Ja leczę się z "ciężkiej nogi" już długo długo i powiem szczerze - kiepsko mi to wychodzi. Być
może jest to pozostałość po kaszlaku, w którym jak się nie depło, to się stało w miejscu.
Jest w tym trochę hipokryzji, ponieważ jak jadę z rodzinką na pokładzie i powolutku, co by
nikomu włos z głowy nie spadł i widzę kolesia co zapierdziela jak przecinak to kiwam głową
z dezaprobatą - "wariatów drogowych nie brakuje". Z kolei gdy jadę sam i widzę, że się ktoś
wlecze niemiłosiernie, to mruczę pod nosem "co za anemia...". No ale żeby znaleźć złoty
środek wziąłem taką żółtą nalepkę i walnąłem sobie koło licznika: "wolniej". Pomogło.
Spalanie zeszło, nerwów jakby trochę mniej, ale....
... najbardziej przeszkadzają mi L-ki...
Nie żebym zapomniał jak wół był cielęciem, ale ja mieszkam koło ośrodka egzaminacyjnego i akurat
wtedy, gdy jestem spóźniony rządek eLek przede mną. A mamy tu trochę uliczek, gdzie sobie
folgują panowie i panie w anemicznie ruszających eLkach, notorycznie, ciągle, za wolno, za
bojaźliwie... idzie dostać kota. CZY ONI NIE MOGĄ ĆWICZYĆ SOBIE PO WSZYSTKICH DZIELNICACH
PO RÓWNO tylko ciągle na moich bydgoskich Bartodziejach?
Niestety za ilość eLek w Twojej dzielnicy możesz podziękować egzaminatorom. W większości nie chce im się opuszczać swojego okręgu (zamkniętego mniej więcej 5km od WORDu), dlatego też kursantów uczy się jeździć tylko w tym miejscu (nie mówię nic, że dzięki temu wypuszczeni po kursie w innej sytuacji łatwo się gubią)...