Rosyjski sposób na ominięcie korka...
-
Nie wiem ile z tego
jest prawdą, ale u siebie nie spotkałem się z aż taką głupotą jak na tym filmie...Nie spotkałeś się bo nie jeździsz zawodowo autem, ja osobiście też się nie spotkałem ale jak spędzasz dziennie minimum 3 godziny w trasie to myślę, że dziennie co najmniej raz byś był świadkiem czynów samobójczych..
-
Nie wiem ile z tego
jest prawdą, ale u siebie nie spotkałem się z aż taką głupotą jak na tym filmie...Miasta, gdzie łatwo zdać prawko (np. Łomża, Radom) potencjalnie zbierają wokół siebie ludzi jeżdżących słabo, ciapowato, za to miasta gdzie zdać trudniej (np. Warszawa, pewnie inne duże też) potencjalnie zbierają agresywnych kierowców.
Pozostaje pytanie: co gorsze...
-
A po internecie krąży taka prawda o naszych kierowcach: ci, którzy jadą wolniej od nas to cioty a ci, którzy jadą szybciej to idioci
-
A Ci co tak samo?
-
A Ci co tak samo?
Hmm! A tego to nie napisali
-
byś był
świadkiem czynów samobójczych..Dziś mi mało pies pod koła nie wyskoczył. To też można zaliczyć do grupy czynów samobójczych?
-
Po kolei:
- sytuacja pierwsza, bezsensowne "klaksonienie" i nie zostawienie po prawej miejsca a nawet powiedziałbym zajeżdżanie drogi Mikrze zaowocowało "fuckiem". Na takich nawrotach jest dużo miejsca na więcej niż jeden samochód obok, spokojnie można by nawracać we dwóch, o ile to pomaga nie blokować lewego pasa z którego się zawraca, to ja nie widzę w tym nic złego i kierowca "trąbiciel" przesadził. Zdaje się, że w przepisach jest info, że jak jest wystarczająca ilość miejsca na pasie i nie ma oznaczeń poziomych (rozdzielonych pasów) to można jechać obok siebie tak?
- sytuacja druga. Kierowca busa doskonale wiedział co jedzie za nim, dlatego zjechał ze swojego pasa by ustawić się i wjechać na posesję tyłem a jednocześnie nie blokować kierowcy jadącego za nim. Oczywiście trąbienie miało jak najbardziej sens, bo z tyłu wyglądało to tak, jakby chciał wjechać ponownie na pas. Ostrzegawczo warto zatrąbić, no... tylko tu nie był to klakson ostrzegawczy, tylko sygnał "jak jedziesz baranie"...
- sytuacja trzecia, bezapelacyjnie zajechanie drogi, klakson jak najbardziej uzasadniony.
- sytuacja 4-ry ja bym trąbił, można się było domyślić, że powtórzy się opcja jak z z poprzednim autem ale być może kierowca, autor filmu już nie zdążył zareagować. Dość, że gapa z clio faktycznie cofa "na pamięć" nie myśląc, że ktoś z tyłu mógł podjechać w międzyczasie.
- sytuacja 5-ta, totalna wpadka granatowego poloneza. Ja za podobny manewr zostałem zatrzymany w takich okolicznościach. Zakończyło się zatrzymaniem 100m dalej bo nie chciałem mieć TIR'a na bagażniku, ale to już inna historia. W moim wypadku policjant zdążył machnąć lizakiem a ja wiedziałem do kogo macha...
- sytuacja 6 - prawdopodobnie gość po prawej miał autora filmu w martwym polu. Jeśli było widać kierunkowskaz, być może był czas na kontrolnego klaksona wcześniej... Wg mnie sytuacji dałoby się uniknąć...
- sytuacja 7, no zagapił się... nie ma co komentować.
- sytuacja 8, auta po wypadku, nie ma co komentować.
