pimp mmy funkel nowka okazje
-
czyli cos o czym wszyscy wiedza
ale są cwansi i przekreca handlarzyne na okazje
Cytat:
W tym roku do Polski sprowadzono ponad pół miliona używanych samochodów. Większość z nich użytkowała kobieta, niepaląca, która rzadko używała pojazdu, bo przebieg niewielki. Tak przynajmniej wynika z treści ogłoszeń motoryzacyjnych. A kupujący chcą wierzyć.
Kupujący chcą wierzyć, że nie są robieni w konia, tylko znaleźli prawdziwą okazję.Jak wyglądała taka okazja jeszcze kilka tygodni przed wstawieniem do komisu można zobaczyć w warsztacie Roberta. Mała miejscowość, posesja na skraju lasu otoczona wysokim płotem z tabliczką uwaga, zły pies!
- Znasz ten dowcip? Przyjeżdżają turyści do Zakopanego, patrzą, a tam jakaś sterta powyginanego żelastwa stoi. Pytają zainteresowani to rzeźba Hasiora? Nie, to Józek przywiózł samochody z Niemiec śmieje się Robert. Sprawdziłem w Wikipedii kto to Hasior, nawet się zgadza dodaje częsty bywalec solarium i siłowni.
Podwórze zastawione samochodami w różnym stadium rozkładu. Z garażu dobiega zgrzyt piłowanego metalu i trzaski wyładowań elektrycznych spawarki.
- O ten tutaj, patrz jak ładnie zrobiony Robert z dumą pokazuje srebrnego Opla Vectrę, rocznik 2004. Błyszczący lakier, w środku pachnie nowością.
Jeszcze kilka tygodni wcześniej Opel stał na szwajcarskim złomowisku prowadzonym przez tureckich imigrantów przykryty folią, by deszcz nie wpadał przez wybite szyby do środka. Trafił tam prosto z wypadku. Poślizg, przeciwległy pas, ciężarówka i drzewo. Na szczęście nie dachował, ale za to z przodu i tyłu karoserii nic nie zostało.
- Nie opłacało się klepać, tutaj wjechał cały nowy przód i tył od innego, pospawane na progach i podłodze. Nie do poznania, że robiony chwali swoją robotę Robert.
Na szwajcarskim szrocie jego cena była minimalna, bo żaden miejscowy mechanik nie podjąłby się zrobienia z tego złomu pełnoprawnego samochodu. Jego normalny dalszy los był już określony: wyjąć wszystkie części, które można jeszcze sprzedać, a reszta pod prasę i do huty jako złom do przetopienia. Szansą na życie po życiu Opla stał się Polak, który zabrał samochód na lawetę i zawiózł do swojego kraju. To przewoźnik pracujący dla Roberta. Ma chody u Turków, którzy opanowali złomowiska samochodowe w zachodniej Europie, więc dostanie od nich zaniżoną fakturę, by potem nie płacić wysokiego cła na granicy.
- Teraz najlepiej ściągać ze Szwajcarii stwierdza Robert. Niemieckie szroty my, Polacy, już wyczyściliśmy na spółkę z Ruskimi. Poza tym Szwajcarzy nie wpisują do dokumentów samochodu informacji o wypadku. W Polsce pójdzie jako bezwypadkowy.
Po lakierowaniu Vectra trafia do fotografa. Co ciekawe zdjęcie jest zrobione z rozbitym reflektorem i lekko pogiętym błotnikiem.
- Dzisiaj ludzie są nieufni, zaraz węszą dlaczego samochód tak tanio narzeka na ludzką naturę Robert.. To wtedy pokazuje się, że był tylko lekko puknięty, ale wiadomo na Zachodzie tak im się w głowach od tego dobrobytu poprzewracało, że wolą sprzedać niż wyklepać.
Uspokojony klient kupuje auto zrobione po lekkiej stłuczce nie mając świadomości, że początkowo bardziej przypominało ową rzeźbę Hasiora niż samochód.
