Moze nie wypowiem się co do argumentu,który poruszyłeś, bo nie jestem w tym zorientowany ale dołaczę się do dyskusji nt. uzywania swiateł.
Moja spostrzeżenia po przejechaniu różnymi samochodami około 150tys. km :
z całą pewnością włączone światła poprawiają widocznosc w nastepujacych sytuacjach:
a) jazda "ze słońcem"
b) mgła
c) deszcz
d) szarówka,zmrok - wiadomo
e)teren o dużym zacienieniu (nasze polskie Mazury na przykład)
I to w zasadzie by było na tyle.Teraz powstaje pytanie: czy w/w sytuacje determinują fakt używania swiateł mijania przez cały rok, niezależnie od powyzszych?
Wielokrotnie,ba - przeraźliwie często mam na drodze sytuację,że jakiś totalny wariat pcha sie na trzeciego, cudem unikając zderzenia.Tacy "wariaci" mają cechę wspólną - prawie zawsze jadą na swiatłach.
Zatem w czym tkwi problem?W braku swiateł czy gdzie indziej?
Osobiscie mam dobry wzrok, mozna by rzec , żw wzorcowy (do czasu, oczywiscie) i poza sytuacjami, które wymieniłem wyzej NIE STWIERDZILEM by zapalone swiatla mijania przyczyniały sie do wczesniejszego dojrzenia auta jadacego z naprzeciwka - w normalną, łądną pogodę.
Nikt, nigdy nie przekona mnie,że swiatla poprawiają w jakikolwiek sposób bezpieczenstwo na drogach.
Nie przytaczam tu zadnych statystyk, wyliczen czy obliczen, bo jak wiadomo są kłamstewka, kłamstwa i STATYSTYKI.
Ale z tego co widzę w tv, słyszę w radiu, czytam w internecie to mogę smialo zaryzykowac tezę,ze w 90% wypadków powodem jest:
-brawura,nadmierna predkosc
-nietrzeżwosc
-niesprawnosc psychomotoryczna
-zmeczenie kierowcy
-niesprawnosc pojazdu
Nigdy jeszcze nie słyszałem,by bezposrednia pczyczyna wypadku był brak wlaczonych swiatel mijania (oczywiscie nie mowimy tu o oczywistej sytuacji, gdy ktos nie wlaczy ich w nocy)