ile mozna kto mi powie?
-
sluchajcie juz ta moja favoritka mnie denerwuje tyle zainwestowalem w nia kasy ze przebilo wartosc auta. W zeszlym i tym miesiacu wymienialem w niej zawieszenie tz amortzatory monroe ga wszystkie odboje slony lozyska itp do tych amoryzatorów. Wymienilem tuleje na wachaczach przednich, oslony przegóbów razem z ich myciem, wymiane sworzni wchacza, spawalem srodkowy tlumik bo mi pekl wymienialem opone bo mi wybuchla na obwodnicy przy jezdzie 120 km/h bo mi ocierala oslona nadkola. Ale wtedy niewiedzialem jeszcze przez co!. Pojechalem kupilem nowa opone. Pomyslalem jak szalec to szalec zamowilem dzisiaj z rana bebny i szczeki bo hamulca recznego juz wcale niemam i rozpada sie juz beden caly w rdzy i sie sypie. Dzisiaj po pracy mowie zobacze czy niema zuzów na bebnach bo odrazu bym wymienil lozyska podnosze samochod i patrze luzow niema. Wchodze pod samochod i co widze tak peknieta belke tylna ze cud ze wogole jezdzi. I normalnie sie zalamalem ze takie cos mi wyskoczylo.
Jutro jade organozwac belke i mam juz mechanika nagranego ktory mi to wszystko wymieni. Fakt faktem ze jak to wymienie to skoda bedzie juz jak z fabryki praktycznie wszystko wymienione nawet z drzwiami i blacharka no ale mnie ona juz strasznie wkurza. Cierpliwosc mi sie konczy no ale mam nadzieje ze to bedzie juz koniec.
Sorry ale musialem sie wyzalic moze pomoze.
Pozdrawiam
-
no ja w tamtym roku miałem prawie takie same usterki co ty , oprucz pęknietej belki i powiedziełem sobie dość !!!
blacharka mi poleciała, na dobra sprawe mmusiałbym wymienic wszystkie drzwi przednie błotniki i naprawki tylnych lewy próg itd ale mam to w d..ie pospawam tylko podłoge co by mi wahaczy nie wyrwało i bede jeździł az nie uzbieram na nowsze autko lub silnika nie wykończe bo ma juz ponad 250 tyś km przejechane olej wpieprza jak szalona a gdy jade powyżej 120 to jest za ma niebieściutko -
sluchajcie juz ta moja favoritka mnie denerwuje tyle zainwestowalem w nia kasy ze przebilo
wartosc auta. W zeszlym i tym miesiacu wymienialem w niej zawieszenie tz amortzatory monroe
ga wszystkie odboje slony lozyska itp do tych amoryzatorów. Wymienilem tuleje na wachaczach
przednich, oslony przegóbów razem z ich myciem, wymiane sworzni wchacza, spawalem srodkowy
tlumik bo mi pekl wymienialem opone bo mi wybuchla na obwodnicy przy jezdzie 120 km/h bo mi
ocierala oslona nadkola. Ale wtedy niewiedzialem jeszcze przez co!. Pojechalem kupilem nowa
opone. Pomyslalem jak szalec to szalec zamowilem dzisiaj z rana bebny i szczeki bo hamulca
recznego juz wcale niemam i rozpada sie juz beden caly w rdzy i sie sypie. Dzisiaj po pracy
mowie zobacze czy niema zuzów na bebnach bo odrazu bym wymienil lozyska podnosze samochod i
patrze luzow niema. Wchodze pod samochod i co widze tak peknieta belke tylna ze cud ze
wogole jezdzi. I normalnie sie zalamalem ze takie cos mi wyskoczylo.
Jutro jade organozwac belke i mam juz mechanika nagranego ktory mi to wszystko wymieni. Fakt
faktem ze jak to wymienie to skoda bedzie juz jak z fabryki praktycznie wszystko wymienione
nawet z drzwiami i blacharka no ale mnie ona juz strasznie wkurza. Cierpliwosc mi sie
konczy no ale mam nadzieje ze to bedzie juz koniec.
Sorry ale musialem sie wyzalic moze pomoze.