Wokół jeszcze kilka innych okazji. Jest Renault Clio, 2006 rocznik, wspawana cała lewa ćwiartka nadwozia.
- Na szwajcarskim szrocie kosztował w przeliczeniu 7 tys. zł. Przewoźnik bierze 1800 za sprowadzenie. Koszt części to 9 tysięcy zł. Żeby sprzedać bez latania wokół tego to wystawię za 25 tysięcy. I jestem 7 tysięcy do przodu.
Ale narzeka, że złote czasy się skończyły. Kryzys, ludzie nie kupują samochodów. Kiedyś przez jego warsztat przechodziło nawet 10 aut miesięcznie, a teraz dobrze jak sprzeda 3-4.
- Za to idą droższe, Polacy chcą teraz kupować nowsze auta, lepsze, to i przebitkę mam większą pociesza się Robert.
Rdza zawsze wyjdzie
Nie wszystkie samochody trzeba składać z kawałków, jak wielkie puzzle. Ale wszystkie przechodzą lifting. Specjalistą od samochodowej urody jest Artur, choć jego warsztat w niczym nie przypomina wypasionego miejsca rodem z programu MTV Pimp my ride. To stary budynek z nieotynkowanych pustaków, podwórze zastawione rdzewiejącymi wrakami samochodowymi, zarośnięte chwastami.Artur jest blacharzem i lakiernikiem. Współpracuje z kilkoma handlarzami, którzy wstawiają do jego warsztatu auta sprowadzone z Zachodu. Trzeba je odpicować, sprawić by kilkuletnie rzęchy kupione okazyjnie zaczęły wyglądać tak, żeby klientowi zaświeciło się na ich widok oko.
- Najpierw trzeba wyczyścić, ale nikt nie bawi się w jakieś prania tapicerki wyjaśnia Artur. Wywala się całe wnętrze i myje Karcherem wodą pod ciśnieniem.
Odrywa się starą wykładzinę i kładzie nową, co wychodzi taniej i lepiej niż prać starą. Jest pewność, że samochód będzie pachniał nowością
Potem wyczyszczenie rdzy i malowanie. Najlepiej od razu całość nadwozia, żeby miernikiem nie można było znaleźć różnic grubości lakieru na poszczególnych elementach. Rdza wyszlifowana na tyle, by była równa powierzchnia, nikt nie bawi się w dokładne wyczyszczenie. Wiadomo więc, że za jakiś czas wyjdzie znowu w tym samym miejscu, ale to już problem kupującego.
- Lakiernik, u którego się uczyłem mówił mi: jak kupisz samochód to nie rób go od razu wspomina Darek. - Polakieruj dopiero przed sprzedażą, bo po góra dwóch latach góra i tak ci wyjdzie rdza.
Tym bardziej, że w przypadku samochodów na sprzedaż nikt nie bawi się w zachowanie odpowiednich standardów. Nowy lakier kładzie się nie zdzierając starego, nie gruntuje powierzchni, zabezpieczenie antykorozyjne to rzadkość. W ten sposób oszczędza się kilkaset złotych i kilka godzin pracy. A że to wszystko wyjdzie? Wtedy samochód już będzie daleko.
- Chyba, że się nie sprzeda na czas, jak taki Volkswagen, który stał w komisie cztery miesiące opowiada Darek. - A że był szpachlowany i malowany to zaczynało już to odłazić. Jak zacząłem poprawiać lakier po poprzednim specu to się okazało, że dziura w tylnym błotniku była zaklepana blachą z puszki po piwie!
Czasami wystarczy nie lakierować, ale odnowić starą powłokę. Wiertarka z tarczą z miękkiego filcu, do tego pasta lekko ścierna i po chwili lakier jest wypolerowany tak, że można się w nim przeglądać. Odwrotnie robi się z nową powierzchnią trzeba ją lekko postarzyć. Oko specjalisty od razu zauważy, że nadwozie jest zbyt gładkie, jakby wprost wyjechało z fabryki. Po kilku latach lakier pokrywa się mikroskopijnymi ryskami, najczęściej półkolistymi, od myjni automatycznej.
