Czym walczyć z rdzą w Tico?
-
Witaj:) ja akurat walczę ze Świstakiem ale blachy też stalowe więc się podzielę jak ja usuwałem rudą z progów
Brałem szlifierke kątową zakładałem tarczę listkową p120 i szlifowałem wszystko do gołej blachy. Jak się robiła dziura to zostawiałem do wycięcia.Wycinałem tak żeby kawałek zdrowej blachy wyciąć.
Potem tak wyszlifowane fragmenty smarowałem R-Stop (preparat antykor.) ranty, gołą blachę i okolice. Na to spray z Castoramy 4in1(ok29zł puszka)i podkład Dragon(15zł puszka)i tak ze 3,4 warstwy w sumie.
Potem mata szklana. 2 warstwy najlepiej kładź bo jedna to jest elastyczna. Mata z Castoramy.
akurat tu niewidać 2 warstw ale niemam fotki. Drugą warstwe kładłem tylko na samą dziurę(tak +5cm za obrys dziury)
Na to szpachlówka do poliestrów(z Casto)do wyrównania przejść blacha/mata oraz do wyrównania dziurek w laminacie. Na to szpachlówka do poliestrów wykończeniowa.
Potem podkład i lakier
-
Witaj:) ja akurat walczę ze Świstakiem ale blachy też stalowe zakrecony zielony więc się podzielę jak ja usuwałem rudą z progów ...
Dobra robota
To rozwiązanie jest nawet dobre, jednak niestety pod matą i w kilku innych miejscach i tak powstanie korozjaJa już się przekonałem, że jeżeli w jednym miejscu wyjdzie ruda, to pomimo jej likwidacji i tak w tych miejscach lub w pobliżu pojawi się nowa - to jest walka z wiatrakami
-
U mnie pasowalo by wymienic, dospawac w czterech drzwiach nowe elementy, najgorzej drzwi kierowcy. Znam porzadnego fachowca ale jeden znajomy odradzil mi nawet orientowac sie w cenie bo wyjdzie polowa wartosci auta i po co mi to?
Dlatego podtrzymuję swoje słowa - najlepiej wymienić elementy na nowe lub używane, ale zdrowe.
Czasami ktoś miał stłuczkę i nie naprawia już auta, tylko sprzedaje na części.
Może być tak, że ten samochód będzie w kolorze naszego, a np. drzwi jak najbardziej w dobrym stanie. Pozostaje wtedy tylko tak naprawdę dokonać przełożenia elementów i można dalej cieszyć się blachami w dobrej kondycji.W zeszłym roku widziałem, jak ktoś z mojego miasta sprzedawał drzwi właśnie w kolorze mojego auta po 100zł/szt. Były kompletne, tak więc trzeba było je tylko zamontować. Niestety za długo się zastanawiałem i ogłoszenie było nieaktualne.
W tym przypadku dosłownie za 400zł mamy problem rozwiązany.
Dlatego sądzę, że to tak naprawdę jedyny sprawdzony sposób na walkę z rudą - wymienić rdzewiejące elementy. -
Teraz moje
spostrzeżenie dotyczące walki z korozją.
Niestety, nawet nie
wiem, jak byśmy się starali, jakie używali środki powstrzymujące lub likwidujące
rdzę oraz nie wiem jak dokładnie pomalowali - ruda i tak wyjdzie max. po 2 latach.
Jeżeli prace wykona
się mniej starannie, to rdza pojawi się już po roku.
Jeżeli zamierzamy
jeszcze przez kilka lat posiadać Tico, to tak naprawdę jest tylko jedna metoda na
walkę z korozją - trzeba wymienić element na nowy lub może nawet używany, ale
"zdrowy".Mam podobne spostrzeżenia.
Przez parę lat pozbywałem się rdzy z drzwi, aż w końcu dałem sobie spokój. 12-letni samochód odstawiłem do blacharza, z którym uzgodniłem, że wstawi reparaturki (dolne części) do wszystkich drzwi, chociaż tylne dałyby się jeszcze ratować. No i zrobił to - przyspawane nowe blaszki sięgają listwy. Minął prawie rok, oczywiście nic się złego na razie nie dzieje. Ciekaw jestem, ile taka naprawa wytrzyma. A tymczasem zdążyłem zapomnieć o darciu rudej, bo też już miałem dosyć.