Pozdrawiamto i tak masz do niej cierpliwość ale tak to jest ze starymi samochodami przewie jak z kobietą cały czas trzeba sie nimi zajmować a jak zrabisz jedno to znowu o coś innego sie domaga i tak bez konca <img src="/images/graemlins/wink.gif" alt="" />
-
Sorry ale musialem sie wyzalic moze pomoze.
PozdrawiamNie przejmuj się. Wiem, że to denerwujące ale i tak koszty tych wszystkich napraw w favoritce są niskie. Ja kupiłem swoją od starszego człowieka po stłuczce za 1400 zł. Skończyło się ubezpieczenie a ja nie miałem dowodu rejestracyjnego ( po kolizji zabrała go policja a jeszcze nie zdążyłem wyremontować auta ). No i ubezpieczenie auta bez dowodu rejestracyjnego, bez zniżek, które mi wygasły bo ze 4 lata nie miałem samochodu, płatność w ratach : zapłaciłem OC prawie 1300 zł !!!. A teraz po roku już "tylko" 758 zeta. Do tego koszty paliwa...
Prawda jest taka, że nawet jak byś kupił inne auto to i tak trzeba by włożyć sporo kasy. Taki los. Jeśli już tyle zrobiłeś w swojej skodzinie i silnik jest ok to ja bym jeździł. Nigdy nie odzyska się kasy włożonej w remont. Co z tego, że wartość naszych aut zwykle zamyka się w przedziale 1500 - 3000 zł. Ale jeździ się w miarę wygodnie i mimo wszystko tanio. Ja jeśli miałbym znowu kupować auto mając 4000 do 6000 zł to albo starałbym się o Favoritkę w dobrym stanie z końca produkcji lub Felicję. Przekonuje mnie koszt części i serwisu. Kiedyś jeszcze rozważałem Suzuki Swift ale nie miałem tyle kasy. Głowa do góry i trzymaj się.Pozdrawiam
-
co mnie pociesza to to ze juz calutkie zawieszenie bedzie zrobione i komfort sie zwiekszy <img src="/images/graemlins/smile.gif" alt="" /> silnik jest w b.dobrym stanie wiec pojezdzi jeszcze <img src="/images/graemlins/smile.gif" alt="" /> w gruncie rzeczy uwazam ze skodzina jest godna wsadzonych w nia pieniedzy. Tymbarsziej ze sie tym w trasie odwdziecza malym spalaniem ok 6-6.5 gazu na 100km. Tymbardziej ze za miesiac wybieram sie w bieszczady z gdanska wiec ok 800km przedemna <img src="/images/graemlins/smile.gif" alt="" /> Pozdrawiam
-
co mnie pociesza to to ze juz calutkie zawieszenie
bedzie zrobione i komfort sie zwiekszy silnik jest
w b.dobrym stanie wiec pojezdzi jeszcze w gruncie
rzeczy uwazam ze skodzina jest godna wsadzonych w
nia pieniedzy. Tymbarsziej ze sie tym w trasie
odwdziecza malym spalaniem ok 6-6.5 gazu na 100km.
Tymbardziej ze za miesiac wybieram sie w bieszczady
z gdanska wiec ok 800km przedemna PozdrawiamW każdy samochód trzeba łożyć jaki by nie był.Dla skody plus jest taki że części są tanie i druga sprawa to to że dużo rzeczy można zrobić samemu. Ja też włożyłęm dużo kaski w to auto ale zadowolony jestem i nie żałuje. A moim zdaniem favoritki mimo wielu lat prezentują się bardzo ładnie o niebo lepiej jak polonezy czy niektóe inne auta. Pozdrawiam
-
jeśli miałbym znowu kupować auto mając 4000 do 6000 zł to albo starałbym się o Favoritkę w
dobrym stanie z końca produkcji lub Felicjeja napewno nie kupie juz Skody no chyba że jakąś Fabie pod warunkiem że bedzie miała juz silnik volkswagena
-
jeśli miałbym znowu kupować auto mając 4000 do 6000 zł to albo starałbym się o Favoritkę w
dobrym stanie z końca produkcji lub Felicje
ja napewno nie kupie juz Skody no chyba że jakąś Fabie pod warunkiem że bedzie miała juz silnik
volkswagenaJa też włożyłem już trochę kasy i jeszcze dużo włożę (blacharka), ale to było wliczone, bo samochód kupiłem odpowiednio tanio. Bardzo lubię moją Frytkę i następnym moim autem będzie inna Favoritka lub (mam nadzieję) Felicja. Fabii bym w życiu nie kupił, bo trudno znaleźć brzydszy samochód. Ale to moje zdanie.