- Ale i na to jest metoda zdradza z dumą Darek. Odwrotna strona tarczy do polerowania jest z twardszego materiału. Jak się przejedzie tą stroną po lakierze to zostają takie ryski. I lakier nie jest zmatowiony, ale wygląda jak autentyczny kilkuletni dobrze utrzymany.
Musi się błyszczeć
Niby wygląd to nie wszystko, liczy się także wnętrze. Przynajmniej w teorii. Praktyka pokazuje, że mężczyznom łatwiej przymknąć oko na głupotę pięknej blondynki niż zachwycić się inteligencją jej brzydkiej koleżanki. Z samochodami jest podobnie.Kupujący na pewno będzie chciał zajrzeć pod maskę upatrzonego samochodu. A tam czysto jak na sali operacyjnej. Sprzedawca dokładnie umył wnętrze, elementy gumowe posmarował pastą nadającą czerni głębie sierpniowego nocnego nieba. Podejrzane? Wbrew pozorom dla mniejszej liczby osób, niż się wydaje.
- Ludzie kupują oczami, jak się błyszczy to wezmą każdy złom sprzedaje swą maksymę Krzysztof, handlujący samochodami już od 15 lat. - A sprzedawcy kłamią, zawsze.
Kłamstwo pierwsze: przebieg
- Samochód z zachodu może mieć przejechane 300 tysięcy. To normalne. Ale Polak jak zobaczy taki przebieg to się złapie za głowę. Więc się cofa do 100-150 tysięcy i już wzrusza ramionami Krzysztof.
W starszych mechanicznych modelach trzeba było odgiąć blaszkę blokującą przesuwanie się cylindra z cyferkami. Nowsze podłącza się do komputera i zmienia przebieg przy pomocy odpowiednich programów. I mitem jest, że auta posiadają czarne skrzynki dublujące zapisy licznika, których skasować nie można. To znaczy owszem, są takie urządzenia, ale specjaliści wiedzą w jakich modelach się je montuje i jak kasować także ich zawartość.
Kłamstwo drugie: naprawiany tylko w autoryzowanych stacjach obsługi. Na dowód oryginalne papiery z potwierdzonymi przeglądami.
- Jaki problem kupić czystą książkę serwisową? Na Allegro kosztuje jakieś 50 zł rozwiewa nadzieje na uczciwość sprzedawców Krzysztof. Adresy stacji obsługi wynajduje się w internecie i na ich podstawie zamawia pieczątki. Potem między znajomymi wymienia się pieczątki, żeby nie wyglądało jakby wszystkie auta były naprawiane w tych samych miejscach.
Trzeba tylko pamiętać o różnych kolorach tuszu do stempli i wpisywać różnymi długopisami. Czasami dobrze kartki książki trochę postrzępić na brzegach i ubrudzić gdzieniegdzie smarem. Nowa wygląda podejrzanie.
Naprawy młotkiem
W samochód na sprzedaż nie pakuje się pieniędzy, nie ma mowy o nowych częściach i kosztownych naprawach. Dziurawy układ wydechowy zakleja się samoprzylepną taśmą aluminiową. Po wierzchu zachlapie się jakimś lepikiem i wygląda jak nowy. Wypracowane i skrzypiące elementy zawieszenia to kwestia posmarowania na grubo smarem silikonowym.- Stukające łączniki stabilizatorów naprawia się na chama, młotkiem instruuje Krzysztof. Trzeba uderzyć kilka razy bardzo mocno, łącznik wygina się, staje się sztywniejszy i nie stuka.
