Mniej więcej od początku 2024 roku zaczęły się jakieś dziwne problemy z moim akumulatorem Yuasa (rozładowywał się po ok. tygodniu postoju). Byłem w punkcie w którym został zakupiony, Pan wszystko pomierzył i stwierdził, że jak naładuję go klasycznym prostownikiem (nie takim inteligentnym jak mam) to powinien jeszcze pożyć, ale niestety pomimo tego zabiegu praktycznie co tydzień było to samo (był rozładowany, więc trafiał pod prostownik i tak w koło Macieju).
W ostatni czwartek byłem u kolegi mechanika, żeby porobić wszystkie możliwe pomiary poboru prądu i ładowania. Wyszło, że nic prądu nie bierze, ale ładowanie na postoju spada do ok. 12-12,1V przy włączonych światłach mijania oraz dmuchawie ustawionej na maksa. Przy samych światłach lub dmuchawie było 13,8-13,9V, a bez niczego ~14,1V. Przy odpalaniu napięcie na akumulatorze spadało poniżej 10V, więc wyszło, że trzeba zmieniać.
Wczoraj już nie mogłem odpalić (napięcie po otwarciu drzwi i zapalonej lampce wnętrza spadało z ~11,2V do ~10V :O), więc wytargałem akumulator z Suzka, wpakowałem do służbówki i pojechałem kupić nowy. Zielone oczko świeciło się do końca, ale sprzedawca po kolejnym pomiarze stwierdził, że pewnie jest zwarcie na innej celi niż tej z oczkiem (podczas pomiaru napięcie potrafiło spadać do 5V!).
Kupiłem ponownie Yuasę tylko tym razem ciut mniejszą (36Ah zamiast 40Ah), ale z prawidłowym lewym +. :) Niestety zapłaciłem za nią 40 zł więcej niż 3,5 roku temu. Czy to dobry wybór? Okaże się, ale jeśli znowu padnie po nieco ponad 3 latach to chyba będę próbował innej marki.