...po ok 10 min. ..na horyzoncie ukazało sie Renault kombi z lat 70tych..ktore doskonale odzwierciedlało jakość wykonywanych prac przez pana spawacza Jasińskiego.
Zbliżył się do autka zerknął na wyrobioną śrube i stwierdził optymistycznie :
"jak ja tego k..... nie odkręce to nikt tego nie odkręci.. jedziemy do mojego warsztatu"
mechanicy szybciutko podokręcali 5 śrub ktore były odkręcone..coś tam pozakladali na gażnik... i juz jade za spawaczem.
Pomijajac ze silnik buczał jak traktor od Masseya Fergussona
jakos udało mi sie dojechać pod tajemny garaz spawacza.I
rozpoczelo sie spawanie..
tysiace iskier... blyskow i przekleństw..
i udało sie ... do głowki jest przyspawana piekna sruba.. troszke zardzewiala ale jest..
Jasniski bierze klucz zaciska na przyspawanej srubie i zapiera sie z calych sil... widze jak powoli opada z sil ...a sruba ani drgnie...
krzyczy: " co jest do k... nędzy "
Ja od okolo 20 minut jestem w stanie smierci klinicznej - blady , przestraszony i potwornie glodny (nic nie zjadlem bo mialo to trwac 30 min)
Spawacz dochodzi do wniosku ze 1 przyspawana sruba to za malo ...bo sie gnie ...wiec spawa druga rownolegle do niej..
znowu snop iskier i przeklenstw..
jest - mamy juz podwójną srubę przyspawana do małej głowki ..i znowu próby odkrecenia i nic ...
Jasninski stwierdza ze ma gdzies klucz taki z metrowym ramieniem i jak on nie odkreci to koniec...
Zacisnął klucz zaparł sie i trach ...sruba pusciła !!!!
NIe wierzylem wlasnym oczom jak wreczal mi obrobioną srube na pamiatke...
Wracam do serwisu .. mija 6 godz.. mechanicy pochowani za filarami niecierpliwie zerkaja czy jade...
Wysiadam i resztkami sił mowie ze sruba odkrecona i mozna sie brac do roboty..
Siadam na krzesle.. troszke sie uspokoilem .. ehh czuje radosc ze to sie tak skonczylo...
po okolo 15 min.. zerkam w strone mechanika ktory cos tam grzebie tym kluczem z grzechotka ...jakby mial jakis problem....
podchodze i wydaje mi sie ze to juz bylo...widze jak obraca tym samym kluczem dookola jak młynkiem...
Mowie : "co jest"
a mechanik: "zapomnialesmy chyba odkrecic jedna srube ...i sie tez wyrobila "
Dobrze ze jestem czlowiekiem naprawde spokojnym bo kazdy inny na moim miejscu zatrzasnal by klape razem z palcami tegoz mechanika.
'jak to k.. jest mozliwe skoro odkrecilismy wszystkie oprocz jednej." powiedzialem juz ostro..
mechanik : " musielismy zapomniec"
teraz sprawy potoczyly sie bardzo szybko...
wsiadlem do samochodu zatrzaskujac drzwi z sila Pudzianowskiego, wyklinajac kogo sie dało.. podjechalem pod Jasinskiego .. i mowie:
" Patrz Pan co oni robia.. niszcza sruby jedna po drugiej..ratuj pan"
A on .".ale tu nie ma dostepu (sruba srodkowa z tylu)
no i paliwo tu jest ..wypierd.... w powietrze"
Mowie :"spawaj pan niech sie dzieje co chce"
przykryl jakimis szmatami i spawa ...i przyspawal
tylko troche spaw zaszedl na pokrywe ehhhhh
do mnie mowi : "Ty pchaj klucz a ja bede uderzal po spawie z boku..."
ja pcham z calej sily ..on napieprza mlotem... i trach...
puscila sruba ...
to byl cud..
kiedy wrocilem do warsztatu ..nie pamietam dokladnie co sie dzialo .. wiem ze chlodzili auto, potem niby regulowali te zawory ..starali sie opowiedziec jakis dowcip...ale dla mnie to juz sie nie liczylo...chcialem dotrzec do domu, zjesc cos i polozyc sie spac...w koncu dzien chylil sie ku zachodowi ....ehhh
Mam nadzieje ze nikogo z was nie spotka taka historia ..wydawaoby sie abstrakcyjna ...niestety te wydarzenia mialy miejsce okolo 3 tyg. temu i sa opisane bardzo wiernie..
na priv moge podac gdzie miesci sie warsztat ...aby zapobiec ewentualnym kolejnym katastrofom <img src="/images/graemlins/smile.gif" alt="" />
pzdr