- sytuacja 9, ogólnie nie wolno przekraczać linii ciągłej w takiej sytuacji, ale często policjanci dopuszczają tłumaczenie, że zdroworozsądkowo traktując nie było zagrożenia, dobra widoczność, szybko wykonany manewr i wszystko gra. Trzymając się twardo przepisów nie wolno i koniec. Jeden się trzyma, inny nie... no i efekt widać, generalnie nie wiadomo jak długo już ta sytuacja trwała, ale za 50m była już linia przerywana, można było poczekać te parę sekund i wtedy wyprzedzać bez kaca moralnego.
- sytuacja 10, No zagapił się, nie ma co komentować.
- Sytuacja 11. O przepraszam. wiadomo, wina pieszego, ale do licha to, że stoi tam bus widać z daleka, tak? Można podejrzewać, że zza niego ktoś wyjdzie. Zasada ograniczonego zaufania wtedy obowiązuje. Nie można ślepo egzekwować swojego prawa do pierwszeństwa na drodze, gdy mamy do czynienia z osobami mogącymi nie znać przepisów ruchu drogowego a kimś takim na pewno pieszy jest.
- Sytuacja 12. O ile kierowca widział, że ktoś go próbuje wyprzedzać to lewy kierunek i klakson wcześniej. O ile go to zaskoczyło, no to trudno. Oczywiście bezsporna wina wyprzedzającego w tych warunkach.
- Sytuacja 13. No bez komentarza, wyjechał na czerwonym i sądząc po dźwiękach z tła dostał strzał z prawej strony.
- Sytuacja 14. Chyba dźwięk nieco przesunięty, bo pisk zaczyna się natychmiast po zobaczeniu świateł auta z naprzeciwka. No, zagapił się? Zagapił się, dobrze, że był czas i miejsce na wyhamowanie.
- Sytuacja 15. Ciekaw jestem jaka tam była dopuszczalna prędkość (czy to aby nie był teren zabudowany?) Kierowca Tico zagapił się na max'a. Chyba nie ma co komentować.
- Sytuacja 16. Chyba dla Tico było za szybko w tym miejscu. Chyba nie ma czego komentować.
Ogólnie 3 z pokazanych sytuacji były nieco "naciągane". Nie możemy tak piętnować wszystkich dziwnych i trudnych / niebezpiecznych bądź potencjalnie niebezpiecznych sytuacji na drodze. Nieraz widziałem też sytuacje, bądź byłem ich uczestnikiem, gdy ktoś kogoś ma w martwym polu, gdy próbujemy myśleć za innego kierowcę, może nawet pomóc.
Np. Widzę, że z tyłu ktoś "tnie" lewym i wyprzedza kolumnę, którą ja prowadzę, przed nami zwężenie, wysepka z przejściem, ograniczenie do 70 w tym miejscu i chwilę przed tym ciągnik jadący wolniej od nas wszystkich. Podejrzewam, że gość chce "myknąć" nas wszystkich i "nadzieje się" na ciągnik na zwężeniu jezdni. Będzie źle, więc od razu daję sygnał lewym kierunkiem, dotykam hamulca, by zapalić STOP'y i wciskam klakson. Facet hamuje na mojej wysokości z piskiem i.... po zorientowaniu się co jest przed nami wjeżdża za mnie i wyprzedza dopiero po zwężeniu. Uniknęliśmy trudnej sytuacji w którą by się na 100% wpakował za 2-3 sekundy. Bo zaparkowałby w tym ciągniku, któremu się pobocze kończyło i wracał na pas przede mną. Rozmowa na CB była krótka i rzeczowa. Podziękował za reakcję.
W innej sytuacji miejscowość, teren zabudowany, 50-tka, ja jadę 60, bus za mną "czai się" do wyprzedzenia w miejscu gdzie nie powinien (podwójna ciągła, za 100m wysepka z krawężnikiem, bo przejście dla pieszych), on wyjeżdża na środek chcąc wyprzedzić, ja lewy kierunek i zapalam długie (była noc). W długich światłach widać doskonale odblaski znaków na wysepce, facet rezygnuje z wyprzedzania, po przejechaniu miejscowości wyprzedza mnie i... dziękuje awaryjnymi za uratowanie d...py.
