[b]Wiem, że kilku z Was przyjeżdza, a właściwie to przyjeżdzało do Radomia na KJS'y i troszeczkę poznali się na prawdziwym obliczu AR (Rogaś chyba sam się reklamował z łopatą na najbliższe odśnieżanie <img src="/images/graemlins/gris.gif" alt="" />)
Jeśli kogoś by interesowało polecam przeczytać poniższy tekst, mówiący o "złotej" działalności władz AR.
Autorem tekstu jest Robert Siewczyk, były pracownik AR.
Cytat:
Prezes AR - Aleksander Gajewski - traktuje ten Klub i pracujących w nim pracowników jak swoją własność i wie, że ze względu na ciężkie warunki na rynku pracy może pozwolić sobie na bardzo dużo wobec podwładnych a Ci by nie stracić pracy i móc wyżywić rodzinę będą musieli się temu poddać. Jeżeli ktoś się nie godzi na jego metody, żądania ukryte pod płaszczem "chciałbym aby zrobił(a) pani/pan dla mnie przysługę" - kończą jak Jerzy Stobiecki, mój poprzednik na stanowisku pracownika Działu Sportu. Za najmniejsze przewinienie jakie popełnił był szykanowany, każde jego potknięcie czy niedopatrzenie było piętnowane i karane naganą (jak np.: lekko uszkodzony fragment trawnika na torze po imprezie "Jazda z poślizgiem" w 2004 roku). Ja sam wielokrotnie organizując tego typu imprezy zapoczątkowane przez pana Stobieckiego zostawiałem tor w gorszym stanie niż on. Było to spowodowane tym że nie każdy kierowca panuje w pełni nad samochodem który jedzie po śniegu czy lodzie i musi ratować się ucieczką na pobocze i trawnik. Jednak ja nigdy żadnej reprymendy nie dostałem - ani ustnej ani na piśmie. Skoro już mówię o tych imprezach - w ciągu 2,5 roku zorganizowałem ich kilka tego typu imprez (Jazda z poślizgiem, Poślizg kontrolowany, Mini Sprint) i tylko na dwóch pojawił się pan Gajewski. Jedyne co jego interesowało to pieniądze i kasa. Czyli ile z tego będzie miał Klub. Nie interesowało go to czy uczestnicy dobrze się bawią, czy tego typu imprezy poprawiają ich umiejętności jazdy i kierowania samochodem, nie ciekawiło go jak zmienia się wizerunek Klubu w mediach czy w środowisku motoryzacyjnym Radomia. Najważniejsza była tylko KASA. Gdy wpadłem na pomysł przeprowadzenia imprezy otwartej dla wszystkich chętnych pod nazwą "Mini Sprint" (czyli ustawione 2-3 próby na torze jechane na czas, zwycięzcą zostaje osoba z najmniejszą sumą czasów) to od razu miałem narzucone przez dyr. Gajewskiego że "mogę robić te imprezy ale pod warunkiem że przyniosą min. 300 zł zysku". Zaczął mi wyliczać że utrzymanie toru kosztuje dziennie 300 zł i że tyle ma każda impreza przynosić zysku. Gdy zacząłem argumentować że jeżeli tor i tak stoi dzień w dzień pusty i niewykorzystany to ja robiąc imprezę i przynosząc choćby 1 zł zysku to jest to o 1 zł więcej niż zwykle. Niestety taka argumentacja go nie przekonała, czym pokazał że woli jak tor stoi pusty i nic się na nim nie dzieje niż miałby przynieść np.: 150 czy 200 zł zysku. Nie mówię już nawet o poprawieniu wizerunku AR poprzez organizowanie tego typu imprez i choćby w małym stopniu wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom sympatykom motoryzacji w wydaniu sportowym mieszkających w Radomiu.