Jak się włoży trochę kasy w dobre części (nie w świecące gałki, migające kierownice, spojlery czy inne pierdoły), to autko się odwdzięczy bezawaryjną pracą.
-
Bardzo lubię moją Frytkę
To tak jak ja <img src="/images/graemlins/smile.gif" alt="" /> Też trochę kasy włożyłem, ale nie ma z nią większych problemów, ładnie wygląda, części są tanie.
Niedługo wybieram się nią na ślub <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
Dostanie od mnie <img src="/images/graemlins/526.gif" alt="" /> i wstążki i będzie ładna i błyszcząca. <img src="/images/graemlins/serduszka.gif" alt="" />
Lepsza od limuzyny, a narzeczona też nią chce jechać zamiast innym autem. Zresztą razem jeździliśmy oglądać auta i ta się od razu spodobała i tą kupiłem. -
Miałeś kiedyś malucha? Ja tak i chociaż moją fav kupiłem 3 miesiące temu i muszę włożyć sporo kasy (nikt nie sprzedaje dobrego samochodu) to jestem zadowolony. Są lepsze samochody, ale części kosztują średnio 4 X tyle co do naszych i samemu niewiele się zrobi. Opel Vectra kumpla to było coś, dopuki się nie zepsuł. Części drogie i kumpel jeździ do roboty rowerem a ja moją skodą.
-
Pewnie jak by moja nie była az tak zdezelowana (czytaj stuknieta z każdej strony) przez poprzedniego właściciela to też bym tak mówił, wiem części są tanie jak do malucha , ale mnie sie juz poprostu znudziło to ciągłe naprawianie , nie daruje sobie że nie sprzedałem mojej i nie kupiłem frytki od sąsiada jakieś 3 lata temu, pewnie bym teraz nie narzekał -- była z 93 albo 94 roku (już nowe tapicerki i zegary) normalnie igła.
Powiem wam tyle nic mnie tak nie denerwuje żadna usterka mechaniczna (nawet mogł by mi silnik polecieć--bym se zrobił) TYLKO TA CHOLERNA KOROZJA
-
Miałeś kiedyś malucha? Ja tak i chociaż moją fav kupiłem 3 miesiące temu i muszę włożyć sporo
kasy (nikt nie sprzedaje dobrego samochodu) to jestem zadowolony. Są lepsze samochody, ale
części kosztują średnio 4 X tyle co do naszych i samemu niewiele się zrobi. Opel Vectra
kumpla to było coś, dopuki się nie zepsuł. Części drogie i kumpel jeździ do roboty rowerem
a ja moją skodą.najlepsze jest to iż prawie wszystkie czesci pasuja z felki <img src="/images/graemlins/yay.gif" alt="" />
-
Pewnie jak by moja nie była az tak zdezelowana (czytaj stuknieta z każdej strony) przez
poprzedniego właściciela to też bym tak mówił, wiem części są tanie jak do malucha , ale
mnie sie juz poprostu znudziło to ciągłe naprawianie , nie daruje sobie że nie sprzedałem
mojej i nie kupiłem frytki od sąsiada jakieś 3 lata temu, pewnie bym teraz nie narzekał --
była z 93 albo 94 roku (już nowe tapicerki i zegary) normalnie igła.Powiem wam tyle nic mnie tak nie denerwuje żadna usterka mechaniczna (nawet mogł by mi silnik
polecieć--bym se zrobił) TYLKO TA CHOLERNA KOROZJATo by sie zgadzało.