Progi na szczęście są całe, ale też zostały zabezpieczone lekkim barankiem i polakierowane. "Wyszły" dwie dziury w podłodze - też zrobiłem.
Dla ewentualnych amatorów wstawiania reparaturek drzwi: trzeba to robić bardzo ostrożnie i z wyczuciem, bo łatwo podczas spawania doprowadzić do pofalowania oryginalnego poszycia powyżej listwy. -
Witaj:) ja akurat
walczę ze Świstakiem ale blachy też stalowe więc się podzielę jak ja
usuwałem rudą z progówGratuluję naprawy, przyłożyłeś się trochę.
Nie myślałeś jednak o tym, żeby wspawać kawałek blachy w miejsce dziury (jeśli byłaby taka możliwość - najlepiej od środka)? A potem obłożyć wszystko matą? -
Gratuluję naprawy,
przyłożyłeś się trochę.
Nie myślałeś jednak
o tym, żeby wspawać kawałek blachy w miejsce dziury (jeśli byłaby taka możliwość -
najlepiej od środka)? A potem obłożyć wszystko matą?
Teoretycznie mógłem tak zrobić, ale musiałbym to dawać do mechaniora. A co za tym idzie większe koszty. A ja chciałem tanio ale możliwie najlepiej i sam Z drugiej strony auta miałem dodatkowo dziurę(nieduża) w podłużnicy tu użyłem blachy ocynk, nity i masa uszczelniająca. Tak to urządziłem.
-
Przez parę lat pozbywałem się rdzy z drzwi, aż w końcu dałem sobie spokój. 12-letni samochód odstawiłem do blacharza, z którym uzgodniłem, że wstawi reparaturki (dolne części) do wszystkich drzwi, chociaż tylne dałyby się jeszcze ratować. No i zrobił to - przyspawane nowe blaszki sięgają listwy. Minął prawie rok, oczywiście nic się złego na razie nie dzieje. Ciekaw jestem, ile taka naprawa wytrzyma. A tymczasem zdążyłem zapomnieć o darciu rudej, bo też już miałem dosyć.
I to jest słuszna koncepcja, gdy planuje się posiadać ten samochód jeszcze przez kilka lat
Jeżeli ktoś ma tylko dostęp do dobrego fachowca, który sobie dorabia takimi naprawami w "garażu" za przyzwoite pieniądze, to w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać.
Niedawno pojechałem do jednego zakładu blacharsko-lakierniczego i zapytałem się o wspawanie reparaturek, to otrzymałem odpowiedź, że szkoda się w to bawić. Najlepiej wstawić nową lub używaną, ale zdrową część.
Kolejna sprawa, samo lakierowanie to koszt ok. 350-400zł/element, a gdzie jeszcze koszty robocizny, reparaturek itp.
Dlatego ja jeszcze bawię się w to, choć powoli dochodzę do wniosku, że szkoda już inwestować w ten samochód i czas dokonać jakieś zamiany na inny -
Dlatego ja jeszcze
bawię się w to, choć powoli dochodzę do wniosku, że szkoda już inwestować w ten
samochód i czas dokonać jakieś zamiany na innyNo i taka jest prawda
Nie ma dobrego fachowca, ktory sobie DORABIA za marne grosze wspawujac blachy do auta
Jezeli ktos Ci powie, ze nie ma sensu sie w to bawic to ma racje, bo wie, ze nie zdajesz sobie sprawy, ze to bezsensowna inwestycja -
Niedawno pisałem, że w moje Tico na parkingu uderzyła jedna kobitka.
Wczoraj był rzeczoznawca i ocenił koszty naprawy.
Według wyliczeń, naprawa w ASO wyniesie 1250zł, natomiast w ramach kosztorysu proponują 750zł.
Co ciekawe, samochód został wyceniony na 1400złDziś postanowiłem pójść Va - bank, tzn. pojechałem do jednego blacharza, który w ramach przydomowego warsztatu naprawia samochody.
Rozmowę zaczął od tego, że tych samochodów już się nie naprawia, tylko oddaje na złom
Złożyłem mu propozycję, tzn. powiedziałem, że na naprawę samochodu przeznaczam 700zł, ale w zamian za to ma mi naprawić uszkodzenie po uderzeniu (urwany zaczep zderzaka, wyrwane dolne mocowanie - okular do wymiany, wgnieciony błotnik itp.) oraz dodatkowo ma wymienić oba progi oraz sprawdzić i naprawić wszystkie drzwi do listwy, jak również ma się rozprawić z korozją wszędzie, gdzie na nią natrafi. Ja ze swojej strony kupuję okular lewy oraz oba progi.