Z czasem okazało się że "prośby" dyrektora noszą znamiona wykorzystywania stanowiska i mobbingu. Dostawałem"prośby" by podwozić córki dyrektora firmowym samochodem, wykorzystując do tego celu także paliwo zalane do niego za które płacił oczywiście Klub. Robiłem za "szofera" by podwieźć je do szkoły, na uczelnie, na korepetycje, do domu p. Gajewskiego itp. Najpierw córka dyr. dzwoniła do niego i informowała że nie zdąży/nie chce jej się jechać autobusem po czym trzeba było ją podwieźć. Przecież jak ma się tatusia prezesa to czemu nie? Jednak moja ilość przejażdżek jako szofer jest i tak znikoma w porównaniu z instruktorem nauki jazdy, panem Krzysztofem Ciukiem. Można powiedzieć że to był jego drugi etat w Klubie. Większość instruktorów (wspomniany Krzysztof Ciuk, Joanna Telus, Dariusz Duralski - oczywiście za paliwo nikt im nie zwracał) byli wykorzystywani również do tego by jeździć i płacić rachunki dyr. Gajewskiego - za prąd, za CO, za wode, za telefon itp. - wszystko to na co dyr. Gajewski "nie miał czasu", albo po prostu ochoty. Wolał się wyręczać innymi. Rachunki płacili także portierzy, wykorzystując do tego oczywiście firmowy samochód. Oprócz tego byli oni wykorzystywani przy przeróżnych pracach w jego domach (jednym starym i jednym nowo wybudowanym). Portierzy: Mieczysław Szafrański czy Wiesław Szymański wielokrotnie jeździli z nim czy nawet bez niego do jego mieszkań by coś przykręcić, naprawić, ustawić itp. Oczywiście to wszystko w godzinach ich pracy - przez co Klub wielokrotnie zostawał bez portiera nawet na kilka godzin dziennie.
Jedną z najbardziej nieprawidłowych rzeczy z jaką się zetknąłem było branie zaliczki przez dyr. Gajewskiego, kupowanie za to rzeczy do swojego mieszkania lub dla siebie (garnitury, firanki, listwy podłogowe itp.) i rozliczanie tego na Klub. Oczywiście aby to miało miejsce o takim procederze musiały wiedzieć jeszcze co najmniej dwie osoby - gł. księgowa Małgorzata Golińska która zatwierdzała takie zakupy pod względem księgowym oraz Grażyna Skorża (kierownik administracyjny) która zatwierdzała pod względem formalnym. Cala trójka uzgodniła to w ten sposób że Gajewski kupuje rzeczy do domu, obie panie potwierdzają na zaliczce i fakturach że zostały one zakupione dla AR i wykorzystane w AR. Dzięki czemu dyr. Gajewski, mimo że zarabia ponad 3.000 zł do ręki + comiesięczna gratyfikacja za to że jest w Zarządzie Wodociągów Miejskich to wykorzystywał Klub i jego środki finansowe by zrobić dla siebie za darmo zakupy. A ja przez rok czasu chodziłem do niego i prosiłem o aparat cyfrowy za 800 zł by móc robić zdjęcia na imprezach organizowanych przez Klub oraz np.: robić zdjęcia nawierzchni prób przygotowywanych na Popularne Rajdy Samochodowe i umieszczać je potem na stronie internetowej przed Rajdem, by uczestnicy mogli przygotować odpowiednio swoje auto na Rajd (opony, zawieszenie itp.). Tak robi większość Klubów, niestety nie A. Radomski. Pieniędzy nie było na aparat cyfrowy, na fotokomórkę - ale były na garnitur (zakupiony na fakturze jako ubranie robocze dla portierów) czy na firanki (zakupione w grudniu do motelu, który od października przestał funkcjonować).
Podane przeze mnie zakupy to tylko niewielka część o której udało mi się dowiedzieć, bo każdy jeden taki przekręt jest szczelnie maskowany i trzymany w tajemnicy, by nikt się o nim nie dowiedział. Jedną z tego typu faktur znajdziecie Państwo jako załącznik do tego opisu. Należałoby się też spytać co z "krycia" przekrętów Gajewskiego ma księgowa. Odpowiedzią może być albo wysoka pensja (ponad 2.000 zł na rękę) albo też szereg przywilejów i pobłażliwość Gajewskiego wobec jej niekompetencji).
Dyr. Gajewski zamontował sobie w domu dostęp do Internetu (Neostrade). Oczywiście comiesięczne rachunki płaci A. Radomski, a nie on. Gdy w 2004 roku zorganizował przyjęcie urodzinowe dla swoich kolegów i znajomych w Kawiarni Klakson znajdującej się na terenie A. Radomskiegi (właściciele Kawiarni dzierżawią obiekt od Klubu) to cały koszt tej imprezy pokrył A. Radomski, a nie on sam. Oczywiście może mówić że to były koszty reprezentacyjne, tylko niech powie od razu co udało mu się dzięki tej imprezie uzyskać od zaproszonych gości (poza kilkoma litrami znakomitej wódki i whisky i paroma krawatami, które dostał jako prezenty).
