Przy odkręcaniu
korka od baku jest syczenie czy nie?
nie.
no właśnie.. nie ma tego "psyt".. ale zawsze jest i w każdym wozie? Mnie sie wydawało, że w astrze syczało jak już mało w baku było.
Przy odkręcaniu
korka od baku jest syczenie czy nie?
nie.
no właśnie.. nie ma tego "psyt".. ale zawsze jest i w każdym wozie? Mnie sie wydawało, że w astrze syczało jak już mało w baku było.
Mam nadzieję, nie mogę zostać bez samochodu, na inny nie mam szans.
Wnerwia mnie to tym bardziej, ze wystarczający bałagan mam w życiu i najmniej potrzebne mi problemy z wozidłem
Ale tak to już chyba jest w życiu, że jak coś się sypie to wszystko po kolei i na całego. Jak jest dobrze, to aż podejrzane.. bo przecież nie może być "za dobrze".
Tak się nie mierzy
To miało służyć mi tak jedynie orientacyjnie bo odniosłam wrażenie, że coś szybko wyjeżdżam to co nalane.
Dobry pomiar nie może być wykonywany "na oko"
spalania, szczególnie gdy używany jest wskaźnik, a nie miernik poziomu paliwa
w baku
Jeżeli chcesz w
miarę realnie zmierzyć spalanie swojego auta, to zatankuj paliwo pod korek, wyzeruj
licznik dzienny i przejedź dowolną ilość kilometrów, po czym ponownie zatankuj pod
korek.
Im więcej
przejedziesz kilometrów, tym wynik będzie bardziej miarodajny (dokładny).
Tak więc znając
ilość przejechanych kilometrów i zużytej benzyny bezproblemowo obliczysz spalanie
Wskaźnik a miernik.
Zrobię to w przyszłym tygodniu.
Chociaż nie, nie zrobię.. ojciec coś gadał, żeby nie tankować za więcej jak 40zł bo "cośtam".
Stąd takie a nie inne moje wizyty na stacji. Nie lubię tankować co chwila, więc średnio mi to pasuje ale cóż jak "kazali".
Sposób prosty, wykonam jak się już będzie dało.
Od kiedy biopaliwo
zabija auto?
Nie znam się, ale
moim zdaniem wystarczy wymienić zepsute elementy (jeśli się jechało na takim
paliwie) albo je po prostu zlać z baku (jeśli się nie jechało).
Nierozgarnięty zalał bio, ja akurat na stację leciałam z buta,(gadka "ty się skończ szykować a ja w tym czasie zatankuję") więc nie wiem dokładnie czy auto zostało odpalone na tym bio czy ujechane kawalek... w każdym razie jak zaleciałam to bio było już spuszczone, normalne paliwko zalane i sprawca usiłował je przegazować, przepalić czy jak to się zwie.
Całe osiedle było wtedy zasnute białym gęstym dymem, auto jeździło, nie zdechło...ale od tego czasu zaczęło szwankować. Gasło w nieoczekiwanych momentach, wypychało pedał hamulca do góry co nieraz doprowadzało do dość groźnych sytuacji.
Pewnie mimo tego bym się z nim nie rozstawała tylko naprawiła ale akurat z moim przyszłym byłym mężem remontowaliśmy mieszkanie, kasa szła jak woda i pojawiła się okazja od ojca "sprzedam twoje CC, dam ci moją astrę, sprzedam swojego passata i kupię sobie coś innego", więc myśląc perspektywicznie, łącznie z powiększaniem rodziny zdecydowałam się na taki interes.
W końcu dostaję fajne, sprawdzone, większe auto a nic mnie to nie kosztuje jak tylko pozbyć się sentymentu do Cintola.
Sprzedaj Tico i kup
w tej samej cenie CC Sporting lub SC
Z wielkim
zainteresowaniem będę śledził Twoje opinie z eksploatacji i napraw tych
samochodzików
Mój drogi, nigdy nie pisałam, że auto innej marki w tej samej cenie będzie super igła :]
Musisz sobie
uświadomić fakt, że skoro kupiłaś zaniedbane auto praktycznie w cenie złomu to nie
możesz oczekiwać niezawodności i bezawaryjnej jazdy.
Dotyczy to nie
tylko Tico, ale każdego samochodu
Tu był mój błąd, że ja tego auta nie widziałam w ogóle, nie jechałam nim itd. Zaufałam ojcu, którego słowa na temat tego auta przytaczałam wyżej.
Wiesz, ja mam teraz
dwa Ople, tzn. Astrę F i Corsę C.
Szczególnie z Astry
jestem zadowolony, bo jest w moich rękach już 13 lat.
Napiszę Ci jedno,
sąsiadka na tym samym parkingu co ja też parkuje Astrę (nawet rok młodsza) i bym
tego Opelka za darmo nie chciał.
Wystarczyło, że
kilka razy w ramach sąsiedzkiej pomocy wymieniałem w niej kilka rzeczy, jak
amortyzatory, sprężyny, uzupełniałem wyciekające płyny itp.