W podobnie brutalny sposób można pozbyć się dzwoniących zaworów. Zamiast regulować, albo wymieniać wypracowane elementy, wystarczy dokręcić zawór na maksa. Co prawda nie będzie się domykał i po pewnym czasie wypali gniazdo zaworowe, ale kogo to obchodzi? Ważne, że w trakcie sprzedaży nie będzie dzwonić.
- Prawdziwym przyjacielem cwaniaków od aut jest Moto Doktor - uśmiecha się Krzysztof To strasznie perfidne, ale działa.
To specyfik, który zagęszcza olej silnikowy zamieniając go w gęstą maź. W ten sposób zakleja wszystkie nieszczelności, uzupełnia luzy zaworowe, nawet pękniętą uszczelkę pod głowicą da się w ten sposób ukryć. Jest jedno ale - po pierwszej wymianie oleju Moto Doktor zostaje wymyty z silnika, a ten zwykle nadaje się do generalnego remontu.
Nówka sztuka, nieśmigana
Jednak ludzie chcą wierzyć, że znaleźli okazję nie lada. Bo ;samochodem jeździła kobieta tylko po zakupy;, albo starsze małżeństwo jedynie na działkę i do kościoła w niedzielę.- Kiedyś na giełdę specjalnie wynajmowało się starszych panów albo blondynki żeby przedstawiali się jako właściciele, wtedy rosła szansa na sprzedaż ; mówi Krzysztof.
W komisach stosuje się inne chwyty. Po pierwsze auto nie może stać za długo, bo jeśli klient zobaczy pojazd po raz drugi w tym samym miejscu nabierze podejrzeń. Jak to, taka okazja, a nikt go nie chce? Musi z nim być coś nie tak. Dlatego Krzysztof wszedł w spółkę z kolegą, razem mieli trzy komisy, pomiędzy którymi przeparkowywali auta co dwa tygodnie. Dawało to wrażenie zawsze świeżej oferty.
Potem zaczyna się łowienie klienta. Jeśli zainteresuje się autem, dobrze jest nagle powiedzieć och, ale ten egzemplarz jest chyba już zarezerwowany! Jednak nie wiadomo na pewno, sprzedawca obiecuje sprawdzić.
- Po czym wraca i mówi szef obiecał to auto już komuś, ale gdyby pan się od razu zdecydował to mógłbym jakoś szefa przekonać - śmieje się Krzysztof.
Inny sposób to metoda znana w marketingu jako niska piłka. Chodzi o to, by klient wpłacił jakąkolwiek zaliczkę, niech to będzie nawet 100 zł. Kiedy potem okazuje się, że auto nie jest do końca takie, jak nam się wydawało to przymykamy na to oko. Bo człowiek ze swej natury stara się być konsekwentny. Miało być radio, ale go nie ma? Obiecany komplet zimowych opon nadaje się tylko dla górników do spalenia podczas demonstracji? Coś jednak stuka w zawieszeniu? To nic. Piłka została rzucona, zgodziliśmy się na tę grę, więc schylamy się po nią.
I bierzemy samochód, szkoda nam tych 100 czy 200 zł, które mieliśmy wydać na przegląd w serwisie. Zamiast ocenie fachowca wierząc zapewnieniu, że idealna sztuka, kobieta jeździła.
za onet pl
-
Czyli można iść drogą "dwóch szkół":
1. Kupić autko gorszej klasy lecz nowe
2. Szukać do upadłego jakiegoś sensownego egzemplarza od osoby prywatnej.
-
Czyli można iść drogą "dwóch szkół":
no tak jak napisales
1. Kupić autko gorszej klasy lecz nowe
co wcale nie oznacza ze auto bedzie idealem,
ponadto ceny aut malych sa z kosmosu wziete
patrz test vw polo2. Szukać do upadłego jakiegoś sensownego egzemplarza od osoby prywatnej.
