Na szczęście tam nie mieszkam. Na nieszczęście - codziennie dojeżdżam do pracy przez praktycznie
cały Wrocław - od północnego zachodu ósemką do Strzegomskiej - niedaleko Nowego Dworu
Na razie mój bilans bezpośredni: rozwalony kierunkowskaz w autobusie, u mnie zadrapany lakier
(moja wina), lekko puknięty rowerzysta (wbił się mi z boku w przednią rejestrację). Teraz
jeżdżę jak wypłosz - rowerzystów omijam z bardzo daleka, dziury na drodzę podobnie -
chociaż ostatnio udało mi się dobić prawym przednim amorkiem "do dechy" na
"międzymiastowej" ósemce przy ograniczeniu do 70km/h jechałem 60km - pewnie powyżej
ograniczenia bym urwał na tych chorych dziurach zawieszenie... Dzisiaj wróciłem z
pięciodniowego wypadu do Warszawy. Przy wrocławskich dziurach i korkach stan dróg w stolicy
to po prostu raj (chociaż nie zawsze, ale jednak - mają tam obwodnicę!)...
Sporo jeżdżę po kraju i zapewniam, że tak fatalnych dróg, jakie ma Wrocław, nie ma w żadnym innym mieście. Nie mówię tu o pojedynczej ulicy, ale o całym mieście. We Wrocławiu wszystkiemy jest winna poniemiecka kostka brukowa, i bezmózgowie ludzi traktujących ją jak zabytek.
I pociesz się - jeździsz chyba najlepszymi odcinkami ulic w mieście. Najgorszy na tej trasie jest Plac Grunwaldzki, ale jadąc 8 z kierunku Oleśnicy można go pięknie ominąć, zaliczając tylko jakiś 200 m odcinek kostki.