Ja wam powiem tyle że nie sugerujcie sie wiecznie tym że frytką sie fajnie jezdzi i że częsci tanie. Czasy sie zmieniają, auta tanieją i sie starzeją i gdybym dzisiaj miał te kase co dałem za frytke niecałe 2 lata temu to bym se dużo lepsze auto kupił. Teraz zapatruje sie na astre i za 3500 już można zejebistą kupić swieżo sciągnietą. Tyle dałem za frytke kiedyś. A do takiej astry częsci wbrew pozorom już takie drogie nie są (popatrzcie na allegro). Kosztują tyle co jeszcze niedawno do frytki. Częsci jest dużo więcej i coraz tańsze bo naciągneli z zachodu. Tak samo sie mówi że częsci do fryty to tak jak do malucha, ale do malucha drzwi na szrocie można za 20 zł dostać, do favo za mniej niż 100 ci nie sprzedadzą. Do astry za 150 kupisz. Nieraz na allegro sie widzi że koles za lampe do favo woła 110, do astry za 80 widziałem. Sami widzicie, każdy za częsci płaci tyle za ile jest w stanie se naruchać ze tak powiem. Taka astra potrafi być dużo tańsza w eksploatacji. Wszystko zależy też od tego gdzie i jaką astre kupimy. Nawiasem mówiąc felicje nie są warte tych swoich cen moim zdaniem, szczególnie te z pierwszych roczników nie wiem czy sie zgodzicie. -
Tak samo sie mówi że częsci
do fryty to tak jak do malucha, ale do malucha
drzwi na szrocie można za 20 zł dostać, do favo za
mniej niż 100 ci nie sprzedadzą.Ja bym malucha za darmo nie chciał. Takie autko to chyba tylko dla krasnali dobre. Jak wsiadam do malucha ojca to nie wiem jak on może takim badziewiem jeździć 26 lat. Jak się drzwi zamyka to się uderzam nimi w ramię, a przy wsiadaniu muszę się nieźle nagimnastykować żeby się dostać do środka, do tego kierownica zahacza o nogi a na plecach czuć obramowanie siedzenia bo jest mniejsze od pleców. A przecież jestem dość niski, więc co dopiero jakby ktoś większy chciał tym jeździć. Straszny szajs.
Co do części to nawet ojciec się dziwił że oryginalny rozrząd jest niewiele droższy od jakiegoś badziewia do malucha. -
nieukrywajmy skodziny sa super samochodami jest w nich w miare duzo miejsca i silniki sa w miare dynamiczne . Wiadomo trzeba roche zainwestowac aby wygodnie i komfortowo jezdzic. Ja jestem z mojej favci zadowoliny i mam nadzieje ze mi jeszcze troche posluzy .
<img src="/images/graemlins/jezor.gif" alt="" />ozdrawiam
-
To by sie zgadzało.
Ja wam powiem tyle że nie sugerujcie sie wiecznie tym że frytką sie fajnie jezdzi i że częsci
tanie. Czasy sie zmieniają, auta tanieją i sie starzeją i gdybym dzisiaj miał te kase co
dałem za frytke niecałe 2 lata temu to bym se dużo lepsze auto kupił. Teraz zapatruje sie
na astre i za 3500 już można zejebistą kupić swieżo sciągnietą. Tyle dałem za frytke
kiedyś. A do takiej astry częsci wbrew pozorom już takie drogie nie są (popatrzcie na
allegro). Kosztują tyle co jeszcze niedawno do frytki. Częsci jest dużo więcej i coraz
tańsze bo naciągneli z zachodu. Tak samo sie mówi że częsci do fryty to tak jak do malucha,
ale do malucha drzwi na szrocie można za 20 zł dostać, do favo za mniej niż 100 ci nie
sprzedadzą. Do astry za 150 kupisz. Nieraz na allegro sie widzi że koles za lampe do favo
woła 110, do astry za 80 widziałem. Sami widzicie, każdy za częsci płaci tyle za ile jest w
stanie se naruchać ze tak powiem. Taka astra potrafi być dużo tańsza w eksploatacji.
Wszystko zależy też od tego gdzie i jaką astre kupimy. Nawiasem mówiąc felicje nie są warte
tych swoich cen moim zdaniem, szczególnie te z pierwszych roczników nie wiem czy sie
zgodzicie.No i niby masz rację - ja też się zapatruję na Astrę - Felki za drogie jak na taką klasę aut. Ale z tymi częściami to różnie bywa... Mam przykład z autopsji: qmpel jeździł Astrą zgazowaną, niby wszy stko OK itd. Ale pewnego razu coś mu "strzeliło" w silniku <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" /> a konkretnie to pekł zawór, rozpieprzyło mu tłok i pokaleczyło cylindry. No i gościu 4000 w serwisie zostawił...
