Powiem tak, jestem za tym, aby egzekwować obowiązujące
przepisy, czyli zapalać światła kiedy jest
potrzeba, a nie wprowadzać nakaz jazdy z włączonymi
światłami przez cały rok.
W mieście, gdzie jest najczęściej ograniczenie do 50km/h
w słoneczny lub pogodny dzień, gdzie często
dochodzi powolny ruch wynikający z korków ulicznych
naprawdę nie widzę sensu jeździć "na światłach".
Jak najbardziej natomiast popieram, aby włączyć światła
gdy jest gorsza widoczność lub istniejące warunki
na drodze ku temu sprzyjają.
Niestety nie da się zamknąć w sztywnych ramach "warunków pogodowych". Wyobrażasz sobie, że piszą ci w kodeksie: gdy widoczność wynosi 65% czy coś w tym stylu? Nie, a jesli napisaliby: w przypadku niedostatecznych warunków na drodze należy włączyć światła, czy cuś, to każdy mógłby powiedzieć: ale panie władzo, przecież ja w tych warunkach jak orzeł widzę. Dlatego też wprowadzili jazdę na światłach całorocznie.
A co do terenu zabudowanego: Gdyby wyłączyli z obowiązku teren zabudowany, to w każdych małych miejscowościach, nie obowiązywałby również. A wiesz przecież jak tam wariują niektóre kubusie.
Powtórzę się po raz n-ty -
Uważam natomiast, że lepiej zobowiązać odpowiedzialne
służby, powołane do tego statutowo, aby eliminowały
ignorantów, którzy jeżdżą na światłach tylko w
ciemną noc.
Nie ma takiej możliwości: brak funduszy, brak ludzi.
Nie nakazujmy wszystkim kierowcom, aby za te kilka
procent ludków mających gdzieś przepisy ruchu
drogowego, inni byli zmuszeni do jazdy z włączonymi
światłami przez cały rok, również wtedy, gdy nie ma
to realnego uzasadnienia.
Nie da się upilnować - należy wprowadzić ogólny obowiązek. A realne uzasadnienie wg. mnie jak najbardziej istnieje.