlepsze było to, że na umowie k/s samochodu facet wypisał wszystkie aktualne usterki pojazdu...