Widzisz, Fryta ma przewagę w niskich cenach części nad Oplem (nie mówmy o tym extremalnym przypadku z Astrą qmpla) szczególnie jeśli chodzi o nowe. A ja mam zasadę że byle g... ze szrotu do auta wkładał nie będę. A mimo niskich cen, nie ma tak jak w malaczu że co chwila coś się sypie (mimo że niedawno kupione nowe).
Reasumując, uważam że Fryta to jeden z niewielu samochodów o tak niskich kosztach utrzymania - przy zachowaniu takich cech jak gabaryty, spalanie czy komfort( tak, tak - komfort <img src="/images/graemlins/biglaugh_.gif" alt="" /> ) jazdy.pozdr
-
Reasumując, uważam że Fryta to jeden z niewielu
samochodów o tak niskich kosztach utrzymania - przy
zachowaniu takich cech jak gabaryty, spalanie czy
komfort( tak, tak - komfort ) jazdy.To fakt, autko jest całkiem spore, ale nie jest wielkie co się przydaje w mieście. 5 drzwiowy hatchback jest bardzo uniwersalny. Do tyłu się wygodnie wsiada. Można załadować duże przedmioty do bagażnika, w razie czego złożyć lub wymontować siedzenia i jest prawie jak auto dostawcze, a jak ktoś ma kombi to już wogóle. Posta konstrukcja ma duże zalety, oprócz tego że części tanie, to łatwo naprawić, a jak się otworzy maskę to jest dobry dostęp do różnych elementów, gdzie w nowych autach jest tak napakowane, że jest nawet problem z wymianą żarówki a co dopiero żeby coś naprawić. Wymieniałem tarcze i klocki na lucasa i nie były wcale drogie, nie ma sensu nadmiernie oszczędzać i montować jakiś szajs, to samo z nowymi oponami. Do zachodnich wszystko dużo droższe, większe opony i ludzie są zmuszeni do kupowania podróbek lub np. bieżnikowanych czy też używanych opon. Mamy łańcuch rozrządu a nie paski które lubią pękać jak się nie pilnuje wymiany. W zasadzie jest niewiele elementów które się psują i są one niedrogie, pozatym dość łatwo zdiagnozować najczęstsze problemy.
Mojej rodzinie też się to auto bardzo podoba. Zresztą nic dziwnego, ma ładną linię zrobioną przez studio Bertone, i nie jest takie samo jak wszystkie inne obecnie sprzedawane auta. Teraz ciężko znaleźć coś nowego i ładnego. Albo wszystkie robione na jedno kopyto, albo jakieś mutanty typu citroen C1 co wygląda jak żaba, czy też Peugeot 1007 - beznadziejne proporcje auta i niepasujące do tego wszystkiego drzwi. Jeszcze trochę pojeździmy, i będziemy mieli youngtimery <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" /> Sporo jest zaniedbanych egzemplarzy które niedługo trafią na złom i te zadbane co zostaną będą rzadko widziane na ulicach. -
Ja bym malucha za darmo nie chciał. Takie autko to chyba tylko dla krasnali dobre. Jak wsiadam
do malucha ojca to nie wiem jak on może takim badziewiem jeździć 26 lat. Jak się drzwi
zamyka to się uderzam nimi w ramię, a przy wsiadaniu muszę się nieźle nagimnastykować żeby
się dostać do środka, do tego kierownica zahacza o nogi a na plecach czuć obramowanie
siedzenia bo jest mniejsze od pleców. A przecież jestem dość niski, więc co dopiero jakby
ktoś większy chciał tym jeździć. Straszny szajs.Co do części to nawet ojciec się dziwił że oryginalny rozrząd jest niewiele droższy od jakiegoś
badziewia do malucha.Nie przesadzaj z tym maluchem nie jest az tak źleno chyba ze masz z 190cm wzrostu jestes fes szeroki w barach, ja juz od miesiaca jezdze maluchem (favoritka w garażu sie naprawia) i nie narzekam jest ciasno to fakt, a co do siedzeń to jak ktos ma zwykłe to faktycznie są do dupy ale jak ktos ma w malanie tzw lotnicze tak jak ja to siedzi sie elegancko i nic niegdniecie.