Auto jest
zaniedbane, rozklekotane, wymagające naprawdę sporych nakładów pracy, a przede
wszystkim zadbania. Jak pisałem wyżej, je tego auta bym nie chciał za darmo.
Też Astra służyła mi długi czas i była świetna.
I konkluzja na
koniec, to że trafiło się na zaniedbany i niesprawny egzemplarz nie oznacza, że sam
samochód jest zły
Tego też nie powiedziałam.
To, że ja mam kupę złomu, nie znaczy, że każdy tikacz jest kupą złomu.
Tak do ogółu
Nie unoście się Panowie tylko czytajcie dokładniej i nie nadinterpretujcie.
Czasami bywają
Za wspomniane 3.000
zł też autko nie byłoby sprawne, moim zdaniem byłoby w podobnym stanie jak tico,
tylko o klasę/segment wyżej...
Wydać 3tys i kupić złomowate CC sporting to musiałby być nie lichy interes.
Moje CC było w pełni sprawne, nie wymagało żadnych nakładów finansowych.. dopóki roztargniony koleś nie zatankował mi do niego biopaliwa :]
Był supersprawny a nie kosztował nawet połowy tej kwoty.
Tak pytam o tę kontrolkę rezerwy bo ojciec się upierał, ze świeci. Ja jednak wole już uważać na to co mi on podaje.
Moje wyliczenia nie są precyzyjne ale tankowałam zawsze kiedy końcóweczka wskazówki zaczynała włazić na czerwony paseczek rezerwy. Ta sama kwota, wskazówka w tym samym położeniu a różnica niemal 50km, więc chyba wychył wskazówki byłby znacznie inny od poprzedniego.
Apropo prawiedarmowej jazdy.. tu chyba tez nie jest różowo
Tankowałam za 40zł, zrobiłam 147km, zatankowałam za 40zł, zrobiłam 100km. Przemierzam stałe trasy, więc i spalanie powinno być chyba podobne, tankuję na jednej stacji.
Teraz spaprałam sprawę bo zatankowałam tylko za 30zł, więc moje wnioski (o coraz większym spalaniu)będą guzik warte.
I nie ufam kontrolce rezerwy. Jeszcze mi nie zaświeciła.. i nie wiem czy w ogóle świeci. Przyjmując, że żaróweczka jest okej to w tym pojeździe chyba powinna być taka sygnalizacja.
Niby mogłabym wozić w bagażniku kanisterek i śmiało to sprawdzać ale nie mam tam miejsca.
Moje motoryzacyjne marzenia tez nie są jakoś wygórowane, w takie CC sporting chętnie bym ładowała kasę bo bardzo lubiłam ten samochód, dobrze mi się jeździło, na spalanie nie narzekałam, wygodny, dla mnie super, chętnie do niego bym powróciła. Seicento pewnie to samo tylko "nowsze, zaokrąglone", ani mnie ziębi, ani grzeje.
A autem nieosiągalnym dla mnie od lat jest Opel Tigra, więc też nic luksusowego. Nie wiem jak się prowadzi ale opelki znam, nie narzekałam i podoba mi się.
A w tikaczu zeżarte drzwi akurat najmniej mnie obchodzą, mogą być nawet ażurowe.
Oj coś czuję, że
ktoś się tu zaraz lekko wzburzy...
Gusta są różne, jak ktoś świata nie widzi poza Tico, proszę bardzo, może być z nim najszczęśliwszy i nic mi do tego.
Mnie jak narazie nie zauroczyło, kiepsko byłam do niego nastawiona od początku ale zdanie zawsze mogłam zmienić kiedy zaczęłam go użytkować. Jedyną rzeczą jaka w nim działa bez zarzutu to pasy bezpieczeństwa.
Z resztą jakiekolwiek auto z taką sprawnością to dla mnie koszmarek.
Nie twierdzę, że każdy jeden Tikacz to złom
Wiesz co.. bez względu na cenę jak ktoś mi mówi - własny, prywatny, rodzony ojciec - "dobry jest, elegancko chodzi, drzwi ma lekko zardzewiałe od dołu ale to na wiosnę się zakonserwuje i będzie dobrze" ... to spodziewam się czegoś co jeździ przynajmniej na tyle sprawnie, że nie zagraża życiu już w momencie wsiadania.
A intuicja mi mówiła, że lepiej na raty wziąć coś innego, coś z czego ja będę zadowolona, coś co mi się będzie podobało... niekoniecznie super brykę za dziesiątki tysięcy ale za 3 już bym kupiła samochód dla mnie idealny, sięgając niżej już za 2.
Tak wtopiłam kasę ciułaną z wielkim bólem w małego koszmara bez przyszłości.
Z olejem też mu coś dolega bo pod sobą zostawia plamę. W piątek ojciec go bierze na podnośnik i coś będzie dłubał, lista zastrzeżeń jest długa. Aż się boję co on tam wymodzi, on nagrzebie, coś niby zrobi a ja potem jeżdżę jako królik doświadczalny.