Wniosek, pomóżmy czasem innym, pomyślmy za nich... nic nie stracimy a z pewnością będzie bezpieczniej. Przynajmniej dla własnej satysfakcji, że pomogliśmy uniknąć czegoś groźnego. Być może ktoś podziękuje za takie zachowanie na drodze, być może nie... ale własna satysfakcja w takiej sytuacji chyba rekompensuje więcej niż powoduje kłopotu.
Części wypadków można by uniknąć gdybyśmy zrezygnowali z egzekwowania swojego pierwszeństwa. Niech mądrzejszy głupszemu ustąpi. Będzie bezpieczniej.
-
Spróbuj pojechać agresywniej "tak po warszawsku" np w Białymstoku. Spróbuj zmienić pas "na styk". Od razu klaksony, zajeżdżanie drogi, utrudnianie zmiany pasa, żadnych tam "na zamek" itp. zakapiorstwo i udowadnianie kto tu rządzi. Samochody dwupasmówką jadą tak, że możesz między nimi zrobić slalom. Ale spróbuj prawym pojechać szybciej niż ten, na lewym pasie, od razu powodujesz wciśnięcie pedału gazu tego na lewym pasie i zablokowanie Ciebie, po czym do następnych świateł obaj ten po lewej i przed Tobą jadą z tą samą prędkością. Zakapiorstwo i tyle.
A to, że kierowcy startują ze świateł jak emeryci, dopiero szukają biegu jak jest zielone, jadą 40 lewym pasem i rozpędzają się powoli, zajmują lewy pas jak mają jeszcze co najmniej jedno skrzyżowanie do skrętu w lewo i sygnalizują w ostatniej chwili chęć skrętu, to inna sprawa. To, że się nie przepuszcza pieszych na przejściach bez sygnalizacji świetlnej to już przejaw chamstwa i skrajnej nieodpowiedzialności. Do dużego natężenia ruchu trzeba dojrzeć. -
Brawo! Bardzo rzeczowa wypowiedź...
-
Ogólnie Youtube jest pełen filmów z Rosji, gdzie kierowcy rozwiązują swoje problemy siłowo.
Komentujemy to jako "dzicz, dzikusy"... ale... 8 lat temu takie obrazki widywałem prawie codziennie w Warszawie. Dziś jest o niebo lepiej.Takich akcji jakie widać na filmie u nas nie uświadczysz, ale i tak sporo widać. Cwaniakowanie, objeżdżanie korka parkingiem, start z pasa do lewo/prawoskrętu i dynamiczne wyprzedzenie na skrzyżowaniu, jazda za karetką w korku, to przecież i tu (warszawa) do dziś czeste przypadki.
Rosjanie mają we krwi podobne "kombinowanie" jak i my. Myśmy siedzieli w tym od 45 roku. Oni jeszcze wcześniej. Co nie zakazane to dozwolone. Podobny system myślenia, tylko my się powoli cywilizujemy (tak naprawdę od lat 70'tych) na wzór zachodni, oni dopiero się tego uczą. Pomyślmy. Przecież tam przed 89 nie było prawie w ogóle samochodów prywatnych, dostęp do Zachodu był żaden. Ten kraj był naprawdę za żelazną kurtyną (u Nas było o niebo lepiej) oni się uczą i... tak naprawdę to "zapomniał wół jak cielęciem był"...
-
Np. Widzę, że z
tyłu ktoś "tnie" lewym i wyprzedza kolumnę, którą ja prowadzę, przed nami zwężenie,
wysepka z przejściem, ograniczenie do 70 w tym miejscu i chwilę przed tym ciągnik
jadący wolniej od nas wszystkich. Podejrzewam, że gość chce "myknąć" nas wszystkich
i "nadzieje się" na ciągnik na zwężeniu jezdni. Będzie źle, więc od razu daję sygnał
lewym kierunkiem, dotykam hamulca, by zapalić STOP'y i wciskam klakson. Facet hamuje
na mojej wysokości z piskiem i.... po zorientowaniu się co jest przed nami wjeżdża
za mnie i wyprzedza dopiero po zwężeniu. Uniknęliśmy trudnej sytuacji w którą by się
na 100% wpakował za 2-3 sekundy. Bo zaparkowałby w tym ciągniku, któremu się pobocze
kończyło i wracał na pas przede mną. Rozmowa na CB była krótka i rzeczowa.