Wobec dyr. Gajewskiego prowadzone jest postępowanie przygotowawcze w prokuraturze w sprawie m.in.: fałszowania protokołów wręczania nagród. Czyli sponsor dawał np.: radio i telewizor, nagrodzony (np.: 2 miejsce w zawodach kartingowych rozegranych w Radomiu w klasie Rok 125) odbierał radio bo tak miał wpisane na protokole, podpisywał odbiór radia, a potem po imprezie dopisywało się do protokołu słowo "telewizor" i formalnie nagrodzony odebrał radio i telewizor, ale tak naprawdę telewizor zabierał np.: pan Gajewski.
Innym przykładem "prośby" jest wykorzystywanie mojej osoby do sprzedawania przedmiotów na serwisie aukcyjnym allegro. W ciagu 2,5 roku pracy sprzedałem ponad 200 przedmiotów na łączną kwotę ok. 15.000 zł. Zajmowałem się wystawieniem przedmiotu na allegro, kontaktem z kupującym, wysyłką przedmiotu. Gajewski tylko dzwonił do banku i sprawdzał czy wpłynęły pieniądze na konto. Mam większość dowodów nadania paczek i przesyłek, hasło do jego loginu na allegro więc nie ma problemu żebyście mogli się przyjrzeć temu osobiście.
Okazuje się że pan Gajewski jest Prezesem Zarządu, czyli jego przedstawicielem. Tak naprawdę Zarząd A. Radomskiego nie ma pojęcia o niczym co się dzieje w Klubie ponieważ nikt z Zarządu nie zostanie dopuszczony do żadnych informacji, które stawiałyby w niekorzystnym świetle Gajewskiego. Na Zarządzie mówi się tylko o tym co dobre, o planach itp. W skład Zarządu A. Radomskiego wchodzą:
Aleksander Gajewski - prezes
Wojciech Bilewski - vice prezes
Kazimiera Rutka - skarbnik
Włodzimierz Wolski - członek prezydium
Jerzy Sokołowski - członek prezydium
Erazm Kawczyński - przewodniczacy Komisji Sportowej
Karol Jankowski - przewodniczacy Komisji Klubowej
Edyta Tuźnik- Kosno - przewodniczaca Komisji BRD i Ochrony Środowiska
Henryk Rokoszny (właściciel kawiarni Klakson)
Jedynym członkiem Zarządu którego stać na krytykę działania dyrekcji AR jest pan Wolski, który jako jedyny zareagował po ukazaniu się w Echu Dnia artykułu o zatrudnieniu w Klubie 2 egzaminatorów wyrzuconych z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Radomiu za łapówki (artykuł załączam). Reszta Zarządu nie widziała w tym nic złego albo wręcz nie interesowała się tym. Zresztą po co mieliby to robić skoro ani pan Jankowski czy Rokoszny, nie mówiąc już o pani Rutce są gośćmi w Klubie tylko wtedy gdy jest posiedzenie Zarządu. Nie uświadczymy ich na żadnej imprezie organizowanej przez Klub, wiec pierwsze pytanie jakie się ciśnie na usta to: "po co oni są w Zarządzie skoro nie uczestniczą w życiu Klubu?". Odpowiedź jest banalnie prosta - bo to są znajomi Gajewskiego wybrani pod presją na ostatnim walnym zgromadzeniu delegatów. Wybory jakie odbyły się w Klubie to już zupełnie inna historia (niezgodność ze statutem PZM, naciski, wywieranie presji, kurczowe trzymanie się stołków przez Gajewskiego i Bilewskiego, ludzie wybrani do Zarządu (którzy nie są jego pracownikami) kompletnie nie interesują się sportem i Klubem (z wyjątkiem Włodzimierza Wolskiego). O szczegółach wyborów, uchybień i układania przez Gajewskiego wszystkiego tak by zostać ponownie wybranym możecie dowiedzieć się więcej od Darka Duralskiego. Ludzie którym naprawdę zależy na sporcie na poprawieniu wizerunku A. Radomskiego w Radomiu i regionie zostali odsunięci od prawa głosu w głosowaniu. A przecież to jest Walne Zgromadzenie... Wracając do tematu Zarządu - nie jest on w stanie skutecznie zmienić czegokolwiek skoro części z jego członków nie zależy na Klubie, a część jest zadowolona ze stanowisk i pensji jakie mają więc po co coś zmieniać? Można się ich spytać czy ktokolwiek wie o tych przekrętach Gajewskiego które opisałem, albo czy chociaż wiedzą ile KJS'ów (Rajdów Samochodowych dla amatorów) zorganizowaliśmy w tym roku. Ciekawe czy będą wiedzieli?