Ja przegląd mam, po prostu dowód tymczasowo wydawany stracił termin ważności 2go marca. W urzędzie czeka na mnie nowy, stały, tylko muszę tam zajechać i odebrać... ale moje lenistwo nieco to odwleka :]
I moi drodzy Panowie, Tikacz chyba się wystraszył, że będę w nim dłubać i wieczorem odpalił od kopa, zaburczał tylko złowieszczo, zatrząsł, wskoczył na wysokie obroty, wydzielił niepojęte ilości białego dymu.. współczuję moim sąsiadom jak im tak po oknach czadzę ... i pojechał
Rano o 7:00 również bezproblemowo.
Na mój babski rozumek obstawiałabym, że to jednak ta wilgoć. Gdyby coś było zepsute, zsunięte, odkręcone, poluzowane itd to samoistnie by się nie naprawiło i problem byłby nadal.
Zdjęcie mam zachowane, więc w razie nawrotu choroby będę wiedziała co robić. A przynajmniej tak mi się wydaje
Dziękuję Ci bardzo.
To po prostu wystarczy zdjąć - nie trzeba tam nic odkręcać? - i osuszyć, założyć jak było
Dziś po ciemku chyba nie zrobię tego (latarnia nie doświetla zbyt dobrze) ale może jutro się uda wychylić za dnia z mojej jaskini.
Panowie.. mam iście babską prośbę
Jako, że jestem na wojennej ścieżce z ojcem i nie mam pod ręką iście męskiego mężczyzny to muszę ja być męska i sama tam grzebnąć.. maskę otworzę.. i co dalej gdzie ta kopułka i te kable? Może ktoś miałby chęć zrobić zdjęcie bebechów i jakoś mi to zaznaczyć?
Tak poza tematem.. nie wiecie ile kosztować może jazda bez ważnego dowodu rejestracyjnego? Tymczasowy się skończył a nowy jeszcze w urzędzie na mnie czeka i tak się waham czy droga taka wpadka i czy mobilizować chęci do odwiedzin wydziału komunikacji.
Tylko, ze wczoraj było sucho. Mieliśmy piękny iście wiosenny dzień, Tikacz nigdzie nie wyruszał, więc miał czas na schnięcie i nigdzie się nie moczył
Nocna wycieczka zaliczona. Tikacz odpalił jak ostatnio ma w zwyczaju w wielkim bólu.
Mimo gazowania na sucho. Co zauważyłam dodatkowo a nie wiem czy to powiązane ściśle czy nowy zwiastun kolejnej usterki - jak już wreszcie odpali, potrzęsie się, powarczy chwilkę to piszczy jak to się zwie.. pasek klinowy o!
Wyjeżdżając temperatura była raczej na plusie a wracając był na pewno mróz, jakby tak czasem coś miało od tego zależeć
I nawet uświadomiłam sobie, ze mój znajomy miał w CC podobny problem, tyle, ze u niego bardziej zaawansowany i bez piszczenia. Chcąc wyjechać gdziekolwiek schodziło nieraz 10 minut na odpalanie. Cintek w końcu zapalał i jeździł normalnie. Znajomek wiązał to z wilgocią, opadami ale po jakimś czasie ta teoria legła w gruzach. Był u mechanika.. tylko co to on miał tam do wymiany.. gaźnik ?
no tak, nigdy jakoś nie widziałam bab zlatujących się na pomoc mężczyźnie ze zdechłym autem
i żeby nie było, że jesteśmy podłe, ja pomagam.
paliwo zawsze tankuję na tej samej stacji, więc chyba mało prawdopodobne. Zobaczymy, kuźwa, wyjechać muszę. To jest ten plus tikacza, że go popchnę sama i z górki odpali. Do picasso jak mi się rozkraczyła potrzebowałam dwóch chłopów zwerbowanych z przystanku jeszcze trzeci ochotnik leciał ale odpuścił w połowie drogi
Panowie.. mam pytanie co do odpalania
Do tej pory odpalałam Tikacza od kopa, bez problemów... po jakimś czasie odpalałam tak samo ale zaczął dziwnie burczeć i warczeć, po chwili się normował i kręcił jak zwykle. Od 2 dni odpalam go z trudem, czy zimny czy ciepły, kręci i kręci, mało klucza nie złamię w stacyjce z łaską odpala, ratuję jego życie lekkim dogazowywaniem i można jechać.
Czy to może być wina tego, ze nigdy nie odpalałam go sposobem "kilka pompek gazu na zgaszonym i dopiero odpalanie" ?
Dziś muszę wyruszyć w nocną podróż i spróbuję tak odpalić jak opisujecie, może pomoże.
Nie popadajmy w
paranoję, bo niedługo z domu będziesz bała się wyjść
Spokojna o to głowa, problem mnie jest do domu zaciągnąć
Uwielbiam jeździć, cokolwiek by to było i o ile swoim zadkiem mogę się nie przejmować to jednak syna wolę wozić czymś bezpieczniejszym. (tylko błagam, nie rozważajmy bezpieczeństwa w tico a w picasso)
W domu też źle bo ponoć najwięcej wypadków zdarza się własnie tam
A to się nożem dziabniesz, a to pod prysznicem fikniesz itd.