Chciałeś być
dowcipny
Znam temat od jakiegoś czasu i z szerszej niż jeden punkt perspektywy. Mnie to śmieszy, przykro mi, że nie podzielasz mojego poczucia humoru
Rozumiem, że Ty też
od razu poszedłeś do szkoły średniej, a nie małymi kroczkami poprzez podstawówkę i
inne szkoły przeszedłeś całą ścieżkę edukacyjną
Nie, po prostu spotkałem się z tym problemem (może nawet jaskrawiej występującym niż w przypadku autora wątku) i znalazłem rozwiązanie, które działa w 100%.
Nawi to nie jest wyższa szkoła jazdy, tylko podróż pociągiem - skuteczna droga na skróty.
Ale to już wszystko wcześniej napisałem, a kto co z tego sobie wybrał i wywnioskował, to już nie mam nad tym kontroli.
Kolega ma się
nauczyć orientować w terenie,
Czasem można się nauczyć, czasem jest to fizycznie niemożliwe, albo wyjątkowo trudne.
a nie na ślepo jechać, gdzie mu nawigacja
pokaże - gdzie tu nauka, o której pisał autor wątku
Nauka dla samej nauki, to piękna dziedzina życia - ale jeśli chcesz po prostu dojechać na miejsce, to co złego w posługiwaniu się narzędziem, które właśnie po to zostało stworzone?
I nadal jesteś do
swojej metody przekonany
Bo (przynajmniej w moim wypadku) tylko to działa. I, wyobraź sobie, działa cały czas, już od kilku lat (wcześniej nawigacje były luksusem).
Może podam swój
przykład z wakacji, gdy jak najbardziej korzystałem również z nawigacji.
Tak się złożyło, że
jadąc na Suwalszczyznę przejeżdżałem również przez Elbląg, gdzie remontowany był
wjazd do miasta i przy okazji na budowanym rozjeździe zamknięto drogę, w którą ja
miałem skręcić. Ponieważ nawigacja usilnie namawiała mnie na skręt w zamkniętą drogą
postanowiłem dać sobie radę sam zwracając już tradycyjnie uwagę na tablice
informacyjne i numerację dróg (po prostu bez względu na nawigację i tak znałem
numery dróg, którymi miałem jechać). Przejazd odbył się bezproblemowo, choć na pewno
mieszkańcy Elbląga znali lepsze skróty.
Na tym właśnie polega poprawne korzystanie z nawigacji. Jedziesz za jej wskazaniami dokąd się da, jeśli dalej się nie da, wybierasz losową inną drogę i po kilku(nastu) kilometrach znajduje się nowa trasa.
Stosunkowo prosty i skuteczny algorytm.
Wracając po
kilkunastu dniach postanowiłem tym razem posłuchać się nawigacji, bo przecież nawet
po zjechaniu z trasy po chwili zostaje wyznaczona kolejna droga. Wiesz co, Automapa
kazała mi skręcić, gdzie odcinek był akurat zamknięty. Oczywiście tym się nie
przejąłem tylko jechałem dalej, bo przecież za chwilę zostanie wyznaczona
alternatywna trasa. Rzeczywiście, po chwili zauważyłem, że nawigacja przeliczyła
trasę i po kilkuset metrach nakazała zawrócić. Dostosowałem się do polecenia i
zawróciłem. Jechałem ładnych kilka kilometrów, po czym kolejny komunikat, aby
wykonać manewry i wjechać na drogę. Szybko zorientowałem się, że to przecież ta sama
trasa, którą już jechałem. Pomyślałem jednak, że być może dostanę komunikat, aby
skręcić w inną drogę. Oczywiście to nie nastąpiło, tylko po kilku kilometrach znów
miałem zjechać w tą zamkniętą drogę, a gdy tego nie zrobiłem (bo nie mogłem) zaczęła
się powtórka z rozrywki, czyli komunikaty o zawróceniu.
Brak orientacji nie oznacza braku mózgu. O wiele łatwiej zrozumieć działanie (a można to wręcz skonfigurować) mechanizmu wyznaczania trasy, niż wyczarować kierunek z abstrakcyjnego dzieła sztuki nowoczesnej (czyt. papierowa mapa).
Wiesz co,
wyłączyłem nawigację i ponownie korzystając z drogowskazów i numeracji dróg
bezproblemowo wyjechałem z Elbląga, mimo że musiałem jechać przez same centrum
miasta.
Brawo, przechytrzyłeś Automapę, możesz być z siebie dumny
Dlatego twierdzę,
że do nauki orientacji w terenie nawigacja samochodowa jest złym
rozwiązaniem.
To się zgadza. Tego nikt nie kwestionuje.
Oczywiście będąc szczególnie w obcym mieście warto z niej skorzystać,
choć i tak warto obserwować tablice informacyjne (drogowskazy) i na bieżąco
kontrolować pokonywaną trasę.
Czy ktoś napisał,. że po włączeniu nawigacji należy zasłonić przednią szybę i zatkać uszy?
Jechałem kiedyś przez Kraków o komórce z TrekBuddy (nastąpiła ta wieszczona katastrofa - awaria nawigacji samochodowej - oh! ah! co za strach!), gdzie jedynym wskazaniem była zielona strzałka pokazująca kierunek, do którego zmierzam (coś jak w GTA 1).
I to wystarczało.
Bo nie byłem tępym lemingiem z zachodniej trasy, który wjeżdża do jeziora, bo haj-tek-gadżet mu kazał.
Potrafię przemieszczać się samochodem i nie mam z tym problemów - jedynie z orientacją mam problem. I ta zielona strzałka ten problem rozwiązywała. To ja wybierałem trasę, ulice, skrzyżowania itd.
Bez nawigacji było by mi wszystko jedno, czy jadę do celu, czy w przeciwnym kierunku.