Doświadczenie z mechanikiem-piromanem :)
-
Chciałbym podzielić się z forumowiczami pewnym doświadczeniem jakie wczoraj przeżył mój wujek (i ja). Ma Tico z przebiegiem 115k km, w zeszłym roku robił gruntowną blacharkę, auto nie bierze oleju, nie ma wycieków, wszystko zmieniane zgodnie z zaleceniami.
Niedawno wymieniał u mechanika pompkę paliwa po czym po pewnym czasie Tico nie chciało się uruchomić. Zaprowadził samochód do mechanika.
Tikuś postał tydzień, a wczoraj podjechaliśmy zobaczyć co z autem bo mechanik powiedział wujkowi, że pewnie trzeba będzie odprowadzić je na szrot. Majster ponoć spędził nad nim godzinę ale nie doszedł co może być, a lejąc paliwo bezpośrednio do gaźnika samochód po przekręceniu kluczyka aż strzelał z niego ogniem. Podejrzewał, że może coś skrzywione jest w miejscu gdzie wchodzi palec od pompki paliwa, powtarzając wiele razy, że nie będzie opłacało się już naprawiać tego samochodu, bo lepsze można kupić na szrocie. W dniu dzisiejszym miał zabrać się za rozbieranie silnika, żeby zobaczyć co jest grane, chociaż powtarzał, że to będzie bardzo nieopłacalne bo jak policzy się roboczogodziny... itd. itp.
Zapadła szybka decyzja - autko zabieramy i sam zbadam sprawę. Zaciągnęliśmy Tikusia do mnie, a pod wieczór poszedłem do garażu gdzie spoczywały nie rokujące według mechanika nadziei zwłoki. Otworzyłem maskę, patrzę na przewody zapłonowe, a tu zonk - popodłączane w cały świat (na aparacie zapłonowym nie tam gdzie potrzeba). Podłączyłem tak jak powinny być i z niedowierzaniem przekręciłem kluczyk w stacyjce - samochód zagadał bez zająknięcia. Dzwonię do wujka... mówię, że źle miał podłączone przewody i auto już działa. Powiedział, że faktycznie jego syn zdejmował je w celu wysuszenia o czym mówił także mechanikowi.Zanim wujek przyjechał po odbiór Tikusia, ustawiłem mu zawory, wyczyściłem i osuszyłem kopułkę aparatu zapłonowego bo w środku była tłusta wilgoć, która dostała się tam pewnie podczas awarii pompki paliwa, która wyrzucała i chlapała na silnik olejem.
I tu kilka próśb do mechaników, którzy być może przeglądają to forum:
1. Przed ustaleniem usterki i wyliczeniem kosztów naprawy nie podawajcie tych kosztów.
2. Nie mówcie klientowi, że nie opłaca się naprawiać tego samochodu. Możecie zasugerować, że koszty będę takie a takie, lecz pamiętajcie decyzja o naprawie należy do właściciela. Nie mówcie, że lepiej kupić inne auto, bo nie wiecie w jakim stanie to inne auto klient kupi i może się okazać, że na skutek waszej podpowiedzi wpuścicie go w większy kanał niż ma z obecnym samochodem.
3. Zanim weźmiecie się do naprawy możecie spytać klienta co ostatnio było przy samochodzie robione i czy klient "grzebał" coś samodzielnie i weźcie to pod uwagę, bo oprócz usterki występującej niezależnie od człowieka klient może sam coś namieszać przy silniku.
4. Nie stójcie godzinę czasu lejąc z butelki benzynę do gaźnika bo przez godzinę czasu można wymienić uszczelkę pod głowicą (obrazuję ilość czynności, które trzeba wykonać aby dokonać naprawy). Mechanik z opowieści mógł przez tą godzinę sprawdzić pompę paliwa czy podaje paliwo, sprawdzić aparat zapłonowy, świece, podłączenie przewodów itp.Mam nadzieję, że może komuś przyda się poznanie tej historii... bo uczy ona m.in. jak będąc klientem nie zawsze trzeba wierzyć w to co mówi mechanik.
-
2. Nie mówcie
klientowi, że nie opłaca się naprawiać tego samochodu. Możecie zasugerować, że
koszty będę takie a takie, lecz pamiętajcie decyzja o naprawie należy do
właściciela.Otóż to. Też czasami słyszałem z ust mechanika hasło że coś się nie opłaca, które z reguły kwitowałem stwierdzeniem, że mi się opłaca, a jak jemu się nie opłaca to biorę auto i dam zarobić komuś innemu. Mimo wszystko typ który jedynie mówi że się nie opłaca jest mało groźny. Groźniejszy jest taki który w swej niezmierzonej mądrości za klienta zadecyduje że "nie opłaca się robić porządnie" i bez uzgodnienia odstawi najgorszą fuszerkę więcej psując niż naprawiając (szczególnie celują w tym blacharze).
-
Szok. Niezły "fachowiec".