Tico na złom.
-
Z drugiej strony
mam kolegę, który zarabia niewiele ponad najniższą krajową, czasem jakąś premię za
nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...O, właśnie. Ja również się za takiego uważam.
Wspólnie z żoną wcale nie zarabiamy bajońskich sum, też musimy utrzymać siebie i dzieci. Jednak po kilku latach odkładania oraz dzięki niewątpliwym oszczędnościom, jakie mogłem zrobić jeżdżąc niezawodnym i ekonomicznym tico, a także po zasileniu konta preferencyjnym kredytem, który byłem w stanie spokojnie spłacić w ciągu dwóch lat bez robienia wyrwy w comiesięcznym budżecie domowym - mogłem wydać te 53 tys. na nowy samochód. Przyzwoicie wyposażony (ale bez szału). Taki, jaki mi się podobał - choć bez pięknego znaczka. Taki, który zaspokaja moje potrzeby transportowe i daje komfort w postaci gwarancji, potem względnej "nowości", no i docierania przeze mnie - ale nie taki, który wzbudzałby zawiść w oczach sąsiadów i kolegów z pracy.
Powyższa kwota wcale nie jest niska, jeśli chodzi o ceny wielu nowych aut. Spokojnie można kupić inne, mniejsze, poniżej 40 oraz 30 tys. zł. Ba, namówiłem koleżankę z pracy do zrezygnowania z poszukiwań używki; zamieniła sypiącego się malucha na nowe suzuki alto, z upustami za poprzedni rocznik i czymś tam jeszcze. Sama go wyszukała, kierując się podanym przeze mnie modelem i... kolorem. Podobnie, jak ja oszczędzała na używkę, w końcu dobrała trochę kredytu i kupiła nowy. Po jakichś dwóch latach wciąż mówi, że jest zadowolona i że była to jedna z jej lepszych decyzji życiowych.Z ręką na sercu -
stać mnie na zakup nowego samochodu w salonie, ale w cenie, którą bym zaakceptował
bez żalu, niestety - nie do końca takiego, jaki potrzebuję - a taki, jaki potrzebuję
jako nowy kosztuje tyle, że też mnie stać, ale wolę te pieniądze wydać na coś innego
(albo wcale ich nie wydawać...).Taka postawa jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała.
-
Jakiś punkt
odniesienia trzeba mieć. Na dobrą sprawę w czasach powszechnej szczęśliwości mało
kogo było stać na zakup jeansów, które normalny świat traktował jak traktuje się
spodnie - kupował, kiedy była taka potrzeba, zużyte wyrzucał... Pieniędzmi często
można było sobie ściany tapetować, bo i tak nie było niczego w sklepach.Tak właśnie było. Pamiętasz rynek samochodowy chociażby z lat 80-tych? Zgroza w porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy to wszędzie wciskają Ci auta za każdą cenę...
Taki średni wiek
samochodu w Polsce wyliczyła któraś z firm prowadzących badania rynku samochodowego.
Zostały wtedy odrzucone samochody, które przez kilka kolejnych lat nie były
ubezpieczane ani nie przechodziły badania technicznego, czyli samochody po prostu
nieistniejące.Skoro tak, to nie uwzględniono jeszcze aut nieubezpieczonych i bez przeglądów, którymi porusza się (zapewne do czasu kontroli policyjnej) pewna ilość ryzykantów - zwłaszcza po wisach, ale nie tylko. Nie jest ich zbyt wielu, ale takie kwiatki wciąż się zdarzają.
Pojazdy z żółtymi tablicami... No tak, mają swój wiek, ale nie jest ich aż tak dużo, żeby mieć znaczący wpływ na statystyki.A to oczywiste,
tyle, że te zachodnie auta to są samochody w większości z końca lat 90-tych, coraz
bardziej przeważają jednak samochody z XXI wieku.Racja. No cóż, stajemy się bardziej wybredni (i dobrze). Czasem spowodowane jest to zasobnością portfela, a czasem po prostu coraz lepszą dostępnością (także cenową) aut używanych.
zwiększona konkurencja na rynku spowodowała spadek cen dóbr niegdyś luksusowych,
więc i realne zwiększenie siły nabywczej pieniądza. Daleko nam do "cywilizowanego"
Zachodu, ale porównując - coraz bardziej odjeżdżamy też "dzikiemu" Wschodowi...... i tak należy trzymać.
-
Tak właśnie było.
Pamiętasz rynek samochodowy chociażby z lat 80-tych? Zgroza w porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy to wszędzie wciskają Ci auta za każdą cenę...Nawet nie trzeba tak daleko sięgać (chociaż pamiętam pierwsze auto Rodziców - malucha z 1981 roku kupionego w 1988 roku mniej więcej 3 razy drożej, niż sprzedająca zapłaciła za nowego - ale ona była "z układu", miała talony itp. itd.)