I ciekawe czy zrobisz favoritką (bez gazowni oczywiście) 90 kilometrów tankując za 20 złotych tak jak maluchem -
I ciekawe czy zrobisz favoritką (bez gazowni oczywiście)
90 kilometrów tankując za 20 złotych tak jak
maluchemale co mi z tego że maluchem jest taniej jeśli jest strasznie niewygodnie. Mam 167 cm, więc nie jestem wysoki, ale jak wsiadam do malucha to się dziwię jak tym można jeździć, zwłaszcza na większe odległości.
To motorynką pojadę jeszcze taniej, a rowerem to nawet za darmo. Ale jakieś minimum wygody musi być, i właśnie to mam w favoritce, a że trzeba zapłacić więcej no to zrozumiałe w końcu jest duże auto i wygodne, bagażu też dużo spakuję. Oczywiście jeśli kogoś zupełnie nie stać na paliwo to nie ma wyjścia, ale wolę zapłacić więcej niż cierpieć całą drogę. Zresztą favoritka znów nie pali tyle żeby to był aż tak duży problem, a ci co jeżdżą bardzo dużo i tak mają gaz.Pamiętam jak jeździliśmy z ojcem na wakacje w góry, jak trzeba się było ściskać żeby weszły 4 osoby i bagaże, plus do tego był zapakowany bagażnik na dachu. A najbardziej mnie śmieszyły teksty ojca, jaki to straszny wiatr jest jak wystawi rękę przez okno i przez to tak ciężko się jedzie <img src="/images/graemlins/hehe_.gif" alt="" /> Na szczycie największej góry na trasie był obowiązkowy postój na rozprostowanie nóg, oraz trzeba było czekać aż silnik ostygnie <img src="/images/graemlins/biglaugh_.gif" alt="" /> Na miejscach z tyłu nogi były zgniatane przez fotel osoby z przodu, która narzekała że się jej wciska kolana w plecy. Siedzenie z przodu nie było dużo lepsze bo się dostawało jakieś torby które trzeba było trzymać przy nogach, bo przecież było wolne miejsce <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />
-
ale co mi z tego że maluchem jest taniej jeśli jest strasznie niewygodnie. Mam 167 cm, więc nie
jestem wysoki, ale jak wsiadam do malucha to się dziwię jak tym można jeździć, zwłaszcza na
większe odległości.
To motorynką pojadę jeszcze taniej, a rowerem to nawet za darmo. Ale jakieś minimum wygody musi
być, i właśnie to mam w favoritce, a że trzeba zapłacić więcej no to zrozumiałe w końcu
jest duże auto i wygodne, bagażu też dużo spakuję. Oczywiście jeśli kogoś zupełnie nie stać
na paliwo to nie ma wyjścia, ale wolę zapłacić więcej niż cierpieć całą drogę. Zresztą
favoritka znów nie pali tyle żeby to był aż tak duży problem, a ci co jeżdżą bardzo dużo i
tak mają gaz.
Pamiętam jak jeździliśmy z ojcem na wakacje w góry, jak trzeba się było ściskać żeby weszły 4
osoby i bagaże, plus do tego był zapakowany bagażnik na dachu. A najbardziej mnie śmieszyły
teksty ojca, jaki to straszny wiatr jest jak wystawi rękę przez okno i przez to tak ciężko
się jedzie Na szczycie największej góry na trasie był obowiązkowy postój na
rozprostowanie nóg, oraz trzeba było czekać aż silnik ostygnie Na miejscach z tyłu nogi
były zgniatane przez fotel osoby z przodu, która narzekała że się jej wciska kolana w
plecy. Siedzenie z przodu nie było dużo lepsze bo się dostawało jakieś torby które trzeba
było trzymać przy nogach, bo przecież było wolne miejsceOsiem lat jeździłem Maluchami <img src="/images/graemlins/tongue.gif" alt="" /> i nigdy więcej. Nie dalej jak dwie godziny temu wrył się przede mnie facet Malaczem, a że było pod górkę, miał problem z rozpędzeniem się. I tak jadąc za nim, wspominałem czasy kiedy czymś takim powoziłem i zastanawiałem się, jak mogłem tyle czasu jeździć takim toczydełkiem. Ale tak to już jest, że do lepszego człowiek się szybko przyzwyczaja...