Co ciekawe facet przyjął moją propozycję.Co prawda progi mam jeszcze dobre, choć jeden w miejscu łączenia z podłogą na wysokości tylnego prawego siedzenia pasażera już mocno przegnił. Blacharz sam zaproponował wymianę progów i to z obu stron
Z drzwiami nie jest tak tragicznie, bo 1.5 roku temu z nimi wojowałem, a także w minionym tygodniu oczyściłem oraz zakonserwowałem drzwi kierowcy. Teraz zostało doszlifowanie szpachli i pomalowanie. Blacharz powiedział, że i tak zrobi to po swojemu i wszystkie drzwi po kontroli i ewentualnych pracach blacharskich pomaluje do listew.
Trudno, w samochód pójdzie 50% jego wartości, ale mam nadzieję, że będzie już dobry i przy ewentualnej sprzedaży będzie bardziej atrakcyjny od innych dostępnych na rynku.
-
Mówiąc krótko masz szczęście w nieszczęściu
-
Trudno, w samochód
pójdzie 50% jego wartości,No tak, ale te pieniądze przecież idą z ubezpieczenia, więc w zasadzie masz gratisowe.
ale mam nadzieję, że będzie już dobry i przy ewentualnej
sprzedaży będzie bardziej atrakcyjny od innych dostępnych na rynku.dobry w jakimś sensie będzie, ale na sprzedaży to już wiele się nie "zarobi". Atrakcyjnieszy będzie o ile nie stanie obok niego jakiś rodzynek wyjęty z garażu dziadka z przebiegiem 30 tyś. km .
Ostatnio kupiłem właśnie drzwi z takiego na złomie - stan prawie nówka! Dziadziuś uciekał przed sarną i zakończył wędrówkę koziołkując w rowie. Część rzeczy jednak ocalała, a gość na złomie mówił, że to Tico rozeszło się na części w ciągu jednego dnia . -
No tak, ale te pieniądze przecież idą z ubezpieczenia, więc w zasadzie masz gratisowe.
Dlatego postanowiłem "nie zarabiać" na ubezpieczeniu, ale te pieniądze przeznaczyć na naprawę i wykonanie kilku spraw w tym samochodzie.
Atrakcyjnieszy będzie o ile nie stanie obok niego jakiś rodzynek wyjęty z garażu dziadka z przebiegiem 30 tyś. km
W pełni z tym się zgadzam.
Nie da się ukryć, że w przypadku starszych samochodów już nie tak istotny jest rocznik, ale stan techniczny auta.
Nie da się ukryć, że Tico z 1999 roku w bardzo przeciętnym stanie z widoczną korozją kosztuje powiedzmy 1200-1500, gdy starszy rocznik, powiedzmy 1996, ale zadbany potrafi kosztować 2500-2800zł i nie piszę tu o stanie "igła".
Co ciekawe, samochody w lepszym stanie generalnie są w miarę szybko sprzedawane, gdy te tańsze "wiszą" jeszcze naprawdę długo. Często kończy się tym, że są one sprzedawane za "psie pieniądze" handlarzom. -
Dlatego postanowiłem "nie zarabiać" na ubezpieczeniu, ale te pieniądze przeznaczyć na
naprawę i wykonanie kilku spraw w tym samochodzie.Czasem się to jednak nie opłaci. Do dzisiaj żałuję, że nie sprzedałem Matiza po kolizji i nie wziąłem odszkodowania. Zaraz po naprawie blacharskiej posypały się kolejne elementy i musiałem zrobić remont silnika, wymienić przekładnię kierowniczą, naprawić hamulce itp. - a i tak z odszkodowania złotówki nie zobaczyłem, bo w ASO bezgotówkowo auto naprawiałem - nota bene łudząc się, że blacharsko ASO = dobrze
I tak zamiast pozbyć się samochodu przed rozpoczęciem się większych wydatków za ok. 8000 PLN (licząc wartość auta po kolizji oraz wysokość odszkodowania) - włożyłem w nie jakieś 3500 PLN a teraz sprzedam za 4500 PLN jak dobrze pójdzie.