Ojciec kupował drugie nowe auto (Citroena Berlingo) w 2004 roku. Szczerze mówiąc - zapłacił za ten samochód chore pieniądze - ponad 45 tysięcy za pięcioosobowy kratkowóz z silnikiem 2.0 HDi z manualną klimatyzacją i dwiema poduszkami powietrznymi... Tyle, że było to przed integracją z EU, były jakieś tam kontyngenty aut bez cła itp. itd. - generalnie sytuacja na rynku samochodów używanych była jeszcze całkowicie chora. W 2010 roku Ojciec kupił kolejne Berlingo i nie miało ono już tak szokującej ceny (bezwzględnie trochę więcej, niż pierwsze Berlingo, ale jednak względnie było znacznie tańsze), chociaż wyposażenie ma o niebo lepsze - 4 poduszki, dwustrefową klimatyzację, ABS i kontrolę trakcji, fabryczne (przyzwoite) audio, komputer pokładowy itp. itd.
Skoro tak, to nie uwzględniono jeszcze aut nieubezpieczonych i bez przeglądów, którymi porusza się (zapewne do czasu kontroli policyjnej) pewna ilość ryzykantów - zwłaszcza po wisach, ale nie tylko. Nie jest ich zbyt wielu, ale takie kwiatki wciąż się zdarzają.
Na pewno są takie przypadki, ale mimo wszystko to jest ograniczone do lokalnego przemieszczania się i jak piszesz - pierwsza kontrola i papa autko...
Pojazdy z żółtymi tablicami... No tak, mają swój wiek, ale nie jest ich aż tak dużo, żeby mieć znaczący wpływ na statystyki.
Na pewno mają co najwyżej kosmetyczny wpływ.
Racja. No cóż, stajemy się bardziej wybredni (i dobrze). Czasem spowodowane jest to zasobnością portfela, a czasem po prostu coraz lepszą dostępnością (także cenową) aut używanych.
Dokładnie - aut jest znacznie więcej, niż rynek jest w stanie wchłonąć, stąd rosnący reeksport przez "Pribałtykę" do krajów Unii Celnej.
-
, czasem jakąś premię za
nadgodziny dostanie a kupuje wyłącznie nowe samochody...O takiej premi mogę zapomnieć. Owszem na początku jak mój państwowy zakład obiął prywatny wlaściciel który jest do dziś zarabiało się lepsze pieniądze . Ale wówczas nie myślało się o nowym samochodzie tylko o dachu nad głową.
-
Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.Szkoda że w pobliżu mojej miejscowości nie ma takowej stacji rozbiórki bo miałbym dostęp do części z pierwszej prawie ręki. Tak to jest mieszkać na wschodzie kraju.
-
Ja dla przykładu jestem zwykłym ,,Kolwalskim,,. Nie zarabiam dużo i mam na utrzymaniu
rodzinę .Może w Warszawie zarobki poszybowały w górę i zwykły Kowalski kupuje sobie co kilka lat nowe auto. U nas nie tylko nie zarabia się więcej ale i mniej. Co śmieszniejsze w małym mieście jakim mieszkam 8zł to standard a do tego większość zatrudniają na czarno lub by uniknąć jakiś kłopotów piszą umowy na 1/4 etatu.
To że ludzie mają nieraz ładne furki to dzięki pomocy dziadków czy rodziców i zalewu aut z Zachodu. Po prostu w Polsce auto musi być nawet na pokaz.
Mój brat cioteczy kupował nówki fiata 126P, Matiza a potem fabie. Teraz kupił sobie używaną dobrze wyposażoną octawie zamiast znów nowej gołej fabii. -
O takiej premi mogę
zapomnieć. Owszem na początku jak mój państwowy zakład obiął prywatny wlaściciel
który jest do dziś zarabiało się lepsze pieniądze . Ale wówczas nie myślało się o
nowym samochodzie tylko o dachu nad głową.Ależ oczywiście. W kwestii drogich zakupów obowiązują pewne priorytety...
Człowiek młody, zakładający rodzinę, musi najpierw zatroszczyć się o dom. Gdy ta potrzeba zostanie zaspokojona, może pozwolić sobie na kupno coraz droższych samochodów.
Dodajmy, że często dużą rolę gra wiek kupującego. Na początku kariery zawodowej większość z nas nie zarabia dużo, potem sytuacja z reguły się poprawia. Tak było ze mną: 17 lat wstecz wydałem prawie 25 tys. na nowe tico, teraz - zachowując podobne reguły (czyli oszczędności + uzupełnienie kredytem, ale bez zarzynania się) - mogłem pozwolić sobie na wydanie dwa razy większej kwoty.
Oczywiście wcześniej zadbałem o mieszkanie. -
Panowie schodzimy na temat kogo stać a kogo nie. A tu nie oto chyba chodzi .
Temat o naszych Tico a nie furach z salonu.Wcale nie - temat: "tico na złom", więc trzeba pomyśleć o czymś następnym...
-
Wcale nie -
temat: "tico na złom", więc trzeba pomyśleć o czymś następnym...Chodziło o to że takie zdrowe blachy idą na złom
-
Chodziło o to że takie zdrowe blachy idą na złom
Rzeczywiście, szkoda. Ale może znajdą nabywców...