Podziękował za reakcję.Brawo, pochwalić wypada. Serio.
A teraz spójrz na to z innej strony: niewykluczone, że uchroniłeś gościa od problemu. Założę się, że zrobiłeś to po raz kolejny, jemu też udało się - po raz kolejny... bo znowu ktoś pomyślał za niego. Efekt? W kliencie rośnie wiara, że jest niezniszczalny. Co dalej? Poczyna sobie coraz śmielej - bo tyle razy się udawało, bo nic złego się nie zdarzyło, bo znów trafi się jakiś "frajer", który ustąpi, ucieknie, albo po prostu ktoś pomyśli za niego. Ogólnie fajno jest, bo i tak "jakoś to będzie".
A gdyby mu strach zajrzał w oczy, gdyby musiał uciekać po poboczach... coraz częściej dochodzę do wniosku, że to jedyny sposób na większość takich drajwerów.
Ten Tobie podziękował, trzech innych miałoby Cię gdzieś. Czy jesteś pewien, że osiągnąłeś odpowiedni "efekt wychowawczy"? Że potem każdy zastanowi się przed kolejnym takim manewrem, że nie wyprzedza się, jeżeli nie widać, co jest z przodu? Wątpię. Częściej odpowiednia dawka stresu i potu na własnych plecach zmusza do przemyślanych działań.
Podyskutujmy w tym kierunku.Wniosek, pomóżmy
czasem innym, pomyślmy za nich... nic nie stracimy a z pewnością będzie
bezpieczniej. Przynajmniej dla własnej satysfakcji, że pomogliśmy uniknąć czegoś
groźnego. Być może ktoś podziękuje za takie zachowanie na drodze, być może nie...
ale własna satysfakcja w takiej sytuacji chyba rekompensuje więcej niż powoduje
kłopotu.Byłem i jestem podobnego zdania. Jednak ostatnio coraz częściej wątpię.
Części wypadków
można by uniknąć gdybyśmy zrezygnowali z egzekwowania swojego pierwszeństwa. Niech
mądrzejszy głupszemu ustąpi. Będzie bezpieczniej.Święta racja.
Tyle, że coraz bardziej zaczyna się klarować podział na drodze - na "frajerów" i "kozaków". Bo ci pierwsi coraz częściej ustępują, a ci drudzy na tym korzystają utwierdzając się w wierze o swojej "sile". -
Nie wiem ile z tego jest prawdą,
Ja też nie wiem, ale sporo jeździłem po Lublinie (amatorsko) i przez ponad 20 lat nie widziałem aż tyle niebezpiecznych sytuacji, co na tej składance. To wyjątkowa składanka jakaś.
ale u siebie nie spotkałem się z aż taką głupotą jak na tym filmie...
Zgoda, można to nazwać głupotą, ja stawiałbym raczej na nieprzyzwyczajenie niektórych do warunków dużego ruchu. Większość sytuacji z filmu wydarzyła się nie w Lublinie, ale na jego przedmieściach, a nawet już poza miastem (zdaje się, że droga na Nałęczów, okolice Zemborzyc i in.). To są już wioski, gdzie poruszają się ludzie nie zawsze obeznani z tym, co dziś się może wydarzyć na drodze. Jak w każdej wiosce.