-
Czasem się to
jednak nie opłaci. Do dzisiaj żałuję, że nie sprzedałem Matiza po kolizji i nie
wziąłem odszkodowania. Zaraz po naprawie blacharskiej posypały się kolejne elementy
i musiałem zrobić remont silnika, wymienić przekładnię kierowniczą, naprawić hamulce
itp. - a i tak z odszkodowania złotówki nie zobaczyłem, bo w ASO bezgotówkowo auto
naprawiałem - nota bene łudząc się, że blacharsko ASO = dobrze
I tak zamiast
pozbyć się samochodu przed rozpoczęciem się większych wydatków za ok. 8000 PLN
(licząc wartość auta po kolizji oraz wysokość odszkodowania) - włożyłem w nie jakieś
3500 PLN a teraz sprzedam za 4500 PLN jak dobrze pójdzie.Umarłemu się nie zdarzy ...
Najwyrazniej nie orientowales sie w pewnych sprawach, a nie trafiles tez na osobe co by od serca doradzila, ze lepiej sprzedac.
Chyba kazdy w zyciu nadziewa sie na podobne sprawy. -
Bo takich samochodów nie naprawia się w ASO. Tylko bierze kaskę i znajduje zakład co naprawi i jeszcze kaska zostanie. Często nawet ludzie naprawiający samochody tak "na lewo" robia to lepiej i taniej niż cwaniacy z ASO.Ale nadal ludzie wierzą w miastach, że naprawa jak kosztuje dużo to robią to najlepsi fachowcy co się znają. A potem wychodzą fuszerki bo robił to uczeń na stażu.
-
Czasem się to jednak nie opłaci.
To jasna sprawa, jednak czasami trudno jest wcześniej wszystko przewidzieć.
Czasami wydaje się, że samochód będzie się posiadało rok, góra dwa, a potem okazuje się, że pozostaje na dłuuuugo. Czasami jest odwrotna sprawa, tzn. zakłada się, że auto będzie jeszcze na wiele lat, a tu stosunkowo szybko nadchodzi decyzja o jego sprzedaży -
I to jest słuszna
koncepcja, gdy planuje się posiadać ten samochód jeszcze przez kilka latNie zamierzam sprzedawać za psie pieniądze, a ponieważ na opchnięciu tico majątku się dziś nie zrobi, wolę zostawić najtańsze w kosztach utrzymania autko u siebie jako drugie.
Jeżeli ktoś ma
tylko dostęp do dobrego fachowca, który sobie dorabia takimi naprawami w "garażu" za
przyzwoite pieniądze, to w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać.Blacharza-lakiernika "garażowego" miałem z polecenia. Miał być tani, ale w sumie tani nie był, bo mnie po prostu naciągnął na większą kasę, niż się umówiliśmy - a wszystko poprzez swoją nieuwagę (boję się to nazwać brakiem fachowości ). Ale trudno, dziś wiem, że więcej z niego nie skorzystam (do tego on więcej stracił, niż zyskał - mogłem mu zrobić poważną życiową przysługę i teraz mam go w nosie; trudno, pazerność mu tutaj nie pomogła).
Mam jednak nadzieję, że naprawione drzwi długo wytrzymają.Niedawno pojechałem
do jednego zakładu blacharsko-lakierniczego i zapytałem się o wspawanie reparaturek,
to otrzymałem odpowiedź, że szkoda się w to bawić. Najlepiej wstawić nową lub
używaną, ale zdrową część.Ja planowałem kupić nowe drzwi (ceny na Allegro nie są wysokie), dać do lakierowania i takie wstawić. Blacharz nie chciał - twierdził, że większość takich drzwi nie pasuje do auta i są potem problemy.
Znaleźć dobre używane drzwi nie jest łatwo (przynajmniej w moich okolicach). Dlatego stanęło na reparaturkach, które sam blacharz zamówił i ktoś je wykonał. -
Nie zamierzam sprzedawać za psie pieniądze, a ponieważ na opchnięciu tico majątku się dziś nie zrobi, wolę zostawić najtańsze w kosztach utrzymania autko u siebie jako drugie.
I to jest właśnie dobre podejście. Szkoda pozbywać się naprawdę dobrego i taniego w utrzymaniu samochodu, szczególnie że cena jest już raczej niska.