i wydac na to duuuuuuuuuuuuzzzzzzzzzooooo pieniedzy
nie ma aut dobrych w niskiej cenie
-
co wcale nie oznacza ze auto bedzie idealem,
Na pewno nie... Tylko trzeba sobie zadać pytanie: Czy wydajemy XX.XXX zł, bo nie mamy więcej i chcemy mieć autko, którym pojeździmy, ot taki środek lokomocji..., czy może chcemy mieć super prestiż cynę, a że klepiemy biedę kupujemy używkę po X Niemcach..
ponadto ceny aut malych sa z kosmosu wziete
patrz test vw poloDokładnie tak, lecz miałem na myśli autka w stylu Dacia Sandero, Astra II (cena 35.900zł za autko z klimą wg mnie ma sens) oraz "objeżdżana" przez wszystkich dziennikarzy Tata Indica (26.900zł)... Celowo nie będę pisał o Pandzie i innych wozidełkach, bo dużo by tego było.
i wydac na to duuuuuuuuuuuuzzzzzzzzzooooo pieniedzy
nie ma aut dobrych w niskiej cenieNiestety... Pieniądze wydane na przejazdy, często po kilkaset km, wizyta w serwisie i zdziwienie na temat tego, co nam mówiono, w konfrontacji ze stanem faktycznym...
Ja po kilku złych doświadczeniach (poza tico )zdecyduję się raczej, na coś "gorszego" acz nowego...
-
ponadto ceny aut malych sa z kosmosu wziete
A no bo i są....Audi czy VW. Nie mówie tu o Phenonie czy S8 bo na nówkę to stać tylko posłów czy prezesów. Przeciętny Kowalski to by chciał mieć VW Polo czy Audi A3. A tu jednak cena 50tys nie zachęca do kupna. W końcu to prawie niemiecka cena auta. Tylko najgorzej ze wypłaty mamy polskie ...No i rodzi sie pytanie czy brać szpachlowóz z zachodu czy nówke auta i dopłacać za tylna wycieraczkę (pewnego czasu w Cinquacento to była opcja).
Ja jestem oczywiscie za nowymi autkami. Wiadomo co nowe to nowe mamy pewność ze nikt go nie katował, że nie było bite i w ogóle. Dacia Sandero, Astra II czy nawet te TATA MAMA Indica no ładne autka ale....cena 35tys potwierdzenie ??? Nadal dużo. Pamietacie ile kosztowało nowe Tico (22tys z elektryka w drzwiach)
po złomowaniu poprzedniego auta (19tys) płaciliśmy i tez fajne auto było.
A maluch (12tys), poldek (22tys). Moze ktoś powie ze były inne czasy i pensje były mniejsze ale warunki kredytowe były lepsze i spłacalność była łatwiejsza. Następna sprawa zakładam ze kupiliśmy nowe auto wpakowaliśmy 35tys autko jest nowe wiec mozemy sie cieszyć radościa z jazdy ale...przeglądy i wymiany materiałów ekspoatacyjnych w czasie gwarancji niestety nie sa za darmo, płacimy jednak podwójnie bo wiadomo u dielera musimy wszystko robić(zamienniki tańsze odpadają), bo jak nie to nici z gwarancji. I kolejna kasę ładujemy w nowy sprzęt. A poza tym te tańsze auta są niestety wykonane z gorszych materiałów...Na swoim przykładzie od nowości w rodzinie Daewoo Tico (2000r.) wymieniane na bieżąco materiały eksploatacyjne auto w miarę dobrze sie zachowywalo ale po tych paru latach zaczęly trzeszczeć wszystkie plastiki i mimo zabezpieczenia antykorozyjnego i dbania o auto rdza wyłazi wszedzie mimo ze auto bite nie było. Dla porównania sasiad ma polo od nowości (1998r) i u niego rdzy nie ma ani grama.
Wniosek...materiały z których wykonane zostało auto są lepsze.Tak wiec jak i z tico podobnie moze być z tymi Daciami i Tata...
