Wczoraj miałem niezły przypadek a dokładnie mój Tata...w nocy koło 23 po pracy mój tata normalnie odpalił samochód i mówił że wyszedł skrobać szyby, nagle samochód zaczął przerywać i zgasł, później już nie odpalił. Nie próbował już kolejny raz ani nic, nie grzebał bo było zimno i poszedł do domu. Dzisiaj rano pojechaliśmy zobaczyć czy odpali i odpalił ale znowu pochodził chwile i znów gasł...wyglądało na to że nie dostaje paliwa lub prądu na wszystkie świece, szarpało samochodem i przy tym czuć było paliwo - cóż doszliśmy do wniosku że nie będziemy grzebać na zimnie więc go z holowaliśmy do domu...dojechaliśmy do domu nie wspomnę że na skrzyżowaniu strzeliła nam linka...i tata stanął zaraz za samochodem patrzy a tłumik jest zatkany śniegiem...więc go przetkaliśmy i jak ręką odjął...
Pewnie na parkingu dojechał sobie za bardzo do zaspy i śnieg dostał się do tłumika trochę przytopił i momentalnie zamarzł w takiej temp.
Może to nie jest poważny problem ale może się zdarzyć każdemu, więc uważajcie jak cofacie żeby wasza purkawka nie znalazła się w śniegu...bo będzie kuku