Ale trudno, dziś wiem, że więcej z niego nie skorzystam (do tego on więcej stracił, niż zyskał - mogłem mu zrobić poważną życiową przysługę i teraz mam go w nosie; trudno, pazerność mu tutaj nie pomogła).
A wiesz, że dochodzę do podobnego wniosku, tzn. warsztaty często tracą klientów przez swoją pazerność. Dla przykładu ja też zrezygnowałem już definitywnie z usług dwóch warsztatów, bo dla nich liczyło się tylko, aby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej pieniędzy. Chyba nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że nie stracili tylko mnie jako klienta, ale również ja ich nikomu nie polecę.
Mam jednak nadzieję, że naprawione drzwi długo wytrzymają.
Rozmawiałem z tym fachowcem, który u mnie też będzie naprawiał drzwi na temat reparaturek.
Powiedział, że z tym jest naprawdę kłopot, bo aby to solidnie zrobić trzeba mocno się nagimnastykować. Mówił mi, że kilka razy miał już samochody z reparaturkami zrobionymi "na szybko" i potrafiły się odginać lub wręcz odlatywały.PS.
Jeśli to nie tajemnica, to ile kosztowała Cię ta cała impreza u fachowca? -
I to jest właśnie
dobre podejście. Szkoda pozbywać się naprawdę dobrego i taniego w utrzymaniu
samochodu, szczególnie że cena jest już raczej niska.Otóż to.
A wiesz, że
dochodzę do podobnego wniosku, tzn. warsztaty często tracą klientów przez swoją
pazerność. Dla przykładu ja też zrezygnowałem już definitywnie z usług dwóch
warsztatów, bo dla nich liczyło się tylko, aby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej
pieniędzy. Chyba nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że nie stracili tylko mnie
jako klienta, ale również ja ich nikomu nie polecę.Podobno istnieje teza, że zadowolony klient przyprowadzi jednego następnego; niezadowolony zniechęci dziesięciu innych...
Ten "mój" blacharz wzbogacił się o 5 stów moim kosztem, za to stracił o wiele więcej. Gdyby zachował się w porządku... nie musiałby dziś klepać samochodów, pracowałby w zupełnie innym fachu, czystymi rękami - byłem w stanie (i chciałem) mu pomóc. Ale jego wybór.Rozmawiałem z tym
fachowcem, który u mnie też będzie naprawiał drzwi na temat reparaturek.
Powiedział, że z
tym jest naprawdę kłopot, bo aby to solidnie zrobić trzeba mocno się
nagimnastykować. Mówił mi, że kilka razy miał już samochody z reparaturkami
zrobionymi "na szybko" i potrafiły się odginać lub wręcz odlatywały.Hmm, "na szybko"... Mam nadzieję, że u mnie szybko robione nie były. Auto odebrałem po 1,5 tygodnia.
Odginać lub odlatywać... to wskazywałoby na złe połączenie z resztą płata drzwi (złe spawanie). Pewnie nie można wykluczyć. Ale na szczęście po roku od naprawy nie widzę niczego złego - a piszemy tu o drzwiach, którymi ciągle się kłapie.Jeśli to nie
tajemnica, to ile kosztowała Cię ta cała impreza u fachowca?Nie tajemnica, chociaż... sprawa jest bardziej skomplikowana.
Zacznę od tego, że kilka lat wstecz został mi polecony przez znajomego pewien chłopak; zobaczywszy próchniejące przednie drzwi kierowcy, sam zaproponował wizytę u siebie twierdząc, że pomaluje za 50 zł (taką kwotę rzucił).
Minęło parę lat, korozja się posunęła i wyszła na każdych drzwiach. Pojawiło się też w kilku innych miejscach. Pojechałem do niego i powiedziałem, na czym mi zależy:- gruntowna naprawa wszystkich drzwi (wymiana na nowe z lakierowaniem lub reparaturki, bo łatać starych nie chciałem)
- oczyszczenie i zabezpieczenie progów na zewnątrz (zero dziur, ale było po kamieniach kilka odprysków)
- oczyszczenie z rdzy i lakierowanie małych fragmentów przednich błotników (krawędzie błotników przy progach i drzwiach)
- załatanie dwóch dziur w podłodze (pod lewą stopą kierowcy i w prawym rogu przy tylnej kanapie)
- przy okazji: powtórzenie konserwacji wewnętrznej drzwi i progów oraz całego spodu (nie mam sprężarki)
- ewentualne naprawy blacharskie tego, co "wyjdzie w praniu" przy powyższych robotach (mogłem coś przeoczyć) - wielokrotnie mówiłem, że zależy mi na staranności i dokładności.