Tego poprostu nie da sie przewidzieć czy bedzie wszystko ok czy też samochód bedzie skarbonką bo czego wymagać od auta za parę groszy...Dziwi mnie ze zalewają nasz rynek takie NOWE ZŁOMY stare technologicznie z trzeszczącymi plastikami i strefa zgniotu koncząca sie na haku. Lepiej by było aby Kowalski dostal spory upust i kupił nówkę VW, Honde czy Audi w rozliczeniu za starego gruchota niż wydawać krocie na nowe auto ktorego wyposazenie i bezpieczeństwo jest równe 0.
Podsumowując moja wypowiedz przytocze tutaj kawał:
CZAS: XVIIIwiek
Przychodzi młodzieniec (około 20 lat) do wiejskiego mędrca i pyta.
-Co mam uczynić aby w życiu dobrze mieć? Żenić sie czy nie żenić?
Na to mędrzec.- Co byś nie zrobił i tak źle postąpisz.
Tak wiec moze nam sie trafić pojazd używany który był bity i dobrze zrobiony którym pojeżdzimy parę ładnych lat jak i moze tak być ze dorwiemy złoma po 8krotnym dachowaniu. Badz kupimy nówkę auto i bedziemy z niego bardzo zadowoleni jak i moze byc tak że auto przestoi całe swoje życie w serwisach..
W życiu jak w pokerze....
-
Z większością się zgadzam, lecz artykuł, który przytoczyłeś jest mocno nieaktualny.... Obecna cena Taty z silnikiem diesla to około 31.900 -> po rabacie 5000zł, gdzieś nawet znalazłem informację o 7000zł. Wersja beznynowa kosztuje 26.900zł. Wiadomo, iż za lakier metalik trzeba dopłacić, poza tym wg mnie mamy już wtedy kompletnie wyposażone autko ( jak na moje potrzeby).
-
Ja jestem oczywiscie za nowymi autkami. Wiadomo co nowe to nowe mamy pewność ze nikt go nie katował, że nie było bite i w ogóle.
Pewny jesteś? Nieraz się zdarza, że "nowe auta z fabryki" były malowane drugi raz (z jakiego powodu domyśl się sam), bądź miały inne ciekawe historie...
-
Pewny jesteś? Nieraz się zdarza, że "nowe auta z fabryki" były malowane drugi raz (z jakiego powodu domyśl się sam), bądź miały inne ciekawe historie...
Znam taki przydadek z mojego miasta, jednak nie oznacza to, że każde nowe auto jest "bite". Po udowodnieniu procederu z tego co wiem, Skoda wymieniła użytkownikom auta na "nowe-nowe" i sprawa przycichła...
-
Czy auto było malowane to łatwo sprawdzić. Różnice w odcieniu...
A poza tym jesli nawet samochód był caly malowany to czujniki grubości lakieru jeszcze istnieją. Inną grubość ma lakier auta które nie było bite a inną grubość ma lakier bitego auta którego pan Heniek pomalował po 3 piwach. -
Czy auto było malowane to łatwo sprawdzić. Różnice w odcieniu...
Nie zawsze-sam widziałem parę samochodów, gdzie jakby mi ktoś nie powiedział, że było malowane to czy owo to bym nie zauważył (a ślepoty ani daltonizmu nie posiadam).
-
bym nie zauważy
to czujnik w rękę i jazda...
Są książeczki które jasno podają grubość lakieru w aucie. Automaty malarskie w fabryce cechują się dużą powtarzalnością i warstwa jaką kładą jest łatwa do zmierzenia. Poza tym w wiekszości koncernów element jest malowany cyklem jednego przejazdu przedmitu tzn. ze jedno pryśniecie pistoletu pokrywa cały element toteż malowanie jest bardziej dokładne. A przytoczony pan Henio musi cztery razy ręką machnąć aby pokryć cały element. Następna rzecz podkład. Im jaśniejszy to wiecej razy trzeba kryć aby go nie było widać. Takie pan Henio nie patrzy czy maluje czarnego merca czy niebieskiego fiata toteż przy czarnym musi wiecej warstw nałożyć aby nie było widać prześwitów. Bo jak patrze to przy ciemniejszych kolorach to wszyscy lakiernicy ten sam podkład stosują. No i jak wiecej farby nałozy to juz czujnik powie ze jest wiecej niż ustawa przewiduje i coś na elemencie było robione....