Spróbuj mnie przekonać, że w Twoich okolicach jeździ się normalnie. OK, jak piszesz: "u siebie nie spotkałem się z aż taką głupotą"; ja spotykam się u Ciebie z czym innym i nie chcę tutaj o tym pisać, bo ktoś mógłby się poczuć osobiście dotknięty. Chyba, że naprawdę jesteś przekonany o komfortowej sytuacji i świetnych umiejętnościach kierowców z Twoich okolic.I jeszcze jedno: pomyśl, czemu ma służyć takie piętnowanie ludzi, skoro zamieszcza się składanki pod tytułem "Tak się jeździ w Lublinie"? Czy naprawdę chcesz dołączyć do tej debilnej wojny na rejestracje?
-
Brawo, pochwalić
Dziękuję, chociaż nie chciałem tego opisywać dla chwały i pochwał. To tylko sytuacja, którą przytaczam, bo jest na 100% autentyczna i byłem jej świadkiem... współuczestniczyłem.
A teraz spójrz na
to z innej strony: niewykluczone, że uchroniłeś gościa od problemu. Założę się, że
zrobiłeś to po raz kolejny, jemu też udało się - po raz kolejny... bo znowu ktoś
pomyślał za niego. Efekt? W kliencie rośnie wiara, że jest niezniszczalny. Co
dalej? Poczyna sobie coraz śmielej - bo tyle razy się udawało, bo nic złego się nie
zdarzyło, bo znów trafi się jakiś "frajer", który ustąpi, ucieknie, albo po prostu
ktoś pomyśli za niego. Ogólnie fajno jest, bo i tak "jakoś to będzie".Zgodzę się z Tobą, że na takich "niezniszczalnych" nie ma innej rady. Sądząc po reakcji tego konkretnego drajwera chyba osiągnąłem skutek. Po pierwsze dziękował po zdarzeniu. Po drugie... no odniosłem wrażenie po tonie jego głosu, że ... jest z tych myślących.
A gdyby mu strach
zajrzał w oczy, gdyby musiał uciekać po poboczach... coraz częściej dochodzę do
wniosku, że to jedyny sposób na większość takich drajwerów.Tylko ja nie umiem nie zareagować w takiej sytuacji inaczej. Nie umiem przejść obojętnie.
Gdy widzę co się kroi - reaguję. Nie myślę czy to dobrze czy źle.Wiesz... w większości wypadków gdy jadę większym a widzę, że ten z tyłu wisi mi na ogonie i się "czai" to daję mu znaki kierunkami lewym czy prawym jak widzę co się przede mną dzieje.
Rzeczywiście jeden ma mnie gdzieś i robi po swojemu. Ten "niezniszczalny" i ufny na 100% mocy swojego samochodu prze do przodu. Trudno, temu nie pomogę. Co najwyżej przyhamuję ciut i ustąpię pola o ile warunki na to pozwalają. Taki obowiązek w końcu nakłada na mnie KRD.Większość jednak reaguje na takie zachowanie i... czekają na sygnał prawym kierunkiem.
Potem zwykle dziękują awaryjnymi bądź "lewo - prawo" kierunkami.
Ten Tobie
podziękował, trzech innych miałoby Cię gdzieś. Czy jesteś pewien, że osiągnąłeś
odpowiedni "efekt wychowawczy"? Że potem każdy zastanowi się przed kolejnym takim
manewrem, że nie wyprzedza się, jeżeli nie widać, co jest z przodu? Wątpię.
Częściej odpowiednia dawka stresu i potu na własnych plecach zmusza do przemyślanych
działań.
Podyskutujmy w tym kierunku.Wiesz, może to jest tak, że bardziej robię to dla siebie, żeby potem nie budzić się zlany potem i wracać myślą do sytuacji, że mogłem zrobić COŚ a nie zrobiłem NIC.
Mnie to nie kosztowało wiele (w tej konkretnej sytuacji).To nie tak, że jestem świętoszkiem. Mnie też wkurzają kierowcy jeżdżący mocno poniżej normy prędkości dla określonych warunków. Czasem też przesadzam z prędkością, gdy jest ku temu okazja, ale ... może to dziwnie zabrzmi... gdy wracam z trasy... marzę, żeby dojechać do domu cały i zdrowy... na mnie to działa perfekcyjnie... nieraz noga z gazu...