Autko dostarczyłem rozebrane do tych robót - wyjęte fotele, plastiki, wykładzina, rozebrane z boczków drzwi (nie chciałem, żeby coś pobrudził ), porozpinana i zabezpieczona elektryka (lusterka, centralny zamek, krańcówki i in.). Z moich materiałów dałem tylko preparaty do konserwacji wewnętrznych profili i podwozia, deklarowałem zakup drzwi. Liczyłem na koszt ok. 700 zł.
Okazało się, że ten chłopak robi wszystko z sąsiadem i u niego (znaczy w zasadzie pomaga mu w naprawach). Po konsultacjach ustaliliśmy, że wspawają reparaturki (sami zamawiali i płacili, podobnie z lakierem - zostawiałem zadatek) i zrobią resztę. Nie wiedzieli, jaką kwotę rzucić - żeby się nie targować, powiedziałem, że przeznaczyłem na wszystko 1000 zł; zgodzili się. Obiecałem jeszcze zorientować się, czy będę w stanie pomóc chłopakowi w pewnej bardzo ważnej dla niego sprawie.
Zostawiłem samochód i umówiłem się na telefon za 5 dni; wtedy usłyszałem, że jeszcze nie zrobiony. Po kolejnych 2 dniach chłopak zadzwonił do mnie, że jest problem i ma pytanie... Stwierdził, że po wspawaniu reparaturek drzwi się nieco pofalowały nad listwą i trzeba byłoby je wyrównać (szpachlować) i lakierować w całości... więc będzie drożej o 500 zł; albo jak chcę, zapłacę umówione 1000 zł i będzie brzydko. Szlag mnie trafił, ale nie zamierzałem odbierać jakiejś kaszany, więc z zaciśniętymi zębami zgodziłem się na tę dopłatę. Warunkiem było to, że auto nie będzie miało nigdzie grama rdzy.
Auto przy odbiorze rzeczywiście wyglądało dobrze i dobrze wygląda po roku (koledzy obecni na spocie lubelskim mogą potwierdzić). Reparaturki zostały wspawane (zabrałem od nich stare doły) i wyglądają na dobrze wstawione i zabezpieczone jakąś mastyką; na progach delikatny baranek, na nim lakier; całość polakierowana dobrze. Zapłaciłem 1500 zł (już nawet nie chciałem żadnego "upustu") - co widocznie ucieszyło właściciela warsztatu - i już nie podejmowałem rozmów dot. mojej pomocy w sprawie nurtującej polecanego mi chłopaka-pomagiera.
W domu, składając i dalej konserwując autko, zauważyłem, że fuszerkę odwalili łatając dwie dziury w podłodze - przyspawali po prostu punktowo kawałek gołej blachy i całość zalali preparatem do dachów, który po stwardnieniu przypomina czarną gumę. Musiałem to poprawiać po zdjęciu tej gumy (żywicą i farbami).
To mnie wkurzyło, podobnie jak sytuacja, gdy wydarli 50% umówionej kwoty z powodu własnej nieudolności - bo tylko tak można nazwać to, że (moim zdaniem) nie zwracając uwagi na delikatną blachę w tico, przywalili spawarką te reparaturki, powodując odkształcenie oryginalnych drzwi nad listwą. Jeżeli sami schrzanili sprawę, uczciwie byłoby to naprawić w ramach ustalonej zapłaty, a nie stawiać mnie pod ścianą - "auto stoi u nas i będzie brzydko zrobione, jeśli nie dopłacisz". Możliwe też, że był to blef i chcieli po prostu "skroić" mnie na większą kasę (nie wykluczam tego).
W domu zdjąłem jeszcze zderzak tylny i okazało się, że trzeba konserwować cały pas tylny ze wspornikami (tam nawet nie zajrzeli). Poszedłem dalej - na nowo zdjąłem nadkola i znalazłem kilka niewielkich purchli w rantach błotników. Składając drzwi stwierdziłem też kilka rys na szybach (od przesuwania po czymś twardym i po szlifierce, jak również trochę wtopionych opiłków) - na szczęście udało mi się to wypolerować. Oczywiście połamali mnóstwo zaczepów przy listwach okiennych.