A jesli chodzi o zakup auta to najlepiej jest kupic auto rozbity (2..3 letnie) nie bedzie nas to dużo kosztować i zaprowadzić do dobrego warsztatu blacharsko- lakierniczego aby nam to auto zrobiono. Wiem ze części są drogie ale...wtedy kupując młodego rozbitka widzimy jak był bity i wiemy ze zaprowadziliśmy do zakładu który nam to auto dobrze zrobi. Tak zrobił mój były szef który to kupił tłuczone volvo XC90 i auto wyniosło go ze wszystkim 40tys. Zapłacił spora kasę za zrobienie owego sprzęta ale juz 3 rok jeździ i jest zadowolony z tego posunięcia.
-
bym nie zauważy
to czujnik w rękę i jazda...A na zderzakach to jak sprawdzisz?
-
A na zderzakach to jak sprawdzisz?
Plastikowe zderzaki nie zerdzewieją. A głównie chodzi o to że auto bite szybciej korozja zrzera( o geometrii juz nie bede wspominał bo to inna broszka . Poza tym zderzak zawsze mozna kupic w kolorze auta na szrocie. U mnie na pobliskim szrocie elementy karoseryjne są przetrzymywane w takim stanie ze ich malowac nie trzeba... -
Poza tym zderzak zawsze mozna kupic w kolorze auta na szrocie.
W zbliżonym kolorze co najwyżej -
A jesli chodzi o zakup auta to najlepiej jest kupic auto >rozbity (2..3 letnie)
Mój znajomy zrobił majątek na doprowadzaniu takich aut do jako takiej używalności. Wiecznie coś się w nich sypie, elektronika niedomaga, psują się rzeczy pozornie kompletnie nie związane z wypadkiem. Kupno takiego auta to zawsze loteria, ktoś kto nie ma pojęcia może wtopić kupę pieniędzy a i tak będzie miał kupę złomu. O geometrii nadwozia nie wspominam, bo pozornie niewielkie uderzenie potrafi przesunąć podłużnice. Poza tym koszt doprowadzenia takiego samochodu stanu jak przed wypadkiem jest olbrzymi. Naoglądałem się mnóstwo takich aut, powypadkowych, anglików itp., kupionych i robionych dla siebie a po pół roku szły na sprzedaż, bo wiecznie coś się z nimi działo.
-
Kupno takiego auta to zawsze loteria.
No wiem ze loteria. Akurat ten gość co kupił te Volvo dobrze trafił i teraz śmiga nim non stop. Nie mówie tu o tym by kupywać auto "bez przodu" czy też sedana z którego zrobił sie hatchback. Najlepiej jest kupić lekko bite auto, młody rocznik, wtedy to mozna w niego inwestować. Ja mialem przypadek że też stalem sie posiadaczem bezwypadkowego golfa no i na początku wkład finansowy w te auto był duży, teraz samochód powoli zaczyna sie zwracać. A było też typem auta "funkiel nówka nie śmigany" a że nie ma zbyt dużo elektroniki to jeździ dobrze. Dziwi mnie tylko dlaczego tacy fachowcy w ogóle nie ponoszą kary, nie bity, pierwszy właściciel, mały przebieg...Co za głupota. Ostatnio widziałem ogłoszenie gościa który na allegro wystawił opla vectre B(1999r) i w tym ogłoszeniu było napisane że auto ma 205 tys przebiegu, było bite i specjalne nie jest wypachnione czy umyte. Ale jesli chodzi o zainteresowanie tym ogłoszeniem to było znaczne..