Ile razy było tak, że wykonałem jakiś manewr i chwilkę potem myśl... oho... to już było za ostro... chill out.Przede wszystkim staram się myśleć o innych uczestnikach drogi pozytywnie. Każdemu może się zdarzyć wpadka... i to trzeba wybaczać. Bardzo nie lubię zakapiorstwa na drodze, jeśli wiesz o czym myślę i ... nic nie da uczenie ludzi na siłę. Zrobią swoje w przekonaniu 100% racji i jeszcze będą mieli pretensje.
Tyle, że coraz
bardziej zaczyna się klarować podział na drodze - na "frajerów" i "kozaków". Bo ci
pierwsi coraz częściej ustępują, a ci drudzy na tym korzystają utwierdzając się w
wierze o swojej "sile".Nie postrzegam tego aż tak biało/czarno. Ja robię swoje. Jeśli trafiam na drodze na kozaka, trudno, niech kozaczy... im dalej ode mnie tym lepiej. Widziałem może 2 przypadki, gdzie kozaczenie skończyło się na rozbiciu auta. Raz w Warszawie... raz na trasie.
Jeśli trafiam na "frajera"... to przypominam sobie, że jak zrobiłem prawko i poraz pierwszy w deszczu jesienią jechałem trasą międzynarodową, to też jechałem 70km/h bo... bałem się i wręcz drogi przed sobą nie widziałem oślepiany światłami aut z naprzeciwka.Ja to w ogóle staram się pamiętać o swoich wpadkach z okresu zdobywania drogowego doświadczenia i wybaczać je innym.
-
Spróbuj mnie
przekonać, że w Twoich okolicach jeździ się normalnie. OK, jak piszesz: "u siebie
nie spotkałem się z aż taką głupotą"; ja spotykam się u Ciebie z czym innym i nie
chcę tutaj o tym pisać, bo ktoś mógłby się poczuć osobiście dotknięty. Chyba, że
naprawdę jesteś przekonany o komfortowej sytuacji i świetnych umiejętnościach
kierowców z Twoich okolic.Ja nie chciałem nikogo piętnować ani obrażać. To jest po prostu "beczka śmiechu" no nie?! Jeśli znalazłbym podobny filmik, którego tytuł byłby: "Tak się jeździ w Warszawie" też bym go tu wrzucił(poza tym to nie ja dałem taki tytuł tylko portal z którego jest film). Zresztą wiem jak jeżdżą niektórzy "warszawiacy", bo już miałem parę razy z takimi do czynienia(ale nie aż w tak hardkorowej wersji jak na filmie... ).
I jeszcze jedno:
pomyśl, czemu ma służyć takie piętnowanie ludzi, skoro zamieszcza się składanki pod
tytułem "Tak się jeździ w Lublinie"? Czy naprawdę chcesz dołączyć do tej debilnej
wojny na rejestracje?Powiem tyle. Cieszę się że nie mam stricte warszawskiej rejestracji, bo nie lubię się wstydzić za to jak inni jeżdżą i potem "chodzą" takie opinie. Prawda jest taka że w każdym mieście jest grupa(mniejsza, bądź większa) kierowców nie nadających się na kierowców...
-
Przecież to karetka
na sygnale sobie leci...nie laweta
-
Opinie "generalizujące" zawsze mają krzywdzący charakter.
Przykład:
Bielsko Biała, wieczór. Po pracy a potem kilku godzinach jazdy samochodem lądujemy w hotelu na nocleg. Następnego dnia mamy targi. Trzeba wypocząć. Wszyscy są padnięci, jest prawie północ. Recepcjonistka na nasz widok rzuca "państwo z rezerwacji?". Moja odpowiedź... żart z tych skojarzeniowych inaczej: "Nie... z Warszawy "...Pani nie odzywała się do mnie do końca 3-dniowego pobytu...