Podstawą działania A. Radomskiego jest statut. Jednak jest to lista pobożnych życzeń, bowiem już dawno Klub działania wg zasad ustalonych przez dyr. Gajewskiego. A zasady są proste: wszystko ma przynosić kasę i każdy ma robić to co mu mówię bo inaczej straci etat. Ten człowiek nie reprezentuje już członków Klubu tylko uznaje Klub za swoje własne pole do popisu, poparte nieograniczoną władzą i możliwością darmowych zakupów i bankietów za klubowe pieniądze. Nawet sprawdziany na karty rowerowe i motorowerowe dla dzieci i młodzieży od 2005 roku są płatne! Bo oczywiście dzieci zarabiają to mają pieniądze, i oczywiście jeżeli chcą się czuć bezpiecznie na drodze i być w zgodzie z obowiązującym prawem to musza mieć kartę rowerową/motorowerową. Wiec czemu Automobilklub Radomski, którego statut §14 punkt 5 mówi: "Prowadzenie szkolenia motorowego i różnorodne działania w zakresie doskonalenia techniki poziomu bezpieczeństwa ruchu drogowego i podnoszenia kultury wiedzy motoryzacyjnej" oraz §13 punkt 10: "Prowadzenie działalności wychowawczo - szkoleniowej dla dzieci i młodzieży w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego, wychowania komunikacyjnego i sportów motorowych" chce czerpać korzyści z działalności statutowej, która jest działalnością non-profit? Czemu każe się płacić dziecku za to że chce ono dbać o swoje bezpieczeństwo i życie? Czy to jest moralnie właściwe? Przecież A. Radomski prowadzi działalność gospodarczą, która generuje zyski, a te powinny być wg statutu przekazywane na działalność statutową. Poza tym koszt egzaminu na karty rowerowe dla jednego dziecka to jedna kartka papieru. I to wszystko. No chyba że dziecko użytkując przez 3 minuty egzaminu praktycznego rower i kask będący własnością AR strasznie obciąża jego amortyzację
Zatem statut to fikcja. Każda impreza organizowana przez Klub musi przynosić zysk. Inaczej nie ma zgody na jej realizację. Nie ma możliwości by zorganizować imprezę bez wpisowego, by np.: za darmo poduczyć ich w jeździe po śniegu czy lodzie, nie ma możliwości by kupić nagrody dla uczestników Rajdów Samochodowych KJS bo cała kasa musi iść do Klubu.
W roku 2004 i 2005 koszt udziału dziecka w szkółce kartingowej wynosił 100 zł. Za tę kwotę dziecko przez pół roku miało: 12h zajęć teoretycznych, 12h zajęć praktycznych (warsztat itp.) oraz 7h jazdy gokartem po torze. W roku 2006 koszt szkółki wzrósł "dzięki" decyzji dyrekcji AR do kwoty 500 zł (!!). Efektem tego jest ilość osób jakie będą w szkółce w 2006 roku - słownie JEDNA osoba (do tego z miasta Końskie, nie z Radomia). Przerzucono na rodziców cały koszt szkolenia dziecka - począwszy od zakupu benzyny, opon - a skończywszy na zakupie płynu hamulcowego. Najciekawsze jest to że z dotacji jaką otrzymał Klub od Urzędu Miasta zakupiono opony do szkółki, a mimo to rodziców obciążono kosztem zakupu opon (te które są na pewno wystarczą na szkółkę). Czemu to uczyniono? Oczywiście w celu ... zysku. Rodzic płaci, kasa leci, Gajewski zadowolony. A jaki jest tego efekt? Efektem jest sekcja składająca się z 1 członka z Radomia, oraz 2 z Warszawy. Z czego ta dwójka z Warszawy nie ma żadnego wsparcia w A. Radomskim i wszystko finansuje sobie sama.
Gdy Tomasz Pawelec, założyciel i przewodniczący klubu zrzeszającego miłośników jazdy off road 4x4 przyszedł do A. Radomskiego by porozmawiać o budowie toru off-roadowego na Konikówce, wyszedł po 10 minutach nawet nie przedstawiając celu wizyty. Od razu zorientował się z kim ma do czynienia i wolał skierować się do PTTK nie mającego przecież praktycznie nic wspólnego z samochodami by uzyskać potrzebne wsparcie dla swojego pomysłu. On sam z chęcią zda wam relację z tego - jego nr to 691-839-544.