W sumie zrobili tylko to, co sam pokazałem, i ładnie zrobili tylko to, co widać na wierzchu. W rezultacie przez ponad tydzień wakacji jeszcze sam konserwowałem auto, poprawiałem niedoróbki i ich zaniedbania.
Ot i cała historia. Jak widzisz, zakres był spory i umówiona cena w zasadzie niewygórowana, szczególnie w stosunku do cen "miejskich". Czułem się jednak oszukany zaistniałą sytuacją z poprawianiem i malowaniem całych drzwi za dużą dopłatą, oraz pozostawieniem drobnych uszkodzeń, które musiałem potem robić sam. Oczywiście dałem sobie spokój z załatwieniem jego ważnej sprawy i nie polecę nikomu jego usług. Powiedziałem też znajomemu, który mi go polecił, co o tym myślę... wyszło na to, że w jego przypadku chłopaczek się postarał, bo... po prostu w tamtej chwili był bardzo od niego zależny.
A ja jestem 0 1,5 kzł lżejszy (a co, na tico nie żałuję ), ale dalej nie mam dobrego, zaufanego i taniego blacharza...
-
Podobno istnieje teza, że zadowolony klient przyprowadzi jednego następnego; niezadowolony zniechęci dziesięciu innych...
I coś w tym jest, bo jeżeli ktoś mnie pyta o warsztat samochodowy to od razu odradzam podając mój przykład.
Może podam i tu, tzn. umówiłem się na wymianę paska rozrządu w Astrze na kwotę ok. 200-250zł robocizna + ok. 50zł pasek. Pojechałem odebrać samochód i zostałem postawiony "pod ścianą" - do zapłaty 850zł
Bez konsultacji ze mną mechanik wymienił pompę wody twierdząc, że moja już ciekła (jakoś w garażu nigdy nawet kropla nie była na podłodze). Dodatkowo przedłożył mi niby fakturę za kupione elementy, tylko że to był wydruk podobny do faktury, coś w stylu szacunków cenowych bez uwzględnienia rabatów (nie wiem już, jak to się nazywa).
Wnerwiony zapłaciłem i sądziłem, że przynajmniej mam solidnie wykonaną pracę. Kilka miesięcy później wymieniałem filtr powietrza oraz pasek wspomagania kierownicy i zobaczyłem ułamane mocowanie plastikowej puszki filtru oraz ukręconą jedną śrubę w kole pasowym pompy wspomagania. Te elementy po prostu były demontowane przy wymianie paska rozrządu. Oprócz tego od opierania się nogami o błotnik podczas prac powgniatał mi go w górnej części oraz trochę porysował (prawdopodobnie w wyniku ocierania spodniami o lakier). Dodatkowo wspomniał, że przednie hamulce wymagają wymiany, bo jest z nimi już źle. Nie wziął jednak tego pod uwagę, że hamulce przednie wymieniałem dosłownie dwa tygodnie wcześniej, a na przeglądzie rejestracyjnym, który robiłem po miesiącu wyniki były wręcz rewelacyjne.
Naciągacz i tyle - stracił klienta i kilku, których mogłem polecić.Nie tajemnica, chociaż... sprawa jest bardziej skomplikowana.
No to współczuję, bo od razu przypomniała mi się moja historia opisana wyżej.
Czasami skłonni jesteśmy nawet zapłacić więcej, ale pod warunkiem, że całość prac będzie wykonana naprawdę solidnie. Jeżeli jednak tylko to co widać jest zrobione nawet znośnie, natomiast resztę prac wykonanych na zasadzie, że tego nie widać lub nikt tego nie sprawdzi itp. to dosłownie człowieka krew zalewa, bo nie o to chodziło w tej całej imprezie.
Nie ma się też co oszukiwać, zapłaciłeś sporą kasę, gdzie tak naprawdę większość to robocizna. Jeżeli tylko facet ma odrobinę wprawy w tych pracach, to naprawdę w krótkim czasie, często bez wielkiego przemęczania się zarobił sporą kasę.
Cóż, na własną prośbę stracił klienta i wielu, których mógłby mieć "z polecenia".