Gdy do Dyrekcji A. Radomskiego wpłynęło 28.06.2005 roku pismo od 15 osób chętnych by na wzór Warszawy, Kielc czy Tomaszowa Mazowieckiego stworzyć Sekcję KJS zrzeszającą sympatyków sportów samochodowych biorących czynny udział w KJS'ach w Radomiu i województwie, to na obrady Zarządu ich pismo trafiło dopiero we wrześniu (!!!) - 3 miesiące później. Gdy następnie zostali oni zobligowani do przygotowania spotkania konstytuującego to musieli czekać 3 tygodnie aż z-ca dyr. Bilewski zgodzi się z nimi spotkać, by na spotkanie które odbyło się 20 listopada pan Bilewski przyszedł w ogóle! Mimo to chętni do sekcji KJS przygotowali protokół z tego zebrania i przedstawili go Bilewskiemu, a ten miał go przedstawić na najbliższym prezydium które odbyło się 21 grudnia 2005 roku. Nie uczynił tego, po raz kolejny lekceważąc Sekcję KJS. Cała sprawa trwa pół roku, bo ze strony Klubu nie ma chęci by utworzyć taką sekcję jaką mają Warszawa czy Kielce, gdzie zapaleńcy sportów motorowych na zdrowych i naturalnych zasadach współpracują z Automobilklubem Polskim, Rzemieślnik czy Kieleckim. W Radomiu jednak dyrekcja Automobilklubu rzuca kłody pod nogi ludziom którzy chcą coś wspólnie osiągnąć i zadziałać. W tym miejscu nie ma sensu nawet przytaczać statutu AR, bo jeżeli ktoś przychodzi do Klubu z otwartymi rękami, ogromnymi chęciami i mobilizacją, chce reprezentować AR, być jego członkiem który chce coś zrobić dla Klubu na arenie Rajdów Samochodowych - w zamian za zniżkę w wysokości 20 zł na wpisowe na Rajd oraz umożliwienie treningów na torze 2 razy w tygodniu po 3h - a Klub rzuca kłody pod nogi i jest niechętny takiej inicjatywie, to nawet najwięksi zapaleńcy mogą stracić zapał jeżeli traktuje się ich w ten sposób. Klub tylko krytykował Regulaminy składane raz za razem przez przewodniczącego Sekcji KJS, wymagał coraz to nowych załączników, szukał dziury w całym by jak najbardziej opóźnić moment powstania sekcji i tym samym liczyć na to że ludzie się zniechęcą i zarzucą pomysł. Bo widać A. Radomski nie jest dla ludzi, tylko ludzie dla AR, bo widać skoro się dostaje po kilka tysięcy złotych miesięcznie, ma się kilku pracowników którzy opłacają rachunki, są wykorzystywania jako szoferzy albo sprzedawcy jego rzeczy na serwisie aukcyjnym to po co komu Rajdy Samochodowe, imprezy sportowe itp.. Lepiej żeby się nic nie działo w Klubie, rządzić tymi którzy tu pracują i cieszyć się z ciepłej posadki.
Cała ta sytuacja doprowadziła do tego ze Automobilklub Radomski jest całkowicie ignorowany w mediach i środowisku motoryzacyjnym Radomia. Tylko dzięki Kubie Wysockiego i Maćkowi Kluzińskiemu (naszym licencjonowanym kierowcom rajdowym, którzy bez wsparcia Klubu - nie licząc wspaniałomyślnych 50% pokrycia kosztów uzyskania licencji, czyli kwoty w wysokości 250 zł na osobę - uzyskali 3 miejsce w Pucharze Polski w klasie N3) ukazują się artykuły w mediach. Nikogo nie interesuje Automobilklub Radomski, instytucja postrzegana przez media, środowisko motoryzacyjne, sympatyków sportów motorowych w Radomiu i woj. mazowieckim jako miejsce gdzie stare zgredy siedzą na stołkach i napychają swoje kieszenie, często działając wbrew prawu (np.: proces W. Bilewskiego, v-ce prezesa AR, oskarżonego o poświadczenie nieprawdy czy słynny już proces o defraudację dotacji z Ministerstwa Sportu na budowę trybun na torze). Dyrekcja AR sądzi że jest centralnym ośrodkiem Radomia zrzeszającym sympatyków motoryzacji, a tak naprawdę jest samotną wyspą której nikt nie chce znać i mieć z nią nic wspólnego. I nie zmieni się to dopóki nie nastąpią zmiany w Zarządzie i dyrekcji, dyrekcji która dzięki swojemu stanowisku wykorzystuje podwładnych do swoich osobistych i prywatnych celów.